Dni skromnych początków

26.9.16 Komentarze 0

Dokładnie rok temu powstał pierwszy wpis.
Dokładnie 24 września 2015, odważyłam się zaryzykować i spełniać jedno ze swoich marzeń- pisać.
Nie do notesu, który wstydzę się pokazać nawet mojemu mężowi.
Nie do folderu w komputerze o nazwie Moje.
Nie dla siebie, do poczytania z nudów na stare lata.. ale do ludzi z krwi i kości.
Bałam się jednocześnie ogromnej odpowiedzialności za własne słowa.
Bo czy można pisać jedno, coś własnym nazwiskiem podpisać, a potem iść i robić drugie?
Żyć zupełnie na odwrót?
Niezliczoną ilość razy, te słowa spisane i opublikowane, do pionu mnie doprowadzały.. przywoływały do porządku..

Pamiętam jak dziś te emocje, podekscytowanie, niepewność.. ciągle to czuję.
Za każdym razem kiedy klikam opublikuj, kiedy zatwierdzam komentarze na stronie i czytam te na facebooku, albo kiedy znajdujecie chwilę czasu, żeby napisać dłuższą wiadomość i dać mi poznać siebie chociaż odrobinę..
To dla mnie ogromna nagroda i zaszczyt- że czytacie i chcecie czytać.
Że jesteście.
Bardzo Wam dziękuję.


Dzisiaj kilka postów napisałabym chyba inaczej.. lekkiego pisania o trudnych rzeczach trzeba uczyć się latami.
Ja jestem na początku drogi, dlatego wybaczcie, jeśli czasami czujecie się ciężko po jakimś tekście..
Zawsze powtarzam, że tematy na moim blogu nie biorą się znikąd. Wszystko, o czym piszę dotyczy w pierwszej kolejności mnie samej. Piszę o rzeczach, z którymi sama mam problem.
Przepraszam za egoizm- ale ja w dużej mierze piszę dla siebie.. wierząc, że może jakaś grupa kobiet będzie mogła się z danym problemem utożsamić. Będzie mogła zaczerpnąć garść inspiracji i nadzieję, że można.
Że z Bogiem można wszystko.
Przejść każdą dolinę i pokonać każdy problem.
Rozmawiać, pchając wózek z noworodkiem albo stojąc w korku w drodze do pracy.
Wychować dzieci i pokochać macierzyństwo takie jakie jest. Nie zawsze przecież proste..
Można z Bogiem przeżywać każdy dzień w relacji, której nie zastąpi żadna z tych ziemskich.
Można w Bogu być kobietą prawdziwie spełnioną.

Chciałabym teraz napisać, że dzięki blogowaniu przez ten rok poznałam wiele wartościowych osób i kilka wpływowych. Że nie dawałam rady odpisać na te wszystkie maile, w których dzieliliście się swoimi osobistymi historiami albo prosiliście o radę. Że było ich całe mnóstwo.. że nie nadążałam.
Chciałabym pochwalić się, że dzięki blogowaniu otworzyło się dla mnie całe mnóstwo możliwości. Drzwi, do których zawsze bałam się nawet zapukać, teraz stoją dla mnie otworem.
Chciałabym móc napisać o choćby najdrobniejszych sukcesach w ogólnopolskich rankingach, tysiącach odsłon strony dziennie, statystykach, które mogłyby zachwycić.
Chciałabym też napisać, że przez ten rok dawałam z siebie wszystko. Że ani przez chwilę nie zwątpiłam w sens tego co robię, ani jeden raz nie zadrżała mi ręka w trakcie pisania..
Chciałabym, ale nie mogę.

Prawda jest taka, że zamykałam bloga średnio raz na dwa tygodnie. Momentami nawet kilka razy..
Ten miniony rok był ciągłym balansowaniem pomiędzy ogromną satysfakcją, radością i poczuciem spełnienia, a walką ze zmęczeniem, wypaleniem, brakiem czasu i motywacji.

Zawsze myślałam, że najtrudniej zrobić ten pierwszy krok i zacząć.
Myślałam, że potem jakoś pójdzie i będzie odpowiednia ilość sił i czasu, i chęci będzie na pęczki..
Myliłam się.. bardzo się myliłam.
Zacząć było najprościej.
Najtrudniej było robić to pomimo przeszkód i rozczarowań.
Przeć do przodu nawet wtedy, kiedy przychodziło totalne zniechęcenie.
Kiedy oczekiwania okazały się zbyt wygórowane, a rzeczywistość nie tak kolorowa jak w moich wyobrażeniach.

Niby wiedziałam w co wchodzę.
Niby napisałam w swoim pierwszym wpisie, że:

Bóg tutaj będzie w samym środeczku. Pierwsze miejsce zajmie. I nie boję się tego napisać, chociaż niejednego to może zniechęcić. Bóg nie jest na topie, nie cieszy się zbyt wielką popularnością, ale nie mogę inaczej. Nie chcę. Musiałabym być jakąś hipokrytką żeby udawać, że bez Niego świetnie sobie radzę. Że On nie towarzyszy mi wszędzie i we wszystkim- nawet w tym, co wydawałoby się z Bogiem nic wspólnego nie ma. Hipokryzji nie lubię, a o popularność bić się nie zamierzam.. (więcej TUTAJ)

Niby wiedziałam, że ludziom bardziej po drodze z modą i najnowszymi trendami, niż z Bogiem. Bóg przecież trendy nie jest..
Ludzie lubią pooglądać piękne zdjęcia, a ja ich nie robię.
Ludzie lubią sensacje i kontrowersje, a tutaj ich nie znajdą.
Ludzie chcą wiedzieć co, gdzie, za ile.. gdzie taniej, ładniej i gdzie najnowsze kolekcje warte uwagi są.. a ja sama tego nie wiem, więc pisać o tym nie mogę.
Ludzie nie lubią, kiedy się ich do zmian prowokuje i obciąża sumienie, a ja często to robię..
Niby wiedziałam, że Bóg i świętość popularna nie jest, więc blog w tym klimacie nie może być wielkim sukcesem.. ale i tak, głupia, zaczęłam na liczbach się skupiać.

Zapomniałam o powodach, dla których chciałam stworzyć to miejsce. Zapomniałam, że ważne miały być dla mnie jednostki, a nie setki ani tysiące.
Zapomniałam, że nie miałam mierzyć sukcesu ilością odsłon kolejnych wpisów.. że dla Boga ważne nie są statystyki i liczby, a moje serce i nastawienie, które powinno mówić: dla Jego chwały- nie dla mojej.
Zapomniałam o wszystkim tym, co przynosiłam przed Boży tron w modlitwie na samym początku. Wtedy, kiedy wybierałam czcionkę i kolor tła na stronę, myślałam nad nazwą.. zanim napisałam pierwsze słowo.

Ja zapomniałam, dlatego jeśli jesteś na początku swojej drogi, albo już od dawna robisz to coś, co Bogu z twojego życia ma oddawać chwałę - weź kartkę papieru, zeszyt albo notes jakiś.. i pisz.
Napisz kilka zdań o tym, co chcesz osiągnąć i co tobą kieruje.
Ubierz w słowa swoje cele i marzenia.
Przemyśl jak, kiedy, po co i dlaczego. Oblicz koszty i przygotuj się na czas emocjonalnego dołka, zwątpienia.. bo taki przyjdzie na pewno.
Wtedy weźmiesz do ręki zapisaną kartkę i zaczniesz czytać. Przypomnisz sobie na czym miałaś się skupiać i co miało być dla ciebie na prawdę ważne. Na czym na prawdę ci zależało.
Przypomnisz sobie o Bogu, dla którego to robisz.
Musisz to wszystko wiedzieć i spisać, żeby nie zapomnieć tak jak ja.
Żeby nie dołączyć do wyścigu szczurów, w którym tak naprawdę wcale nie chciałaś startować.
Żeby nie iść za głosem wołającym, że tylko liczby i uznanie ludzi się liczą. Że prawdziwy sukces tymi liczbami jest mierzony..
A u naszego Boga sukces inną ma definicję.

Czasami Bóg daje swoim popularność, pieniądze i uznanie. Czasami jednak pozwala, żeby pracowali w ciszy, bez głośnych oklasków i aplauzu.
On widzi twoją wierność nad tym, co małe( Mateusza 25;21)
On ją docenia i wynagrodzi. Nie myśl, że jest inaczej!
Wszystko jedno, czy stoisz na piedestale czy za zamkniętymi drzwiami robisz to, co wiesz, że powinnaś i co jest tą twoją częścią tutaj na ziemi. Takim zadaniem od samego Boga..
Cokolwiek to jest, bądź w tym wierna.
Nie rozpamiętuj potknięć, nie oglądaj się wstecz, nie patrz na ludzi, liczby i niedociągnięcia.
A przede wszystkim nie gardź dniami skromnych początków. (Zachariasz 4;10), bo to, co tobie wydaje się mało ważną pracą, porażką czy stratą czasu, w Bożych oczach może być wspaniałym dowodem twojej wierności w małych rzeczach.
Nasze nastawienie do małego ujawnia prawdę o tym, czy zasługujemy na więcej i czy jesteśmy w stanie udźwignąć większą odpowiedzialność i wspanialsze, może bardziej spektakularne sukcesy.

Bóg pokazał mi, że pojedynczy człowiek jest ważniejszy niż liczby, statystyki, poklepywanie po plecach i łechtające ucho pochwały.
Ważny jest mój sąsiad i sąsiadka.
Ważna jest mama Michałka, z którym Benio chodzi do klasy, i mama tej drobnej dziewczynki z lokami, z którą Jaś bawi się w przedszkolu.
Ważna jest moja była nauczycielka. Jedna, druga, trzecia.. a może i czwarta, o której nawet nie wiem, że czyta..
Ważny jest każdy mężczyzna, który czasami wpadnie znajdując - o dziwo- coś dla siebie.
Ważna jest dziewczyna, która całkiem przypadkiem trafiła na bloga i ta, która zajrzała z polecenia przyjaciółki.
Ważna jest też moja znajoma sprzed kilkunastu lat i całkiem obca mama trójki nastolatków.
Ważna jesteś Ty.

Teraz wiem, że żadna liczba lajków, komentarzy ani żadne inne liczby, nie są w stanie dorównać wartości jednej osoby, dla której mój Niebiański Ojciec na nowo, a może zupełnie po raz pierwszy, staje się realnym, żywym Bogiem.
Wybaczającym, kochającym, bliskim..

Nic nie może się równać z tym:

Zawsze jak czytam, to sobie myślę, że przeżywam dokładnie to samo.. (...)

(...) czuję się tak, jakbym to ja sama mogła je napisać...mam dokładnie tak samo jak Ty, choć nie...ja mam tylko jedno małe dziecko a i tak mam poczucie, że z niczym sobie nie radzę... Gdy tu wchodzę i czytam kolejny wpis, który jest napisany prosto "do mnie" to bardzo mnie to pociesza, buduje, podnosi na duchu (...)

Jak zwykle kojąco. Łzy też normalka.. Dobrze tu wracać.I uczyć się wciąż i mądrze na rzeczywistość spoglądać i ducha umacniać!

(...) czuję się zachęcona, czytając o rzeczach mi bliskich, utożsamiam się z każdym prawie wpisem, widzę w nich swoje zmagania, problemy, radości.

Jestem mamą bardzo krótko, ledwie 5 miesięcy. Ale czasem mam dość wszystkiego. Chciałabym uciec,choć na chwilę. A zaraz potem zastanawiam się co ze mnie za matka?Teraz wiem, że nie jestem sama. I że czasem powinnam dać prowadzić się łagodnie :-) mieć chwilę wytchnienia. Dziękuję Ci za ten tekst.

... czytam te i inne komentarze i wtedy upewniam się, że Pan Bóg się do tej mojej pisaniny przyznaje.

Dlatego już tego nie robię.
Już nie gardzę dniami moich skromnych początków.
Ty też nie powinnaś.


Wszystko ma swój czas

21.9.16 Komentarze 5

Wszystko co czytam w Biblii, od jakiegoś czasu interpretuję w najbliższy mi, na tę chwilę mojego życia, sposób.
Całkowicie nieumyślnie, patrzę na Boże Słowo przede wszystkim jako matka.
Teraz jestem głównie mamą, dlatego chyba nie może być inaczej.. z każdego wersetu wyciągam wszystko to, co ważne nie tylko dla mnie jako człowieka, ale przede wszystkim jako mamy. Desperacko potrzebującej Bożego głosu mamy.
Przykładem może być przepiękny werset z Księgi Izajasza, o którym pisałam  TUTAJ.


Szukam pomocy, drogowskazów i wsparcia.
Szukam odpowiedzi na tysiące pytań, które rodzą się w mojej głowie każdego dnia.
Potrzebuję wiedzieć, że to, co robię od świtu do.. świtu, ma dla Boga znaczenie.
Że ten czas mojego życia nie jest zmarnowany i jest dla Niego ważny.
Na tyle ważny, żeby napisać do mnie i do ciebie, kilka słów mówiących:
jestem blisko
rozumiem
dasz radę
pomogę ci
...

Ciągle wyłapuję perełki na taki czas, jak ten. (Ks. Estery 4;14)
Niezwykle wymagający, pełen wyzwań, emocji i wzruszeń okres mojego życia.


Od kilku tygodni, dzień w dzień, chodzi za mną pewien fragment:

Wszystko ma swój czas.

Na każdą sprawę pod niebem przychodzi kiedyś pora.


Jest czas rodzenia i czas umierania;

jest czas sadzenia i czas zbiorów.

Jest czas ranienia i czas leczenia;

jest czas burzenia i czas budowy.

Jest czas płaczu i czas śmiechu;

jest czas żalu i czas tańca.

Jest czas rozrzucania kamieni

i czas ich zbierania;
jest czas pieszczot i czas rozłąki.

Jest czas szukania i czas straty;

jest czas gromadzenia i czas wyrzucania.

Jest czas rozdzierania i czas zszywania;

jest czas milczenia i czas mówienia.

Jest czas miłości i czas nienawiści;

jest czas wojny i czas pokoju.

Księga Kaznodziei (Koheleta) 3;1-8

.. przeczytałam i od razu do głowy przyszło mi to:

Jest czas nieprzespanych nocy i czas spokojnego snu.

Jest czas buntu dwulatka i czas buntu nastolatka.

Jest czas, w którym ono ciągle mówi, a my nie chcemy słuchać;
jest czas, w którym chcemy słuchać, ale ono już nie mówi.

Jest czas kolek, smoczków i brudnych pieluch.
Jest czas egzaminów, kumpli i pierwszych randek.

Jest czas nieustających hałasu i czas głuchej ciszy.

Jest czas porozrzucanych zabawek i odbitych paluszków na świeżo wymytych oknach;
jest czas pustych pokoi i tęsknoty.

Jest czas wypowiadania słów i czas żałowania wypowiadanych słów.

Jest czas gier planszowych, rodzinnego oglądania shreka i wyjść na plac zabaw;
jest czas zapalonych świec, kina i spokojnej kolacji we dwoje.

Jest czas dumy i czas wstydu.

Jest czas łez wzruszenia i czas łez bezsilności.

Jest czas niespożytej energii i czas permanentnego zmęczenia.

Jest czas naleśników i czas dwudaniowych obiadów.

Jest czas w którym myślisz, że masz jeszcze czas;
jest czas, w którym uświadamiasz sobie, że twój czas już minął.


Kilka etapów już za mną, wiele jeszcze przed mną.


Zawsze zadziwia mnie ponadczasowość Bożego Słowa i wielka mądrość w prostocie. 
Naturalne przenikanie się różnych etapów życia, przeplatanie się łatwiejszych i trudniejszych chwil i sezonowość naszego bycia tutaj na ziemi, niezmiennie mnie zachwyca.
Bóg z niezwykłą precyzją zaplanował każdy etap naszego życia.
Z premedytacją wprowadza nas w kolejne okresy i przeprowadza przez nie swoją wszechmocną ręką. Dzięki tym zmianom, możemy dochodzić do duchowej dojrzałości.
Nic nie dzieje się z przypadku, nic nie dzieje się bez Jego wiedzy.
Jednak to trudne.. tak całkowicie się poddać i zaufać, że On ma dla nas myśli o pokoju, a nie o niedoli, aby zgotować nam przyszłość i natchnąć nadzieją. (Ks. Jeremiasza 29;11)
A to przecież niezachwiana prawda.


Powtarzam to sobie za każdym razem, kiedy nie potrafię poradzić sobie z zachowaniem pierworodnego, albo stoję na ostatnich nogach z chorą najmłodszą na rękach.
Może za kilka lat będę w stanie powiedzieć wypłakującej się w moje ramię młodej mamie, że będzie lepiej. Że jeszcze chwila i przyjdzie nowe.
Że to właśnie ta chwila, w której może okazać się pełnia Bożej mocy. Przecież ona okazuje się w naszej słabości.. (2 Koryntian 12;9)
I powiem jej jeszcze, że nie domyślam się co czuje.. ale dokładnie to wiem. Bo przecież przechodziłam przez to samo.


W rodzicielstwie różnych okresów jest mnóstwo.
Co chwilę wchodzi się w inny, nieznany dotąd etap.
Trzeba sprostać nowym wyzwaniom, bez instrukcji obsługi, bez przygotowania, bez wypisanych czarno na białym zasad.
Ale rzuceni na głęboką wodę, bardziej uświadamiamy sobie naszą zależność od Boga.
Bo tak całkiem szczerze.. kiedy najbardziej zbliżamy się do Stwórcy? Kiedy odkrywamy naszą słabość i potrzebę Zbawiciela w naszym życiu?
W radości czy w płaczu..?
W pełni sił czy w totalnej bezsilności?

Prawda mówiąca o tym, że Jezus wystarczy, może stać się realna tylko w momencie, w którym Jezus to naprawdę wszystko, co nam pozostało.
Dopiero wtedy to hasło, tak chętnie głoszone w momentach duchowego uniesienia, może być naszą rzeczywistością.


Uspokaja mnie myśl, że chociaż wszystko się zmienia, mój Bóg zawsze pozostaje ten sam.
Zawsze.
W Nim nie ma żadnej zmienności, ani cienia odmiany. (List Jakuba 1;17)

Zawsze te same wspierające ramiona, wyciągnięte w moją stronę.
Zawsze ta sama, nieogarnięta rozumem łaska.
Zawsze ta sama miłość.
Zawsze Ten sam Bóg.

Nie wiem, na co w twoim życiu właśnie jest czas.
Nie wiem, czy skaczesz z radości, czy może łzy same cisną się do oczu.. rano, przy obiedzie, kapią do ulubionej herbaty wieczorem.
Nie wiem, czy za chwilę powitasz w swoim świecie nowe życie, czy opłakujesz czyjąś śmierć.
Nie wiem, czy kochasz jak nigdy, czy walczysz z nieprzebaczeniem.
Nie wiem, czy to okres nieprzespanych nocy, czy czas, w którym masz chwilę dla siebie i spokojny sen.

Ja nie wiem.
Ale Bóg wie.


On wie i rozumie jak nikt inny.
Wie i ma pod kontrolą.. chociaż może wszystko dokoła krzyczy, że najpewniej ją stracił i zwyczajnie o Tobie zapomniał.
Pan Bóg wszystko uczynił pięknym w swoim czasie (Kaznodziei Salomona 3;11).
Nie spóźnia się, nie zwleka, nie myli.
Bóg ma dla ciebie to, co potrzebne, byś z czasu wypełnianego żalem, mogła wkroczyć w czas tańca.
A z miejsca zranienia, weszła w zupełne uzdrowienie..

Silniejsza.





Gość w dom..

1.9.16 Komentarze 2

Są domy, w których po prostu chcesz być.
Tam czujesz się zawsze zaproszona, zawsze mile widziana, zawsze chciana.
Są domy, w których jest ci dobrze. I chociaż wystrój nie taki jak lubisz i kurz niewytarty tak zupełnie dokładnie, na podłodze rozsypane zabawki, a obrus ma plamę po czekoladowym budyniu, to zupełnie nic ci tam nie przeszkadza. Mogłabyś siedzieć w tym nie-w-twoim-stylu fotelu i zapomnieć, że wpadłaś tylko na chwilę. Na sekundę dosłownie, a dwie godziny już jesteś.. gadasz, słuchasz, odpoczywasz psychicznie, ładujesz akumulatory..
Są ludzie, z którymi chce się przebywać.
Ludzie, którzy zawsze są gotowi żeby przyjąć drugiego z otwartymi ramionami, bez ostentacyjnego wzdychania, bez jednoznacznego wyrazu twarzy.
Ludzie, którzy nikogo nie przyjmują w progu. Nawet listonosza, który w każdym innym domu- czy słońce, czy śnieg- właśnie na progu zbiera podpisy za polecony. U nich wchodzi do przedpokoju.
Zawsze zapraszają do środka- na chwilę rozmowy, kawę ze spienionym mlekiem lub szklankę wody. Albo po to tylko, żeby ten polecony odebrać. Żeby na mrozie Pan Andrzej nie musiał stać.
Zdejmujesz buty- choć zapewniają, że zdejmować wcale nie musisz- a oni podają ci kapcie. Takie całkiem nowe, specjalnie dla gości kupione. Albo zrobione na drutach.. jak u mojej Babci.
Potem odwieszają twój płaszcz i rozkładają parasol na kafelkach, żeby trochę okapał.
Wyjmują z kredensu te lepsze talerzyki i zdejmują zaplamiony obrus, żeby położyć przed tobą ten na specjalne okazje.
W kuchennej szafce trzymają delicje, gdyby tak ktoś akurat wpadł. Czasami za szkłem stoi słój z maślanymi ciastkami albo paluszki. Zawsze coś, choć to wcale nie ważne..
Nie przebierają nogami, kiedy siadasz w salonie, nie patrzą nerwowo na zegarek. Znajdują dla ciebie czas, uśmiech i miłe słowo. Jeśli trzeba- doradzą, pocieszą, pośmieją się..
Pomodlą się  przed twoim wyjściem, prosząc Dobrego Boga o błogosławieństwo specjalnie dla ciebie.
Bez względu na to, czy miałaś przyjść na szesnastą, czy wpadłaś tylko przejazdem- cokolwiek właśnie robili, staje się nieważne.
Właśnie przyszedł ktoś ważny naprawdę.
Ty.
Gość.
Oni wierzą, że 'Gość w dom, Bóg w dom..'. Wierzą w to i tym żyją na co dzień- nie tylko od święta.
W tych domach ważny jest człowiek, ważne są relacje.
Tym ludziom nie robi różnicy zupełnie, czy ten ich gość, to szanowany prawnik w średnim wieku, czy sześcioletnia dziewczynka bez zębów z przodu.
Każde z nich dostanie tę samą szklankę soku, usłyszy to samo zapraszamy, doświadczy takiej samej uwagi, zobaczy ten sam uśmiech.
Uśmiech przede wszystkim, nawet jeśli soku akurat w lodówce zabrakło..

Są też domy, które omijam z daleka. Obchodzę je szerokim łukiem.
Z ludźmi, którzy w nich mieszkają jestem raczej na cześć, bez chęci na więcej.
Oni wolą mieć swoje miejsce na ziemi zupełnie zamknięte dla innych. Azyl po pracy, szkole, na wolne weekendy.. azyl, do którego ty nie jesteś proszona. A przynajmniej, nie zawsze.. tylko czasami, na ich warunkach.
Czujesz to w gestach, wyrazie twarzy i słowach, którym brak ciepła.
Jeśli już muszę jakąś sprawę załatwić, naciskam dzwonek niepewnie, z tysiącem myśli w głowie i wątpliwościami. Bo może znowu będę przeszkadzać.. może znowu przyszłam nie w porę.
Czasami pojawią się tam znajomi. Na wizytę umówioną miesiąc wcześniej lub na urodziny. Proszone.
I to nie o to chodzi, że od ludzi stronią.. bo do innych bardzo chętnie chodzą.
Sami jednak wolą swój dom zachować dla siebie.
Swoim ekspresem robić sobie kawę nad ranem.
Swój wolny czas poświęcić na swoje sprawy.
Swoje ciasto zjeść nad swoim laptopem.
W swoim salonie rozmawiać ze swoją rodziną.. albo telewizor oglądać. Swój ulubiony serial na przykład..
I o ile tego właśnie czasami człowiekowi trzeba, o tyle całe życie tak spędzać.. tak sobie tylko i sobie..to wielka szkoda i strata. Nie dla innych, a dla tych samowystarczalnych. 

Niektórzy mówią, że gościnność to dar. Że mają go tylko niektórzy i nie należy z tym walczyć, bo i po co.
I ja się zgadzam, że to dar. Naturalnie mają go naprawdę nieliczni.. ale czy mamy żyć z postawą: 'Jaką mnie Panie Boże stworzyłeś, taką mnie masz.'? Tutaj bym dyskutowała.
Pan Bóg namawia nas do gościnności, Kochane Kobiety.
Ta odpowiedzialność w dużej części spoczywa na naszych barkach. To, na ile gościnny jest nasz dom, w dużej mierze zależy od nas.
Co więcej, Bóg nakazuje nam gościnność. I to taką bez marudzenia. Bez przewracania oczami na boku.
A to czasami jest trudne..

'Okazujcie jedni drugim gościnność
bez szemrania'
                                                                             I List Piotra 4,9

Mało tego.. dzięki gościnności, w naszym życiu mogą dziać się cuda.
Takie najprawdziwsze, z aniołami w roli głównej.

'Nie zapominajcie o gościnności.
Dzięki niej niektórzy, nieświadomi tego,
gościli aniołów.'
                                                                                    Hebrajczyków 13,2

Może uśmiechniesz się pod nosem i spróbujesz sprowadzić ten werset do grupy tych fragmentów Biblii, których dosłownie rozumieć się nie powinno.
Niby dlaczego? Anioł, to przecież nie przystojny mężczyzna o włosach w kolorze blond, w białym ubraniu, ze skrzydłami i aureolą.
Myślę sobie nawet, że może nie jeden mija nas w drodze do pracy w zwykłych dżinsach. Może puka do drzwi w koszulce z logo firmy, której nie znajdziesz w internecie.. że niby zabłądził.
A może potargane ma spodnie i brudną koszulkę. Może wyciąga rękę po pomoc albo pyta o drogę?
Przyjmiesz anioła na progu? ...

Wychowałam się w bardzo gościnnej rodzinie. W naszym domu zawsze było pełno ludzi. Czy święta, czy weekend, czy najzwyklejszy dzień tygodnia- u nas dom nigdy nie był pusty.
Pamiętam specjalny kącik dla gości w kuchni, ze stolikiem i fotelami z wikliny. Do mamy zawsze ktoś przychodził na kawę, kiedy była w domu, a że pracy przy trójce dzieci było sporo, to ona coś tam nad blatem zawsze obierała, mieszała, wkładała do słoików latem.. i jednocześnie rozmawiała z zazwyczaj niezapowiedzianymi gośćmi.
Niezapowiedziani zawsze mieli u nas miejsce, chociaż nie raz nie wiadomo było w co ręce włożyć..
Myślę, że to właśnie podczas tych zupełnie niespodziewanych wizyt ujawnia się nasza prawdziwa gościnność.
Wtedy najtrudniej jest ją z siebie wykrzesać.. kiedy mamy inne plany, kiedy jesteśmy zmęczeni, kiedy niekoniecznie chcemy towarzystwa.

Nikt nigdy nie wyszedł z mojego rodzinnego domu głodny. Nikt nigdy nie wyszedł z poczuciem, że zawadzał.
Mam od wielu lat w pamięci taki obraz jednej słonecznej niedzieli, gdzie chyba wszyscy znajomi na raz zechcieli nas odwiedzić..
Siedzieliśmy na dworze. Brakowało krzeseł, sztućców, talerzyków i szklanek.
Nie zabrakło jednak śmiechu, rozmów i kompotu z truskawek.
I mimo, że żadnego jedzeniowego wypasu nie było, to zawsze wracali. Do dzisiaj wracają..
U mojej mamy drzwi nie zamykają się do dziś.

Mimo to, ja nie mam tego daru. Kiedy wyszłam za mąż, dopiero zaczęłam się uczyć, co to znaczy gościnność.
Uczę się głównie od męża- on zawsze chciał ludzi w domu. Ja chciałam świętego spokoju.
Zawsze potrafiłam przyjmować gości, ale tego nie chciałam. Wolałam zamknąć się w swoim mieszkanku i ewentualnie akceptować oferty znajomych. Tak było dużo wygodniej i bezpieczniej.
Jednak przez te lata dużo się zmieniło. Jakiś czas temu postanowiłam postawić na ludzi.
Teraz wiem, że niektóre wizyty mogą wnieść w życie więcej, niż się spodziewamy. Czasami wydaje nam się, że to my ludziom robimy łaskę, kiedy zaprosimy ich na kawę z domowym ciastem.. a tu się okazuje, że to oni nam byli potrzebni.
Ciągle uczę się przerywać swoje zajęcia, kiedy ktoś puka do drzwi.
Ciągle uczę się częstować tym, co mam akurat najlepszego. Nie chować świeżego ciasta po kątach, żeby wyciągnąć na stół paluszki. Uczę się częstować najlepszą kawą, z najlepszym ciastem, na najlepszym talerzyku. Albo najlepszymi herbatnikami, jeśli one w domu akurat są najlepsze..
Ciągle uczę się nie czekać na zaproszenie tej drugiej strony. Często jest tak, że to ja muszę zrobić ten pierwszy krok.. staram się go robić.
Uczę się też nie myśleć teraz ich kolej i zapraszam kolejny raz pod rząd.
Uczę się otwierać nasz dom codziennie, bo wiem, że jedni drugim jesteśmy potrzebni.
Nie zawsze wychodzi.. czasami o gościnności zapominam.
Bo o gościnność trzeba dbać. Bardzo łatwo jest popaść w wygodne wegetowanie przy telewizorze w sobotnie popołudnia.. coś o tym wiem.

'Pielęgnujcie gościnność'
                                                                         Rzymian 12,13

I pamiętaj Kochana. Zawsze pamiętaj, że wszystko jedno co położysz na stół, jeśli kładziesz to z miłością.
Nie ważne są porcelanowe filiżanki i wygodne fotele za tysiące. Ważne jest twoje zainteresowanie i poświęcony czas.
Nikt nie zwróci uwagi na te kilka okruszków pod stołem i dziecięce rączki odbite na lustrze. Będą jednak zawsze pamiętać twój uśmiech na powitanie i rozmowę, której tak potrzebowali.
Nigdy nie daj sobie wmówić, że do przyjmowania gości trzeba mieć dużo miejsca i ciasto z cukierni.
Nie wmawiaj sobie, że na gości i przesiadywanie przy kawie nie masz czasu, że tyle pracy, że nie masz warunków, bo mieszkasz w kawalerce.. że kiedyś na pewno będziesz ludzi zapraszać, jak już się wybudujesz albo jak dzieci podrosną..

To, co ostatnio zauważam coraz częściej, to hojność, życzliwość i otwartość na ludzi u osób wcale nie zamożnych. Może mają mniej pieniędzy niż sąsiedzi, ale to właśnie na ich podjeździe co weekend parkuje kilka aut, słychać śmiech dorosłych i pisk dzieci.
Czasami widzę piękne, nowe domy z kolorowymi placami zabaw i ogromnymi basenami w ogrodzie, jednak brakuje tam dzieci. Jest zupełnie pusto.
Wszystkie dzieci z ulicy bawią się za to w starym, kwadratowym domu, ze sznurem zamiast huśtawki i piaskownicą dwa na dwa. Kopią tanią piłką z Biedronki w bramki wyznaczone patykami i leżą w ogrodzie na podniszczonym kocu po babci..
I mimo, że w tym domu do picia jest tylko woda i nikt nie częstuje colą, a zamiast basenu jest zraszacz do trawy, to one wszystkie bawią się właśnie tam.
Tam nikt ich nie wygania. Nie karci za zbyt głośny śmiech albo zjadanie nie swoich malin i wiśni. Nikt nie pilnuje, czy czasem nie kopnęli piłki na róże. Kiedy pada, mogą wejść do domu i pobawić się lego albo pograć w gry. Nikt nie krzyczy, że ubłocone mają buty..
Czują się tam dobrze i przedkładają ten komfort nad nowy plac zabaw ze zjeżdżalnią.

Bardzo lubię czytać cytaty Matki Teresy. To była naprawdę mądra kobieta..
Jednym z moich ulubionych jest ten:


Ludzie są ważni.
Ludzie to nasze pole misyjne.
Nie sprowadzaj relacji z innymi do listy zakupów, poświęceń i obowiązków. Prosto też może być pięknie! Postaw więc na prostotę i ciesz się drugim człowiekiem, nawet niezaproszonym..
Niech dzięki waszemu spotkaniu stanie się lepszy.
Niech wyjdzie szczęśliwszy.