Niech patrzą

23.7.16 Komentarze 1

Uczymy je wiązać buciki i myć rączki.
Uczymy je ubierać kurtkę, wciągać skarpetki i składać piżamkę.
Pokazujemy jak zachowywać się przy stole i upominamy, kiedy mlaskają.
Zapychamy ich małe główki mnóstwem zasad. Dzień Dobry, Dziękuję, Przepraszam, Proszę.. tu trzeba stać cicho, a tam możesz biegać, jeśli masz ochotę.
Nie palcuj szyb, umyj ręce, nie zrywaj zielonych borówek..

Codziennie ich czegoś uczymy, bo na tym polega wychowanie.
A to przecież nasz cel: wychować ich na odpowiedzialnych, dojrzałych, odważnych, kochających..
Chcemy dać im najlepszy możliwy start w dorosłe życie. Chcemy żeby koledzy się z nimi bawili i żeby nie przynosiły wstydu, kiedy są w gości..
Tyle wysiłku wkładamy w to wychowanie każdego dnia, że czasami brakuje nam czasu na najważniejsze.
Na lekcje, które mają największe znaczenie. To wieczne.
Bo są rzeczy ważniejsze niż mycie rąk przed obiadem i ścielenie łóżka, a wstyd przyznać.. brakuje nam czasu na inwestycję w wieczność naszych dzieci.

Bo czy wieczorne czytanie Biblii to nie za mało?
Czy Ojcze Nasz przed snem wystarczy?

Każdy dzień z naszymi dziećmi to inwestycja.
W co inwestujemy?
Warto zadać sobie to pytanie, póki jeszcze mamy czas. A tego czasu tak niewiele tak naprawdę...
Póki jeszcze są w domu i patrzą.
Póki są małe i chłoną jak gąbka.
Póki chcą słuchać, chcą wiedzieć, pytają..
Póki obserwują najuważniej i uczą się najwięcej.

Musimy nasze dzieci nauczyć jak żyć z Bogiem i dla Boga. Jak po prostu żyć z Nim każdego zwykłego dnia. Jakby był tuż obok.. bo przecież jest. My to wiemy, ale czy one wiedzą?
Czy wiedzą co zrobić kiedy w życiu pojawi się problem?
Czy wiedzą komu podziękować jak się wszystko układa?
Czy wiedzą, że mogą zawsze i wszędzie mieć kontakt z Wszechmogącym Bogiem, i że Jego obchodzą sprawy wielkiej wagi i te całkiem malutkie..? Te, o które nawet czasami głupio się pomodlić, bo takie są mało ważne..
Czy wiedzą, że można się Bogu wypłakać? Ze smutkiem w sercu przyjść i ze łzami radości też?
Nie tylko w święta, nie tylko w niedziele, nie jedynie wieczorami.. ale codziennie i w każdej chwili.
Musimy im pokazać jak to się robi.
Pokazać, to słowo klucz.
Bo ktoś kiedyś bardzo trafnie stwierdził, że dzieci się nie wychowuje. Dzieciom daje się przykład.

Angażujemy dzieci w życie rodzinne, w codzienne obowiązki. Wynoszą śmieci, odkurzają, kupujemy razem kwiaty na Dzień Babci.. a służba? Czy nasze dzieci wiedzą jak służyć Bogu? Że można robić coś, co tylko Bóg widzi tak naprawdę? Że nie trzeba za wszystko mieć zapłacone pieniędzmi..
W uwielbienie Boga, poznawanie Go, w życie dla Jego chwały.. we wszystko co z Najwyższym związane, też musimy je angażować. Każdego dnia. Z premedytacją. Uparcie.
Zachęcać i dawać przykład. Pokazywać, jak to ma wyglądać w praktyce.
Musimy je nauczyć służyć Bogu.
Bo kto, jak nie my?

Niech widzą, że nie wszystko zawsze trzeba dla siebie jedynie.. że można dać innym za darmo i z miłości do Chrystusa pomagać. Niech patrzą, że Panu z ulicy, który dziury ma w butach i na kolanie, można kupić dwie bułki i pasztet. Nie trzeba od razu na pięcie się odwrócić z pogardą..
Niech patrzą, jak wprowadzać kazania w czyn. Te o miłości i o przebaczaniu.
Bo kiedy po raz kolejny powiedzą 'przepraszam mamo' , a ty je przytulisz i dasz buziaka w policzek, to dla nich najlepsze powiesz kazanie.

Musimy w życiu naszych dzieci wyznaczyć standardy. Pokazać, co jest dobre, a co nie. Co się Bogu podoba, a co Mu sprawia przykrość.. chociaż świat krzyczy całkiem coś innego. I w klasie dzieci mówią inaczej, a nawet pani w szkole..
Niech będzie dla nich normalne, że się człowiek modli przed jedzeniem. Nawet w restauracji, kiedy ludzie dziwnie się patrzą.
Albo jak przychodzi choroba, to Pan Jezus może przyjść i to co złe zabrać, więc trzeba prosić. Najpierw do Boga wołać, a potem do lekarza pójść..
Niech modlitwa stanie się normalna, i Biblia, i środowe wieczorne nabożeństwa.
Bo tak się robi i już.. bo tak się żyje z Bogiem.
Bo Jezusa nie trzeba się wstydzić.

My musimy być pierwsi. Musimy uczyć podstaw i zasad. Pokazać jak to wszystko działa w codzienności.
Niech patrzą, jak się bilet parkingowy kupuje, nawet na dziesięć minut. Niech patrzą jak się wraca do sklepu, bo Pani wydała za dużo..
Niech patrzą!
I nie napiszę, że nikt za nas ich nie wychowa, bo to nie prawda.
Jeśli ty im nie pokażesz co jest normalne, zły lukę wypełni na pewno.
Nauczy ich innych normalności, a szkoda by było.. taka wielka szkoda.

Czasami tak ubolewamy, że nie mamy za bardzo wyjścia.. że nasz czas dla Boga, to wcale nie taki cichy czas i jeśli chcemy chociaż chwilę dla Niego wygospodarować, to raczej obok są dzieci. Siedzą, biegają, rysują, oglądają Świnkę Peppę.. ciągną nas za nogawkę. Różnie.
Do Kościoła te nasze maluchy ciągamy w niedzielę i nie tylko w niedzielę, bo nie ma z kim zostawić.. a tak chętnie by się kazania posłuchało w spokoju..
Ale ostatnio pomyślałam, że to dobrze.. że to nawet bardzo dobrze, że nie mamy wyjścia. Że nasze dzieci ciągle do nas są przyklejone, zależne od nas tak bardzo i że wszystko tak musimy z nimi.. chociaż zmęczone jesteśmy czasami.
Bo to oznacza, że  mają szansę patrzeć na nas, uczyć się od nas i naśladować.
Mają okazję widzieć, jak żyć z Bogiem i dla Boga w poniedziałki i zwykłe środy.

Nie odsuwajmy naszych dzieci na bok. Nie mówmy, że są za małe, nie rozumieją, nie wiedzą jak.. musimy tak jak Pan Jezus wziąć je na swoje kolana. Chcieć, żeby były blisko.
Bo patrząc, najwięcej się uczą.

Niech ci nie przeszkadzają.. niech biorą udział.
Nie zamykaj w pośpiechu Biblii, jeśli cię nakryją na czytaniu.
Jeśli potrafią czytać- niech czytają z tobą. Werset lub dwa. Niech poszukają w Biblii gdzie jest ewangelia a gdzie psalmy. Jeśli obok maluch raczkuje- niech słucha. Niech słucha, jak czytasz na głos.
Śpiewaj Bogu na chwałę. One prędzej czy później zaczną śpiewać z tobą. A jak śpiewać nie chcesz to słuchaj. Słuchaj głośno. Nie Dody albo Cerekwickiej.. nie radia.
Słuchaj czegoś, co swoją treścią niesie życie. Mówi o wieczności, oddaje chwałę Bogu.
I nie mówię, że tej Cerekwickiej wcale nie, jeśli lubisz- nic w tym przecież złego!
Ale ja na przykład wolę jak mój Benio śpiewa na podwórku 'Nasz Bóg jest wielki..' niż inne, jak dla mnie płytkie teksty o miłości i zdradzie..
Wiem, że jemu wystarczy posłuchać jeden raz i piosenkę zna już calutką. To na razie ode mnie zależy co będzie słuchał i czego się uczył, staram się więc wykorzystywać ten czas jak najlepiej.. więc dużo razem codziennie śpiewamy i słuchamy.
Serce mi rośnie jak widzę, że kiedy ma okazję włączyć jakąś muzykę na komputerze to szuka tych, które mówią o Bogu. A kiedy wybiera piosenkę na konkurs międzyszkolny to wybiera 'Wiara czyni cuda'.
Bez zastanowienia, wstydu i hamulców, że przecież to o Bogu, a tam będą siedzieć koledzy z klasy..
Dla niego to normalne.

To jest przecież piękny widok dla dziecka, kiedy patrzy na mamę z Biblią na kolanach.. po obiedzie, albo całkiem rano, kiedy ledwo się obudzi i schodzi po schodach na bosaka.
To jest niezapomniany widok dla dziecka, kiedy tata się modli i dziękuje albo prosi, bo jest potrzeba a Bóg każdą zaspokaja.
To jest inwestycja na przyszłość. Inwestycja w wieczność twojego dziecka.
I chociaż teraz ci się wydaje, że z tego kazania niedzielnego ono nic nie rozumie.. to nie raz się zdziwisz, jak dużo pamięta. Jak dużo mu dało to bieganie z tyłu kaplicy podczas nabożeństwa. I ta zasada, że w niedzielę rano nie ma innej opcji jak Kościół.. to w przyszłości może wydać owoc. A teraz niech jęczy, że musi siedzieć cicho w kościelnej ławce.. kiedyś ci podziękuje. Kiedyś zrozumie dlaczego.

Dlatego staram się służyć Bogu z najmłodszą na rękach, Beniem przy mnie i Jaśkiem, tuż za nami jak zawsze..
Nie uciekać od nich. Nie dzielić życia na sferę duchową i tę nie duchową.
Wyobrażam sobie, że Bóg wychodzi z nami na spacery i siedzi przy śniadaniu.
Wyobrażam sobie, że towarzyszy nam, kiedy budujemy wieże z klocków i układamy puzzle. Kiedy prasuję, zmywam i robię sok z wiśni.
I tak bardzo bym chciała, żeby oni też potrafili sobie Pana Jezusa obok siebie zawsze wyobrażać.
Żeby wiedzieli że zawsze jest bliżej, niż nasz oddech.. i żyli z Nim na co dzień właśnie z tą myślą w głowach. Służyli Mu całymi sobą.

Każda chwila jest najodpowiedniejsza, żeby oddać Bogu chwałę, podziękować, poprosić, posłuchać co mówi.. i niech patrzą. Nie uciekaj do sypialni. Nie zamykaj się na ich pytania. Przytul mocno i razem podziękujcie za nowy, piękny dzień.
Niech się uczą, że z Bogiem się żyje codziennie, i że można śpiewać 'Święty, Święty' mieszając zupę.

A już zupełnie na koniec napiszę, że ja wiem, że nie ma gwarancji. Naprawdę coś o tym wiem.
Że można ciągać dziecko po kościołach, uczyć wersetów, modlić się z nim codziennie przed snem.. a ono i tak swoją drogą pójdzie jak dorośnie. Narozrabia tak, że wstydzić się będziesz przed sąsiadami miesiącami i płakać po nocach..
Ale nasze zadanie na teraz to dawać przykład. Uczyć tego, co najlepsze. Wpajać nawyki, które zaprocentują w przyszłości.
I w sumie nigdy nie wiadomo, czy się twojemu dziecku te wasze wspólne chwile z Biblią nie przypomną za kilkanaście lat.. Może ciebie już obok nie będzie, ale to co przekazałaś, wyda plon.

Bądź wierna, bo Dobry Bóg zawsze był, jest i będzie.

Więc, kochana Mamo.. niech patrzą.










1 komentarze:

Napisz komentarze
Anonimowy
AUTOR
17 listopada 2018 17:45 skasuj

Bardzo budujący tekst. Aby tak codziennie żyć z Jezusem trzeba nie tylko Mu wierzyć i ufać, ale po prostu być, a nawet czuć Jego obecność.

Odpowiedz
avatar