Szpilki

17.3.17 Komentarze 2

Kupiłam je w piękny, sierpniowy dzień, kilka dni po tym, jak dostałam pracę marzeń.
Zawsze chciałam mieć w swojej szafie eleganckie, czarne szpilki. Nigdy nie było okazji, żeby sobie takie kupić, a teraz nagle się znalazła. Potrzebowałam takich do pracy.
Musiałam się dopasować do tych wszystkich eleganckich kobiet za biurkiem w mojej nowej, ośmiogodzinnej rzeczywistości.
Chciałam się dopasować.

W domu ubierałam legginsy i proste tuniki. Nie było rozciągniętych swetrów, ale na pewno wytarte od zabaw na podłodze dżinsy.
Przy dwójce małych dzieci bardziej zależało mi na wygodzie, niż wyglądzie.
Czasami jednak brakowało mi odskoczni od tej domowej codzienności.
Chciałam założyć ładną sukienkę i do tego te szpilki właśnie. Albo elegancką bluzkę, nie martwiąc się o to, czy ktoś zaraz nie wytrze mi w nią nosa albo brudnych od czekolady rączek.


To był czas, kiedy potrzebowałam wyjść do ludzi. Uciec na chwilę z domu.
Pomalować paznokcie, spryskać się ulubionym perfumem i założyć szpilki.
Poczuć się kobietą jakoś bardziej.
Jak nigdy, chciałam spokojnie wypić kawę, pogadać z koleżankami przy ekspresie.. zająć myśli i ręce inną pracą, niż ta w domu.
Bezpiecznym, ciepłym, pełnym dziecięcego śmiechu i miłości domu.

Kiedy dostałam tą pracę, ktoś powiedział, że bardzo jest mu mnie żal, bo tak naprawdę nie wiem, co to znaczy praca, dzieci, dom.. i jeszcze pożałuję. Jeszcze zobaczę!
Ktoś inny mówił, że nie doceniam tego co mam, dlatego zachciewa mi się etatu w korporacji.

I może było w tym trochę racji, chociaż na wtedy to nie była zachcianka. To była potrzeba finansowa, którą Bóg w cudowny sposób zaspokoił.
Ja nie szukałam pracy - to ona znalazła mnie.
Dostałam ją, chociaż nie było takiej opcji.. nie miałam odpowiednich kwalifikacji, wykształcenia ani doświadczenia.


Ale myślę, że Bóg widział wtedy też inne potrzeby. Te moje.
Niewypowiedziane, bo wstyd było mi o nich wtedy mówić, żeby nie wyjść na złą matkę, która musi odpocząć od dzieci.
W oczach ludzi siedziałam w domu z dwoma aniołkami i niczego mi nie brakowało.
Żyć nie umierać.
A jednak..

Dzisiaj wiem, że ten czas był mi bardzo potrzebny.
Wiele mogłam zrozumieć i doświadczyć na własnej skórze.
Już nikt mi nie powie, że nie wiem jak to jest wstawać o piątej rano do pracy po kompletnie nieprzespanej nocy.
Już nikt mi nie powie, że nie wiem jak to jest myśleć o dwudziestej pierwszej co jutro na obiad i w pośpiechu gotować leczo.
Już nikt mi nie powie, że nie wiem jak to jest zostawiać dziecko z gorączką i iść do pracy.


Miałam okazję zatęsknić za tą normalnością, przed którą tak bardzo się broniłam.
Docenić ją.
Zatęsknić do wytartych na kolanach dżinsów i zabawy z moimi synkami na podłodze.
Nachodziłam się w tych szpilkach wystarczająco dużo, żeby na nowo pokochać moje życie i rolę pani swojego domu.

Teraz te wymarzone szpilki leżą na dnie szafy. Nienoszone, prawie zapomniane.
Może przypomnę sobie o nich wtedy, kiedy skończę już bieg za moimi dziećmi.
Kiedy przestaniemy razem poznawać świat i w cieniu dorosłości, zaczną robić to beze mnie..


Póki co, może mogłabym założyć je na jakieś urodziny, spotkanie ze znajomymi, na niedzielny spacer po parku.. ale kto miałby na tym spacerze z moimi dziećmi gołębie gonić? Kto poszedłby na plac zabaw, w ten piach, kamyki i błoto przy huśtawce?
Ja?! W tych czarnych szpilkach..?
Raczej nie.. a nie chcę być zastępowana z takiego powodu.
Patrzeć z boku jak bawią się z Tatą, Ciocią albo Dziadkiem.
Chcę dotrzymywać im kroku i być blisko tak długo, jak długo będą tego potrzebować.

Dzisiaj te szpilki wcale nie są mi potrzebne, żeby czuć się kobietą.
Spełnioną, kompletną i piękną.


Najbardziej kobieca czuję się w kaloszach, kiedy idziemy na spacer po błotnistych drogach w naszej okolicy. Albo w moich starych balerinach z odrapanym przodem, w których zupełnie mi nie szkoda chodzić po lesie z Mężem i dziećmi.
Byle razem.
I zupełnie nie ważne, co mam na nogach.

Ja i On.
Mili w wózeczku z chrupkiem w dłoni.
Jaś trzymając mnie mocno za rękę i opowiada o wszystkim, a Benio, jak zawsze kilka kroków przed nami, szuka idealnego patyka do walki z bratem..

Taki mam obraz mojej kobiecości na dziś.
Jestem zupełnie spełnioną kobietą.

Już mi ani makijaż niepotrzebny, ani perfumy i nowa torebka, ani nawet te czarne szpilki..
Już wszystko mam.
W tym bezpiecznym, ciepłym, pełnym dziecięcego śmiechu i miłości domu.

A w szpilkach do dziś nie potrafię chodzić..











Na zdjęciach chwile z naszego długiego weekendu w Szczyrku.
Było tak, jak widać na zdjęciach.
I to wszystko tylko troszkę ponad godzinę drogi od nas..


2 komentarze

Napisz komentarze