(Nie) warto się modlić

24.4.17 Komentarze 5

Nie lubię zawracać ludziom głowy.
Niechętnie zostawiam u kogoś swoje dzieci, bo przecież każdy ma swoje życie i swoje sprawy.
Nie mówię o swoich problemach każdemu, kogo napotkam.
Nie proszę o przysługę, jeśli naprawdę nie muszę tego robić.

Nigdy nie lubiłam też  zajmować sobą  Boga.
Mówiłam Mu zazwyczaj o tym co ważne, a drobnostki zostawiałam dla siebie.
Bo skoro Bóg wie wszystko, to po co mówić Mu o każdym szczególe mojego życia?
Skoro zna każdą moją potrzebę, to po co prosić i pytać o jakieś drobiazgi?


Kiedyś myślałam, że o pewne rzeczy po prostu nie warto się modlić.
Że nie wypada. Byłam przekonana, że nie powinnam mówić o nich Wszechmocnemu, prosić o nie..
Bo kto to widział, żeby jakimiś bzdurami Panu Bogu głowę zawracać?! Zajmować Mu czas, podczas gdy tyle znaczących dla życia ludzkiego spraw trzeba rozstrzygnąć. Na tyle prawdziwie ważnych modlitw odpowiedzieć.
Wysłuchać chorych, głodnych, pokrzywdzonych, prześladowanych..

Przecież ludzie walczą codziennie o życie. Wołają o pomoc na łożu śmierci, błagają o uzdrowienie z raka i siłę na kolejną chemię.
Bojują w modlitwie o bezpieczny, niedzielny poranek w kościele. Bez strachu, że ktoś bombę podłoży albo wszystkich wystrzela.
Innym brakuje jedzenia, nie mają gdzie głowy położyć nocą, a swoje malutkie dzieci chronią od deszczu pod dziurawym płaszczem. Na dworcu przesiadują w mrozy.

Ból, śmierć, głód, ważne egzaminy, decydujące spotkania, sprawy sądowe, powodzie, huragany, choroby, wojna, przemoc, prześladowanie, alkoholizm, bezpłodność, rak, zagrożona ciąża, zbuntowany nastolatek..
To są sprawy ważne. Sprawy, o które warto się modlić.
To rzeczy wielkiej wagi, nad którymi Bóg z pewnością się pochyli, bo chodzi o ludzkie życie, czyjąś przyszłość i zdrowie.
I nikt nie uśmiechnie się pod nosem, słysząc takie wołanie.
Każdy ze zrozumieniem głośno powie Amen! na taką modlitwę i dołączy się do prośby.

Potężny Bóg w swojej wielkości nie będzie przecież trzymał dla mnie wolnego miejsca parkingowego pod urzędem tylko dlatego, że ja tak bardzo boję się tam parkować. Bo ciasno, bo przy ulicy i zawsze mnóstwo aut. Wyjechać potem tak trudno.. a ważne sprawy muszę pozałatwiać z Mili po pachą.
A modlitwa o wyrośnięty biszkopt? To już lekka przesada.. nie sądzisz?
Tak! O ciasto też przyszło mi do głowy się modlić. Bo to nie byle jaki biszkopt, tylko do tortu na męża urodziny, a na urodziny musi być duży, puszysty..
Czy to nie głupie?
Czy w ogóle warto.. czy warto się modlić?

Jakiś czas temu  zaryzykowałam.
Zaczęłam modlić się dosłownie o wszystko.
Nauczyłam się prosić nie tylko o te ważne rzeczy, ale o te mniej ważne też.
Nauczyłam się pytać, kiedy nie wiedziałam co robić.
Nauczyłam się modlić krótko i zwięźle wierząc, że wszystko jest istotne dla mojego Ojca.
Każde westchnienie.
Każde najmniejsze, najbardziej nieskładne zdanie skierowane w stronę nieba, ma głęboki sens.

Modlę się o to, z czym mam problem, z czym jest mi źle i czego się boję.
Modlę się o rzeczy, z którymi nie mogę sobie poradzić i na które nie mam wpływu.
Takie codzienne, zwykłe sprawy.
Najzwyklejsze.
Przestałam analizować i zastanawiać się, czy mogę i czy powinnam.

Dużej wiary wymaga od nas modlitwa o rzeczy wielkie. O sprawy po ludzku niemożliwe.
Czasami jednak łatwiej jest nam wierzyć w to, że Bóg wysłucha właśnie takich modlitw, aniżeli tych cichych westchnień o błahostki. O te nieważne, w ogóle nieistotne problemiki i dylematy naszego życia.

Ale dla Boga nie ma mało znaczących spraw.
Dla Niego wszystko, co dotyczy naszego życia, jest ważne.
To, co dotyka naszego serca, dotyka też serca Stwórcy.

W drodze na wakacje modlę się, żeby dzieci wreszcie przestały kłócić się o wszystko.
Sadzę pomidory i modlę się, żeby zbiór był w tym roku obfity.
Posyłam Synka do szkoły i modlę się, żeby doszedł bezpiecznie te 200 metrów.
Podaję Mu kurtkę kiedy idzie pojeździć na rowerze, a ja modlę się, żeby nie rozbił sobie głowy.
Modlę się o odwagę i odpowiednie słowa w rozmowie z koleżanką.
Modlę się o przespaną spokojnie noc.
O pogodę na weekend w górach.
Modlę się i wierzę, że On słyszy.

I dzisiaj wiem, że Pan Bóg słyszał tak samo wyraźnie modlitwę sparaliżowanej dziewczyny na wózku o uzdrowienie i moją- o różowe kokardki i sukienki z falbanką.
O to, żebym mogła urodzić córkę, pleść jej warkocze i kupować lalki.
O naszej Milence, o latach modlitwy o Nią, może będzie kiedyś osobny post.. ale dzisiaj widzisz na własne oczy, że Bóg słyszał moją modlitwę.
Na tyle Go obchodziła, że mamy córeczkę.
A przecież płeć to tylko mało istotny szczegół. Ważne, żeby dziecko zdrowe było, żeby w ogóle było.. a jednak oprócz dwóch wspaniałych Synów, mam i Córkę.

Ta dziewczyna na wózku dzisiaj chodzi, a fizycznie szans nie miała żadnych.
Cud w jej życiu.. i cud w moim.
Dwie modlitwy, ale jeden Bóg.

Niecały rok temu postanowiłam odstawić małą od piersi.
Było mi trudno, bo mała przez ponad rok piła praktycznie tylko z piersi. Nie jadła nic innego. Nikt nie był jej w stanie namówić do jedzenia.
Piła w nocy po dwa, trzy razy mając kilkanaście miesięcy. Każda próba ominięcia choćby jednego karmienia  kończyła się wielkim płaczem. A ja się dawałam.. bo skoro w dzień nic nie je, to w nocy nadrabia- myślałam.
Nie wyobrażałam sobie końca karmienia.
I chociaż czułam się z tym dziwnie, zaczęłam się o to modlić.
Właściwie poprosiłam o pomoc może ze dwa razy.
Ale Pan Bóg słyszał.
Pierwszej nocy, której chciałam zacząć ograniczać ilość karmień, mała po prostu nie obudziła się wcale.
Przespała całą noc, co nigdy wcześniej się nie zdarzało!
W dzień nie upomniała się o karmienie ani razu.
Nie szarpała mnie za bluzkę, nie płakała, nie jęczała kładąc się na moich kolanach.
Zachowywała się, jakby nigdy nie piła z piersi.
Ja wiem, że to Bóg.
Jestem pewna, że to On.

I żeby nie było.. Bóg jest suwerenny. On wie co i komu, kiedy i gdzie. On wie to najlepiej.
Ty i ja tylko myślimy, że wiemy, a Pan Bóg wie naprawdę.
Nie traktuję Boga jak kogoś, kto spełnia każdą moją zachciankę, ale.. warto się modlić.
Trzeba się modlić i mówić Mu o wszystkim!
On chce nas słuchać i ma radość w dawaniu nam tego, co najlepsze.
W dawaniu nam nawet tych najmniejszych rzeczy też.
Znajduje przyjemność w dbaniu o szczegóły - sprawne załatwienie sprawy w urzędzie, bezproblemową podróż na drugi koniec Polski z trójką dzieci, udane ciasto urodzinowe męża i słońce na czas rodzinnej wycieczki!
Pan Bóg wie, że to szczegóły składają się na twój dobry dzień.
Albo udany wypoczynek.
Albo niesamowity miesiąc.
Na piękne życie.

I chociaż czasami tego miejsca do parkowania dla mnie zabraknie, to tak sobie myślę, że może akurat komuś innemu bardziej było potrzebne.
Może Tobie, bo nie zawahałaś się poprosić..?

Nigdy nie miej wątpliwości, że twoja modlitwa ma znaczenie.
Warto się modlić.
O wszystko.



5 komentarze

Napisz komentarze
Anonimowy
AUTOR
28 kwietnia 2017 11:59 skasuj

To prawda! Dla Boga nie ma rzeczy ani zbyt trudnych, ani zbyt błahych.
Przypomniał mi się też werset „Pożądacie, a nie macie; zabijacie i zazdrościcie, a nie możecie osiągnąć; walczycie i spory prowadzicie. Nie macie, bo nie prosicie” (Jak. 4,2) Często to, że zaniedbujemy modlitwę jest przyczyną wszystkich braków w naszym życiu i słabego rozwoju jako chrześcijanina. A przecież Bóg może uczynić o wiele więcej ponad to wszystko, o co prosimy albo myślimy...
Pięknie to opisałaś, te przykłady z życia: odstawienie dziecka od piersi, udany biszkopt, miejsce na parkingu - to nie przypadki, tak właśnie działa nasz dobry Bóg, czyniąc małe cuda w codzienności, sama tego nieraz doświadczałam.
Dziękuję za ten wpis, bo zachęciłaś mnie nie tylko do modlitwy o "małe sprawy", ale w ogóle modlitwy. Przyznam, że trochę to zaniedbałam ostatnio..
Ale widzę już efekty zmian. Ostatnio modliłam się o kilka takich całkiem przyziemnych spraw i te modlitwy zostały wysłuchane. To bardzo podbudowuje wiarę i zachęca do jeszcze gorliwszej modlitwy.
Wczoraj na przykład mąż miał co tygodniowy wyjazd z córką, więc czekało mnie samotne popołudnie z marudnym młodszym dzieckiem, do tego pogoda od rana deszczowa. Nie zapowiadało się zbyt optymistycznie, ale się pomodliłam, by Bóg dał mi mimo wszystko dobry czas i by nie poddać się tej złej chandrze. A potem na fb natknęłam się na twój link do Ballet Magnificat i tak spędziłam 2 godz na czytaniu o tym balecie i oglądaniu ich występów. To był bardzo błogosławiony, budujący czas.
Balet zawsze mi się podobał, córka chodzi na zajęcia baletowe, ale nie wiedziałam do tej pory, że istnieje coś takiego jak chrześcijański balet. Bardzo mi się spodobała ta idea, byłam zachęcona świadectwem tancerzy, że przez taką formę artystyczną mogą służyć Bogu, głosić ludziom dobrą nowinę. Także taki dobry, inspirujący czas to był, wierzę, że dzięki temu, że się o to wcześniej pomodliłam.
A tak apropo sztuki jeszcze, bardzo fajne też jest przedstawienie teatralne "Labirynt", przekazujące ewangelię. W tym roku odbyło się w naszym mieście.
i jak zwykle się rozpisałam :) Pozdrawiam ciepło! Monika

Odpowiedz
avatar
28 kwietnia 2017 12:36 skasuj

Fajnie, że piszesz. Uwielbiam czytać wasze komentarze!
Jeśli chodzi o balet Magnificat, to nie wiem skąd jesteś, ale właśnie występują w Polsce, więc może warto sprawdzić, czy nie ma jeszcze wolnych biletów gdzieś niedaleko Ciebie? Uściski!

Odpowiedz
avatar
ania
AUTOR
2 maja 2017 18:09 skasuj

Witam serdecznie. Trafiłam przez "przypadek" na Twojego bloga i jestem nim zachwycona :)
Post "Nie warto się modlić" bardzo mnie wzruszył, ponieważ sama jestem mamą dwóch synów i córci na która także czekałam wiele lat (moi chłopcy są nastolatkami) Zgadzam się z Tobą w stu procentach, warto się modlić w tych małych sprawach jak i tych wielkich doświadczyłam tego wiele, Ojciec nas słucha zawsze, nam się tylko wydaje że czasami tak nie jest. Ostatnio na kazaniu Ksiądz pięknie to dzięki pewnej historii o ciasteczkach;) Otóż pewna Pani czekając na pociąg, który miał opóźnienie, postanowiła w barze poczytać czasopismo, kupiła paczkę ciastek, kawę i usiadła do stolika ,wyciągnęła gazetę z torebki i zaczęła czytać, nagle zorientowała sie ze Pan, który się dosiadł, podjada jej ciastka. Mocno zirytowana, chciał zwrócic mu uwagę, jednak przez megafon usłyszała ze jej pociąg wjeżdzza na stacje, wiec wstała i poszła. W pociągu cały czas myślała o tym bezczelnym człowieku...Chcąc poprawić sobie fryzurę sięgnęła do torebki po grzebień i w tym własnie momencie spostrzegła w niej nienaruszone opakowanie ciastek....
Pozdrawiam gorąco
Przepraszam za chaotyczny wpis, ale moja Kruszyna w różowiutkim pajacyku już się mocno niecierpliwi :)) Pozdrawiam ciepło

Odpowiedz
avatar
6 maja 2017 15:33 skasuj

Historię o ciasteczkach też słyszałam! Jest świetna! Pokazuje, jak szybko potrafimy ocenić.. często niesprawiedliwie.
Tak się cieszę, że możesz ściskać dzisiaj swoją trzecią Kruszynkę :)
Bóg jest dobry!
Zawsze.
Dziękuję za komentarz Aniu
Ściskam!

Odpowiedz
avatar