Rozdarta

26.8.20 Komentarze 1

Dzisiejszy wpis jest dla kobiet, które czują się wewnętrznie rozdarte.

Dla takich jak ja, które nie do końca potrafią poradzić sobie z napięciem, które temu towarzyszy.

Tak, jestem rozdarta. Bardzo.

Rozdarta pomiędzy tym co ważne, a tym co ważne inaczej.

Rozdarta pomiędzy tym co chcę robić, a tym co powinnam.

Rozdarta pomiędzy codziennymi obowiązkami, a niecodziennymi możliwościami.

Pomiędzy pisaniem, a czytaniem... bajki mojej Córeczce. Pomiędzy tym co kocham i tymi, których kocham. Pomiędzy marzeniami, a rzeczywistością. Jestem rozdarta pomiędzy pragnieniem bycia z dziećmi i pragnieniem pracy w ciszy i w spokoju. Pomiędzy dążeniem do nowych rzeczy i wiernym dbaniem o te, które już mam. Pomiędzy pracą 'na zewnątrz' i pracą za zamkniętymi drzwiami mojego domu. Często nie wiem co w danej chwili wybrać, a najczęściej przychodzi mi wybierać między dobrym, a... dobrym. Jak pogodzić te dwa światy? Jak żyć życiem świadomym celu w tym bałaganie myśli i nieustannym wołaniu dochodzącym z obu stron?


W samym środku tego napięcia i nieznośnym uczuciu bezsilności, dzień po dniu przypominam sobie, że Bóg jest ze mną w każdym moim 'pomiędzy'. Proszę Go o mądrość w podejmowaniu decyzji i odważnie wchodzę całą sobą w to, co wybrałam. Bez żalu i bez oglądania się za siebie. Ta odwaga jest bardzo istotna. Bez niej nigdy nie byłabym w stanie zaangażować się w pełni ani tu, ani tam. Przypominam sobie, jak ważne jest poddawanie Jemu wszystkiego. Każdego mojego kroku, każdej czynności, każdego wyboru. Każdego uczucia napięcia i bezradności. Staram się podchodzić do każdej decyzji z postawą uwielbienia i wdzięczności za to, że mam z czego wybierać. Że mam przywilej różnych opcji. To niezwykle ważne w całym tym trudnym procesie... Procesie uświęcenia. W procesie kształtowania mnie, jako Bożej kobiety. Każde napięcie, każde uczucie bezsilności i każde moje 'pomiędzy' są dla mnie ponagleniem do bycia jeszcze bliżej Bożego serca. Do patrzenia w górę, zamiast w jedną czy w drugą stronę... Ostatecznie każda trudność ma na celu przybliżenie mnie do Niego. Każda wewnętrzne rozdarcie potrzebuje opatrunku Bożej miłości. Tylko w Bożych ramionach, jestem w stanie złapać oddech i nabrać sił do pełnego życia świadomego celu. Tylko On jest w stanie skleić obie strony w jedną, płynną całość i pokazać mi swoją najlepszą perspektywę. Bez względu na to co wybiorę w danym momencie, żyję dla Niego, dzięki Niemu i ukryta w Nim. Ta myśl daje mi wewnętrzny pokój. Ta prawda leczy każde moje rozdarcie.

Córeczko...

18.8.20 Komentarze 3

Córeczko,

tak bardzo pragnę twojego powrotu.
Powrotu do tej pierwszej, gorącej miłości, którą darzyłaś mnie od czasu naszego pierwszego spotkania.
Z rozrzewnieniem wspominam te chwile, w których wtulałaś się w moje ramiona z ufnością małego dziecka.
Godzinami potrafiłaś trwać w tym uścisku... ty też to pamiętasz?

Kiedy razem szliśmy przez życie, zawsze mocno trzymałaś mnie za rękę i poddawałaś się mojemu prowadzeniu w niezachwianej pewności, że wiem lepiej.
Ufałaś mi bezgranicznie pomimo, że na wiele pytań nigdy nie otrzymałaś odpowiedzi. Na niektóre nie byłaś po prostu gotowa...

Kiedy tylko coś przeskrobałaś, przychodziłaś do mnie z ufną odwagą. Wiedziałaś, że jeśli tylko przyznasz się do błędu, ja wybaczę ci wszystko i nigdy więcej nie wspomnę twojej winy.
Niezliczoną ilość razy przepraszałaś, a ja niezliczoną ilość razy wybaczałem.
Tu nigdy nic się nie zmieni.
Pamiętaj.

Często przychodziłaś spracowana i obciążona codziennością, a ja dawałem ci ukojenie.
Szukałaś pomocy, a Ja wyciągałem swoje ręce, żeby ci pomagać.
Potrzebowałaś wskazówek, a Ja służyłem ci radą.
Byłem dla ciebie zawsze.
Byłem na tyle blisko, żeby poczuć twój przyspieszony oddech, usłyszeć twoje myśli, policzyć każdy twój włos...
Gotowy by koić, ratować i wskazywać kierunek.
Nadal jestem tu dla ciebie. 
Nie zapominaj.

Kiedyś wszystkie swoje zmartwienia składałaś na moje barki. Nie troszczyłaś się o nic prócz tego, żeby zawsze trzymać się blisko mnie.
Szukałaś najpierw mojego Królestwa a Ja... a ja dawałem ci wszystko inne, tak jak obiecałem.

Wystarczałem Ci.
Nie szukałaś spełnienia poza mną bo wiedziałaś, że tylko ja ugaszę nawet najgłębsze pragnienia twojego serca.
I tak właśnie było.
Rozkoszowałaś się Mną, a ja dawałem ci to, czego życzyło sobie twoje serce. 
Byłaś kobietą trwającą w cudownej harmonii ze mną, swoim Stwórcą.

Pamiętasz, jak bardzo kochałaś moje Słowo?
Było dla ciebie źródłem pocieszenia w trudnym momentach.
Wskazywało ci drogę i oświetlało ścieżki, po których szłaś.
Rozkochiwałaś się w każdym zdaniu pochodzącym z moim ust i rozmyślałaś o nich dniem i nocą.
Zawsze szukałaś sposobu, żeby poznawać mnie lepiej.
Dlaczego teraz szukasz wymówek, żeby tego nie robić?

Chociaż moje plany nie zawsze były twoimi i często nie rozumiałaś moich dróg to wiedziałaś, że moje myśli o twojej przyszłości są przepełnione pokojem i nadzieją. Wierzyłaś, że przygotowuję ci przyszłość, o której nawet ci się nie śniło.
Wspólna wieczność była naszym marzeniem, dlatego każdy dzień wykorzystywałaś na przygotowania.
Dlaczego teraz spalasz się dla rzeczy, które dzisiaj są, a jutro już ich nie ma?
Chwilowa radość tak często przysłania ci prawdę...


Życie jest bardzo ulotne, Kochanie.

Przecież nie wiesz, ile czasu ci zostało. Nikt tego nie wie, tylko Ja.
Dlatego tak bardzo chciałbym znowu w twoich oczach zobaczyć podekscytowanie, które towarzyszyło każdemu naszemu spotkaniu.

Chciałbym, żebyś z radością z którą rozmawiasz ze swoim ukochanym, rozmawiała ze mną.
Chciałbym, żebyś z zaangażowaniem z jakim dbasz o swoje ciało, zadbała również o swoją duszę.
Chciałbym, żebyś z zaciekawieniem z jakim czytasz kolejną powieść, zaczytywała się w moim Słowie.
Chciałbym, żebyś z częstotliwością z jaką wyciągasz ręce po telefon, wyciągała swoje ręce do Mnie.
Tak jak dawniej.

Tęsknię za naszymi rozmowami do późnej nocy.
Tęsknie też za tymi o poranku, w drodze do pracy. Pamiętam, że buzia nigdy ci się nie zamykała... tak kochałem cię słuchać!
Zawsze wiedziałem o wszystkim pierwszy.
Dzisiaj nadal wiem, ale już nie od ciebie.
Naprawdę nie tęsknisz?

Zacznij mówić do mnie na nowo, Córeczko.
Chcę słuchać.
Wylewaj przede mną swoje serce. Powiedz mi o wszystkim, co cię przygniata, co sprawia ci trudność, co cię przerasta.
Chcę słuchać o twoich radościach i sukcesach. O wszystkich błahostkach codzienności.
Przecież wiesz, że są dla mnie ważne... bo są twoje.

Zostaw za sobą wszystko, co odciąga cię ode mnie i biegnij co sił w moim kierunku!
Czy widzisz jak czekam na ciebie z otwartymi ramionami?
Utkwij wzrok w mojej twarzy, żeby już nic więcej nie rozproszyło twojej uwagi i wróć.
Wróć do mnie Córeczko...

Chcę tylko, żebyś wiedziała, że czekam.
Czekam w tej kawiarni, w której zamawiałaś swoje ulubione cappuccino i słuchałaś, co mam ci do powiedzenia.
Czekam w lesie, tym blisko twojego domu, gdzie szukałaś ze mną wytchnienia od codziennych obowiązków.
Czekam w samochodzie. Wsiadałaś do niego zawsze wtedy, kiedy chciałaś wypłakać się na moim ramieniu.
Czekam przy kuchennym stole, przy którym mieliśmy zwyczaj zaczynać dzień i w sypialni, gdzie ciche słowa twojej wieczornej modlitwy dochodziły do mnie z podwójną siłą.. bo przed snem zawsze mówiłaś do mnie dziękczynieniem.

Czekam z przebaczeniem, którego nigdy nie potrafiłaś zrozumieć. 
Teraz masz okazję po raz kolejny go doświadczyć.

Tęsknie wyglądam cię każdego dnia z tą samą, bezgraniczną miłością, którą ukochałem cię po raz pierwszy.
Ja nigdy jej nie porzuciłem.

Twój kochający Ojciec,
Bóg Wszechmogący.



Co trzymasz w rękach?

14.8.20 Komentarze 4

Nie jestem za dobrym kierowcą.

Jestem kierowcą z rozsądku. 

Takim, który jeździ do dwóch dobrze znanych supermarketów, szkoły, przychodni i kościoła. 

Koniec.


Boję się parkować, boję się jeździć z nawigacją, boję się autostrad i tras szybkiego ruchu. 

I szybkiego ruchu w centrum miasta.

Ciągle się boję, a prawo jazdy mam od prawie 10 lat.


Zawsze z żalem patrzyłam na koleżanki, które wsiadały do swoich dużych aut i po prostu jechały.

Gdziekolwiek. W nieznane. Pewnie. Z uśmiechem i pełnym luzem.

Zawsze miałam do siebie pretensje, że ja nie mam tyle odwagi i że paraliżuje mnie strach, kiedy parking jest pełny...

Dzisiaj już nie.


Pewnego dnia postanowiłam zaakceptować, że Bóg włożył w moją rękę pióro, a nie kierownicę.

Postanowiłam być bardziej wdzięczna za to co potrafię, a nie rozżalona z powodu tego, co nie do końca mi

wychodzi.


Często mam tendencję do skupiania się na tym, czego nie mam, a bardzo chciałabym mieć.

Chcę jednak uczyć się świętować każdą, nawet najmniejszą umiejętność, którą obdarzył mnie Bóg.

Chcę rozwijać talenty, z którymi mnie stworzył i służyć Mu nimi z całych sił.

Całkiem możliwe, że moje małe dłonie nie potrafiłyby sprostać wielu rzeczom, za którymi czasami po cichu tak

bardzo tęsknię... moje, stworzone są do innych celów niż twoje. Moje są w stanie utrzymać i wykorzystać inne

dary, inne narzędzia.

To piękna różnorodność, która tworzy zaplanowaną przez Boga całość w Jego Kościele.


Mojżesz trzymał w rękach laskę... i wyprowadził lud izraelski z niewoli.

Dawid ściskał w dłoni kamyk... i pokonał Goliata.

Gedeon trzymał gliniany dzban... i podbił Filistynów.

Rachab miała jedynie wstęgę ze szkarłatnej nici... i uratowała siebie oraz swoją rodzinę.

Mały chłopiec przyniósł pięć chlebków i dwie rybki... a Jezus nakarmił nimi tysiące.


Każda z nas trzyma w rękach coś szczególnego. 

Co ty trzymasz dzisiaj w swoich rękach?

Nóż do krojenia warzyw i gotujesz tak dobrze jak mało kto?

Szminkę i cienie do powiek i potrafisz wydobyć piękno z każdej kobiety w wyjątkowy sposób?

Mikrofon?

Pędzel?

Igłę i nić?

Nożyczki?

Pióro?

Niemowlęcy gryzak?


Ciesz się tym! Świętuj! Dziękuj!

To drobiazgi, z którymi Bóg może przez ciebie czynić prawdziwe cuda. Wielkie rzeczy, o których ci się nie 

śniło.

Nie ważne co masz, ważne jak to wykorzystujesz.


Dlatego doskonal swoje narzędzia i na sto procent wykorzystuj je dla Bożej chwały!

Bo żadne z nich nie znalazło się w twoich rękach przez przypadek...


Zanim ukształtowałem cię w łonie matki,

 już wiedziałem, co chcę z tobą uczynić, 

zanim się urodziłeś poświęciłem cię i wyznaczyłem na...

Ks. Jeremiasza 1;5



Pomiędzy niebem a ziemią

10.8.20 Komentarze 3

Tego wieczora siedziałam z Córeczką na brzegu jej malutkiego łóżeczka i jak co wieczór, czytałyśmy Biblię z obrazkami.
Nagle moją uwagę zwróciły słowa znane mi doskonale od lat.
Czytane dziesiątki razy, ale nigdy tak naprawdę nie przeżyte.
Muśnięte tylko delikatnie wzrokiem. Niezauważone.
Dzisiaj były do mnie.

'Dlaczego tak stoicie i patrzycie w niebo?'  
                                                                        Dzieje Apostolskie 1;11

Łzy napłynęły mi do oczu.
Poczułam ten dziwny dyskomfort. To uczucie pojawiające się zawsze wtedy, kiedy dobrze wiem, że Bóg mówi do mnie, ale te słowa nie przytulają.
One karcą.
Obnażają najskrytsze myśli, które miały nigdy nie wyjść na światło dzienne.
Myśli, które jakimś cudem miały zostać ukryte nawet przed samym Stwórcą.
I nagle zorientowałam się, że On wie. Mało tego...
Teraz popycha cię do skonfrontowania tych myśli z Jego Słowem.

Biblia dla dzieci, kolorowe obrazki, prosty tekst i to proste pytanie, które rozłożyło mnie na łopatki.
Czytane niezliczoną ilość razy, a dopiero tego wieczora usłyszane tak naprawdę.
Bóg wiedział, czego tego dnia potrzebowałam. On wiedział dokładnie, że robię to od bardzo wielu dni, tygodni, a nawet miesięcy - stoję i wpatruję się w niebo.
Trwam w zawieszeniu, gdzieś pomiędzy niebem a ziemią.
Jeszcze nie tam, ale nie do końca tu.

Bez sensu.
Bez konkretnego celu.
W smutku i rozczarowaniu, z powodu mnóstwa niespełnionych oczekiwań względem swojego życia.
Pełna tęsknoty za lepszą rzeczywistością czekającą na mnie w obecności mojego Boga w raju.
Stoję i gapię się w niebo z tęsknotą tego cudownego momentu, w którym zobaczę Jego nieopisanie piękną, spokojną twarz.
Za tą chwilą wtulenia się w Niego fizycznie.

Tylko ja i Bóg wiedzieliśmy, że to nie była tęsknota, która zbliżała.
Ona niszczyła moją teraźniejszość, przysłaniała przyszłość i nie pozwalała na jakikolwiek ruch.
Utknęłam.
Utknęłam w tym beznadziejnie pustym, samotnym miejscu. 
Gdzieś tam, pomiędzy niebem a ziemią.

Różnica pomiędzy wzrokiem wpatrzonym w Chrystusa, a wzrokiem wpatrzonym w niebo, jest ogromna.
Kobieta wpatrzona w Chrystusa czeka aktywnie. W przeciwieństwie do tej, wpatrzonej w niebo, wie, że nie jest tu po to, żeby pogrążać się w tęsknocie, ale żeby działać. Ma pełną świadomość swojej odpowiedzialności przed Bogiem za to, jak wykorzysta swój czas. Dobrze wie, że własnie tego chce od niej Zbawiciel - życia w pełni i efektywnego działania. 
Radości w Nim.
Dzielenia się tą radością z innymi.

W Liście do Hebrajczyków czytamy, żebyśmy 'utkwili wzrok w Jezusie'. (Hebr. 12;2)
Dlaczego?
Wiersz wcześniej wszystko wyjaśnia.
Żebyśmy mogły 'biec wytrwale w wyznaczonym nam wyścigu.'
Nie ma mowy o biernym czekaniu na powrót Chrystusa.
Chrystus nie zbawił nas do biernego oczekiwania i bezproduktywnego gapienia się w górę.
Ani do tęsknoty zanurzonej w narzekaniu z powodu niedogodności codzienności.

Możesz usychać z tęsknoty, a możesz kwitnąć i wydawać owoc dla Bożej chwały. Owoc obfity, soczysty i dorodny.
Perspektywa wieczności nie może nas paraliżować. Powinna nas motywować do działania.

Mamy co robić!
"Zostaliśmy stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych czynów.  Bóg przygotował je już wcześniej, by były treścią naszego życia." List do Efezjan 2;10
Pamiętasz?
Zbawił nas do wdzięczności i uwielbienia Jego samego, za to kim i jaki jest. Za dar życia. Za łaskę, zbawienie i niezniszczalną nadzieję.
Zbawił nas do pełni życia w Nim. Życia wiecznego, które zaczyna się już TERAZ!
Nieraz o tym zapominam.
Zapominam, że wieczność zaczęła się dla mnie w dniu moich narodzin.
Jest włożona w moje serce przez samego Stwórcę! (Kaznodziei 3;11)

Nie ma więc powodu, dla którego nie miałabym zacząć żyć w uwielbieniu Stwórcy tu i teraz. W radosnym oczekiwaniu i ze wzrokiem skupionym na Chrystusie, a nie z głową w chmurach.
To właśnie Jezus przeprowadzi mnie przez to życie na ziemi zwycięsko, dokończy we mnie dzieło, które zaczął i kiedy przyjdzie odpowiedni czas, wprowadzi mnie w wieczność. (Psalm 48;15)
Nie chcę już dłużej gapić się w niebo. 
Nie chcę tego zapatrzenia w chmury traktować jak ucieczkę od odpowiedzialności istnienia. Odpowiedzialności którą przynosi każdy nowy dzień, każdy nowy oddech i chwila, w której mogę po prostu być. 

Kobieta gotowa na spotkanie Chrystusa w wieczności, to kobieta, która potrafi żyć Bożą pełnią w teraźniejszości.
Kobieta, która naprawdę kocha Chrystusa wie, że bezczynność nie jest sposobem na życie, tylko na przetrwanie.
To od nas zależy, czy zdecydujemy się żyć każdego dnia, czy każdego dnia umierać. 
Ktoś przecież kiedyś powiedział, że życie to tylko powolna śmierć... serio?!

Każda z nas, ma swoje miejsce w doskonałym planie Stwórcy. Tym miejscem z pewnością nie jest ta próżnia, ta dziwna przestrzeń pomiędzy niebem a ziemią.
Bo jak można nazwać miejsce, w którym pewność wiecznego życia przeplata się ze smutkiem? 
W którym tęsknota za doskonałością nieba przysłania nam jego przedsmak tu, na ziemi?

Tęsknisz za atmosferą nieba? Zatrać się więc całkowicie w dążeniu do bliskości z Chrystusem. Jego obecność w codzienności, to nasze niebo na ziemi!
Uwielbianie Go w każdym momencie naszego życia, to przedsmak raju. 
Tęsknisz za swoim prawdziwym domem? Nasz Dom, to On. 
Jego ramiona, Jego obecność.
...

Nie jesteś stąd, ale jesteś tu. 
I jesteś tu po coś.
Nie zmarnuj więc swojego TU, na stanie i wpatrywanie się w niebo.

Jesteś TU do dużo większych celów.
Idź, i z odwagą Córki Króla odkrywaj każdy jeden.