U... ważniej

28.9.17 Komentarze 6

Powiedziała, że to piękne uczucie.
Na początku trzeba trochę z siebie dać, wykazać się silną wolą i wytrwałością, ale mówiła, że warto.
Przekonywała mnie, że przynosi niesamowitą radość, poczucie spełnienia i spokój w niespokojne dni.
Nadaje wolniejszy rytm życiu.
Dostarcza doznań, jakich większość z nas w tym szalonym pędzie, najzwyczajniej w świecie nie zna.

Bo my na szybko jemy śniadanie, na szybko zmawiamy modlitwę i dajemy buziaka na dobranoc.
W biegu zakupy i Wesołego Alleluja.
W pośpiechu kawa i telefon do Mamy.
Podczas zwykłej rozmowy z mężem, w głowie tłoczą się tysiące innych myśli. Dziesiątki niezałatwionych spraw błaga o naszą uwagę.
Mamy wielu znajomych, a mało relacji.
Jesteśmy jedną nogą tu, drugą tam.
Jedną ręką lepimy babki z piasku, drugą kończymy smsa i sprawdzamy pocztę.
Jednym uchem słuchamy dziecka, drugim wiadomości w telewizji.
Za dużo chcemy na raz.
Za dużo w tym samym czasie.

A gdybyśmy tak uważniej słuchali, może mniej byłoby nieporozumień.
Gdybyśmy uważniej patrzyli, może moglibyśmy wystarczająco wcześnie zauważyć i nie mieć do siebie potem żalu.
Gdybyśmy uważniej żyli, może.. żylibyśmy naprawdę?
W zadowoleniu z małych rzeczy i niepozornych chwil.

Mówiła jeszcze, że wszystko ma znaczenie i nawet najmniejsza rzecz może dawać taką prawdziwą i nieudawaną radość.
Podobno kiedy człowiek bardzo się spieszy, jest w stanie tyle samo spraw załatwić co wtedy, kiedy uważnie podchodzi do życia. Ale w tym wolniejszym tempie, z uważnością w tle, ma z tego ogromną satysfakcję przy okazji.
Ale trzeba dać się namówić.
Trzeba dać się namówić i z premedytacją zacząć praktykować uważność  na co dzień.

Ja uwierzyłam i uparcie próbuję, chociaż uważności nie ma w słownikach.
W moim osobistym słowniku tego słowa przez lata nie było, Słownik Języka Polskiego PWN go nie zna i nawet edytor tekstu uparcie podkreśla go na czerwono.
To jakby nowy twór w tym zabieganym świecie. Znany tylko nielicznym.
Tym, którzy życie chcą przeżyć, nie tylko przewertować je na szybko, bez wgłębiania się w treść.

Jednym z największych błędów człowieka, a w szczególności nas, rodziców, jest niedocenianie tego momentu, tej chwili. Tak często myślami jesteśmy tak daleko..
Zawsze wydaje nam się, że przyjdą te ważniejsze chwile, które warto będzie zapamiętać. Ale to błąd. Wielki błąd.
Kłamstwo, przez które naprawdę wiele tracimy.

Dlatego codziennie, chwila po chwili, godzina po godzinie, czy to błahostka czy sprawa wielkiej wagi, staram się nad sobą pracować.
Pracuję uparcie, bo to nie przychodzi samo. Uważność  trzeba ćwiczyć.
Każdego dnia trzeba chcieć skupić się na życiu.
Takim życiu w pełni świadomym, skierowanym na tu i teraz.


Ale wiem, że powoli można nauczyć się odkładać książkę podczas rozmowy z Synem.
Wstać dziesięć minut wcześniej i nie spieszyć się jedząc śniadanie. Odłożyć komórkę. Cieszyć się smakiem jajecznicy ze szczypiorkiem i rodziną, która siedzi przy tym samym stole.
Można nauczyć się spacerować i nie wybiegać myślami w przyszłość. Nie zamartwiać się, budując czarne scenariusze.

Można na sto procent robić kanapki. Mieć radość z pełnej lodówki, świeżej bułki i domowego masła.
Można skupić się na tej jednej czynności, zacząć i skończyć. Czerpać przyjemność z tak prozaicznej czynności, jak robienie kanapki na śniadanie.
Można całą sobą się zaangażować w rysowanie kotka z dwulatką. Usiąść na dywanie, posadzić ją przed sobą i rysować koślawego kotka. Głaskać ją po włoskach, wpatrywać się w jej uśmiech.. cieszyć się tymi chwilami.

Ostatnio odkryłam nawet, że gotowanie znowu sprawia mi radość. Tak jak kiedyś.
Nie biegnę do następnej rzeczy, bo pośpiech nic nie zmieniał. Nic nie wnosił. I tak musiałam ugotować obiad. Zadanie to samo, ale teraz po prostu cieszę się gotowaniem. To dużo zmienia. Na lepsze.
Cieszę się tym, jak Mili stoi na krześle i podaje mi ziemniaki. O tym właśnie marzyłam jeszcze trzy lata temu. Co chwila odkrywam garnek pełen nieziemsko pachnących warzyw i przypraw, słucham przy tym muzyki, szepczę modlitwę, zerkam na Malutką.
Cieszę się.

Czasami trzeba robić więcej rzeczy w tym samym czasie. Czasami sytuacja nas do tego zmusza. Znam to i rozumiem.
Ale doszłam też do wniosku, że wielozadaniowość tak naprawdę bardzo mnie spowalnia.
Niby chcę, żeby było szybciej, ale kiedy staram się odpisać na maila próbując przy okazji pokazywać Mili obrazki w książce, piszę maila dwa razy dłużej.
Nie mogę się skupić, Malutka mi przeszkadza. Najczęściej kończy się tym, że cierpliwości mam coraz mniej.. a gdybym skupiła się na mailu, kiedy Ona je drugie śniadanie, byłoby szybciej, spokojniej i prościej.
Po prostu.

Czasami zastanawiałam się, co zrobić z tą całą listą obowiązków, którą mam w głowie. Listą, która wyraźnie mówi, że trzeba to, tamto i jeszcze co innego.
Moja Przyjaciółka, która o uważności mi powiedziała zapewniała, że tej listy się nie zapomina. Podobno człowiek pamięta o rozwieszeniu prania, o odpisaniu na maila, o ważnym spotkaniu. Mimo uważności i uwadze skupionej konkretnie na tu i teraz, każda kolejna rzecz do zrobienia po prostu czeka na swoją kolej w naszej podświadomości.

Te myśli, zadania, ciągle gdzieś tam są. Trzeba tylko nauczyć się na chwilę je wyłączyć.
A jeśli ciągle nie potrafisz zapomnieć, to zapisz. Przelej myśli na papier, telefon, tablicę, która wisi w kuchni właśnie po to. A potem spróbuj zapomnieć, odłożyć na później.
Kiedy skończysz robić jedno, popatrzysz na zapisaną listę i wszystko będzie jasne. Będziesz dokładnie wiedzieć co robić. O niczym nie zapomnisz.

I nie myśl proszę, że gdybyś miała takie życie jak ja, to wtedy może mogłabyś spróbować, ale teraz.. nie masz szans. Albo gdybyś też była tylko z dziećmi w domu, to miałabyś szansę na bardziej uważne życie, ale póki co harujesz dniami i nocami.

Wiesz.. kiedy człowiek jest w pracy, może tęsknić za czasem z dziećmi. Może żałować, że nie ma szansy na bycie z nimi w domu. Może myśleć o bezpowrotnie uciekającym czasie i o tym, że taka ładna pogoda, a on siedzi w biurze z klimą.. człowiek może. Też tak robiłam.
Bo człowiek dużo może. Może uprzykrzać sobie życie takim myśleniem, sam się pogrążać, albo to życie celebrować. Wziąć się za siebie i zmusisz się do zmiany sposobu myślenia.
Uważnie delektować się każdą chwilą.

Bo skoro i tak musisz siedzieć w biurze i nie masz szans na nic innego, to czemu nie zostawić wszystkiego tego, co jest w domu - w domu - i pogodzić się z sytuacją. Spróbować się nią cieszyć.
Oczyścić myśli, uśmiechnąć się do koleżanki z tego samego biura i zabrać się do pracy, którą podobno lubisz?
Skoro i tak jesteś w domu z malutkim dzieckiem i nie masz możliwości wrócić do pracy, to czemu nie zacząć akceptować tego co jest i cieszyć się każdym momentem spędzonym z maluszkiem?
Skoro i tak musisz dojeżdżać w korkach do pracy - ciesz się podróżą. Wykorzystaj ten czas. Słuchaj ulubionej płyty, ucz się hiszpańskiego, rozmawiaj z Bogiem..
Skoro i tak musisz zrobić zakupy, zrób to uważnie, ciesz się chwilą. Można!

Uwierz mi, że się da.
Nie trzeba siedzieć w domu z dziećmi, żeby zabrać się do pracy nad własnymi myślami i zacząć ćwiczyć uważność.
To kwestia nastawienia do życia, nie rzucenia pracy zawodowej i skupienia się na dzieciach.
Cokolwiek robisz, możesz robić to uważnie, albo możesz po prostu pozwalać, żeby kolejne dni przeciekały ci przez palce zupełnie niezauważone.

Możesz kiedyś nie pamiętać, że usypianie dwulatki było takie przyjemne, bo nigdy nie pozwoliłaś sobie na celebrowanie tych ulotnych chwil.
Możesz nawet nie wiedzieć, jak wiele radości może sprawić przyjmowanie gości i zwykłe, codzienne czynności, bo zawsze biegasz po domu poddenerwowana, odhaczając kolejne punkty na liście.
Możesz nawet nie zdawać sobie sprawy, jak mądre i emocjonalne masz dzieci. Zazwyczaj nie słuchasz zbyt uważnie tego, co mówią . Nie masz na to czasu.
Możesz przegapić Boże cuda w twojej codzienności, bo wmówiłaś sobie, że uważność nie jest dla ciebie.

Tylko od ciebie zależy, czy twoja głowa będzie pełna zadań, myśli, zmartwień.. czy skupisz się na tym, co właśnie jest. Tu i teraz.
Od ciebie zależy, czy cokolwiek robisz, będziesz robić na 100%. Całą sobą.
Jak dziecko, które kiedy tańczy - tańczy.
Kiedy śpiewa - śpiewa.
Dla którego nic innego się nie liczy, kiedy czyta z tobą książeczkę.
Dziecko potrafi robić rzeczy z zaangażowaniem i uważnością godną naśladowania.
Przypatrz się.
Naśladuj.

Mind Full czy Mindful?

Zastanów się uważnie i wybierz.. uważność.
Sama przekonałam się, że warto.


Drugie urodziny

26.9.17 Komentarze 9

Właśnie siedzę sama w domu.
Upajam się spokojem, za którym tęskniłam od bladego świtu.

Zaparzyłam ulubioną herbatę o smaku pigwa z truskawką i piszę kolejnego posta.
I źle mi się pisze.
Chociaż kocham pisać, to czasami źle mi się pisze.

Źle mi się pisze o moich błędach. O tym, jak uczę się z własnych doświadczeń, albo jak się nie uczę.. i ciągle, uparcie potykam się w tych samych miejscach.
Źle mi się pisze kiedy wiem, że czytają to moi sąsiedzi, mamy kolegów moich synów, nauczycielki, szwagierka, znajomi, przyjaciele, fryzjerka, znajomi znajomych.. cieszę się, że czytają, ale dziwne jest to, jak dużo o mnie przez to wiedzą.
No i Maciek czyta.
Mąż, który wie o mnie wszystko i widzi każdego dnia, ile w tym moim pisaniu jest prawdy o naszej codzienności.

Źle mi się pisze bo czasami nie wiem, gdzie jest granica szczerości przed tysiącami obcych mi ludzi. Nie wiem kiedy ją przekraczam.

Źle mi się pisze bo często jest tak, że wczoraj tekst tak bardzo czułam, a dzisiaj nie czuję zupełnie nic. Wiem, że to co chcę napisać, jest prawdą. Wiem, że tak wierzyć i myśleć powinnam, a jednak mam dzień w którym całą sobą, każdemu zapisanemu słowu, mam ochotę zaprzeczyć.

Źle mi się piszę, kiedy dostaję od was maile typu  podziwiam cię, a to tak nie zawsze wszystko idealnie u nas wygląda.. nie zawsze jest wdzięczność, nie zawsze uśmiech, nie zawsze spokojny ton.

Źle mi się pisze, bo takie to jest jeszcze wszystko niedoskonałe. Takie nieidealne.
Ciągle się uczę. Nikt mi nigdy nie pokazał co się powinno, a co nie.. muszę sama do pewnych rzeczy dochodzić. Krok po kroku.

Źle mi się pisze, bo za bardzo przejmuję się ludźmi i tym, co pomyślą, jak skomentują moje mądrowanie, które mądrowaniem wcale miało nie być.

Źle mi się pisze, bo najczęściej nie widzę efektów mojej pracy.

Ale piszę.
Już drugi rok piszę.
Kiedy tylko mogę, kiedy tylko znajdę kilka minut, to uparcie klikam w klawiaturę mojego starego laptopa.
I ciągle mam nadzieję, że chociaż czasami źle mi się pisze, to w tych niedoskonałych słowach nieidealnej kobiety, jesteście w stanie znaleźć cudownego, dobrego Boga.
Bo tylko na tym tak naprawdę mi zależy.
Chcę wskazywać wam na mojego Ojca w Niebie.
Na pełnię radości w Nim.
Na pełnię życia w Nim.
Na pełnię pokoju, miłości i przebaczenia.. w Nim.
Na rzeczywistość, której człowiek nigdy nie będzie w stanie doświadczyć sam, bez uchwycenia się Jego ręki.

Zależy mi na tym, żeby wskazywać wam na szczęście, które może mieć każdy człowiek, bez względu na wszystko. Bo z Bogiem szczęście to nie emocja. To stan ducha, to wieczna gwarancja.
Pan Jezus wynosi szczęście na inny, nowy poziom.
Z Bogiem można być szczęśliwym, a nie tylko bywać. Przy ładnej pogodzie, dobrym humorze, po udanym dniu  w pracy.

Dociera do mnie na nowo i na nowo, że tu nie chodzi o mnie. Nie chodzi o to, co ja mogę, co ja potrafię, co ja czuję, albo czego nie czuję, bo mam gorszy dzień.
Nie chodzi o to, jak mi się pisze.
Nie chodzi o to, jak bardzo nieodpowiednia czasami jestem, żeby pisać na taki czy inny temat.
Chodzi o Niego.
O Jego doskonałość.
Chodzi o to, co On zrobił dla każdego z nas i co może robić przez nas.
Chociaż nie raz  źle nam się pisze..

Na niektóre blogi wraca się, żeby pooglądać piękne zdjęcia.
Na inne, żeby poczytać, choćby tytuł nie mówił zupełnie nic. Czasami są to tylko dwa zdania.. ale z takim jakimś głębokim sensem.
Są miejsca w sieci, które ceni się za humor, za dobre rady, za niezliczoną ilość inspiracji, pomysłów i sposobów na wszystko.
U mnie nie ma pięknych zdjęć. Tekst zazwyczaj długi, bez humoru.
Nie znam też sposobów na wszystko.

Ciągle mam jednak nadzieję, że wracacie tu po to, żeby szukać Boga. Żeby poznawać Go lepiej i być bliżej Niego w zwykłej codzienności.
Mam nadzieję, że za niedoskonałymi słowami, w zbyt długich postach i gdzieś obok błędów, które zawsze gdzieś się wkradną, znajdujecie Wszechmocnego.

Jeśli tak... to osiągnęłam swój cel.

I chociaż dzisiaj nie widzę efektów, których kiedyś tak bardzo oczekiwałam, mój Maciek ciągle mi powtarza:
Kiedyś Pan Bóg pokaże ci to, czego dzisiaj nie widzisz.
Kiedyś zobaczysz efekty swojej dzisiejszej pracy.
A potem jedzie z dziećmi do Babci, żebym mogła napisać kilka zdań..

Być może Pan Bóg pokaże mi kiedyś Mamy, które postanowiły spojrzeć na siebie i swoją mało znaczącą rolę z Bożej perspektywy.  KLIK    KLIK
Pokaże mi Mężczyznę, który znowu Mu zaufał i czeka na spełnienie obietnicy w cierpliwości. KLIK
Pokaże mi Kobietę, która myślała że modlić się nie warto.. a teraz wie, że to nieprawda. Że Bóg słyszy nawet najmniejsze westchnienie w stronę nieba. KLIK
Pokaże mi Kogoś, kto zaczął doceniać swoją zwykłą codzienność i dostrzega w niej Boże cuda. KLIK
Cuda codzienności.

Dziękuję za te dwa wspólne lata, Kochani.
Jesteście dla mnie wsparciem, zachęceniem i radością.
Każdy komentarz cieszy mnie niezmiernie.
Każdy mail sprawia, że chce mi się bardziej i więcej.
Każde udostępnienie wpisu czy grafiki jest dla mnie nagrodą samą w sobie.
Dziękuję.

Ściskam was wszystkich urodzinowo.




Spacer

22.9.17 Komentarze 2

Czasami trzeba po prostu iść na spacer.
Wszystko jedno czy piękna pogoda, czy wiatr, mróz, czy akurat leje..
Bo spacer może stać się lekarstwem na wszystko.
Bez kosztów, bez skutków ubocznych i czekania w zatłoczonej przychodni.

Czasami warto wyjść z domu samemu.
Nie musieć patrzeć, czy na rowerku za daleko to twoje dziecko nie odjechało.
Nie musieć podawać co chwila chrupka do rączki i piciu, słuchać marudzenia w wózku.
Nie musieć otrzepywać kolan po tym, jak potknął się o kamień i nieść hulajnogi pod sam dom, bo się w połowie drogi znudziła..

Czasami warto iść na spacer i musieć tylko iść. Nic więcej.
Pozwolić głowie odpocząć.
Podarować sobie szansę na zmianę perspektywy i zobaczenie sytuacji w innym świetle.
W świetle tego co mamy, a nie tego, czego nam brakuje.

Jaka to ulga, kiedy człowiek choć na chwilę przestaje analizować. Przestaje się zamartwiać i rozmyślać o tym, czym wcale głowy nie musi sobie zaprzątać.
Chociaż my uparcie twierdzimy, że musimy i że nikt za nas problemu nie rozwiąże, nikt planu nie obmyśli.. boimy się stracić kontrolę, której i tak nie mamy.

Ale Bóg ma. Nie stracił jej nawet na ułamek sekundy.
On zna nasze problemy, zanim zdecydujemy się Mu o nich opowiedzieć.
On troszczy się o każdy nasz dzień.
Zadba o to, żeby było dobrze.. nawet jeśli wszystko temu zaprzecza.
Za często zapominamy o tym, Kim jest nasz Tata.. a jest nim Bóg Wszechmogący.
Bóg, który może wszystko, który ma moc w każdej sytuacji.
W każdej.
Pamiętaj.

Spacer to dla mnie darmowa terapia. Kiedy tylko mogę, to wychodzę i staram nie myśleć o wszystkim, co złe, co nie wychodzi, co nie idzie po mojej myśli.
Staram się nie myśleć nawet o możliwych rozwiązaniach, próbuję nie martwić się na zapas.
Staram się oddać wszystko Bogu całą sobą i znowu, kolejny raz, zaufać.
Kolejny raz na sto procent.

Idę po leśnych drogach i układam modlitwę uwielbienia. Taką, w której dziękuję za każdą najmniejszą rzecz, która przyjdzie mi do głowy.
Czasami na początku jest ciężko. Trzeba szukać jakoś głębiej niż zwykle. Ale po chwili, te cuda codzienności same przychodzą do głowy.. dziękuję  płynie samo.

Wdzięczność zwraca nasze oczy w odpowiednim kierunku - w górę.
Odwraca nasze myśli od problemu, a kieruje je na Rozwiązanie.
Zmęczone ogromem nękających nas pytań, możemy zwrócić się do Tego, który ma wszystkie odpowiedzi.

Chciałabym teraz napisać, że kiedy po powrocie z takiego spaceru zdejmiesz brudne buty i odwiesisz płaszcz, nagle znajdziesz się w innej rzeczywistości.
Takiej bez płaczu i kłótni, od których uciekłaś, bez długów, choroby, trudnych relacji.. ale nie mogę.
Nie napiszę, że spacer z Bogiem rozwiąże każdy problem w twoim życiu.

Nie jesteś w stanie krótkim spacerem uciszyć burzy. Nie dasz rady.
Możesz jednak uciszyć siebie.   (KLIK)
Możesz zrobić to uwielbieniem i myślami przepełnionymi Bożą prawdą.
Prawdą o tym, że On jest blisko. (Dzieje Apostolskie 17;27)
Prawdą o tym, że On zaopatrzy każdą twoją potrzebę. (List do Filipian 4;19)
Prawdą o tym, że nawet włos z twojej głowy nie spadnie bez Jego wiedzy. (Ew. Mateusza 10;30)

A burza? Oddaj ją Temu, który może zakończyć ją jednym słowem. (Ew. Marka 4;39)

Wdzięczność nie zmienia okoliczności, ale zmienia człowieka.
Nie zmienia tego, co zewnętrzne, ale to, co nie jest widoczne na pierwszy rzut oka.

Po takim spacerze pełnym wdzięczności, do starej rzeczywistości możesz wejść jako nowy człowiek.

Z odświeżoną głową, z nową perspektywą, z lżejszym sercem.. któremu problem już tak bardzo nie ciąży.
Jest, ale jakby było go mniej.

W życiu przychodzi czasami pora na to, żeby wstać i działać. Podjąć decyzje, zrobić co trzeba i żyć dalej w spokoju.
Ale czasami trzeba wstać i .. iść na spacer.
Odciągnąć myśli od problemu i kierować je na Boga.
Bo kiedy Ty kierujesz myśli na Boga, wtedy On zaczyna kierować twoimi myślami.

Więc jeśli coś cię dzisiaj męczy. Coś nie daje spokojnie spać albo sprawia, że jesteś rozdrażniona, rozżalona, albo smutna po prostu.. ubierz się i wyjdź na spacer.
Spacer uwielbienia.

Bo czasami po prostu trzeba iść na (nie)zwykły spacer.
Ja właśnie wychodzę.








Twardziel

19.9.17 Komentarze 0

Często słyszałam, że muszę wychować silne dzieci.
Syn czy córka - dzieci od początku trzeba wychowywać na twardzieli, bo potem pójdzie taki jeden z drugą w świat i zginie, jeśli serce będzie miał za dobre.
Muszą być te nasze dzieci przecież przygotowane na potyczki z okrutnym światem, który czyha zaraz za progiem bezpiecznego, rodzinnego domu.

Mówili, że powinnam pokazywać im rzeczywistość bez cenzury. Nie taką, z moich nierealnych wyobrażeń, nie przez różowe okulary. Bo prędzej czy później będą zmuszeni oglądać ją taką, jaka jest naprawdę, a potem odważnie stawić jej czoła.
Bo życie to nie bajka.

Mówili, że dzieci powinny potrafić się obronić, bo nikt tego za nich nie zrobi. Nie mogą przecież stać jak te ciapy i dać się poniewierać. 
Mówili, że dzieci muszą umieć walczyć o swoje, bo każdy tak robi i inaczej do niczego w życiu nie dojdą. Bo każdy, absolutnie każdy oprócz matki rodzonej, myśli tylko o sobie i o tym, jakby nasze dzieci oszukać, wykiwać, z niczym zostawić..
Mówili, że wartością w dzisiejszym świecie jest asertywność. Trzeba przede wszystkim nauczyć nasze pociechy odmawiać. Tym stanowczym nie, na prawo i na lewo wszystkich obrzucać.
I umiejętność stawiania na swoim też ważna. Kluczowa bym powiedziała. Co by nikt naszym dzieciom nigdy na głowę nie wszedł.
Dużo mówili.. a ja nie chciałam słuchać.

Jakiś czas temu trafiłam na ten cytat i od tamtej pory ciągle słyszę go z tyłu głowy. Może dlatego, że taki jest bliski mojej wizji wychowania dzieci..

Naszym zadaniem nie jest wychowywać 
dzieci na twardzieli, 
którzy będą potrafili stawić czoła
 złemu i okrutnemu światu.

Naszym zadaniem jest wychowywać dzieci które sprawią, 
że ten świat będzie odrobinę mniej zły i okrutny.

                                                                                                                   L.R. Knost

Zgadzam się! Tak bardzo się zgadzam!
Tęsknię za takim pokoleniem.. bo teraz, gdziekolwiek nie patrzę, widzę zagniewanych, obrażonych młodych ludzi, którzy chcą koniecznie coś komuś pokazać i udowodnić swoje racje.
Widzę fochy, dumę i nieporozumienia.
Chęć zemsty, która zemstą się już nie nazywa.. teraz  uciera się komuś nosa.

Widzę jak ludzie latami miotają się w nieprzebaczeniu. Trzymają się swoich zranień z przeszłości i nie potrafią przebaczyć, krzywdząc samych siebie.
Widzę ludzi, którzy nigdy nie spodziewają się dobra. Myślą, że cały świat chce z nimi walczyć i być przeciwko im.
Widzę ludzi wpatrzonych w swoje sprawy, swoje marzenia, swoje potrzeby, swoje interesy, swoje..
Umiejętność przepychania się przez życie łokciami, opanowali do perfekcji.

Widzę twardzieli, z ciętymi ripostami w kieszeni i odpowiedzią na każdy temat.
Widzę siłaczy, dla których szczęśliwa, pełna rodzina to tylko mgliste wspomnienie.
Wielkanocny poranek znowu spędzą sami, ale przynajmniej się nie dali.
Pokazali wszystkim siłę swojego charakteru. Powiedzieli co myślą.. a potem zatrzasnęli za sobą drzwi.
Spalili każdy możliwy most.

Żyję w świecie, w którym jest tyle grzechu, zła i negatywnych emocji, że nie czytam, nie oglądam, nie słucham i nie chcę wiedzieć więcej.. wystarczy mi to, co widzę dookoła siebie.
Wystarczy mi moje własne podwórko.
Właśnie dlatego, chcę uczyć moje dzieci innej rzeczywistości.
Chcę żeby wiedziały, że można inaczej.
Chcę, żeby inną postawę widziały we mnie.

Chcę nauczyć ich siły, która leży w celebrowaniu czyjegoś sukcesu.
Chciałabym, żeby potrafili odważnie sięgać po swoje marzenia, nie raniąc przy tym nikogo.
Chciałabym, żeby mogły przebaczać i nie wypominać tego, co było. Po prostu iść do przodu i żyć dalej.
Żeby nie patrzyli tylko na swoje, ale potrafili widzieć coś więcej, niż czubek własnego nosa.

Marzę, żeby było w nich mniej tych wszystkich:
niech zobaczy, jak to jest
ma za swoje
nie obchodzi mnie
nie moja sprawa
nie życzę jej źle, ale..
jeszcze zobaczy
przy najbliższej okazji jej wygarnę
wszystko mu się wróci
już nigdy nie podam jej ręki
nie wybaczę
nie zapomnę
...

Modlę się, żeby było tego wszystkiego w nich mniej.
Mniej niż we mnie.
Żeby wcale nie było.. jeśli tylko tak się da.

Nie po to, żeby dostawały całe życie po głowie.
Nie chcę dla nich życia męczennika i nadstawiania policzka przy każdej okazji. Zupełnie nie o to chodzi.. dzisiejszy świat po prostu myli pojęcia.

Właśnie dlatego, że chcę dla nich wewnętrznego pokoju, muszę nauczyć ich nie nosić urazy.
Właśnie dlatego, że chcę dla nich radosnej codzienności, muszę nauczyć ich życzyć innym dobrze. Zawsze najlepiej.
Właśnie dlatego, że chcę dla nich pełni szczęśliwego życia, muszę nauczyć ich co znaczy być twardzielem z Bożej perspektywy.
Czym jest siła.. opanowania, siła radości i siła wiary.
Czym jest moc.. błogosławieństwa, moc miłości i moc przebaczenia.

Chcę, żeby wiedzieli Kto jest naszą siłą i co znaczy być prawdziwym twardzielem.
Bo przecież Bóg nieraz obiecuje, że będzie walczył za nas. Jemu powinniśmy oddawać tych, którzy nas zranili. Nie mścić się na własną rękę.
Co więcej, Biblia mówi o błogosławieniu tych, którzy robią nam krzywdę.
Mówi też o nie oddawaniu złem, za zło, ale przezwyciężaniu zła dobrem. (List do Rzymian 12;21)

Próbowałaś kiedyś okazywać miłość pomimo wszystko?
Próbowałaś uśmiechnąć się do obrażonego znajomego, albo podać rękę temu, który czuje do ciebie niechęć?
Próbowałaś zaproponować pomoc tym, którzy zawsze mieli za dużo na głowie, żeby pomóc tobie?
Reakcja? Bezcenna.
Najpierw zdziwienie połączone z zakłopotaniem.
A potem nieśmiały uśmiech, pomimo obrazy.
Niepewny uścisk dłoni, pomimo niechęci.
I wdzięczność. Wielka wdzięczność za małą pomoc.

Modlę się o to, żeby moje dzieci potrafiły zrozumieć, że mówiąc przepraszam nie przegrywają, a zyskują. Nie obnażają tym swojej słabości, ale pokazują prawdziwą siłę.
Chciałabym, żeby były silne na tyle, żeby czasami po prostu nie mówić nic, zamiast powiedzieć za dużo i zranić drugiego człowieka.
Chciałabym, żeby zrozumiały, że więcej siły wymaga wybaczenie, niż  nie zapomnę mu tego do końca życia.
Większym twardzielem nie jest ten, który mocniej uderzy, ale ten, kto potrafi powstrzymać się przed zadaniem ciosu.
Bo siła, to nie wyćwiczone mięśnie, nie celny cios, nie szpila wbita w najbardziej czułe miejsce przeciwnika.

Ktoś kiedyś powiedział, że bycie rodzicem, to ogromna odpowiedzialność, bo to właśnie my, za zamkniętymi drzwiami naszych domów, kształtujemy przyszłe pokolenia.
Nadajemy ton ich przyszłych wypowiedzi.
Pokazujemy, jak rozwiązuje się konflikty i mówi przepraszam.
Uczymy miłości i szacunku, do drugiego człowieka, albo..
Albo nie robimy nic z tych rzeczy, tylko wychowujemy twardzieli, dla których przez całe życie, świat będzie jednym wielkim polem bitwy.
Gdzie większość chwytów dozwolonych.
A jeśli ktoś zrobi ci krzywdę - to po prostu oddajesz i już, nie obracając się za siebie.

Moja największa odpowiedzialność, to nie tylko mówić, ale i pokazać.
Moje Dzieci będą obserwować moją reakcję na czyjeś sukcesy.
Będą uważnie słuchać, jak mówię o cioci, która mnie obraziła.
Będą przypatrywać się konfliktom między mną, a innymi ludźmi.
Zapamiętają ton moich wypowiedzi, a potem najpewniej zaczną mnie naśladować..

Wierzę, że możemy twardo stać na fundamencie Bożego Słowa i niewzruszenie wierzyć w uniwersalność spisanych tam zasad. Zasad, w których rządzi miłość.
A ona 'postępuje uprzejmie, nie zazdrości, nie unosi się pychą, nie prowadzi rachunku krzywd, nie jest porywcza, wszystko zakrywa..' (I List do Koryntian 13;4-7)

Zamiast bezwładnie poddawać się prawom, które sponiewierają dzisiejszy świat,bądźmy silnie zakorzenione w Bogu i wychowujmy kolejne pokolenia na prawdziwych twardzieli.
Twardzieli według Bożych zasad. 










Zdjęcia: Mili z ukochaną kuzynką Zosią autorstwa Cioci Moni  :*

Mam nadzieję, że jesteś wykończona

15.9.17 Komentarze 4

Mam nadzieję, że jesteś wykończona.
Mam nadzieję, że nie spędziłaś tego dnia w ciszy, o której pewnie marzysz nie raz.
Mam nadzieję, że twój dzień wypełniał szczery, dziecięcy śmiech.
Mam nadzieję, że miałaś też okazję słuchać marudzenia nad talerzem zupy jarzynowej, płaczu za zgubioną lalką i dziecięcych kłótni o bzdury.
Mam nadzieję, że dzień wypełniały niekończące się opowieści przedszkolaka o sprawach najważniejszych w Jego życiu, dźwięk burzonej wierzy z klocków i głośna muzyka dochodząca z pokoju nastolatka.

Mam nadzieję, że zapytał Jak Ci minął dzień, Kochanie?, i chociaż nie chciało ci się gadać, rozmawialiście jeszcze długo, nie tylko o rachunkach..

Chciałabym, żebyś patrząc w lustro mogła zobaczyć zmęczenie na swojej twarzy. Zmęczenie najzwyklejszymi, codziennymi obowiązkami, od których nie jesteś w stanie uciec, a nie jeden raz tak bardzo byś chciała.
Życzę ci włosów niedbale związanych w kucyk i grzywki zmierzwionej od wygłupów z Najmłodszą.
I jeszcze rozmazanego tuszu do rzęs.. bo w trakcie tej zabawy nagle usłyszałaś kocham cię najbaldziej na swiecie, mamusiu.. i nie mogłaś powstrzymać łez wzruszenia.

Mam nadzieję, że potykasz się o zabawki w salonie i depczesz po autkach, próbując przedrzeć się z jednego końca dziecięcego pokoju na drugi.

Mam nadzieję, że wszystkie twoje ciuchy nadają się dzisiaj do prania, przesiąknięte zapachem domowego obiadu. Tego uwielbianego przez wszystkich.
Mam nadzieję, że twoje buty noszą ślady długiego spaceru po lesie, a bluzka pamięta lody, na które wyskoczyliście zaraz po szkole.
Życzę ci torebki spadającej z ramienia. Bo kiedy tak bardzo spieszysz się po wyjściu z pracy, ta torebka zawsze tak jakoś się zsuwa.. Jak każda mama, chcesz zdążyć na czas i czekać na Nią przed klasą. Jeszcze trochę boi się szkoły, tego tłumu na przerwach.. twoja malutka Dziewczynka.
Życzę ci śladów brudnych paluszków na ulubionym żakiecie. Życzę ci, żeby na twój widok w przedszkolnym korytarzu, zapomniał o całym świecie. Życzę ci uścisków małych rączek, które jeszcze przed chwilą nieporadnie malowały dla ciebie laurkę.

Życzę ci pełnego kosza na pranie, zlewu, w którym nie ma miejsca nawet na szklankę, niezliczonej ilości butów i kurtek w przedpokoju.
Opadających ze zmęczenia rąk. Nóg, którym tak ciężko dojść pod prysznic. Ust, których po prostu nie chce się już otwierać.
Rysunków na lodówce, chwastów w wazonie i patyków przed wejściowymi drzwiami. Tych - jak twierdzi twoje dziecko - najpiękniejszych z całej okolicy. 
Życzę ci tego wszystkiego z całego serca.

Bo to wszystko znaczy, że żyjesz. Żyjesz życiem z prawdziwego zdarzenia.
Żyjesz nie tylko dla siebie. Masz obok rodzinę, dla której warto padać z nóg.
I nie daj sobie wmówić, że prawdziwe życie cię omija, że coś tracisz.. to kłamstwo, które zabiera ci radość z tych ulotnych chwil.

Popatrz na stertę prania i zobacz waszą zabawę w ogrodzie po deszczu.
Pełny zlew, to nic innego jak dostatek i pyszny obiad, który znowu mogliście zjeść wspólnie.
Rozmazany makijaż, to wzruszenie, o które nigdy byś siebie nie podejrzewała.
Zmęczona twarz, to kochająca Mama, która przez większość dnia, przedkłada dobro innych, nad swoje.
Bałagan, nad którym już nie panujesz, to po prostu najnormalniejsze życie, Moja Kochana.
Życie, które ty i twoja rodzina możecie wieść w kraju bez wojny, bez głodu, z dostępem do internetu, lekarstw i pizzy na telefon w sytuacjach awaryjnych.

Ten bałagan to zdrowe i mądre dzieci, którym brakuje godzin w ciągu doby na zrealizowanie wszystkich wielkich planów.
To normalność, na którą musimy czasami spojrzeć łaskawszym okiem. Za którą musimy nauczyć się dziękować każdego dnia, doceniać ją, celebrować i pokochać.
Szczerze pokochać.

Tą swoją szarą codzienność możesz pokolorować na wszystkie kolory tęczy, swoim nastawieniem i radością, która zaczyna się w sferze myśli.
Uwierz, że one naprawdę mają ogromne znaczenie.

Cieszę się, że dzisiaj piątek. Raczej unikam odliczania dni do weekendu... ale to był ciężki tydzień, wypełniony po brzegi przeróżnymi sprawami i zakończony chorobą.
Radość i sukcesy przeplatały się z nerwami, stresem i morzem niepewności. Były słabsze chwile, ale i bezpieczne ramiona Męża.
Było jajko na miękko na śniadanie, miska pełna świeżych malin i pranie pachnące jesiennym wiatrem.
Był syrop, katar i gorączka.

Nie zrobię sobie selfie, bo patrząc w lustro trudno mi poznać samą siebie.
Nie wyjdę dziś wieczorem z domu. Nie mam siły na kino, ani na dobrą kolację przy świecach.
Nie zmyję makijażu, bo rano nie zdążyłam go nawet zrobić.
Wezmę prysznic i nie posprzątam po kolacji.
Nacieszę się tym zmęczeniem.. a potem pójdę spać mając nadzieję, że nie obudzi Jej katarek albo duszności..

Życzę ci, żebyś widziała Bożą rękę we wszystkim, co cię otacza.
Niezwykłe Boże cuda, w zwykłej codzienności.

Zauważ cud w porozrzucanych puzzlach, w milionie pytań i w butach porozrzucanych na korytarzu. Znowu.
W braku sił na randkę, nawet na prysznic.
W podwożeniu do szkoły i w tej torebce, co spada z ramienia, kiedy się spieszysz.
W niedoczytanej książce.
W okruchach na kuchennym stole i pod nim.
W niedospaniu i w kanapce jedzonej w biegu.
W tradycyjnie zimnej kawie.. którą w sumie już polubiłaś.
Sama przyznaj.

To wszystko znaczy, że żyjesz.
Żyjesz pełnią niezwykle pięknego życia.

Właśnie dlatego mam nadzieję, że jesteś dzisiaj wykończona.. i bardzo, ale to bardzo szczęśliwa.
Na przekór wszystkiemu.
Najszczęśliwsza.



Ja bym nigdy..

12.9.17 Komentarze 0

Czasami warto po prostu siedzieć cicho.
Nie mówić nic. Milczeć, dla własnego dobra, spokoju sumienia i w imię miłości, którą powinniśmy się wyróżniać.
Bo po tej miłości mają nas przecież rozpoznać.
Nie po tym, że pierwsi przybiegamy, żeby rzucać kamieniami. Bo kto jest bez winy? No kto?!
Ja na pewno nie.

Czasami warto nie wymądrzać się, nie pouczać, nie bić Biblią po głowie. Po prostu przyjąć, że i my możemy się mylić. Że może rzeczywiście sytuacja u niej czy u niego jest inna niż nasza i że tak naprawdę postąpił najlepiej jak mógł postąpić człowiek w takiej sytuacji. W takich okolicznościach.
Nieraz nie wiemy nawet, jakie ktoś miał opcje i z czego musiał wybierać, żeby ostatecznie zdecydować co zrobić.
Nieraz nie mamy pojęcia przez co przechodzą ci, których wytykamy palcem.

Warto spróbować zrozumieć. Spróbować ze wszystkich sił postawić się w sytuacji człowieka, którego właśnie w głowie osądzamy. Pochodzić chwilę w cudzych butach.
Czasami te buty za zewnątrz ładnie tylko wyglądają, a tak naprawdę strasznie są niewygodne. Uciskają, gniotą, uprzykrzają życie.. sami nie potrafilibyśmy chodzić w nich zbyt długo.
Bo często niestety, tak zupełnie w stosunku do siebie bezkrytyczni, widzimy źdźbło w czyimś oku, w swoim nie zauważając belki.

Czasami zdarza się nam za plecami innych szeptać te wszystkie ciche:
 Jak ona mogła?! 
Słyszałeś, co on zrobił?
... powiedział? 
... jak się zachował?

A na końcu wszystkim dobrze znane:
Ja bym nigdy...

Zdarzyło ci się? Patrzeć na kogoś i zarzekać się, że w podobnej sytuacji nigdy byś tego czy tamtego nie zrobiła, nie powiedziała..
Mi zdarzyło się nie raz.
Nadal czasami to robię.
Jednak dzisiaj wiem więcej niż kilkanaście lat temu.

Kiedy orientuję się, że jakaś osądzająca myśl pojawiła się w mojej głowie, sama siebie po cichu upominam. Staram się odgonić ją od siebie najdalej, jak się da.
Mało tego.. boję się myśleć w ten sposób!
Prawie zawsze, kiedy oceniam innych bez miłości i przez pryzmat swoich krótkich, życiowych doświadczeń, robię dokładnie to, czego nigdy miałam nie robić. I to w sytuacjach, w których nigdy nie miałam się znaleźć.

Niestety często jest tak, że jaką synową jesteś, taką synową dostaniesz.
Jak traktujesz rodziców, tak twoje dzieci będą traktować ciebie.
Co wytykasz u innych, to przyjdzie na ciebie.
Jak oceniasz innych, tak będą oceniać ciebie.
Itd, itp..

Przestańcie osądzać, a nie zostaniecie osądzeni.
Przestańcie potępiać, w wówczas nie zostaniecie potępieni.
Przebaczajcie, a dostąpicie przebaczenia (...)
Jaką miarą mierzycie, taką i wam odmierzą.
                                                                                                              Ew. Łukasza 6;37-38

W życiu wszystko wraca.
Zbierasz to, co sam siejesz. (List do Galacjan 6;7)
Prędzej, czy później.

Dlatego zadbaj o to, co siejesz. Siej dobro. Siej zrozumienie, współczucie, troskę, miłość.
Dlatego właśnie nigdy nie mów nigdy.
Nigdy!

Wszyscy starsi ludzie których znam, są raczej powściągliwi w wydawaniu sądów i bardzo ostrożni w ocenianiu innych ludzi.
Potrafią częściej niż ja powiedzieć pożyjemy - zobaczymy i poczekać na rezultaty, a nie od razu przewidywać możliwe scenariusze, a niejedno już w życiu widzieli. Dużo więcej przeżyli. Oni mają podstawy i wiedzę o życiu, której mi brakuje.
Potrafią znaleźć wytłumaczenie i poszukać prawdopodobnych powodów takiego, a nie innego wyboru drugiego człowieka.
Potrafią postawić się w czyjejś sytuacji. Współczuć, a nie pogrążać. Pomóc, a nie utrudniać.
Potrafią rozróżnić błąd od błądzącego. Rozdzielić i o tego błądzącego się zatroszczyć.
Albo przyjąć, że ten ktoś może wcale nie błądzi i to oni się mylą tak naprawdę.. a to już wyższy poziom wtajemniczenia. Sama przyznaj.
Może właśnie dlatego, że niejedno już w życiu widzieli i dużo więcej przeżyli, nie mówią zbyt często ja bym nigdy..
Może też się boją tego stwierdzenia, tak jak ja.
Może tyle razy to nigdy na nich przyszło, że wiedzą, jak bardzo jest zdradliwe Że nie warto tak mocno sobie ufać.

Życie nauczyło ich tego, czego my wszystko-wiedzący-młodzi będziemy musieli w bólach uczyć się kolejne kilkadziesiąt lat.
Życie nauczyło ich jednej z najpiękniejszych i najbardziej pożądanych cnót- pokory.

Wiemy tylko tyle, ile sami przeżyliśmy. Tylko wtedy jesteśmy w stanie innych zrozumieć.
To, czego sami doświadczyliśmy, buduje nasze życie i pojęcie o świecie.
W przeciwnym razie, możemy jedynie gdybać i próbować sobie wyobrażać.
Bo pamiętaj, że obraz który widzisz, nie zawsze jest pełny. Twoja perspektywa, to nie zawsze ta właściwa.
Więcej pokory.
Wszyscy potrzebujemy więcej pokory.

I ja wiem, że najłatwiej wychowuje się cudze dzieci.
Najprostsze do rozwiązania są czyjeś problemy.
Decyzje i zachowania nie nasze, a innych ludzi są najbardziej absurdalne, niedopuszczalne, niedorzeczne i głupie.
Najłatwiej ocenia się drugiego człowieka, nie mając nawet pojęcia z czym się boryka, przez co przechodzi.
Wiem, że pewnie wiesz więcej niż On. Niż Ona.
Więcej niż ja.

Sama nieraz dużo lepiej poradziłabym sobie w tej czy innej sytuacji.
Kiedyś myślała, że na pewno nie zareaguję jak tamta mama w sklepie, moje dzieci nigdy nie usłyszą z moich ust takich słów..
A potem sama zostałam mamą.
Teraz dopiero mogę powiedzieć, że coś tam wiem..że rozumiem. Chociaż to i tak ciągle nie daje mi prawa do oceniania.

Dwa tygodnie temu poszłam z Mili do centrum handlowego. Mała zakupy niespecjalnie lubi, dlatego wyposażyłam się w chrupki kukurydziane, wodę i.. telefon. Musicie wiedzieć, że zawsze byłam strasznie uczulona na dzieci przy tabletach, laptopach i z telefonami w ręce.
A teraz.. teraz telefon Kochani, ratuje mi życie nie raz.
Po pół godzinie zwiedzania centrum handlowego, dałam jej telefon do rączki i puściłam jakieś krótkie filmiki. Sama zaczęłam szukać swetra na spokojnie.
Co myśleli inni rodzice - nie wiem. Możliwe, że to samo co ja kilka lat temu, kiedy ktoś przechodził obok mnie z dzieckiem wpatrzonym w komórkę.
Kilka mam patrzyło na mnie dziwnie. Być może pomyślały:  ja bym nigdy..

Kiedyś wiedziałam wszystko - co, kto, dlaczego, czy mógł, czy nie, czy powinien i że można było inaczej.
Wszystko najlepiej.
Przyszedł jednak taki moment, w którym musiałam przyznać - najpierw sama przed sobą, potem przed Bogiem - że nie jestem tak wyjątkowa jak mi się wydawało. Że nie jestem nadczłowiekiem, który nigdy nie popełni błędu i w każdej sytuacji zachowa się tak, jak powinien.
Stanęłam przed prawdą o sobie samej na nowo.
Już jako matka, żona, dorosła córka swojej mamy. Jako kobieta, która wie o życiu nieco więcej niż beztroska nastolatka, którą byłam kilkanaście lat temu.

Musiałam ze łzami przyznać, że na moich ustach pojawiają się słowa, których miałam nigdy nie wypowiedzieć.
W mojej głowie pojawiają się myśli, za które zawsze potępiałam innych.
Popełniam błędy, których miałam nigdy nie popełnić i które byłam zdolna osądzić z taką łatwością..

Dlatego kiedy te oceniające myśli znowu nas dopadną, spróbujmy odgonić je daleko.
Kiedy przyjdzie nam ochota na naiwne  ja bym nigdy..
Kiedy zachce nam się wybielić samych siebie kosztem innych.
Kiedy zaczniemy doszukiwać się w innych braków, które w nas samych jeszcze po prostu nie miały okazji wyjść na jaw.
Spróbujmy zasiać próbę zrozumienia, czasami współczucie, innym razem wsparcie, pomimo czyjegoś błędu czy potknięcia.
Dla własnego dobra, spokoju sumienia i w imię miłości, którą powinniśmy się wyróżniać.

Moja Najpiękniejsza

8.9.17 Komentarze 6

Kochana Córeczko,

zachwycasz mnie każdego dnia.
Codziennie na nowo zadziwiasz mnie swoim pięknem.
Kiedy na Ciebie patrzę, przepełnia mnie radość.
Jesteś dla mnie wyjątkowa.
Jedyna taka na całym świecie..

Dlatego zasmuca mnie, kiedy patrząc w lustro widzisz tylko to, co zewnętrzne.
Za grube, za małe, za wąskie, niekształtne.. brzydkie.
Patrząc na siebie nie widzisz kobiety według mojego serca, którą jesteś, ale szukasz w sobie kobiety według standardów piękna stworzonych przez człowieka.
Zaczynasz porównywać się z innymi i widzisz to, czego nie masz, zamiast obfitości, którą w sobie nosisz.

Gdybyś tylko mogła widzieć siebie taką, jaką ja Ciebie widzę..
Bo wiesz, Kochanie.. Ja patrzę na Ciebie zupełnie inaczej.

Kiedy na Ciebie patrzę, nie widzę twoich- jak mówisz - zbyt wąskich ust.
Nie zwracam uwagi na to, czy pomalowałaś je ulubioną szminką, czy może mróz sprawił, że są nieco spierzchnięte..
Widzę usta, które wypowiadają słowa mądrości.
Widzę usta, które otwierają się po to, żeby budować, a nie niszczyć. Które błogosławią, zamiast życzyć komuś źle.
Widzę usta, które bronią pokrzywdzonych i potrafią zdobyć się na szczerość.
Usta, z których płyną komplementy i słowa pocieszenia.
Widzę najpiękniejsze usta dzielnej Kobiety, która nie boi się prawdy i brzydzi się kłamstwem.
Kocham Twoje usta przepełnione wdzięcznością za każdy nowy dzień. Nawet najtrudniejszy.
Zachwycasz, Córeczko.

Zapewniam Cię, że nie widzę spracowanych i zaniedbanych dłoni.
Kiedy na nie patrzę, widzę gotowość do pomocy. Poświęcenie czasu i sił dla dobra innych ludzi, czasem zupełnie obcych.
Widzę czwarte piętro i staruszkę, której pomogłaś wnieść ciężkie zakupy.
Widzę przebranie królewny na szkolny bal, uszyty z dbałością o każdy szczegół. Pracowałaś nad nim kilka wieczorów.. Twoja mała Królewna była zachwycona. Pamiętam jej radość i Twoje zaszklone oczy.
Widzę twój przytulny dom i cudownie kwitnący ogród, o które dbasz codziennie z taką pasją.
Widzę ręce, które potrafią tworzyć prawdziwe dzieła sztuki podziwiane przez ludzi. Ale kiedy trzeba, potrafią też przynieść, podać, pozamiatać.. Służą.
Widzę ręce, które zmieniają pieluchy, plotą warkoczyki o świcie i przygotowują kanapki na drugie śniadanie. Przytulają, przynosząc ukojenie w gorsze dni.
Kocham Twoje ręce złożone do modlitwy i wyciągnięte w geście uwielbienia.
Jesteś dla mnie radością, Kochana.

Widzę też oczy, które patrzą na innych z miłością.
Oczy, które szukają Mnie we wszystkim.
Widzę, jak patrzysz w moją stronę.
Jak bardzo starasz się nie przegapić możliwości, które przed Tobą kładę.
Zauważam to, moja Miła.

Nie interesują mnie centymetry i liczby na twojej wadze.
Za gruba, za chuda.. wszystko mi jedno. Nie pozwól, żeby stały się wyznacznikiem Twojej wartości.
Jesteś moja -  i tylko to się liczy.
Nie widzę zbędnych kilogramów i brzucha, który po ciąży nie wygląda już tak jak kiedyś.
Widzę ciało, które gotowe było do poświęcenia dla cudu nowego życia.. i to nie jeden raz.
Nie widzę zniszczonej skóry i rozstępów. Widzę za to ślady bezwarunkowej miłości. Pomyśl.. może to dobrze, że będą z Tobą całe życie? Noś je z dumą i radością.
Kiedy patrzę na Twoje ciało, widzę moje ukochane mieszkanie. Cieszę się, że traktujesz je z szacunkiem i dbasz o nie najlepiej jak potrafisz.
Widzę ciało Kobiety, która nie wykorzystuje swojej wolności do czegoś, co złamałoby moje serce.
Twoja miłość do mnie jest jeszcze bardziej wyraźna za każdym razem, kiedy mówisz  nie.
Czystość, moja Droga, jest ozdobą, którą nie każdy może się pochwalić. Ozdobą godną podziwu.
Jesteś moją dumą, Księżniczko.

Tak! Jesteś Księżniczką.
Moją wybraną, cenną, najdroższą Córką.
Źrenicą mojego oka.
Moją radością.
Wyrosłaś na kobietę idealnie piękną w moich oczach.

Nic nie cieszy mnie bardziej, niż twoje szczęście.
Nic nie sprawia mi większej radości niż to, że znajdujesz je w moich ramionach.


Stwarzałem Cię z wielką miłością.
Uśmiechałem się kształtując absolutnie każdy fragment Ciebie. Każdy!
Dopracowałem Cię w każdym szczególe - jesteś moim doskonałym dziełem.
Żaden detal nie uszedł mojej uwadze.. uwierz. (Psalm 139;14-15)

Twój nos - zaplanowany.
Twój niski wzrost - dokładnie przemyślany.
Twoje włosy - właśnie takie miały być.
Zestaw cech, talentów, zdolności.. one wszystkie zostały wybrane specjalnie dla Ciebie spośród tysięcy możliwych, zanim w ogóle powstałaś.
Ja się nie mylę, moja Piękna.

Ale pamiętaj, że prawdziwe piękno zaczyna się w Twoim wnętrzu.
Cała reszta, jest tylko dodatkiem do tego, jaka jesteś naprawdę.

Nie spędzaj więc życia patrząc w lustro.
Żyj wpatrzona we mnie, a na siebie patrz moimi oczami.
To będzie możliwe tylko wtedy, kiedy będziesz blisko mnie.

Nie marnuj czasu martwiąc się swoim odbiciem - po prostu bądź moim, na tym zepsutym świecie.

Twoje piękno nie zależy od rozmiaru, który nosisz. Twoje piękno to nie centymetry, kolory, zapachy, kształty i modne ubrania.
To nie torebki, buty ani drogie kosmetyki.

Prawdziwe piękno, to Twoje wielkie serce, z jakim podchodzisz do wszystkiego, co robisz.
To łagodność, z którą potrafisz rozmawiać ze swoimi dziećmi i z sąsiadem, który tak bardzo utrudnia Ci życie.
To pokój, który wnosisz ze sobą w każde miejsce, w którym przebywasz. (1 List Piotra 3;4)

Wyglądasz wyjątkowo, ubrana w siłę i dostojność. (Przypowieści Salomona 31;25)
Nie mogę napatrzeć się na Ciebie, kiedy zakładasz pokorę, cierpliwość, dobroć.. i kiedy uśmiech zdobi Twoją śliczną twarz. (List do Kolosan 3;12-14)
To jest moda, która nigdy nie minie.
To zawsze będzie baza dla zmieniających się trendów.
Masz duchową klasę, Najdroższa.

To wszystko warto pielęgnować ze szczególną troską.
O to dbaj i tym się zajmuj.
Codziennie przeglądaj się w lustrze mojego Słowa.
Braków we wnętrzu nie można ukryć ubierając szeroki sweter, ani nakładając makijaż.
Prędzej czy później, zawsze wychodzi na jaw to, co kryje się w środku człowieka.

To, na co tak bardzo zwracają uwagę ludzie, co tak bardzo zajmuje im czas i pochłania pieniądze - to wszystko minie.
Nie zapominaj, że złudny jest wdzięk i zwiewna jest uroda, Kochanie (Przypowieści Salomona 31;30)

Ale Ty.. Twoje piękno wygra z czasem. Zostanie zapamiętane przez tych, których kochasz na co dzień i tych, którym okazujesz moją miłość zupełnie przypadkowo - w sklepie, na poczcie, w długiej kolejce do lekarza..
Z wiekiem, będziesz jeszcze bardziej rozkwitać dla mojej chwały.

Mam nadzieję, że przyjdzie dzień, w którym naprawdę zrozumiesz jak niezwykle piękna jesteś w moich oczach. Jak wiele warta, zupełnie wystarczająca.
Wtedy pokochasz w sobie to, czego nie jesteś w stanie zmienić i będziesz zmieniać to, czego jako moja Córka, nie możesz w sobie pokochać.

A teraz idź i już dzisiaj żyj tak, jakbyś całym sercem wierzyła w to wszystko, co Ci napisałem.
Z czasem naprawdę zobaczysz siebie z mojej perspektywy i w pewności tego kim jesteś, będziesz szła przez życie z podniesioną głową.

Dbaj o swoje wnętrze, Moja Najpiękniejsza.

Kocham Cię..

Twój Tata

Czekaj

5.9.17 Komentarze 10

Czasami nawet nie zdążę poprosić, a już mam.
Czasami proszę, ale nie dostaję.
Czasami dostaję, ale muszę czekać.

Teraz proszę i czekam.
Są dni, w których czekam cierpliwie. Mam w sobie spokój i jestem wdzięczna, za to co mam teraz.
Są też takie dni, w których niecierpliwie tupię nogami. Wątpię, że On słyszy.
To etap, w którym na pierwszy rzut oka nic się nie dzieje. Prosisz, prosisz, prosisz.. a Bóg milczy.
Z naszej perspektywy nie robi zupełnie nic.
Taki czas wymaga najwięcej wiary.. przekonania o prawdziwości tego, co niewidzialne. (List do Hebrajczyków 11;1)
Tylko jednego dnia to przekonanie masz, a drugiego.. niekoniecznie.

                                                                           

Przez pierwsze tygodnie nie było trudno ufać. Potem minęło kilka miesięcy pół roku, rok.. i nadal czekam.
Dostałam obietnicę i czekam.
Zrobiłam wszystko, co mogłam zrobić i.. czekam.
Fizycznie niewiele się zmienia, ale duchowo, wcale nie stoję w miejscu. Duchowo dzieje się więcej przez ostatni rok, niż przez dziesięć lat chodzenia z Bogiem.
Idę do przodu i jestem pewna, że w tej całej sytuacji, w tym proszeniu, czekaniu, wypatrywaniu Bożej odpowiedzi, właśnie o to chodzi.
O duchowy wzrost.

To, co Bóg robi z moim sercem, z moim wnętrzem, z moim nastawieniem, z moją wolą, z moimi marzeniami, z moją pokorą, a raczej jej brakiem.. to wszystko jest o wiele ważniejsze od samego celu, który ma dla mnie.

Bóg nie stoi z założonymi rękami. Podczas gdy ty czekasz, On działa w twoim imieniu, dla twojego dobra, za kulisami twojej sytuacji.
Wierzę, że działa.
Bo kiedy się modlimy, On działa.
Zawsze!

Ponieważ cierpliwie czekał, otrzymał to, 
co było treścią obietnicy.
                                                                                                        List do Hebrajczyków 6;15

Ktoś kiedyś powiedział, że Bóg nigdy się nie spóźnia, ale czasami po prostu się nie spieszy.
Ma swój czas. Najlepszy czas.
I kiedy Najwyższy każe nam czekać, możemy być przygotowani na więcej niż to, o co prosimy.
Dlatego czekam.

Bóg wie, czego potrzebujesz, ma to, czego potrzebujesz i na pewno da Ci to dokładnie wtedy, kiedy będziesz tego potrzebować.
Bo jeśli czegoś jeszcze nie masz to znaczy, że nie musisz tego mieć już teraz. Albo nie musisz tego mieć w ogóle.. bo Bóg ma dla Ciebie inne plany.
Lepsze niż  wszystko to, o czym dla siebie marzyłaś.

Kiedy czekam, Ty wzmacniasz moje serce. 
                                                                                                                        Psalm 27;14

Czasami trudno jest zaufać i wierzyć, że już teraz mamy wszystko, czego potrzebujemy.
Że Bóg nie zwleka, bo jest na nas zły, chce nas za coś ukarać albo udowodnić swoją wyższość.
Mówiąc czekaj, Bóg okazuje nam swoją miłość, bo chce dla nas dużo więcej, niż to, o co się modlimy.
Kocha nas za bardzo, żeby odpowiedzieć na naszą modlitwę w innym czasie, niż ten właściwy.
Jego miłość do nas jest tak wielka, że nigdy nie da nam czegoś, na co jeszcze nie jesteśmy gotowi.

Wysłuchana modlitwa może dać nam tymczasową radość. Na kilka tygodni, może lat.. ale cała droga, którą przechodzimy z Bogiem od pierwszej modlitwy do jej wysłuchania daje radość, która trwa. Uczy pełnego zaufania, cierpliwości i przybliża do Boga.
A przecież największym szczęściem, jest być blisko Niego. I to nie jest tylko ładny werset, ale prawda sprawdzona przez miliony ludzi na świecie, którzy szukali szczęścia wszędzie. We wszystkim doszukiwali się spełnienia, które zaspokaja, które trwa.. i znaleźli je dopiero w Bogu.

Szczęścia nie da nam dziecko, o które prosimy. Nie mąż, o którego modlimy się od lat. Nie lepsza praca, nowy dom, więcej pieniędzy na wakacje..
Bycie blisko Bożego serca to szczęście, którego nikt ani nic nam nie odbierze.
Które nie mija przy kolejnym życiowym zakręcie, ale daje siłę do pokonania go zwycięsko.
A czekanie sprawia, że jesteśmy bliżej. Tacy.. bardziej zależni od Boga.
Z okresu czekania nigdy nie wychodzimy tacy sami.

Kiedy modlimy się daj nam chleba naszego powszedniego, modlimy się nie o to, co myślimy, że potrzebujemy, tylko o to, co Bóg wie, że potrzebujemy.
Poddajemy się Kochającemu Ojcu i Jego nieograniczonym zasobom.
On jest jedynym, który widzi naszą przyszłość, dlatego wie, czego będziemy potrzebować jutro, pojutrze i za kilka lat..

Wstaję przed świtem i wołam o pomoc - wyczekuję Twego Słowa.                                                                                                                                 Psalm 119;147

Czasami to, o co prosimy, nie przychodzi w formie, jakiej oczekujemy.
Prosimy o duchowy rozwój, a możliwość rozwoju przychodzi w problemach, doświadczeniach i zwykłych wyzwaniach codzienności.
Prosimy o cierpliwość i nagle nasze dzieci zaczynają przechodzić same siebie. Jeszcze nigdy nie były tak nieposłuszne.
Prosimy o pomoc w problemie, a Bóg daje w nasze życie osoby w potrzebie. Takie, które potrzebują pomocy bardziej niż my.

Dusza moja oczekuje Pana 
                                                                                    Psalm 130;6

Okres oczekiwania jest czasem przygotowania do tego, co będzie.
Tu nie chodzi o obietnicę.
Tu nie chodzi, o te piękne rzeczy, które ma dla ciebie Bóg.
Tu chodzi o Twoją podróż z Bogiem. O drogę z miejsca, w którym byłeś, do miejsca w którym On chce żebyś był.
Nie chodzi o cel, ale o sposób, w jaki ten cel osiągniesz.
To proces, który przechodzisz decyduje o tym, czy zostaniesz w miejscu, do którego idziesz i jaką osobą będziesz, docierając tam.
Czasami ta droga między obietnicą a jej spełnieniem, wydaje się nie mieć sensu i większego znaczenia, ale uwierz, że ma. Największe.
Bóg jest zainteresowany nami i naszym rozwojem bardziej, niż podaniem nam gotowych rozwiązań i szybkim odpowiadaniem na modlitwy.
Mówi czekaj, dla naszego dobra. Nigdy nie kazałby ci czekać, gdyby nie było to konieczne.

Twoje czekanie jest tymczasowe, ale to, co Pan Bóg może zrobić w twoim życiu w jego trakcie jeśli tylko Mu na to pozwolisz, ma wieczną wartość.

Czekaj na Boga. 
                                                                Psalm 42;6 BT

Ciesz się tym czasem.
Czerp z niego to, co najlepsze.
Ucz się. Bierz garściami wszystkie lekcje. Pozwól się prowadzić i kształtować.
Pozwól Bogu zmieniać Cię w osobę, którą On chce żebyś się stała.
Nie lekceważ czasu oczekiwania, bo ono zawsze ma swój cel.

Cierpliwość to postawa twojego serca.
Czekaj mądrze. Czekaj cierpliwie, a w swoim czekaniu, oczekuj najlepszego, bo tak naprawdę najlepsze czeka już na ciebie.
Przygotowane przez Dobrego Ojca.

Może jeszcze nie jutro, nie za tydzień ani za miesiąc..ale wierzę. Mocno wierzę, że obudzisz się pewnego dnia, powędrujesz myślami kilka tygodni, miesięcy, lat.. wstecz i nagle wszystko stanie się jasne.
Będziesz pod wrażeniem tego, że tak naprawdę każdy szczegół w tym okresie czekania miał swój cel. Każde najmniejsze wydarzenie współgrało ze sobą dla twojego dobra i było potrzebne, żebyś mogła stać właśnie tu i teraz - w swojej ziemi obiecanej.
Taka, a nie inna. Mocniejsza, mądrzejsza, bardziej pokorna.
Gotowa.

Będziesz zachwycona dokładnością Bożego działania.
Będziesz wdzięczna, że nie wszystko poszło po twojej myśli.

A teraz módl się, czekaj i ufaj.
Warto.




Odpocznij naprawdę

2.9.17 Komentarze 0

Mamy weekend.
Czas, na który większość z nas czeka cały tydzień.
Czas, w którym mamy szansę wyłączyć telefon i spędzić więcej czasu z rodziną, albo nadrobić domowe zaległości.
Czas, z którym możemy zrobić dosłownie wszystko.

Niech to będzie weekend najlepszych wyborów.
Nie dobrych, ale najlepszych.
Takich, po których w poniedziałek zregenerowani i prawdziwie wypoczęci, wkroczymy w nowy tydzień.

Pamiętaj, że mówiąc tak jednej rzeczy, drugiej mówisz nie.
Uważaj na to, komu lub czemu poświęcasz swój cenny czas.
Wybieraj mądrze i ceń swój czas.
Wybieraj tak, żeby odpocząć w pełnym tego słowa znaczeniu.
Duchowo i fizycznie.

Może twoim najlepszym wyborem na ten weekend będzie czas z rodziną i świętowanie normalności w gronie najbliższych? Delektowanie się tym zwykłym - niezwykłym życiem, które dostałaś i które tak pięknie budujesz każdego dnia.
Doceń, jak bardzo Bóg cię obdarował.
Napatrz się, jak wiele udało wam się razem wypracować przez te wspólne lata.
Idźcie na spacer, pozwól im poskakać w kałużach!
Upiecz ze swoim dzieckiem obiecywane od tygodni ciastka.
Świętuj!

A może po prostu się prześpisz? Włączysz dzieciom bajkę, odwieziesz je do babci, albo oddasz Tacie.. i zrobisz sobie drzemkę?
Być może właśnie sen był tym, czego brakowało ci tak bardzo w ciągu tygodnia?


Jednak z doświadczenia napiszę, że oprócz fizycznej sfery naszego życia, warto zrobić wszystko, żeby odpocząć przede wszystkim w Bogu.
Duchowo.

Warto posprzątać głowę z negatywnych myśli, zmartwień i kłamstw, którymi zły codziennie w nas celuje. Wyrzucić to, co niepotrzebne.
Przyjrzeć się temu, czym się karmimy i pozbyć się wszystkiego, co nas zaśmieca od środka.
Zrobić miejsce dla Boga. Dla Jego prawdy.

Tak się jakoś przyjęło, że w soboty wszyscy wycieramy kurz w naszych domach, wyrzucamy śmieci.. a zapominamy o naszym wnętrzu.
O tym, co o wiele bardziej niż czysta podłoga, wpływa na jakość naszego codziennego życia. Na nasze relacje, na pracę, na słowa, które wypowiadamy i poziom radości.

Być może bardziej niż zakupów w tłumie ludzi, potrzebujesz czasu, w którym pobędziesz z Bogiem sam na sam?
Może najlepszym wyborem będzie odłożenie listy obowiązków na bok i odpoczynek w Bożej obecności?
Kiedy ostatnio odpoczywałaś czytając Boże obietnice dla Twojego życia? Biorąc je na poważnie, wierząc całym sercem w każdą jedną..?
Zrób to dzisiaj.

Warto odpocząć uświadamiając sobie, że On kocha Cię taką, jaką jesteś.
Jesteś akceptowana, kochana i cenna w Jego oczach.
Warto odpocząć wiedząc, że Bóg trzyma w swoich rękach twoje dzisiaj i twoje jutro.
Nie musisz się bać, bo On się zatroszczy.
Warto odpocząć w pewności, że On zrobił już wszystko - ty nie musisz i nie możesz nic dodać do łaski.
Nie musisz więcej, mocniej, bardziej..
Warto odpocząć w Jego bliskości, więc zbliż się jeszcze bardziej.

Wiesz, że to Jezus, jest naszym Odpoczynkiem?
On nie tylko go daje - On sam nim jest!
Bez Niego nigdy nie odpoczniemy w pełni.
Od czego uzależniasz regenerację swoich sił?
Może pora na zmiany..?
Pan Jezus mówi:

Przyjdźcie do mnie wszyscy zapracowani i przeciążeni, 
a JA wam zapewnię wytchnienie. 
                                                                                                         Ew. Mateusza 11;28

Możemy przespać nawet cały weekend, a w poniedziałek pierwsza lepsza rzecz wyprowadzi nas z równowagi. Drobiazg wybije nas z rytmu i przekreśli wszystkie dobre postanowienia, zabierze całą energię..
Bo fizycznie będziemy silni, ale duchowo ciągle słabi i w totalnym chaosie.

A więc odpocznij, Kochana.
W ten weekend zrób wszystko, żeby odpocząć naprawdę.