Pogoda idealna

28.1.19 Komentarze 5

Dzisiaj było zimno i pochmurno.
Ale chmury i mróz to idealna pogoda na prasowanie. Na stanie przy desce i dopieszczanie pachnących świeżością ubrań przy ulubionej playliście. I na to, żeby tym ciepłem w domu tak wyjątkowo się nacieszyć.

Za to wczoraj pięknie świeciło słońce. Cudowna aura na spacer w ciepłym, zimowym płaszczu i robienie zdjęć do rodzinnego albumu.
A jutro? Jutro znowu zapowiadają wiatr i opady śniegu, więc pobawimy się z dziećmi w domu. Zaparzymy herbatę, dolejemy malinowego soku od Babci Anusi, odkurzymy leżące gdzieś na najniższej półce książki... wytężymy wyobraźnię.


Obserwuję internetowy świat i widzę, jak bardzo uzależnieni jesteśmy od pogody. A może: jak bardzo sami się od niej uzależniamy.
Niższe temperatury, brak słońca i przeszywający zimnem wiatr mogą niejednemu kompletnie zepsuć... dzień, miesiąc, a nawet pół roku.
Kiedy przychodzi styczeń, a dzień staje się dłuższy, zaczynamy rytualne oczekiwanie na wiosnę.
Bo po świątecznym zamieszaniu, po noworocznych postanowieniach i hucznym sylwestrze od razu powinna przyjść wiosna, prawda? Zaraz po pierwszym dniu stycznia, na własne życzenie przechodzimy w tryb przetrwanie.
A naszym przeznaczeniem jest  życie w całej pełni. Pamiętasz? (Ew. Jana 10;10)
Nawet w najbardziej paskudną pogodę.

Robię wszystko żeby nie oczekiwać. Żeby nie przegapić stycznia, lutego i marca.
Nie chcę obudzić się w kwietniu i nie pamiętać, jak nasz las wyglądał przykryty białym puchem.
Nie chcę przegapić okazji na gotowanie tego, co tylko zimą smakuje tak dobrze.
Nie chcę zorientować się nagle, że dzieci całe dnie spędzają na zewnątrz i znowu jakoś mniej nas potrzebują. To teraz jest najlepszy czas na zacieśnianie naszych relacji.
Nie chcę dać sobie wmówić, że teraz przyszedł kalendarzowy czas na chandrę i ogromny dół, bo tak mało teraz słońca, bo zimno, bo deszcz...


Byle do kwietnia?
Nie w tym roku.
I mam nadzieję, że nigdy więcej.

Byle do...brze wykorzystać dzisiejszy, jeszcze styczniowy dzień.
Byle najlepiej zaopiekować się dzisiejszymi możliwościami.
Byle nie zaprzepaścić szans, które nawet w lutym Bóg kładzie w nasze zmarznięte dłonie.

Byle zdążyć najeść się gorących owsianek z cynamonem i prażonym jabłkiem. Wypić tyle herbaty z cytryną i miodem, żeby dopiero jesienią za nimi zatęsknić.
Byle kochać i tę miłość w czyn przekształcać chwila po chwili.
Byle zebrać się razem przy kominku rodzinnie. Wygrzać się za wszystkie czasy, rozmawiając przy tym o wszystkim i o niczym.
Byle położyć się spać z lekkimi myślami i uśmiechem na ustach. Ze spokojem pomimo śniegu z deszczem stukającego w szyby.
Byle ta zima była warta naszych wspomnień i wiosną, i latem...
Byle pogoda nie przeszkodziła nam być szczęśliwymi.
Byle nie stała się wymówką.

A jednak nie potrafimy oprzeć się myśli, że gdyby nie ten mróz, to moglibyśmy zrobić to czy tamto.
Gdyby nie ten zimny wiatr, to spacer byłby możliwy.
Gdyby nie brak słońca, to może humor byłby lepszy.
Gdyby nie fakt, że tak ciemno tak szybko, to z dziećmi po szkole człowiek mógłby na sankach jeszcze pojeździć.
Gdyby w końcu przyszła wiosna to...

To tylko pogoda.
Dodatek do życia, a nie jego sens.
To tylko kolejna pora roku. Część roku, którą Stwórca stworzył w konkretnym celu.
I kto wie, czy ta zima, którą czasami tak pogardzamy, nie jest naszą ostatnią...?


Kiedy następnym razem zabraknie ci światła to pamiętaj, że prawdziwe Światło świeci w tobie przez okrągły rok. Nie tylko w maju. Nie tylko przy dwudziestu stopniach na plusie. I to Chrystus jest źródłem naszej radości, nawet w czasie najbardziej ponurej zimy.

Kiedy znowu zabraknie ci ciepła to pomyśl, że możesz swoim życiem roztaczać ciepło miłości Chrystusa wokół siebie i dzielić się nią z innymi ludźmi. W styczniu też.

Dzisiaj pogoda jest idealna do... życia.
I to zupełnie wystarczy.

Więc żyj, ciesz się tym życiem, a niech pogoda zostanie tylko pogodą.






Nie życzę sobie...

4.1.19 Komentarze 5

Kilka dni temu przeczytałam, że analizy pod koniec roku, to strata czasu. Nic nie możemy już zrobić, bo to co było - minęło bezpowrotnie, więc lepiej patrzeć w przyszłość i nowe dni zacząć planować.
A ja tylko w połowie mogę się z tym zgodzić.

To co było, nie wróci i to fakt niezaprzeczalny.
Ale to co było, może nam pomóc w przyszłości żyć lepiej, bardziej, odważniej. W pełni potencjału danego nam przez Stwórcę.
Bo bardziej niż czyjeś mądrości, bardziej niż słowa drugiego człowieka i niż błędy, które popełnił, przemawiają do nas nasze własne niepowodzenia.
Nieraz wolimy na własnych błędach się uczyć.
Niestety.

Analiza przeszłości to strata czasu dla tych, którzy uczyć się nie chcą. Którzy nie lubią wyciągać wniosków, a potem wychodzić ze strefy komfortu i rozwijać się na nie najlepiej rozwiniętych płaszczyznach codzienności.
Dobrze jest jednak pamiętać, że nigdy nie jest tak dobrze, żeby lepiej być nie mogło.


A ja chcę. Chcę uczyć się na błędach dnia wczorajszego, żeby jutro już ich nie powielać.
Dlatego analizuję. Podsumowuję. Wspominam w myślach ostatnie dwanaście miesięcy. Powoli, bez pośpiechu. Zmywając naczynia i sprzątając zabawki w pokoju Córeczki. Bez presji pierwszego stycznia. Najbardziej intensywnie robiłam to wczoraj. Trzeciego.
Robiąc to doszłam do niejednego odkrywczego wniosku. Takiego, który może zmienić życie, jeśli pod jego wpływem zacznie się działać.

I tak przypomniałam sobie, że nie muszę wszystkiego i wszystkich zmieniać, żeby być szczęśliwą.
Wystarczy, że ja się zmienię.
Wtedy wszystko inne też się zmieni. 

Doszłam do wniosku, że materiał do zmiany to ja. I to chyba wniosek najważniejszy.
Nikt inny, tylko ja sama.
I zacząć muszę od siebie, choć tak jest właśnie najtrudniej.

Doszłam do wniosku, że ciągle uzależniam szczęście od ludzi i okoliczności. Od zupełnie ulotnych i przemijających rzeczy, dlatego właśnie moje szczęście dokładnie takie jest.
Ulotne i przemijające.

Wiem też, że mylę moje chcę  z  potrzebuję.
Często myślałam, że potrzebuję, ale tylko chciałam i często nie chciałam tego, czego potrzebowałam tak naprawdę.

Na ten rok życzę sobie wiele, ale inaczej. Zupełnie inaczej niż dotychczas.
Bardzo dużo czasu zajęło mi dojście do tego, że pewne rzeczy w moim życiu Bóg pozostawia ciągle takie same tylko po to, żebym ja mogła być inna.
Moim pragnieniem była zmiana, ale Bóg wiedział, że moją potrzebą był jej brak.

To będzie rok, w którym zacznę wymagać od siebie. Od siebie przede wszystkim.
Zdana na Bożą łaskę, z Jego pomocą, siłą i zaopatrzeniem, zaczynam wymagać od siebie, a nie od innych.



Dlatego nie życzę sobie bardziej posłusznych dzieci, ale więcej cierpliwości, łagodności i łaski w moim macierzyństwie. Więcej zrozumienia dla ich dziecięcych zachowań, więcej słów przepełnionych miłością i wsparciem.
Życzę sobie lepszej siebie dla nich.

Nie życzę sobie lepszych relacji, ale determinacji i chęci do pielęgnowania każdej jednej z nich.

Nie życzę sobie więcej godzin w ciągu doby, ale lepszego wykorzystywania tych dwudziestu czterech, które codziennie dostaję od Stwórcy.

Nie życzę sobie lepszych statystyk na blogu, ale więcej samodyscypliny i systematycznej pracy.

Nie życzę sobie oklasków, zachwytów i komplementów. Życzę sobie być w miejscu, w którym nie będę ich potrzebować, żeby posuwać się naprzód.
Chcę być wierna bez oczekiwań.

Nie życzę sobie więcej powodów do radości. Chcę na nowo rozwijać umiejętność dostrzegania szczęścia w małych rzeczach i radości w drobiazgach codzienności.

Nie życzę sobie nowej pracy, ale pasji do wykonywania tej, którą dzisiaj stawia przede mną Bóg.
Nie życzę sobie wielkich rzeczy, ale wierności w małych.

Nie życzę sobie nowych widoków, ale odnowionego wzroku. Chcę w pełni docenić potencjał tych, które dzisiaj jest mi dane podziwiać.

Nie życzę sobie nowych okoliczności, ale nowej perspektywy.



Dotychczas marzyłam o zmianach obok mnie. Dzisiaj marzę o zmianach we mnie.
Wierzę, że to właśnie z tą myślą Bóg wprowadza mnie w nowy rok.
Rok zmian. Już teraz wiem, że niełatwych.

Bo czy wiecie jak trudno jest zacząć marzyć inaczej? O inne rzeczy prosić i innych rzeczy pragnąć?
Wiecie jak trudno jest przestać oskarżać drugiego człowieka i zrzucać winę za własne słowa na złe zachowanie własnego dziecka na przykład...?

Czy wiecie jak trudno jest wziąć odpowiedzialność na siebie, po miesiącach zrzucania jej na innych?
Jak trudno jest szukać w sobie winy, widzieć w sobie potrzeby zmian i wymagać ich w pierwszej kolejności od siebie?
To trudne, ale z Bogiem możliwe.

Jestem przekonana, że Ten, który zapoczątkował we mnie dobre dzieło, będzie je też doskonalił aż do dnia powrotu Chrystusa Jezusa. (Filipian 1;6)

Jestem przekonana, że zrobi to samo również dla Ciebie.


2 0 1 9

1.1.19 Komentarze 3


Podobno położono przed nami czyste, niezapisane kartki.
Cały stos 365 niezapisanych jeszcze dni.
Tysiące nieprzewidzianych sytuacji i codziennych wyborów.
Godziny, o których nie wiemy zupełnie nic.
Okoliczności, na które nie mamy żadnego wpływu.
Nowe wartościowe relacje i te, które będą dla nas lekcją pokory i cierpliwości.

Jest jednak Ktoś, kogo nie zaskoczy żadne nasze jutro.
Żadna decyzja.
Żadne potknięcie.
Żadne rozczarowanie.
Żadna łza szczęścia.
Żadne chwila bezsilności.

Bo te kartki tylko podobno są czyste. Tylko pozornie niezapisane.
Tak naprawdę Ktoś już dawno postawił kropkę na ostatniej stronie rozdziału, który dla każdego z nas właśnie się rozpoczął.
Rozdziału, którego tytuł tworzą cztery niepozorne cyfry
2
0
1
9


W księdze twojej spisałeś me dni. 
Zaplanowałeś je, zanim którykolwiek z nich zaistniał.
- Psalm 139; 16 -

Bóg już dzisiaj wie gdzie spędzisz tegoroczne wakacje, choć ty sam jeszcze nie wiesz czy morze, czy góry... z kim i za ile.
Widzi każdy listopadowy wieczór z książką i kubkiem gorącej herbaty.
Wszystkie nieprzespane noce.
Dni w których tak bardzo wszystko się chce i te, w których nie chce się nic.

Zna drogi, które wybierzesz.
Decyzje, które podejmiesz.
Błędy, które popełnisz.
Słowa, które wypowiesz.

Już dzisiaj policzył twoje uśmiechy i niezapomniane chwile, tak chętnie wspominane w sylwestrową noc.

Pomyśl tylko. Jeszcze nie ma jutra, a Bóg już tam jest.
Każde miejsce do którego cię zaprowadzi w tym roku jest Mu znane. Nie zabierze cię nigdzie, gdzie najpierw sam nie był.
Założę się, że zaskoczy cię nie raz, ale sam ani razu nie będzie zaskoczony.

Nikt z nas nie wie jak będzie wyglądać nasze życie za rok, ale On wie. I pomimo momentów, w których być może pogubimy się na chwilę, nasz Ojciec już dzisiaj zapewnia nas o swojej miłości.
Bo ona jest bezwarunkowa.
Nic nie jest w stanie odłączyć nas od miłości Ojca. (Rzymian 8;38-39)
Z tą myślą przychodzi ulga. Wielki oddech ulgi.
Bo każdy z nas ma świadomość swoich słabości i tego, że nie jeden raz będziemy musieli przychodzić do Niego z prośbą o wybaczenie.
Pomimo najszczerszych chęci i nawet najpiękniej brzmiących noworocznych postanowień...

Kiedy tylko pomyślę, że mój Bóg zna każde moje jutro, ogarnia mnie nieziemski pokój.
Przestaję analizować, martwić się na zapas, szukać idealnych rozwiązań.
Odnajduję świeżą radość w byciu tu i teraz całą sobą, bez wybiegania w przyszłość pełną znaków zapytania.

Przed nami nowy rok, ale obok nas ten sam Bóg.
Ten sam, który przeprowadził nas przez każdy dzień naszego życia aż do dzisiaj.
Na chwilkę popatrz wstecz i przypomnij sobie, o ilu sytuacjach w twoim życiu mogłabyś powiedzieć: nie wiem jakim cudem przez to przeszłam. 

Nie wiem, jak dałam radę przeżyć za takie grosze.
Nie wiem, jak przeżyłam rozwód.
Nie wiem, jak poradziłam sobie ze śmiercią mamy.
Nie wiem, jak wychowałam dzieci.
Jak donosiłam ciążę.
Jak pokonałam raka.
Jak wybaczyłam ojcu...

Każda z nich to dowód Bożej opieki.
Do tej pory pomagał nam wyjść zwycięsko z każdej sytuacji bez wyjścia i będzie to robił nadal.
Trzeba tylko zaufać.

2019 to nie podróż po omacku. To droga na którą mogę wejść pewnym krokiem.
I chociaż mnóstwo niewiadomych zabiega o moją uwagę już pierwszego dnia tej podróży to wiem, Komu zaufałam.
Decyduję się patrzeć w górę.

Na ten nowy rok życzę wam i sobie, codziennego odpoczynku w świadomości wszechmocy i cudowności naszego Stwórcy.
Boga, który już dzisiaj zna każdą minutę roku będącego dla nas jedną wielką niewiadomą...