Jutro

21.4.17 Komentarze 2

Jutro odwiedzę Babcię.
Jutro utulę Milenkę do snu bez pośpiechu.
Jutro powiem Mu, że mi przykro. Że żałuję każdego wypowiedzianego słowa.
Jutro wypijemy kawę na spokojnie.
Jutro porozmawiamy, Syneczku.
Jutro.. obiecuję.
Jutro.


Tacy jesteśmy oświeceni, tacy oczytani, inteligentni i do przodu ze wszystkim. Taką mamy wiedzę o świecie, pojęcie o wszystkim i zdanie na każdy temat.. a nie potrafimy tego, do czego niepotrzebne są żadne szkoły. Ani stosy przeczytanych książek.
Ani nadzwyczajna inteligencja.
Potrzebna jest  jedynie  pokora.
Dużo pokory.

Myślę, że nie potrafimy doceniać życia.
Samego faktu, że jest. Po prostu.
Że wstajesz na zdrowe nogi, myjesz zęby i myjesz twarz ciepłą wodą. Że śniadanie, obiad i kolacja. Że śpiew ptaków i kwitnące drzewa. Dzieci, rodzice i jeszcze ciągle dziadek z babcią.
Czasami trudno przychodzi nam cieszyć się z tego, że to życie jest właśnie takie, a nie inne. Szczególnie, kiedy nie jest dokładnie takie, jakie sobie wymarzyliśmy.

Zachowujemy się, jakby liczyło się tylko to, co ma być.
Nie każdy potrafi być tu i teraz.
Jesteśmy jutro.


Czasami, kiedy słucham ludzi - kiedy słucham samej siebie najczęściej - to nie potrafię się nadziwić, jak bardzo jesteśmy pewni siebie.
I wcale nie chodzi o to, że nie możemy planować, marzyć i pewnych rzeczy odkładać w czasie.. chodzi o to, że zazwyczaj najważniejsze odkładamy na później.
Zawsze na później. Bo przecież zdążymy. Bo jeszcze mamy czas. Bo młodzi jesteśmy, zdrowi.
Tak jakby ktoś był w stanie dać nam gwarancję, że to, co najcenniejsze, będziemy mieli jeszcze szansę przeżyć.
To czego żałujemy - naprawić.
To za czym tęsknimy - spełnić.

Mam wrażenie, że bardziej niż wiedzy o świecie potrzebujemy świadomości, że kiedyś nas zabraknie.
Takiej prawdziwej i pełnej świadomości.
Bo żyjemy z niezwykłą pewnością jutra.
Żyjemy z pychą, którą trudno nawet wytłumaczyć, bo przecież wiemy, że jutro nie jest nasze.. a jednak nie przyjmujemy do świadomości że nieszczęścia, o których słyszymy w wiadomościach, równie dobrze mogłyby stać się naszą rzeczywistością.
Nie Marii P.
Nie Artura W. .. tylko moją i twoją.


Bo gdybyśmy nie byli tak odważni nikt z nas, nie przegapiłby wiosną kwitnącej magnolii w ogrodzie.
Znaleźlibyśmy chwilę, żeby przystanąć i się zachwycić. Chociaż przez okno popatrzeć.
Nikt z nas nie kłóciłby się z bratem, ciocią czy kuzynem przy każdej okazji. Nie mielibyśmy odwagi nie odzywać się do siebie latami. Częściej wyciągalibyśmy rękę na zgodę. Mniej obchodziłoby nas, kto zaczął, kto pierwszy powiedział to czy tamto.. szybciej potrafilibyśmy zapomnieć.
Bez pychy życia, nie chodzilibyśmy z kąta w kąt zadąsani o byle co. Nie robilibyśmy problemów z niczego. Nie krzyczelibyśmy na dziecko, za błoto przyniesione do domu.
Mniej przejmowalibyśmy się rzeczami, bardziej ludźmi.
Bez tej niemądrej pewności jutra, czas by się znalazł na obiecaną kawę z koleżanką i wolny wieczór dla męża.
Wolne serce dla Boga.
Życie biegłoby wolniej, rozważniej, w bliskości, na którą teraz tak często szkoda nam chwil.
Byłoby nam za to szkoda życia na bylejakość.
Na te wszystkie nieciekawe książki, filmy z oczywistym zakończeniem, toksyczne znajomości i herbatę malinową bez malin w składzie.


Niestety jestem odważna.
Mam odwagę nie żyć tym, co mam do przeżycia dzisiaj.
Nie rozglądam się dookoła, nie patrzę głęboko w oczy wystarczająco często, widzę problemy tam, gdzie ich nie ma.
Czuję pewność jutrzejszej kawy o siódmej rano, chociaż wcale mieć tej pewności nie mogę.
I że Malutką znowu przytulę przed snem, a ona powie mi do ucha, że wcale nie kocha mnie trochę, a najbardziej na świecie..

Tak się gniewamy, jakbyśmy mieli jeszcze całe życie na to, żeby powiedzieć przepraszam.
Tak pracujemy, jakbyśmy mieli całą starość na odpoczynek.
Tak wychowujemy dzieci, jakbyśmy mieli jeszcze wiele lat na nauczenie ich tego, co naprawdę ważne
To nic innego, jak pycha życia. (1 List Jana 2;16)


Często słyszę, że jestem jeszcze młoda i całe życie przede mną.
Mówią, że przyjdą spokojniejsze dni, ten lepszy czas.
Czas, żeby pożyć naprawdę.. i wtedy nie wiem co powiedzieć.
Nie mam nawet trzydziestki, a jednak czasami przychodzą do mnie myśli, o których głośno się nie mówi.
Ja o nich nie mówię.
Bo przecież dzieci mam jeszcze malutkie. Potrzebują mamy, opieki, czytania na dobranoc..
Tyle jeszcze muszę im powiedzieć, tyle im pokazać.
Marzenia mam, cele i plany.
Gości w niedzielę i apartament nad morzem opłacony na czerwiec.
Tyle jeszcze chciałabym zobaczyć i przeżyć. Tyle jeszcze zdążyć, zanim mnie zabraknie.

Nie chcę myśleć o śmierci. Nie chcę mówić o śmierci. Nie chcę o niej słuchać.
Dwudziesto-kilku-latki nie myślą o śmierci. Nie mówią o śmierci i absolutnie nie chcą o niej słuchać.


Ale te myśli przychodzą, kiedy sąsiadka umiera na raka, zostawiając trójkę malutkich dzieci i zrozpaczonego męża.
Przychodzą, kiedy słyszę o wypadku, w którym ginie pięcioosobowa rodzina.
Czasami przychodzi otrzeźwienie i tak bardzo się cieszę, że przychodzi..

Bo człowiek to by chciał wtedy odejść, kiedy najbliżej jest Boga.
Kiedy ze wszystkimi jest pogodzony, sprawy ma pozałatwiane, dzieci wychowane i wnuki doskonale dają sobie radę.
Kiedy to i kiedy tamto.. każdy ma jakieś swoje na ten temat myśli.
Wtedy inaczej się odchodzi. Wtedy już można.

Ale to nie w naszych rękach leży.
Nie my decydujemy kiedy - czy jutro, czy za miesiąc, czy za lat trzydzieści.
Czy we śnie, na spokojnie, czy w ogromnym bólu.. czy zimą, czy latem, czy może wczesną jesienią?

Niejeden wiele by zrobił, żeby tę datę znać.
Wtedy człowiek by wiedział, kiedy się wreszcie zatrzymać. Pod koniec priorytety by poprzestawiał, wybaczył, spełnił marzenia, a pewne rzeczy odpuścił, nie tracąc cennych dni.
Z większą pokorą do każdego dnia by podchodził.
Z celebracją.


Dzień po dniu jakoś leci, a mi też tej pokory tak bardzo brakuje.
Pewności, że ze wszystkim jeszcze zdążę, mam w sobie za dużo.
Chciałabym tej odwagi do myślenia w ten sposób mieć mniej..

Więc może jednak zamiast jutro, to dzisiaj Babcię odwiedzę.
Dzisiaj utulę Mili do snu bez pośpiechu.
Porozmawiam z Synem.. dzisiaj.



Muszę przyznać, że ani z urodzin, ani ze ślubów, ani z uroczyście obchodzonych rocznic zakochanych w sobie małżeństw nie wychodzę tak odmieniona, jak z pogrzebów.

I nigdy bym nie pomyślała, że śmierć tak mnie będzie motywować do życia..

2 komentarze

Napisz komentarze
Luśka
AUTOR
25 kwietnia 2017 11:11 skasuj

Wspaniałe przemyślenia

Odpowiedz
avatar
Anonimowy
AUTOR
20 października 2017 12:58 skasuj

,,Muszę przyznać, że ani z urodzin, ani ze ślubów, ani z uroczyście obchodzonych rocznic zakochanych w sobie małżeństw nie wychodzę tak odmieniona, jak z pogrzebów". Piękne przemyślenia pozdrawiam Magdalena

Odpowiedz
avatar