Wyloguj się do życia

21.12.16 Komentarze 0

Podobno jeśli kogoś nie ma na fejsie, to tak, jakby nie żył.
I tak jakoś chyba jest, że jeśli ktoś nie ma fajnego profilowego, kilku zdjęć uśmiechniętych dzieci, albo fotek z wakacji na Cyprze.. nie napisze od czasu do czasu 'co słychać' na swojej tablicy, nie udostępni fajnego teledysku, artykułu, przepisu.. to jakoś tak dziwnie. Jakby nie istniał, jakby nie z tej epoki się wydaje.. taki oderwany od świata, newsów ważnych i tych mniej..
No bo jak to tak.. nie wiedzieć co nowego u Aśki z liceum? Ile już ma dzieci, i czy te dzieci to bardziej do taty podobne, czy może do niej. Jak można nie poczytać setnego artykułu o szkodliwości szczepionek i o tym, jak wielkie koncerny powoli nas zabijają..?
Albo czy nie kusi tych ludzi czasami pochwalić się sobą, rodziną, obroną magisterki na piątkę?
Trochę szumu wśród znajomych narobić czwartą ciążą, albo tym, że teraz na głowie blond.. wszyscy wtedy podziwiają, ślą serduszka, gratulują.. fajne to takie.. nieszkodliwe.
I miło jest. Szczególnie w dzień urodzin. Taka moc życzeń nie często zdarza się w realu..

Bo czy można dzisiaj nie mieć facebooka i setek znajomych?
Czy można nie scrollować insta na iPhonie w autobusie? Nie odpisywać na maile w poczekalni? Nie rozmawiać przez telefon w kolejce do kasy? Nie sprawdzać co pięć minut liczby lajków i komentarzy pod najnowszym selfie?
Czy można wyjść z domu bez telefonu, bez wielkiej przy tym tragedii..? Telefonu, który dawno telefonem już nie jest tak naprawdę..
Czy można się wyłączyć? Pobyć offline na chwilę.. a bardziej pobyć w realnym świecie?
Świecie prawdziwych ludzi, realnych potrzeb, nieudawanych uczuć, szczerych przyjaciół..
Tu i teraz..


Można.
I warto.
Warto obserwować swoje dzieci bawiące się na placu zabaw dzieci. I zamiast pisać smsy, pokręcić córeczkę na karuzeli. Nie robić dziesiątek zdjęć, a posłuchać jak się przy tym zaśmiewa..
Zamiast lajkować zdjęcia obcej osoby, przyjrzeć się uważnie skomplikowanemu pojazdowi z lego. Takiemu, co i auta wozi, przyczepę ciągnie, koparkę ma z przodu, i lata jeśli trzeba. Powiedzieć czekającemu na Twój werdykt siedmiolatkowi, że tak bardzo ci się podoba taka maszyna. Że lubisz, kiedy taki jest pomysłowy.
Podglądać, kiedy lepią ludziki z ciastoliny we trójkę.. a nie biec szybko do laptopa sprawdzić, zobaczyć, poklikać.. bo chwila jest spokoju.
Wykorzystać czas z dzieckiem w poczekalni u lekarza. Pogadać, pomarzyć razem o wakacjach i powspominać te ostatnie, nad polskim morzem. Pośmiać się cicho z jego żartu, zaplanować wspólne popołudnie.. nie przeglądać, odpisywać, nie dzwonić..
Warto świadomie wylogować się do życia.


Warto pielęgnować prawdziwe przyjaźnie. Zabiegać o spotkania przy kawie w realnym świecie, odłączeni od tego wirtualnego.
Podać rękę, zapukać do drzwi, patrzeć głęboko w oczy, przytulić, poklepać po ramieniu, powiedzieć, a nie napisać..

Bo wiecie.. takie są czasy, że wszyscy z telefonem przy uchu, wzrokiem wlepionym w ekran.. czasy kryzysu prawdziwych relacji.
No bo jeśli siedzi czterech nastolatków w McDonaldzie, i wszyscy patrzą w telefon.. palcami po ekranie tylko jeżdżą.. taka cisza przy ich stoliku, żadnych śmiechów, żartów, rozmowy żadnej.. to coś nie gra.
Nie chcę tego dla siebie, nie chcę tego dla swoich bliskich.


I kiedy tak przedświątecznie porządkujemy kolejne szuflady i półki, kiedy polerujemy ostatnie już okna.. może znajdziemy chwilkę, żeby pomyśleć o porządku w wirtualnym świecie?
Spojrzeć na swoje życie całkiem obiektywnie i zobaczyć, gdzie ucieka nam cenny czas. Czy może nie za bardzo czasami jesteśmy niby tu, a jednak najchętniej gdzieś indziej..
Może czas wyznaczyć sobie granice, dokonać najlepszych wyborów.
Przypatrzeć się treściom, którymi się karmimy, stroną na które wchodzimy, blogom, które czytamy.
Zastanowić się co wnoszą w nasze życie i czego nas uczą.. i czy uczą w ogóle..
Co motywuje do zmian, co inspiruje, stawia do pionu, pomaga z miłością i radością iść przez życie- na tym się skupić.
A śmieci wyrzucić..

Ostatnio zdałam sobie sprawę, jak często włączam komputer z zamiarem napisania ważnego maila, a kończę na przeglądaniu zdjęć na portalu społecznościowym. Potem w końcu budzi się Mili.. albo chłopcy wracają ze szkoły.. a ja wtedy nadrabiam tego maila. W nerwach, stresie.. bo biją mi się zaraz obok.
Wiecie ile godzin zmarnowałam przeglądając te wszystkie social media, oglądając nic nie wnoszące w moje życie filmiki, czytając komentarze zupełnie obcych ludzi, czytając artykuły, które nie wniosły w moje życie nic więcej, oprócz niepokoju i strachu o przyszłość..?
Zdecydowanie za często nie ma mnie tu i teraz, mimo, że jestem. Niby siedzę na kanapie obok Małej. Oglądamy książeczki, rysujemy kotka.. ale ja drugą ręką piszę posta, albo przeglądam coś, maile sprawdzam.. jestem, a jakby mnie nie było.
Jestem na spacerze z chłopcami, a głowa w chmurach. Myślami błądzę zupełnie gdzie indziej.. wymyślam kolejne zdania do posta, zamiast rozmawiać z tymi, którzy rozmowy ze mną potrzebują bardziej, niż myślę..


I to nie jest tak, że skasowałam wszystkie swoje konta, przestałam czytać moje ulubione blogi i sprawdzam pocztę raz w miesiącu.
Nie przestałam dodawać zdjęć na Instagramie i czasami podglądam, co nowego u znajomych.
Nadal chcę wykorzystywać nieograniczone możliwości naszych czasów i pisać o Wszechmocnym. Bo ten zły wirtualny świat, może stać się naprawdę potężnym narzędziem w Bożych rękach.. jeśli tylko będziemy dobrze wybierać słowa, pod którymi widnieje nasze nazwisko.
Staram się więc robić to wszystko bardziej świadomie. Z rozmysłem.. żeby nie dać się wciągnąć za bardzo.
Żeby mieć czas na realne życie i mówienie moim własnym dzieciom o Bogu.
Żeby nie musiały przebijać się przez dziesiątki znajomych na FB, których przecież ledwo znam.. konkurować z czytelnikami tego miejsca, których najczęściej nie znam wcale..
Żeby nie musiały walczyć o moją uwagę, widzieć mnie ciągle przy komputerze, z telefonem w dłoni, zajętą i zamyśloną.

Jakiś czas temu słyszałam, że nasz umysł rano jest jak sucha gąbka.
To, czym go nakarmimy w pierwszych momentach dnia, wsiąknie głęboko i całkowicie, nie zostawiając zbyt wiele miejsca na cokolwiek innego..
I kiedy tak kolejne godziny dnia będą mijać, może w końcu przyjść moment, który wyciśnie wszystko to, co siedzi w nas najgłębiej.. a co to będzie, zależy od nas samych.


Dlatego właśnie nie chcę, żeby pierwszą rzeczą którą robię rano i ostatnią, którą robię przed snem, było odbieranie maili, czytanie wiadomości, przeglądanie instagrama, facebooka..
Chcę się karmić Bogiem. Zawsze najpierw Bogiem.
Zaczynać z Nim dzień i z Nim go kończyć.
Jego uwidaczniać w najtrudniejszych chwilach dnia.. kiedy życie zechce wycisnąć ze mnie wszystko, do ostatniej kropli.
I chociaż zdarza mi się sięgnąć po laptopa, zamiast po Biblię, to zawsze czuję to samo.
Laptopa zamykam pusta.
Biblię zamykam wypełniona.
Gotowa, żeby stawić czoła życiu, które chociaż nie zawsze łatwe, to jednak moje. Najprawdziwsze.
O wiele lepsze, niż to wirtualne.










Gwarantuję, że ten krótki filmik jest wart waszego cennego czasu.