Być bliżej
Kobiety potrafią wykorzystać każdą chwilę na
coś.
Mamy opanowały tę sztukę na poziomie master.
No wiecie.. idziemy umyć włosy, a przy okazji prysznic i umywalkę.
Jedną ręką myjemy zęby, drugą sortujemy pranie.
Rozmawiamy przez telefon i tylko późnym
wieczorem okrywamy się kocem i siadamy na sofie.. normalnie, w
trakcie każdej rozmowy przekładamy, układamy, ścieramy.. a
słuchawkę podpieramy ramieniem.
Nie stoimy nad czajnikiem, aż nam się woda na herbatę
zagotuje. Biegniemy rozwieszać pranie. A za godzinę nam się
przypomni, że herbaty chciałyśmy się napić przecież.. a ta woda
już chłodna.
Na pewno wiecie jak to jest.
Same robicie te i tysiące innych rzeczy przy
okazji, wykorzystując każdą sekundę.. jestem pewna.
Pomyślałam więc, że skoro tak dobrze nam idzie z tą
wielozadaniowością, to damy radę też w innym aspekcie życia.
Duchowym.
Wierzę, że to o wiele ważniejsze, niż umiejętność
karmienia dziecka i odpisywania na maile w tym samym czasie..
Napisałam już bardzo dawno temu, jak wygląda u mnie
taki zupełnie zwykły dzień od strony duchowej. Chociaż tak
naprawdę nie można rozgraniczać duchowej i tej fizycznej strony
naszego życia..
To się przecież musi przenikać. Te dwie sfery są ze
sobą nierozerwalnie złączone.
Bóg powinien być pierwszy w godzinach naszej
pracy zawodowej i podczas gotowania obiadu. W czasie spotkań z
przyjaciółmi i podczas nabożeństwa w kościele.
Zawsze.
Nie możemy nagle zdecydować, że od teraz będziemy
blisko Boga, a za dwie godziny zajmiemy się swoimi sprawami.. a
wieczorem znowu do Boga wrócimy.
Nie ma szans. Tak się po prostu nie da, jeśli chcemy,
żeby Bóg był w naszym życiu realny.
Żeby nie był tylko religią i ostatnią deską ratunku
w kryzysowych chwilach.
Na
początku ten napisany tekst chciałam połączyć z postem Sam
na sam lub Sam
na sam z Bogiem - jak zacząć?, ale
jakoś nie pasował.. potem zupełnie o nim zapomniałam.
Mam nadzieję, że skoro czekał aż do dzisiaj, to pomoże wam spojrzeć na waszą codzienność z Bogiem świeżym okiem i wykorzystywać każdą chwilę, żeby być bliżej.
Bliżej Boga.
Kiedy tylko mam okazję, rano śpię z Milutką jak
najdłużej.
Nie zrywam się z budzikiem wcześniej niż pozostali.
Kiedyś tak właśnie było.. chciałabym do tego wrócić, ale
jeszcze nie czas.. jeszcze nie teraz.
Kiedy tylko Mili otworzy oczka, woła swoich braci.
Po chwili jesteśmy w łóżku w piątkę.
Mimo to, nadal mogę to zrobić. Mogę wołać do Boga,
dziękując za kolejny poranek.
Za to, że otworzyłam oczy, i dzieci moje i mąż też.
Że znowu w piątkę witamy nowy dzień. Dziękować mogę za Jego
ochronę nad naszym życiem, spokojną noc i sen tylko dwa razy
przerwany.
Mogę też prosić: o Jego bliskość, o siłę,
cierpliwość i mądrość. O serce które kocha i otwarte
szeroko oczy, które widzą dobre możliwości. I nawet o
miejsce parkingowe mogę prosić. Tam, gdzie muszę coś ważnego
załatwić, nigdy go nie ma..
Tak po prostu, mówię Dzień Dobry.
Zauważam cud kolejnego dnia, który dla mnie obudził. Modlę
się bez ciszy. Bez padania na kolana i bez złożonych rąk.
Półszeptem lub w myślach. Z lekko przymkniętymi oczami i
ręką głaszczącą małą główkę mojej córeczki.
Ona przegląda obok książeczki, Jaś tuli się do
taty, a Benio śpiewa coś pod nosem, ozimniając mnie swoimi
lodowatymi stópkami.
A ja mówię do mojego Ojca tak, jakby był obok..
bo przecież jest.
Ja wierzę, że jest.
Zaraz potem, jeszcze senna, wkraczam w codzienny rytm.
Codzienne wyzwania, codzienne obowiązki, codzienna
rutyna- w dobrym tego słowa znaczeniu.
Wymieniać nie będę, bo nudzić nie chcę.. ale między
tym wszystkim jest On.
Bardzo się staram, żeby był. Żeby te poranne Dzień
Dobry, nie wystarczyło na cały dzień. Ja chcę więcej niż
tylko Dzień Dobry i Dobrej Nocy wieczorem,
dlatego uczę się zabierać ze sobą Jezusa gdziekolwiek jestem.
A jeśli wiem, że to miejsce do którego
zamierzać iść, albo rzeczy, które mam w planach oglądać,
nie spodobałyby się Bogu- to odpuszczam. Omijam szerokim łukiem.
Wiem, że nie warto.
Często w ciągu dnia włączam TGD albo jakiś worship
i z Mili tańczymy przed lustrem. Śpiewam na cały głos. Benio i
Jaś nie raz dołączają. Skaczemy, podnosimy ręce, obracamy się w
kółko.. jest śmiech. Jest i skupienie w tym wszystkim. Bo
kiedy tak głośno śpiewam, to myślę o czym śpiewam. Myślę, dla
Kogo.
Albo śpiewamy z dziecięcej płyty jakieś kawałki. Z
pokazywaniem, a jak akurat obieram ziemniaki - to bez. Ale muzyką i
śpiewem i tym tańcem też, Boga uwielbiam. Wszyscy uwielbiamy. Tak
myślę.. jestem pewna, że z tego nieporadnego pląsu małej
dziewczynki, tych wyciągniętych rączek w stronę nieba i cieniutkich, chłopięcych głosów, Bóg
sobie chwałę odbiera.
Biblia leży czasami na stoliku w dużym pokoju, a innym
razem w kuchni- między okruszkami ze śniadania i brudną od kawy
łyżeczką.
Nie odkładam jej na półkę po to, żeby mi w
codziennym biegu o sobie przypominała.
Żebym mogła na przykład wycierając stół- z
tych okruszków właśnie- do niej zajrzeć. Przeczytać
kawałek, i po jajecznicy z pomidorami, skosztować Bożego chleba.
Niech staje się tym powszednim, bez którego dnia
wyobrazić sobie nie mogę.
Jeśli jakiś fragment chcę dobrze zapamiętać i
często sobie przypominać, zapisuję na tablicy w kuchni. Tam
przebywam najczęściej. Tam kilkanaście razy dziennie mam szansę
czytać i cieszyć się Bożym żywym Słowem.
Te wszystkie codzienne chwile sklejam modlitwą.
Nie ma lepszej pory niż stanie przy desce do
prasowania, albo przy zlewie. Można też na spacerze z dzieckiem,
pchając wózek. Teraz taka ładna pogoda, to się wymykam
często na długie spacery.
To mnie uspokaja, wycisza, daje szansę na regenerację
sił i modlitwę.
Zamiast myśleć o innych ludziach, zamiast
rozpamiętywać stare rozmowy, zamiast obmyślać możliwe
scenariusze przyszłości, zamiast martwić się na zapas- po prostu
się modlę.
Można i nastawiając pranie i podlewając kwiaty. W
kolejce w Biedronce i w korku.
Gdziekolwiek.. można.
Tak zwyczajnie.
Można mówić tak, jakby był obok.. bo przecież
jest.
Ja wierzę, że jest.
2 komentarze
Napisz komentarzeWitaj Nadia, też wierzę głęboko, że On jest bardzo blisko nas, własnie w tej codzienności. U mnie jest jeszcze podczas jazdy na rowerze, gdy rano jadę do pracy i śpiewam na głos:Duszo ma Pana chwal, i wtedy gdy podziwiam mgłę unoszącą się znad łąki w promieniach słońca, i w wietrze,który wieje mi w twarz, gdy wracam do domu, i mojej wdzięczności za wodę, gdy robię sobie pauzę w drodze i wsłuchana w ciszę piję wodę z butelki. Można by pisać i mówić o tysiącu takich obecności i stałej modlitwie, dziękczynnej, wołającej o pomoc, uwielbienia. Dużo się od Ciebie uczę:)i zawsze robi mi się tak ciepło na sercu, gdy czytam Twoje wpisy. Dziękuję:)
OdpowiedzNo to masz piękne te poranki :) z mgłą, w promieniach słońca, w ciszy.. zazdroszczę takiej drogi do pracy.
Odpowiedz