Ostatni

18.12.17 Komentarze 1

Do Świąt jeszcze ponad tydzień, ale ja piszę już dziś.
Znikam na dwa tygodnie, żeby móc naprawdę żyć tym, o czym piszę.

Przede wszystkim chcę jeszcze mocniej i jeszcze bardziej świadomie przeżywać w moim życiu radość z przyjścia Chrystusa na świat.
Nie chcę przegapić mojego Zbawiciela gdzieś między sernikiem, a krokietami.
Nie chcę stracić Go z oczu nawet na moment.

Bo kiedy Święta miną, a wraz z nimi kolędy, tłumy przy kasach i domowa krzątanina, to często okazuje się, że jednak warto było mniej mieć, a bardziej być.
Być bardziej obecnym, bardziej świadomym, bardziej wdzięcznym, bardziej spokojnym.

Nie będzie już więcej postów w tym roku.
Ten jest ostatni.

My, chrześcijanie, często dużo wiemy.
W głowie mamy całe mnóstwo wersetów, które niosą nadzieję w gorszych chwilach, które mówią jak żyć, jak postępować.
Mądrych cytatów znamy też niemało i czasami się można tak nad nimi zamyśleć.. bo takie są mądre, takie ładne,takie prawdziwe.
Wiemy co i kiedy można, jak się powinno. Wiemy nawet jakby się nam marzyło, ale w zderzeniu z prawdziwym życiem, ta wiedza nie zawsze cokolwiek zmienia.
Nie zawsze ta pięknie brzmiąca teoria wydaje owoc w normalnym życiu.

Trzeba więc uparcie ćwiczyć, żeby rzeczywiście pokój Boży mógł strzec naszych serc zawsze i wszędzie.
Trzeba wracać do tego, co już się wie, żeby rzeczywiście i przez ciemną dolinę móc kroczyć odważnie.
Żeby tak naprawdę potrafić kochać bliźniego i tych, którzy życzą nam źle.
Żeby móc postąpić inaczej, niż ten niewierny Tomasz, co miał czelność zwątpić na chwilę.. albo Piotr, który zaparł się Zbawiciela.

Trzeba wrócić do tego co się wie i próbować wplatać te tak dobrze znane prawdy w codzienność.
Mniej teorii, więcej praktyki.

Do tego potrzebuję wylogować się do życia i spędzić więcej czasu u Źródła.

Nie mam zamiaru odcinać się od internetu zupełnie, ale z pewnością mocno ograniczyć czas, który poświęcam wirtualnej rzeczywistości.

Nie będzie nowych wpisów, ale to nie znaczy, że nie będę pisać.

Mam nadzieję spędzać z Bogiem więcej czasu, zbliżyć się do Niego jeszcze bardziej i wierzę, że to zaowocuje też kolejnymi tekstami, ale nie na bloga.

Postanowiłam nie czekać na nowy rok, a tak po prostu od dziś, zacząć w końcu realizować jedno z moich największych marzeń.
A do tego potrzebuję czasu.
Wielu, naprawdę wielu długich godzin.

Dzisiaj wiem, że czasu się nie znajduje.
Trzeba ten czas zaplanować i przeznaczyć na coś konkretnie, żeby pewnego dnia zobaczyć efekty.
Wybaczcie więc ciszę, którą tu zastaniecie.

A na ten świąteczny czas i na nowy rok, do którego obudzimy się już za kilka dni, życzę wam moi Drodzy przede wszystkim odczuwania Bożej bliskości każdego dnia.
Życzę wam pewności, że On zawsze jest obok.
Życzę wam rozkochiwania się w Nim ciągle na nowo, i na nowo..
Duchowych oczu otwartych na Jego działanie.

Życzę wam, żebyście tak prawdziwie, każdą częścią siebie, mogli codziennie przyjmować Jego przebaczenie, Jego łaskę, miłość, pokój, radość, nadzieję, siłę, prawdę..
To wszystko, i wiele więcej, mamy w imieniu Jezus.

On wystarczy.
Jezus Chrystus naprawdę wystarczy.

Nie starajcie się tego zrozumieć.
Tego nie można zrozumieć.
To trzeba przyjąć wiarą, a potem chwalić Boga podziwiając Jego cuda w zwykłej codzienności..


A taką piękną treść słychać w naszym domu w tle świątecznych przygotowań...






W rytmie

14.12.17 Komentarze 5

Zawsze mi się marzył, a od dwóch lat w końcu udaje mi się właśnie tak go przeżywać.
Przez grudniowe dni kroczę w moim własnym rytmie.
Najlepszym dla mnie i mojej rodziny na teraz.

Sama ustalam czym warto zająć się już, a co można spokojnie odłożyć na kiedyś.
Nakreślam sobie wstępny plan, a potem koryguję go biorąc po uwagę możliwości, które mam.
Najczęściej wykreślam kolejne rzeczy z listy, a nie dopisuję.
Robię to już bez żalu.

Skutecznie zagłuszam wszystkie głosy ciągnące mnie w miejsca, w których nie chcę być - te wypełnione nerwami, niezadowoloną miną, zabieganiem, narzekaniem..
Kiedy zapowiada się na burzę emocji, staram się odłożyć wszystko co akurat robię, usiąść z dziećmi na kanapie i zacząć czytać książkę. Albo zagrać w coś, co oderwie ich myśli od kłótni o drobiazgi.
Kiedyś nie było to dla mnie takie oczywiste. Teraz częściej mi się to udaje.

Wiem, że w każdym domu grudniowy rytm będzie inny.
Inne tradycje nas zachwycają, na inne rzeczy czekamy cały rok z utęsknieniem.
Jeśli potrafisz robić dziesiątki rzeczy w tym samym czasie zachowując przy tym uśmiech na twarzy - to nie rezygnuj z niczego.
Sprzątaj, gotuj, piecz, dekoruj.. a potem usiądź przy wigilijnym stole pięknie ubrana i szczęśliwa.
Ja niestety tak nie potrafię.


Ostatnie dni mijają mi w bez wyścigu nie wiadomo z kim i nie wiadomo po co, i tak bardzo mi z tym dobrze..
Nie wyciągam wszystkich ozdób, nie biegam ze szmatą po całym domu, nie wciągnęłam się w zakupowy szał.
Pod drukarką nadal jest kurz. Okno w pokoju Jasia wciąż czeka na swoją kolej.. i nawet mój ukochany wianek z szyszek leży jeszcze gdzieś w garderobie czekając na odpowiedni moment.

Zawsze chciałam w tym pięknym miesiącu móc, a nie musieć.
Robić to, co ubogaca mnie i moją rodzinę - nic poza tym.
Szkoda mi czasu na skupianie się na rzeczach, które powinnam, które wypada i o których mówi szeroko pojęta tradycja.
Bo skoro coś nie przywołuje uśmiechu i miłych wspomnień, jeśli nie ma w tym nawet cienia radości, to po co..?
Czy warto?
Myślę, że nie.

Ostatnio bardziej niż kiedykolwiek mam świadomość tego, że jeśli jednej rzeczy mówię tak, innej muszę powiedzieć nie.
Nie ma innej możliwości.
W życiu rządzi zasada coś za coś.
Nie można mieć wszystkiego.. po prostu nie można.
Dlatego staram się mówić tak dla tych wartości, które są dla mnie najważniejsze i Temu, który jest najważniejszy.

Podstawą mojego życia jest Pan Jezus Chrystus, a cała reszta..?
On ma całą resztę.

Chcę żeby mój grudzień oprócz pierniczków, ozdób, prezentów i względnie czystych okien, mógł poszczycić się przede wszystkim spokojem. Atmosferą uwielbienia, wzajemnego szacunku i Bożej obecności.
Moje najpiękniejsze wspomnienia z dzieciństwa to te.. po prostu spokojne i beztroskie. Dni bez nerwowego poganiania, przeżyte w atmosferze miłości przywołuję w myślach najchętniej.
I dobrze pamiętam, że to głównie moja Mama nadawała rytm wszystkiemu w naszym domu.
To Ona tworzyła jego atmosferę.
Teraz ja tworzę atmosferę mojego.

Dlatego marzę o tym, żeby codziennie dawać moim dzieciom łagodną mamę.
Chcę żeby pamiętały Wigilie, przy których miałam siłę na uśmiech i wspólne śpiewanie kolęd.
Chcę żeby wiedziały, że wylany barszcz czy stłuczona bombka, to nie koniec świata.
To tylko plama.
To tylko trochę szkła.

Życzę ci, żeby zapach miłości wypełniał każdy kąt twojego domu.
Życzę ci łagodności i poczucia humoru, które potrafią nawet najbardziej nerwową sytuację obrócić w dobrą chwilę.
Życzę ci skupienia na tym, co wnosi w twoją codzienność ponadczasowe wartości, ale bez wysiłku ponad twoje siły.
Życzę ci, żeby każde tak w twoim życiu zawsze było warte twojego czasu, zaangażowania i poświęcenia.

Bez żalu zostaw za sobą wszystko, co cię obciąża, bo jeśli obciąża ciebie, nigdy nie będzie błogosławieństwem dla twoich najbliższych.

Znajdź swój rytm.
Nie tańcz, jak ci zagrają.



Niewiele

6.12.17 Komentarze 4

Szybko potrafię przeoczyć prawdziwe skarby w tym, co dobrze znam.

Nakarmienie pięciu tysięcy..
Nuda.

Historia znana z klubów biblijnych dla dzieci, ze szkółki niedzielnej, czytana setki razy w każdym kościele.. nierzadko wtedy, kiedy głoszący Słowo tak naprawdę nie zdążył przygotować się do niedzielnej usługi.

Znam tę historię i wiem o niej chyba wszystko. Myślałam, że niczego nowego się nie dowiem, nie nauczę.. a jednak.
Nauczyłam się coś nowego, a to stare i znane, takie jakby nowe się wydaje..

Biblia to skarb, który można odkrywać na nowo i na nowo.
Skarb, który nigdy nie może się znudzić, bo nawet po dziesiątkach lat czytania tych samych fragmentów, Bóg odkrywa przed nami zupełnie nowe prawdy.

Jezus wziął chleb, podziękował Bogu i rozdał siedzącym. 
Podobnie postąpił z rybami - dał ludziom tyle, ile chcieli.
A gdy najedli się do syta...
                                                                                                                    Ew. Jana 6;11-12

Czy potrafimy dziękować za niewiele?
Czy potrafimy nieść Bogu uwielbienie za odrobinę.. za coś, co wydaje się nie być wystarczające?

Czego ci dzisiaj brakuje?
W jakim obszarze swojego życia czekasz na Boże zaopatrzenie?
Co jest obiektem twoich kompleksów?
Gdzie widzisz swoje braki, swoje słabe strony?


Biblia mówi:

A mój Bóg w pełni zaspokoi każdą waszą potrzebę 
według swego bogactwa w chwale, 
w Chrystusie Jezusie.
                                                                                       Filipian 4;19

Pamiętasz?
NICZEGO ci nie braknie.    ( PRZECZYTAJ TUTAJ )

Podziękuj za swoje niewiele a okaże się, że masz akurat tyle, ile potrzebujesz, a ponadto dwanaście koszy resztek.


Wstań i przynieś do Ojca swoje niewystarczająco.
Niewiele czasu.
Wątłe siły.
Kilka złotych.
Przynieś swoje umiejętności i talenty, które na tle innych zawsze wypadają jakoś blado.

Przynieś to, co wydaje ci się mało znaczące i o czym nie warto nawet wspominać.
Przynieś to wtedy, kiedy widzisz potrzebę.
Zaufaj, że w Bożych rękach jest pomnożenie i zaopatrzenie.

Jeśli zatrzymasz to dla siebie, to nadal będziesz miała niewiele.
Nadal nie wystarczy.. może nawet do niczego się nie nada.

Bo nie ważne jest co i ile masz.
Ważne jest to, co Bóg może z tym zrobić.

I nie mylmy tego proszę z przynoszeniem Bogu resztek i ochłapów... to zupełnie inna bajka.
Chodzi o twój najlepszy, najbardziej efektywny czas- chociaż jest go mało.
Chodzi o twoje najlepsze siły - mimo tego, że nie masz ich zbyt wiele.
Chodzi o nastawienie serca i zaufanie, że jeśli Bóg stawia przed nami zadanie, to jest w stanie wypełnić nasze niedostatki i zaopatrzyć we wszystko, co jest potrzebne.

Wdzięczność za to co już masz, to początek wielkich cudów w twoim życiu.
Oddanie tej odrobiny w Jego wszechmocne ręce, to akt zaufania.
To krok wiary.

Praktycznie wygląda to tak, że nie odwracasz się od potrzebującego pomimo tego, że sama w portfelu masz ostatnie dziesięć złotych.
Potrzebny jest ktoś, kto upiecze ciasto na akcję charytatywną a ty, ze swoimi marnymi umiejętnościami kulinarnymi postanawiasz upiec murzynka, którego wszyscy zawsze chwalą.
Prawdopodobnie nie tryskasz energią przy ząbkującym szkrabie, a za tobą kolejna nieprzespana noc.. ale otwierasz drzwi przed inną zmęczoną mamą. Robisz kawę, szybko robisz miejsce na kuchennym stole.
Z dzieckiem na biodrze wiernie ogarniasz domową rzeczywistość. Na stole nie brakuje obiadu, a mąż codziennie rano ubiera czystą koszulę do pracy.
Dajesz z siebie to co najlepsze, chociaż to najlepsze wydaje się być zupełnie niewystarczające.. takie słabe, wątłe i nijakie.

Ale nie jest. 
Nie w Bożych rękach.

Można też na przykład założyć bloga, chociaż wiedza dotyczącą stron internetowych, programowania, kodów HTML itp. równa się zeru, a umiejętność pisania jest zupełnie przeciętna...
Można. A potem można czytać maile od czytelniczek i przy tych mailach nieraz płakać ze szczęścia.
Nie wierzyć, że to jest owoc tego prawie nic oddanego w Boże ręce.

Dziękuj za niewiele, a będziesz mogła chwalić Pana za obfitość.
Przynieś swoje życiowe pięć chlebków i dwie ryby, a Jezus Chrystus nakarmi nimi tysiące głodnych ludzi.




Na dobry początek tygodnia

4.12.17 Komentarze 1

Totalnie przepadłam.
Do piątkowego wieczoru nie zdawałam sobie sprawy z tego, że Bóg może w tak potężny sposób używać muzyki tworzonej z miłości do Niego.. 

Pan Bóg użył muzyki, żeby pocieszać, żeby wzmocnić, żeby wnieść nową nadzieję, radość i nadać inny wymiar codziennym obowiązkom. 
Moje serce przepełnione jest uwielbieniem i wdzięcznością.
Trafiłam na Lauren zupełnie przypadkiem chciałoby się napisać.. ale jestem bardziej niż pewna, że to był jeden z tych wyreżyserowanych przez mojego Zbawiciela momentów mojego życia, o których pisałam ostatnio.. bo nie wierzę w przypadki.
Przepadłam w tych głębokich tekstach i cudownym głosie.
Od piątku słucham bez przerwy.

Może i wy się zakochacie.. nie w głosie, nie w muzyce, ale w Bogu? 

Tak na nowo.. wracając do pierwszej miłości i pierwszego pragnienia żeby Go kochać, poznawać i być najbliżej, jak się tylko da.




Szukajmy Go bardziej, szukajmy Go uważniej.
Szukajmy Jego najpierw, Jego ponad wszystko inne.
Niech będzie pierwszy, niech będzie najważniejszy.
Jezus Chrystus jest naszą nagrodą i naszym największym skarbem.
Jezus i .
Jezus i nic więcej.. to wszystko, co jest nam potrzebne na dzisiaj, na jutro, na cały nadchodzący tydzień i na resztę naszego życia.
Bo z Nim i w Nim mamy wszystko.
Amen?
'Szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, 
a wszystko inne będzie wam dodane.'
Ew. Mateusza 6:33


Chcę szukać mojego Boga w każdym czasie, w każdym momencie mojego życia.

W chwilach gorszych i w tych z oczami mokrymi od łez szczęścia. Na początku tygodnia, w środę i w sobotę wieczorem.
Po usłyszeniu dobrego kazania i zaraz po tym, jak chłopcy urządzą sobie kolejną kłótnie.
W czasie choroby, w zdrowiu i w totalnym zmęczeniu. W czasie próby i w zwycięstwach. W czekaniu. W zabieganiu.


Nasz Bóg. 
Nasz pokój. 
Nasza cisza w czasie największych sztormów. 
Nawet kiedy nie widzisz drugiego brzegu. 
Nawet kiedy jedyne co słyszysz, to grzmoty i rozbijające się wokół fale.. ufaj.
Twój Ojciec czuwa.


Wierniejszy, niż wschodzące słońce. 
Jego miłość nie opiera się na tym co robimy i jacy jesteśmy - kocha bezwarunkowo. 
Bez względu na wszystko, Jego miłość jest dla nas na wyciągnięcie ręki.
Miłość, która zmienia wszystko.

Życzę Wam tygodnia wypełnionego Bogiem i wdzięcznością za to kim On jest i kim my jesteśmy w Nim.



Przypadek

30.11.17 Komentarze 11

Nie wierzę w przypadki.
Nie wierzę w zbiegi okoliczności i szczęśliwe gwiazdy.
Nie ufam losowi.
Szczęściu nie przypisuję zasług.

Wierzę za to w Boga i Jego pełną kontrolę nad moim życiem.
Wierzę w Jego drobne gesty miłości zamknięte w niezaplanowanych sytuacjach.
Wierzę w Jego opiekę, która przychodzi czasami w postaci przymusowej zmiany planów.
Wierzę w Boże popychanie mnie w odpowiednią stroną, kryjące się w zbiegach okoliczności.

Im dłużej ufam Bogu, tym paradoksalnie coraz trudniej jest mi dostrzegać Jego niesamowite działanie i prowadzenie w moim życiu.
Jego dobroć powszednieje.
Jego misternie zaplanowane zbiegi wydarzeń stają się normalnością, w której chodzę.
Jednak mocno wierzę, że to co inni nazywają przypadkiem, to nic innego jak Boże cuda zapakowane w szary papier codzienności.

Szukaj Boga w niezaplanowanych spotkaniach na mieście, na lotnisku i w centrum handlowym.
Szukaj Boga w najbardziej nieoczekiwanym splocie wydarzeń.
Szukaj Bożej ręki w wolnym miejscu parkingowym, w miłej Pani przy okienku i w przeniesieniu do innego działu w pracy.
Szukaj Bożego działania w przypadkowej rozmowie.
Szukaj Go w tym wszystkim, co nie poszło zgodnie z twoim planem - w zamkniętych drzwiach możliwości, w nieprzyznanym kredycie, w opóźnionym locie, zepsutym samochodzie.
Szukaj go w dziecku, które zachorowało akurat wtedy, kiedy miałaś wychodzić.
A może wcale nie powinnaś była wychodzić i stąd ta choroba..?

Gdybyśmy tylko wiedzieli, od ilu rzeczy Bóg ochrania nas każdego dnia.. może wtedy mniej byśmy narzekali.
Może wtedy bardziej byśmy doceniali te nieszczęścia, które nie pozwalają nam dotrzeć gdzieś na czas i które nie pozwalają nam mieć tego, czego chcemy i robić tego, o czym marzymy.
Czasami Bóg ochrania nas od nas samych, od naszych pragnień.
Od rzeczy, na które najzwyczajniej w świecie nie jesteśmy jeszcze gotowi, albo które nie są dla nas.
To, że nie dostałaś tej pracy, to nie przypadek..

Czy kiedykolwiek zdarzyło ci się słyszeć historię typu:
Gdyby mój samolot się nie spóźnił, wracałabym do domu w środku tej strasznej wichury.
Gdyby nie ta złamana noga, lekarze nie wykryliby raka tak szybko.
Gdybym dostała się na tamte studia, nigdy nie odkryłabym swojego prawdziwego powołania.
Ja słyszałam nie raz.
Każda z nich, to dla mnie dowód Bożej łaski i Jego delikatne pchnięcia w najlepszym kierunku.

Szukaj Boga w tych wszystkich:
Akurat kiedy przechodziłam...
Właśnie w momencie w którym pomyślałam...

W tej samej chwili...
Wszystko tak idealnie się poukładało...
Zupełnie nie wiem jakim cudem...Szukaj Go w niesamowitych zbiegach okoliczności i w przypadkach wręcz nie do uwierzenia.

Szukaj Boga w tym, co nie miało prawa poskładać się w jedną całość.
We wszystkim, co po prostu nie mogło się udać.. a jednak spoglądasz za siebie i widzisz niepowodzenia przekute w wielkie błogosławieństwa.
Pasmo zdarzeń, które idealnie do siebie pasują.
Słabości, które okazały się być twoją największą siłą.
Porażki cudownie przeobrażone w sukcesy.
Widzisz pokonanych Goliatów twojego życia i siebie, z niepozornym kamykiem w dłoni.. w czymś, co z góry skazane było na porażkę, Bóg dał ci zwycięstwo.
To, co nie do końca było takie jak planowałaś, okazało się być dokładnie takie, jakie zaplanował to Bóg.
Przypadek?
Nie sądzę.

Kiedy jakiś etap twojego życia się zamyka zaczynasz rozumieć, że nic tak naprawdę nie było przypadkiem.
Wiesz, że nie mogło nim być.

Pamiętaj, że nic się samo nie poukładało.
Pamiętaj, że za tym wszystkim stoi Bóg, któremu nie jesteś obojętna i który współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Go kochają. (List do Rzymian 8;28)

Otwórz oczy, dobrze się rozglądaj i chwal Boga za to, co robi za kulisami twojej codzienności.
Zdejmij klapki z oczu i rozpoznaj delikatne odciski palców swojego Stwórcy na kartach twojego życia.
Nie jesteś przecież prowadzona przez ślepy los.
Rozpoznaj więc Mistrza w akcji.

Jeśli Bóg trzyma twoje życie w swoich rękach, to możesz śmiało przestać nazywać cuda, zbiegami okoliczności.
Możesz przestać mówić Na szczęście, a zacząć z odwagą wołać Dzięki Bogu.
Możesz przestać nazywać Jego ochronę i prowadzenie w codziennych sprawach, zwykłym przypadkiem.

Pamiętaj, że w życiu Bożego dziecka nie ma przypadków.
Są tylko cuda.
Cuda codzienności.



Wyniki konkursu i Sztuka Wyboru

28.11.17 Komentarze 0

Tak jak obiecałam, dzisiaj wyniki konkursu facebookowo - blogowego.
Dziękuję za udział w zabawie.
Dziękuję za każdy komentarz na blogu i udostępnienie na FB.

Zwycięzcę po prostu wylosowałam.
Szczęście miała dzisiaj Ma Nia, która zostawiła swój komentarz pod facebookowym postem konkursowym.
Gratuluję :)
Bardzo proszę o kontakt - mail lub wiadomość na stronie FB do końca tygodnia.



Ostatnie kilka miesięcy to dla mnie nieustanne wychodzenie ze strefy komfortu i kroczenie wiarą.
Dosłownie.

Między innymi, od września podjęłam się organizacji comiesięcznych spotkań dla kobiet Między Nami Kobietami.
Relację z ostatniego razu umieściłam jakiś czas temu na FB.

Są to spotkania, na których kobieta i jej sprawy są ważne.
Są to spotkania, na których łączą się pokolenia, żeby dzielić się swoim doświadczeniem.
Spotkania, na których przy dobrej herbacie lub kawie (i kawałku ciasta) rozmawiamy o wszystkim, inspirując się nawzajem do pięknej codzienności z Bogiem.


Następne spotkanie odbędzie się 10 grudnia w Radlinie (niedaleko Rybnika) przy ul. Kornela Ujejskiego 7, o godzinie 17:00.
Całość trwa zazwyczaj około dwóch godzin.

Ja wiem, że w tym przedświątecznym czasie jakoś częściej spoglądamy na zegarek i czasu brakuje dosłownie na wszystko, ale właśnie dlatego tym razem wybrałam taki, a nie inny temat: Sztuka Wyboru.. żeby na to, co najważniejsze, nigdy nie brakowało nam czasu.

Będziemy rozmawiać o codziennych decyzjach i życiowych wyborach.
Będzie o mądrości i szukaniu Boga w morzu możliwości.
Będzie o dwóch najważniejszych słowach w naszym życiu: TAK i NIE.
Będzie o tym, że życie to po prostu.. sztuka wyboru.

Chęć udziału można potwierdzić klikając TUTAJ i nie ukrywam, że jest to bardzo pomocne dla mnie, jako organizatorki :)

Jeśli tylko macie taką możliwość, serdecznie zapraszam kobiety w każdym wieku.
Wstęp wolny.

Miłego wieczoru Kochani!







Zaplanuj

23.11.17 Komentarze 4

Siedzę nieraz wieczorem w fotelu otoczona ciszą, z kubkiem herbaty w dłoniach.
Lubię myśleć wtedy o tym co było dzisiaj i czego chciałabym od siebie jutro.
A potem jutro przychodzi i zupełnie zapominam.
Wszystkie wzniosłe plany giną gdzieś między pracą, płaczem dziecka a listonoszem pukającym do drzwi.

Nie mam na myśli tych zwykłych planów, które my kobiety codziennie układamy sobie w głowie: kiedy pranie, o której wstawić ziemniaki, co kupić na kolację..
To wszystko tak uparcie w głowie siedzi, że rzadko zdarza nam się zapominać.

Zapominamy jednak o tym wszystkim, co tworzy atmosferę wokół nas. Taką, która przyciąga innych do Boga i pełni życia, które mamy w Nim. Atmosferę ciepła, radości i spokoju.
Zapominamy o tym, co buduje nasz dom, pogłębia przyjaźnie i wzmacnia relacje.
Tą z Bogiem też.

Zapominamy o najprostszych gestach miłości, najprostszym dziękuję nawet, bo tak skupione jesteśmy na kolejnych zadaniach i odhaczaniu punktów z naszej listy.
Zapominamy jak miało być pięknie, jak bardzo na Bożą chwałę.
Jutro znowu rozczarowuje.
Bo przyznaj, tak sama przed sobą, że wieczorne  plany naprawcze  na dzień następny, często zdają się na nic.
Niestety.

Ale może kiedy zaplanujesz, zapiszesz gdzieś na skrawku papieru i zawiesisz na lodówce, albo kiedy w ulubionym notesie zanotujesz w rubryce z dzisiejszą datą, to będzie ci łatwiej pamiętać.

Może nie zapomnisz tak szybko, jak chciałaś słowa dobierać, z jakim nastawieniem do życia zejść na śniadanie, rozładować zmywarkę i pościelić dziecięce łóżka.
Nie zapomnisz wtedy, czym chciałaś zapełniać myśli i godziny nowego, cennego dnia.
Jaki krok w dobrą stronę planowałaś zrobić.

A zaplanować można wszystko. Dosłownie wszystko.
Planowanie nie musi ograniczać się do ważnych telefonów, wizyt u dentysty, zakupów..

Możesz zaplanować na przykład radość z drobiazgów i dostrzeganie szczegółów po to, żeby móc za nie dziękować, a nie komuś wytknąć.
Bo drobiazgi są różne.. te przynoszące uśmiech i te, które mogą cały dzień zepsuć.
Chciej skupić się na tym, co przynosi Ci radość.
Małe, najmniejsze.. niech cieszy.

Zaplanuj uśmiech, bo w biegu dnia tak łatwo o nim zapomnieć. Nieraz ktoś mnie pyta, czy coś się stało, że taka jestem smutna.. A ja wcale nie jestem smutna, tylko o uśmiechu po prostu zapominam.
W głowie setki myśli, ręce ciągle czymś zajęte.
Uśmiechnij się!

Zapisz sobie jeśli chcesz, żeby w markecie oprócz mleka, kupić świeże kwiaty.
Nie, nie dla siebie, a dla kogoś innego. Żeby ozdobiły dom bliskiej osoby - mamy, babci, siostry czy przyjaciółki. Kogoś, kto zawsze jest blisko i zawsze cię wspiera, kiedy tego potrzebujesz. O takich osobach najłatwiej zapomnieć. One przecież zawsze są. Dlatego tym bardziej tymi kwiatami im za to podziękuj. Jestem pewna, że wiesz kto takie kwiaty przyjmie z radością. Może z łezką wzruszenia w oku..

Zaplanuj spotkanie z Tatą. Takie w ciszy, bez mama za plecami, bez serialu w tle. Z zamkniętym laptopem i otwartym sercem.
A oprócz tego, szukaj Go we wszystkim. W każdej minucie dnia staraj się widzieć Jego rękę nad twoim życiem.
Jestem pewna, że znajdziesz i odkryjesz Jego dobroć na nowo.

Zaplanuj dobre słowo. Nad tymi szorstkimi nie trzeba długo się zastanawiać, bo same na usta się cisną. Zastanów się więc nad dobrem, które może wychodzić z twoich ust.
Zapisz w tym swoim notesie co powiesz mężowi, a za co pochwalisz Syna. Wyślij smsa ze słowami zachęty. Na małej karteczce wykaligrafuj dwa zdania i włóż koleżance do torebki.
Doceniaj, zauważaj i głośno o tym mów.
Błogosław innych słowem.
Niech twoje słowa niosą życie.

Zaplanuj spokój i kompletne zaufanie.
Głęboki oddech i liczenie do dziesięciu, a może lepiej krótkie westchnienie w stronę nieba.
Powtarzaj sobie w kółko, że Bóg wie. On nad wszystkim panuje i nic, zupełnie nic, nie dzieje się bez Jego wiedzy.
Że On potrafi wszystko obrócić w dobro i wykorzystać nawet najbardziej beznadziejną sytuację w życiu do budowania Twojej przyszłości, wypełnionej nadzieją.
Zaplanuj, że nie będziesz gdybać i układać w głowie czarnych scenariuszy.
Zaplanuj, że dasz sobie spokój z tym zamartwianiem się na zapas.
Staw czoła rzeczywistości, ale żyj wiarą.

Zaplanuj, że będziesz dla siebie samej ważna, że będziesz dla siebie samej dobra.
Zaplanuj i bądź.
Zaczynając od jedzenia, którym siebie karmisz, kończąc na maseczce nałożonej wieczorem na zmęczoną twarz.
Kochaj bliźniego jak.. własne dzieci?
Nie.
Kochaj bliźniego jak siebie samego.
Spróbuj.

Zaplanuj, że popatrzysz na swoje dzieci jak na prezent z samego nieba. W tych najtrudniejszych momentach dnia, popatrz na nie właśnie tak.
Bo dzieci są prezentem Najwyższego. Są cudem, darem, nagrodą.. błogosławieństwem.
Czasami krzyczącym cudem.
Czasami marudzącym darem.
Czasami nieposłuszną nagrodą.. ale ciągle wielkim błogosławieństwem.

Zaplanuj wdzięczność i radość z drobiazgów.
Zaplanuj miłość, kiedy trudno kochać.
Zaplanuj, że tylko dobre myśli będziesz zatrzymywać na dłużej, a inne, te niszczące, po prostu z głowy wyrzucisz.

Zaplanuj wszystko, o czym w biegu codzienności zdarza ci się zapominać, a co pokieruje twoje życie w kierunku, w którym chcesz iść.
Wszystko co sprawi, że odrobinę bardziej będziesz podobna do Jezusa.
Wszystko co przybliży cię do obrazu mamy, żony, córki, kobiety.. który nosisz w sobie i do którego dążysz.

Ktoś kiedyś powiedział, że jeśli nie planujesz, to planujesz zawieść.. dlatego koniecznie zaplanuj.
Znajdź przestrzeń dla siebie i swoich myśli, a potem usiądź i spisz.

Ustaw przypomnienie w przerwie w pracy - zadzwonić do Babci albo wysłać sms-a do męża o treści Kocham Cię na przykład.. albo Tęsknię.
Przyklej na lustrze w łazience karteczkę z napisem PEELING. Ten, który na urodziny dostałaś i leży w szafce zapomniany, bo nigdy nie masz czasu.
Na listę zakupów dopisz składniki na sałatkę, którą już od kilku tygodni planujesz spróbować.
A w miejscu, w którym zazwyczaj siadasz zmęczona głośną zabawą dzieci, kłótniami albo kolką.. połóż coś, co przypomni ci o tym, dlaczego tak bardzo kochasz być mamą. Dlaczego tak bardzo zawsze chciałaś nią zostać..

Zaplanuj poprawić to, co wczoraj nie wyszło i ulepszyć to, co kulało.
Zaplanuj dodać zupełnie nowe. Nowe, które ubarwi, upiększy, ułatwi..

Zwykłe listy rzeczy do zrobienia pomagają organizować życie, ale nie pomagają w byciu szczęśliwym i spełnionym człowiekiem według Bożego serca.
Pomagają zapamiętać godzinę wizyty u fryzjera, ale nie pomagają nam być ludźmi, których codzienność ma dobry wpływ na innych ludzi. Nie sprawiają, że ludzie wokół nas się uśmiechają, zmieniają swoje nastawienie, zapominają o kłopotach albo czują się zmotywowani do dobrego.
Dlatego właśnie dobrze jest planować niestandardowo i właśnie tak żyć.
Niestandardowo.

Pewnie dzisiaj znowu usiądę wieczorem w fotelu otoczona ciszą, z kubkiem herbaty w dłoniach.
Pomyślę o tym co było dzisiaj i czego chciałabym od siebie jutro.
Zaplanuję i zapiszę.

A kiedy jutro przyjdzie, już nie zapomnę.
Wszystkie wzniosłe plany nie zginą gdzieś między pracą, płaczem dziecka a listonoszem pukającym do drzwi..



Zależna

20.11.17 Komentarze 5

Ciągle tylko słyszę, że wyrośnie i że muszę przeczekać te najgorsze lata, bo dzieciom zazwyczaj to mija.
Mówią mi, że już za kilka lat nie będzie się dusić. Będzie mogła oddychać normalnie po wyjściu z domu i damy radę pójść na spacer w zimowe przedpołudnie. Zapomnimy o sterydach, inhalacjach, kaszlu, zadyszce.. i zapomnimy o strachu.
Takim paraliżującym strachu o własne dziecko.
Kiedy przelewa się przez ręce półprzytomne, prawie sine.
Kiedy z trudem łapie każdy oddech.
Kiedy z minuty na minutę jest gorzej, a ty zrobiłaś już wszystko, co mogłaś zrobić.
Ze łzami w oczach szepczesz tylko tą najprostszą modlitwę ze wszystkich: Boże, pomóż.
I zastanawiasz się, czy już zawinąć ją w koc i jechać na pogotowie, czy może bezpieczniej jest zostać w domu jeszcze kilka minut i kolejny raz spróbować uspokoić ją i podać inhalacje..

W takich chwilach bardziej niż kiedykolwiek zdaję sobie sprawę z tego, jacy jesteśmy mali.
Jacy zależni.
Jacy nieraz dumni i ślepi.
Władcy świata, wszystko wiedzący, a zupełnie bezradni w obliczu choroby, śmierci i cierpienia.
Wszystko, na co nas stać to podanie lekarstwa i czekanie.
Reszta już zupełnie od nas nie zależy.

Bo to nie my dajemy oddech i nie my go odbieramy.
Nie my decydujemy o życiu i śmierci, zdrowiu czy chorobie.. a wydawać by się mogło, że tak dużo mamy do powiedzenia.

Zimą tamtego roku kilka razy znalazłam się w sytuacji, w której jedyne co się liczyło, to kolejny oddech naszej Córeczki.
I nagle, w jednej sekundzie wróciła równowaga i odpowiednia perspektywa.
Pycha życia schowała się zawstydzona w obliczu sytuacji będącej zupełnie poza moją kontrolą.
Wtedy to, co jeszcze przed chwilą miało tak wielkie znaczenie, kompletnie je straciło.
Nie ważne były brudne okna. Nieistotne stały się popołudniowe plany. Nie marzyłam już nagle o chwili ciszy z książką na kolanach.
Zmieniły się priorytety i wszystko wróciło na swoje miejsce.
W jednej chwili na nowo zrozumiałam to, co powinno być moją codziennością - pełną zależność od Boga.
Taką zupełną i kompletną zależność od Taty.
Bo w Nim żyję, poruszam się i jestem (Dz. Ap. 17;28)
Z Nim mogę wszystko, ale bez Niego.. bez Niego nie mogę nic. (Ew. Jana 15;5)

Zapominam o tym szczególnie w chwilach, w których czuję się silna. Wydaje mi się wtedy, że sama doskonale sobie poradzę i nie potrzebuję Boga.
Sama ogarnę.
Sama dam radę.
I nie robię tego złośliwie ani na przekór, po prostu jest mi za dobrze.
Wszystko wychodzi, wszystko układa się po mojej myśli. Żadnych przeciwności, większych problemów..
Łatwo wtedy zapomnieć, że to On trzyma klucze do wszystkich drzwi w moim życiu.
On kieruje moimi krokami.
On zsyła błogosławieństwo.
On mnie chroni. Policzył każdy mój włos i bez Jego wiedzy żaden nie spadnie.
On i tylko On.
Mój kochający Ojciec.

W czasie, w którym wszystko przychodzi łatwo, najzwyczajniej w świecie zapominam, że każda rzecz w moim życiu zaczyna się w Bogu.
Nie mam nic, czego On najpierw by mi nie dał.
Zapominam, że w każdej sekundzie i w każdej najmniejszej rzeczy, jestem zupełnie zależna od Niego.
Zapominam, że sukces nie zależy ode mnie - do mnie należy jedynie wierność.
Zapominam, że sama z siebie nie potrafię kochać, sama z siebie nie potrafię wybaczać, sama z siebie nie jestem w stanie przejść kolejnego dnia w zwycięstwie.

Właśnie dlatego czasami jest gorzej. Musi być, żebyśmy na nowo nauczyli się polegać na Bogu.
Trudne sytuacje przychodzą właśnie po to, żebyśmy mogli przypomnieć sobie Kto podtrzymuje nasze życie i żyć w świadomości, że każdy dzień, każda godzina i każdy oddech to Jego łaska.
Tylko i wyłącznie Jego łaska.

Uczę się dziękować Bogu za te chwile opamiętania.
On kocha mnie za bardzo, żeby pozwolić mi żyć po swojemu, błądzić i polegać na swojej zawodnej sile.
Dziękuję Mu, że nie pozwala mi na niezależność.
Uczę się nie być samowystarczalna.

Wiem, jak trudno jest codziennie uświadamiać sobie, że nawet moja wytrwałość w dążeniu do celu nie jest moja tak naprawdę, a moje zdolności w pierwszej kolejności zostały mi dane przez Stwórcę i nie są wcale moją zasługą.
Wiem jak trudno, bo trzeba najpierw odłożyć na bok pychę, trzeba schować dumę do kieszeni..
Bo to Bóg daje chcenie i wykonanie. (Filipian 2;13)

Tak bardzo cieszę się, że Bóg potrafi wykorzystać nawet moje błędy i potknięcia, żeby doprowadzić mnie do celu. Nie muszę drżeć ze strachu zastanawiając się co będzie, jeśli zawiodę.
Gdyby moje życie zależało tylko od mojej siły, nie mam pojęcia gdzie byłabym teraz.
Jestem tu gdzie jestem, taka a nie inna, bo Bóg troszczy się o mnie.
Bo zależę od Boga i moje życie ukryte jest w Jego rękach.

Teraz słowo do was, którzy mówicie:
Dziś lub jutro udamy się do tego oto miasta, będziemy tam pracować przez rok, prowadzić handel i czerpać zyski. 
A przecież nawet nie wiecie, co wam przyniesie jutro.
Czym jest życie wasze? Jesteście jak mgła, która pojawia się na chwilę, a następnie znika.
Powinniście raczej mówić: Jeśli Pan pozwoli, to dożyjemy i zrobimy to lub owo.
Wy tymczasem chełpicie się zarozumiale. 
Wszelka tego rodzaju chełpliwość jest niewłaściwa.
List Jakuba 4; 13-16

Budź się do każdego dnia dziękując za kolejny wschód słońca.
Od dziś nie bierz już żadnego z nich za pewnik.
Głęboka wdzięczność za najmniejsze rzeczy ma swoje źródło w świadomej i całkowitej zależności od Stwórcy.
Żyj w tej zależności, pielęgnuj ją, nie zapominaj o niej nigdy.. bo wcale nie musisz mieć trójki zdrowych dzieci i kochającego męża.
Z twojego kranu wcale nie musi lecieć ciepła woda, a lodówka nie musi być zawsze pełna.
Spokojna droga do kościoła każdej niedzieli, dwie zdrowe ręce zdolne do pracy i oddech, który właśnie wzięłaś, to nie konieczność.
To łaska.






Ucieczka

15.11.17 Komentarze 8

Czasami każdy z nas ucieka.
Każdy. Bez wyjątku.
Możemy robić to nieświadomie, innym razem z premedytacją. Jedni robią to częściej, drudzy rzadziej.. ale wszyscy czasami uciekamy.

Kiedy życie nie toczy się po naszej myśli i nic nie jest do końca takie, jakie chcielibyśmy żeby było.
Kiedy emocje wymykają się spod kontroli i wszystko leci nam z rąk.
Kiedy mamy gorszy dzień, bo dzieci płaczą z przerwami na kłótnie, mąż ma mnóstwo pracy, a na dworze nic, tylko pada.
Kiedy dajemy z siebie absolutnie wszystko, a nie widzimy efektów wylanego potu, łez i ogromu włożonej pracy.
Albo kiedy czujemy się niedoceniani, mało ważni, gorsi, odrzuceni, zranieni i kiedy wewnętrzna pustka zdaje się rosnąć z każdym dniem coraz bardziej.. wtedy właśnie uciekamy.

Uciekamy do miejsc, osób, rzeczy, do przeszłości.. różnie to jest.
Uciekamy, żeby znaleźć wytchnienie, poczucie bezpieczeństwa i pokój. Chcemy zapomnieć, poczuć ulgę, odłożyć na bok cały ciężar i znaleźć siłę, żeby znowu wziąć go na swoje barki.
Uciekamy, żeby złapać wiatr w żagle, żeby zmotywować się na nowo do dalszej walki o marzenia, albo tylko do wstania z łóżka następnego dnia..
I tak bywa.

Niektórzy w szale tej ucieczki, wracają do swoich starych nawyków. Mimo postanowień, że to już ostatni raz, biegną w pierwszej kolejności w miejsca dobrze znane, choć wcale nie przyjazne.
Sprzedają smak zwycięstwa za smak.. papierosa na przykład. Nałóg bierze górę.
Albo znowu jedzą do oporu, chociaż potem wyrzuty sumienia zjadają ich od środka przez kolejne dni.
Seks, alkohol, zakupy, hazard..
Sprzedajemy wolność za chwilową ulgę i przyjemność, która w ostatecznym rozrachunku przynosi krzywdę, nie ulgę.
Przynosi zniewolenie, a nie prawdziwą wolność.

Niektórzy uciekają do wirtualnego świata - do blogów i zdjęć, na których dzieci zawsze są uśmiechnięte i zadowolone. Do posprzątanych domów nieznajomych ludzi i wyćwiczonych sylwetek doskonale zorganizowanych fit matek. Uciekają do świata, za którym wydaje im się, że tęsknią i do którego chcieliby należeć choć na małą chwilę.
Nietrudno jest kompletnie przepaść w milionach inspirujących zdjęć pięknych domów i kulinarnych dzieł sztuki. Nietrudno jest zatracić się w świecie, który tak naprawdę bardzo oderwany jest od rzeczywistości, bardzo nierealny wręcz.. wystylizowany.
Tylko na instagramie kuchnia, w której toczy się życie pięcioosobowej rodziny, zawsze jest czysta.
Tylko w social mediach w pokoju, w którym bawią się dzieci, misie siedzą grzecznie na półkach, a klocki leżą w pudełkach.
Tylko w wirtualnym świecie makijaż nigdy się nie rozmazuje, nikt nie ma podkrążonych oczu i odpryskującego lakieru na paznokciach..
Niby niewinna ucieczka, taka chwilowa odskocznia bez konsekwencji.. a potem wraca się do swoich brudnych garów, porozrzucanych zabawek i spierzchniętych ust. Do swojej nadwagi i pyskującego nastolatka.
Pozostają bezustanne porównania i poczucie jeszcze większego nieogarniania rzeczywistości, które do znudzenia odbijają się echem w naszych myślach.

Innym razem uciekamy do szukania winnych. Obwiniamy innych ludzi za swoje własne potknięcia, bo tak jest po prostu łatwiej - obarczyć kogoś winą i żyć dalej w przekonaniu o własnej nieomylności.

Czasami uciekamy do samotności i użalania się nad sobą. Pławimy się w poczuciu winy, organizujemy 'pity party' i przepadamy w otchłani rozpaczy nad własnymi niepowodzeniami. Nieraz domagamy się w ten sposób po prostu uwagi tych, na których naprawdę nam zależy. Sprawdzamy, czy aby na pewno im zależy na nas..
Ciągle, uparcie uzależniamy własne szczęście i poczucie wartości od zdania innych ludzi na nasz temat. Od tego, czy naprawdę nas kochają, czy naprawdę myślą o nas dobrze, czy aby na pewno podoba im się to, co robimy..
Zapominamy kim jesteśmy w naszym Bogu.

Sama często szukam w moim życiu oddechu i odskoczni.
Nie raz, nie dwa, staram się uciec chociaż na chwilę.
Wtedy często idę na kompromis. Słucham potrzeb swojego ciała, a nie duszy.
Przepadam w kolejnych książkach z milionem złotych rad i sposobów na szczęście, przeglądam internet, zaczynam przesadnie skupiać się na sobie i pokładać nadzieję w tym co tu i teraz.
Szukam siły w rzeczach, które nigdy tak naprawdę nie miały za zadanie mi jej dać. Próbuję poczuć się lżej łapiąc się rozwiązań, które nigdy nie mogłyby zastąpić mi Bożej bliskości.
Błąd. Wielki błąd.

Po takich nieudolnych ucieczkach zawsze wracam taka sama.
Bezradna. Słaba. Zła. Sfrustrowana. Rozczarowana.
Najczęściej jeszcze bardziej bezradna, jeszcze bardziej słaba, jeszcze bardziej zła, sfrustrowana. Jeszcze bardziej rozczarowania sobą i swoim życiem, które w niczym nie przypomina tego instagramowego.

Mogę z przekonaniem powiedzieć, że to nie działa.
Ani jedna z moich ucieczek nigdy mnie nie zaspokoiła, nigdy nie podźwignęła, nigdy nie była w stanie pocieszyć tak naprawdę, nigdy nie rozwiązała też żadnego problemu, ani nawet nie pomogła mi popatrzeć na niego z lepszej perspektywy.
Otarła na chwilę łzy, ale nie rozprawiła się z ich przyczyną. To tak jak wyciszanie objawów choroby, bez szukania prawdziwej przyczyny.
Na dłuższą metę, to po prostu nie zdaje egzaminu.

Dlatego nie chcę już chwilowej ulgi. Mam dosyć krótkofalowych rozwiązań.
Nie chcę uciekać w miejsca które nie dają odpoczynku. Nie chcę twierdz na glinianych nogach i nie interesują mnie miejsca, które zamiast chronić, narażają mnie na jeszcze gorszy atak.
Mam dosyć ucieczek, które nie pomagają mi wrócić do rzeczywistości silniejszą i gotową na wszystko z czym muszę się zmierzyć.

Pamiętaj, że ucieczka w nieodpowiednie ramiona, nigdy nie przyniesie ci ciepła.

Zmień kierunek swojej ucieczki.
Zamiast w pracy, zatrać się w Bożej miłości.
Otwórz Biblię zamiast butelki wina.
Szukaj Bożej twarzy, a nie nowej sukienki w ulubionej sieciówce.
Kiedy odwiesisz ją do szafy tak jak wszystkie pozostałe, może się okazać, że twoja pustka wcale nie ma jej kształtu.
Usiądziesz na brzegu łóżka i zorientujesz się, że znowu pomyliłaś poprawę humoru z prawdziwym zaspokojeniem.
Pomyliłaś pokój z chwilowym wyciszeniem myśli.
A to zaspokojenie i ten pokój może dać tylko Wszechmogący.
Ta pustka w twoim wnętrzu ma właśnie Jego kształt.

Nie płać pieniędzmi za coś, co nie jest chlebem.
Nie wydawaj ciężko zarobionej wypłaty na to, co nie syci.

Słuchaj Boga, a będziesz jeść to, co dobre, i twoja dusza nacieszy się tym, co pożywne.
Słuchaj Pana i przyjdź do Niego.
Wsłuchaj się w Jego głos, a twoja dusza ożyje.
(Ks. Izajasza 55;2-3)

Musimy uważać, żeby szukając inspiracji w social mediach, nie dokarmiać nimi własnego rozczarowania rzeczywistością. Nie podsycać swojego niezadowolenia z życia..
Musimy uważać, żeby w drodze do wolności, nie dać się zniewolić.
Musimy być ostrożne próbując rozwiązać swoje problemy w nieodpowiedni sposób. Tak łatwo jest skomplikować je jeszcze bardziej..

Czy naprawdę muszę pisać, że zmiany nie przychodzą od wpatrywania się w ekran komputera?
Przecież doskonale wiesz, że na ogrom nieprzepracowanych emocji w twoim wnętrzu nie pomoże kolejny pączek ani papieros. Nie pomogą nowe ciuchy i nawet najlepszy serial.
Czas skończyć z zaspokojeniem swoich najgłębszych potrzeb w tak płytki sposób. Czas skończyć flirt z substytutami prawdziwej miłości, bezpieczeństwa i szczęścia.
Znajdziemy je tylko w Bogu!

Czasami trudno nam uwierzyć w słowa Tego, który zna nas na wskroś, który nas pokochał i zna nawet najbardziej ukrytą potrzebę naszego serca.
Prostota Bożego zaproszenia nie potrafi zmieścić się w naszych schematach dotyczących prawdziwego wytchnienia.
Czy na pewno prościej jest zamienić chwilowe zaspokojenie na Bożą pełnię?

Jezus zaprasza:

Pójdźcie do mnie wszyscy zapracowani i przeciążeni, 
a Ja wam zapewnię wytchnienie.
                                                                                                        Ew. Mateusza 11;28

Musisz zastanowić się na czym tak naprawdę ci zależy.
Chcesz leczyć prawdziwy problem czy wyciszać objawy?
Zależy ci na tym, żeby na chwilę poczuć się lepiej czy tęsknisz za pełnym uzdrowieniem?
Czy naprawdę chcesz ciągle wracać w te same miejsca? Do tych samych, starych przyzwyczajeń, do tych samych marnych schematów, które nigdy nie działają na dłuższą metę?

Nic ani nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na wołanie twojej duszy w taki sposób jak Ten, który Cię stworzył.
Utkał z tak wielką troską i precyzją w łonie twojej mamy..

Wszystko jedno, czy za tobą po prostu gorszy dzień, czy borykasz się z depresją od miesięcy.
Uciekaj do Taty.
On czeka.



KONKURS

13.11.17 Komentarze 11

Z dnia na dzień jest Was tutaj coraz więcej.

Jakiś czas temu zdarzył się taki tydzień, może dwa.. w które trudno mi było uwierzyć.
Liczby przerosły moje najśmielsze oczekiwania.

Pan Bóg kolejny raz udowodnił, że nie od nas zależy sukces czy porażka.. my mamy robić swoje a On, w przeciągu kilku godzin, może zrobić coś, na co musieliśmy pracować długie miesiące.
To tak jakby nagle odkręcił kurek z błogosławieństwem.

Dlatego dzisiaj w podziękowaniu za to, że jesteście, że czytacie, że piszecie. Za wszystkie maile, komentarze, lajki, pytania, wirtualne uściski, życzenia i pozdrowienia. Za wasze zaufanie i sympatię..
Mam dla was konkurs.


Do wygrania najnowsza, jeszcze ciepła płyta zespołu TGD 'Kolędy Świata 2' lub pierwsza płyta Małego TGD 'Góry do góry'.
Zwycięzca będzie mógł wybrać, którą płytę chce otrzymać.

Regulamin Konkursu:
1. Konkurs rozpoczyna się w dniu 13.11.2017 i trwa do 27.11.2017, do godziny 23.59.
2. Wyniki konkursu zostaną ogłoszone 28.11.2017 po godzinie 16:00.
3. Jeśli masz profil na FB, należy:
* polubić moją stronę na FB TUTAJ,
* polubić post konkursowy TUTAJ,
* udostępnić post konkursowy publicznie na swoim profilu,
* w komentarzu pod postem zaprosić dwie inne osoby do wzięcia udziału w zabawie.
4. Jeśli nie masz profilu na FB, możesz wziąć udział w konkursie komentując ten wpis. Napisz po prostu za co jesteś wdzięczna Bogu, co zrobił / robi dla Ciebie w ostatnim czasie :) Napisz koniecznie swoje imię.
Jeśli masz bloga, umieść proszę banerek konkursowy z linkiem do tego posta.

Jeśli będziesz aktywna na blogu i na FB jednocześnie, podwoisz szansę na wygraną.

Przesłanie nagród tylko na terenie Polski.
Powodzenia!


Garść inspiracji # 1

9.11.17 Komentarze 6

Nie wiem, czy to ta jesień i zmrok o szesnastej, czy to może moje ciągłe zmęczenie i ogólny spadek nastroju, ale potrzebuję podwójnej dawki motywacji, w każdej dziedzinie życia.
Tak na już!

Pomyślałam, że może nie jestem sama.
Może wy też chcecie spróbować nowych rzeczy, zainspirować się, może moje sposoby sprawdzą się też u was?
Dlatego zamiast marudzić, spisałam dla was kilka hitów moich ostatnich miesięcy, niekiedy lat.

Co jakiś czas spróbuję dzielić się z wami moimi małymi i wielkimi odkryciami z różnych dziedzin życia.
Znajdzie się tu wszystko, co ułatwia nam codzienność, co się u nas sprawdza, co mnie wzruszyło, zainspirowało, rozbawiło..
Dzisiaj pierwsza garść inspiracji.

1. Czysto? Naturalnie!
Coraz bardziej staję się wrażliwa na wszystko co chemiczne, zanieczyszczone i sztuczne. Od długiego już czasu staram się jeść zdrowiej, ale ostatnio zaczęłam również przyglądać się chemii której używam w domu na przykład do sprzątania.
Już od bardzo dawno temu słyszałam o mocy octu, sody, soku z cytryny, szarego mydła, kwasku cytrynowego, olejków eterycznych.. niestety nigdy nie zdobyłam się na to, żeby spróbować tego we własnym domu.
Stan zdrowia moich dzieci zmobilizował mnie jednak do pierwszych prób i jestem zachwycona! Potocznie mówiąc jaram się eko sprzątaniem! Biegam po domu ze spryskiwaczem wypełnionym wodą z octem (w proporcjach 50:50) i czyszczę tym dosłownie wszystko - lustra, okna, blaty, toaletę, zlew.. zapach jakoś się nie roznosi i nikogo nie drażni. Pasta z sody i wody to idealny sposób na wybielanie fug i osad w prysznicu, w wannie, a zlew w kuchenny (który nawiasem mówiąc był już w opłakanym stanie) doczyściłam bez użycia chloru, za to sodą, cytryną i odrobiną chęci.
Naturalne olejki eteryczne sprawiają, że sprzątanie staje się nie tylko bardziej przyjemne, ale i bardziej efektywne. Przykładowo olejek z drzewa herbacianego, wykazuje silne działanie antybakteryjne.
Możliwości jest mnóstwo!
Wreszcie nie przejmuję się tym, że Malutka stoi obok mnie w czasie sprzątania, co często było po prostu nieuniknione. Nie martwi mnie, że wdycha spryskiwacz do szyb lub zapach/smród chloru w czasie czyszczenia toalety, co z pewnością nie sprzyjało jej problemom z oddychaniem.
Więcej na ten temat na tym blogu: ZIELONY ZAGONEK
Polecam całym sercem!

2. Pasta z kurkumy i złote mleko
Prawdziwy hit!
Pasta jest prosta do zrobienia, tania, smaczna i skuteczna.
Okres chorób w pełni, dlatego potrzebujemy wzmocnienia i porządnej dawki naturalnych wspomagaczy w walce o zdrowie.
Kurkuma to prawdopodobnie najzdrowsza przyprawa na świecie. Ma działanie antynowotworowe, pomaga zapobiegać infekcjom wirusowym, bakteryjnym i grzybiczym. Wzmacnia i oczyszcza. Zawarta w niej kurkumina doskonale sprawdza się w przypadku zwykłego przeziębienia, jak i poważniejszych chorób.
Aby kurkuma uwolniła wszystkie swoje prozdrowotne właściwości, zaleca się gotowanie jej w wodzie przez co najmniej 8 minut, dlatego pasta z kurkumy jest idealnym rozwiązaniem.
Pastę można dodawać do koktajli, do zup, dresingów i innych potraw. Smak kurkumy ubogaci wiele dań!
Można też pić tzw. złote mleko, które nie tylko dobrze smakuje, ale szybko stawia na nogi w razie choroby.
Samą kurkumę warto dodawać do rosołu - oprócz korzyści zdrowotnych, nadaje mu wspaniały kolor.

Przepis na pastę:
1 opakowanie kurkumy (20g)
ok. 250ml wody
Zagotuj wodę, dodaj kurkumę.
Gotuj ok. 10 min. mieszając do czasu, aż woda wyparuje i zostanie coś w postaci gęstej pasty. Uważaj, żeby nie przypalić!
Pastę przechowuj w lodówce, najlepiej w szklanym słoiczku. Idealny jest taki po koncentracie pomidorowym.

Złote mleko:
1-1,5 łyżeczki pasty z kurkumy
1 szklanka mleka - zwykłe lub roślinne
1 łyżeczka oleju (sezamowy, lniany, z pestek dyni..)
miód do smaku
szczypta pieprzu (działanie kurkumy w połączeniu z pieprzem jest 20 razy silniejsze niż bez)
pół łyżeczki cynamonu (opcjonalnie)
goździki (opcjonalnie)
Podgrzej lekko mleko, dodaj pastę i pozostałe składniki, wypij ciepłe.
Można pić codziennie.

Jakiś czas temu, kiedy po niecałym tygodniu przerwy w chorobie, znowu zaczęli gorączkować, kaszleć, smarkać itd. Serwowałam im złote mleko, syrop z czosnkiem i cebulą oraz propolis.
Chorowali cały jeden dzień, po czym poszli do szkoły i przedszkola.. choroba nie wróciła do dziś.
Działa.

3. O.... mega!
Mój prosty sposób na przemycanie zdrowych i niezbędnych (!) tłuszczy w diecie moich dzieci, to dodawanie dobrej jakości oliwy z oliwek, oleju rzepakowego (lub innego zdrowego oleju) do soczków, najlepiej gęstych.
Wiadomo, że najlepszy jest sok świeżo wyciskany, jeśli jednak nie macie takiej możliwości albo czasu, to użyjcie kupnego o dobrym składzie.
Ja często kupuję sok Karotka z Biedronki, ale tylko w kombinacji smakowej Marchew + Banan + Jabłko, bo inne rodzaje zawierają dodatki w postaci aromatów. W Lidlu można kupić np. dobre smoothie (w lodówce), które też się nadają. Wszystko zależy od tego, co lubi dziecko. Dobre są też wszelkiego rodzaju soki tłoczone na zimno.
Moja Malutka pije taki soczek z tłuszczem bez mrugnięcia okiem. Próbowałam też z olejem lnianym, jednak lniany posmak okazał się być niestety zbyt mocny.
Można też zmiksować kawałek awokado z sokiem lub koktajlem. Awokado jest neutralne w smaku i bardzo zdrowe. W Polsce mało się mówi o dodawaniu tego owocu do pierwszych przecierów i deserków dla dzieci, a to naprawdę świetny sposób na dostarczanie kwasów omega-3 w prosty sposób.

4. Sposób na pietruszkę
Moja babcia już jakiś czas temu wykopała ostatnie pietruszki i o natce prosto z ogródka, jedzonej w ogromnych ilościach, nie ma już niestety mowy.. a szkoda.
Natka pietruszki to bogactwo witamin! Wzięłam więc sprawy w swoje ręce i zaczęłam hodować natkę na parapecie kuchennym. Trzeba tylko odciąć końcówki pietruszki (od strony z której wyrasta nać) i po prostu wsadzić je do ziemi. Za jakiś czas powinna zacząć rosnąć natka :)
Czasami już w sklepie można zauważyć pietruszki, które zaczynają puszczać natkę. Najlepiej zasadzić właśnie takie końcówki - będzie po prostu szybciej.

5. Proverbs 31
Kocham słuchać i czytać Lysę Terkeurst. Pisałam o jednej z jej książek TUTAJ.
Zaangażowana jest w służbę Proverbs 31, które znane jest w chrześcijańskim świecie bardzo dobrze. Inspiruje tysiące kobiet, wspiera, zachęca.. robią po prostu mnóstwo dobrego.
W swojej ofercie mają między innymi rozważania i studium biblijne oraz aplikacje na telefon, które ułatwiają codzienną podróż z Bogiem. Można również zamówić sobie codzienne rozważanie wprost na maila. Polecam, bo sama korzystam. Jedynym warunkiem jest znajomość języka angielskiego.
Jeśli chodzi o samą Lysę, oprócz książek, polecam posłuchać jej on-line, na You Tube są dostępne jej wykłady  TUTAJ 
Słucham, kiedy tylko mam chwilę. Naprawdę warto.

Ostatnio na swojej stronie na FB Lysa zamieściła krótki filmik (TUTAJ) w którym powiedziała, że ma raka piersi. 10 listopada czeka ją obustronna mastektomia.
Sposób, w jaki podchodzi do tego problemu, zadziwia mnie do dzisiaj.
Ten spokój, ten uśmiech, ta radość w Bogu i kompletne zaufanie. Ogromna inspiracja!
To jest właśnie pokój, który przewyższa wszelki rozum. Pokój, który może dać TYLKO Bóg.
Może pomyślisz, po co to umieszczam..
Pośród setek kobiet które odwiedzają to miejsce, może znajdzie się jedna, albo więcej, które jakiś czas temu usłyszały tę samą diagnozę.
Mam nadzieję, że to krótkie świadectwo tej zwykłej kobiety pomoże komuś przejść te ciężkie chwile w Bożej bliskości, w Bożej radości, w pełni nadziei i wiary, że Bóg wszystko trzyma w swoich rękach.
Bo Bóg jest dobry.
Bóg jest dobry dla każdej z nas.
Bóg jest dobry w byciu Bogiem.

6. Tanie książki
Dyskont książkowy Aros jest sprawdzony przeze mnie już naprawdę wiele razy.
Za każdym razem bardzo szybka dostawa, żadnych problemów, pomyłek..
Przesyłka tania jak barszcz, nawet za pobraniem.
Książki są tańsze niż w księgarniach czy empiku nawet o kilkanaście złotych. Chociaż i w empiku w czasie promocji można spotkać bardzo okazyjne ceny. W Aros plus jest taki, że nie trzeba polować na promocje ;)
Ogromny wybór, a kiedy tylko wchodzą jakieś nowości - od razu mają to u siebie.
Kompletuję całe serie wymarzonych książek dla siebie i dla moich dzieci.
Zbliżają się Święta. Jeśli chcecie kupić książki w prezencie, polecam zrobić zakupy właśnie tam.
TUTAJ jest ich strona.

7. Diagnoza
Jeśli szukacie dobrego serialu, to Diagnoza na mojej osobistej liście plasuje się bardzo wysoko.
Prawdopodobnie większość z was wie o jaki serial chodzi, ale gdyby ktoś jeszcze nie miał okazji zobaczyć, to polecam.
Inteligentny, bardzo wciągający, z dobrą obsadą i bez mnogości zdrad, co zawsze denerwowało mnie w większości polskich produkcji..
Do tego kręcony kilka kilometrów ode mnie i śląskiej godki można trocha posłuchać ;)
Naprawdę dawno nie oglądałam tak dobrego serialu.
Kto musi uzupełnić braki, wszystkie odcinki można zobaczyć on-line TUTAJ.

8. GGDuo 'Cisza'
Najlepiej słuchać, kiedy wokół cisza.
Głos Gabrysi baaaardzo mnie uspokaja i pomaga mi wyciszyć się w Bożej obecności..
Pan Jezus jest naszym odpoczynkiem.
On jest naszą ciszą.



 Na koniec werset, który może stać się codzienną bronią w walce ze zniechęceniem, depresją, brakiem sił w trudnym czasie..

Twa dobroć i łaska nie odstąpią mnie na krok
przez resztę dni mojego życia.  
                                                                     Psalm 23;6                                                              
Dajcie znać, czy interesują was takie posty :)




Mój Kochany..

6.11.17 Komentarze 13

Kiedy jedenaście lat temu przysięgałam Ci miłość i wierność do końca życia, nie wiedziałam co mówię.
Na początku wspólnej drogi nikt tak naprawdę nie rozumie, co znaczy w zdrowiu i w chorobie, w radości i w smutku, w dostatku i w biedzie.
Miałam jednak pewność, że chcę iść przez resztę życia trzymając Cię mocno za rękę. Że razem damy radę pokonać wszystkie przeciwności.
Miałam Bożą pewność pomimo moich osiemnastu lat.

Wiem, że nadzieję na wspólną starość ma każda kobieta ubrana w białą suknię, z bukietem kwiatów w dłoni i welonem wpiętym we włosy.. dlatego codziennie dziękuję Bogu za to, że nam się udało.
Że codziennie razem walczymy o nasze wspólne życie, o jeszcze więcej miłości w naszym małżeństwie, o jeszcze więcej szacunku, zrozumienia i codziennej radości w najzwyklejsze dni.

Kiedy wokoło nas rozpadają się kolejne małżeństwa, kiedy szaleje burza a jutro zdaje się być tak bardzo niepewne, dziękuję Bogu za to, że jest naszym fundamentem.
Mamy potrójny sznur, który nie tak łatwo można rozerwać.
Wszechmogący jest Tym który połączył nas wtedy i łączy nas nadal pomimo tego, że od tamtej pory wiele się zmieniło.
Nie jesteśmy już tacy sami.
Nie chodzimy na długie spacery tylko we dwoje.
Nie trzymamy się za ręce przy każdej możliwej okazji.
Nie mamy już tak wiele czasu na pielęgnowanie naszej miłości, na długie pocałunki, na leniwe soboty, romantyczne kolacje i weekendowe wypady za miasto..
Trudno jest nawet czasami dokończyć myśl w rozmowie, przebić się przez śmiech dzieci i hałas puszczanych w salonie resoraków.
Nasze życie nabrało jakiegoś niewyobrażalnego tempa.

Tym bardziej dziękuję Ci, że widzisz we mnie nie tylko mamę naszych dzieci, ale przede wszystkim kobietę. Kobietę jedenaście lat lepszą niż w ten szary listopadowy dzień.
Dziękuję, za różową sypialnię i miętową kuchnię. I za to, że nie masz nic przeciwko spaniu pod pościelą w kwiaty.
Dziękuję, że kochasz mnie taką, jaką jestem naprawdę za zamkniętymi drzwiami naszego domu. Taką bez makijażu, kolczyków i szpilek. Bez ładnej sukienki, bo najwygodniej mi w dresie z włosami związanymi w kucyk.
Kochasz mnie złośliwą i narzekającą z byle powodu. Załamującą ręce nad głupotami.
Dziękuję, że podajesz mi rękę i wspierasz w drodze do bycia inną. Lepszą.

Dziękuję, że ciągle przed oczami masz wielkiego Boga i zawsze stawiasz Go w naszej rodzinie na pierwszym, najważniejszym miejscu.
Jesteś moją inspiracją.

Dziękuję, że moje niemiłe słowa potrafisz obrócić w żart. Szybko zapominasz, rozumiesz i nie wypominasz. Po prostu przytulasz i zmęczeniem potrafisz usprawiedliwić każdego focha.
Dziękuję, że nie marudzisz, kiedy drugi dzień z rzędu jest pomidorowa.
Za twój spokój, trzeźwy umysł i niesłabnącą wiarę - dziękuję.
I jeszcze za chęć robienia tej idealnej kawy.. wiesz, że tylko Ty znasz proporcje.

Nazywasz mnie piękną, kiedy czuję się zupełnie nieatrakcyjna. Kiedy widzę tylko swoje braki i zmęczoną, nieumalowaną twarz w ochlapanym pastą do zębów lustrze.
Nazywasz mnie silną w dni, w które jestem najsłabsza.
Moje ciało nazywasz idealnym po trzech ciążach i długich miesiącach karmienia piersią.
Widzisz we mnie wartość, kiedy ja czuję się nic nie warta.
Wierzysz we mnie wtedy, kiedy nikt inny nie daje mi szans na powodzenie.
Wspierasz, pomagasz, uspokajasz i sprawiasz, że czuję się najważniejsza.

Bo jestem najważniejsza. Wiem to na pewno.
Widzę to w kwiatach przynoszonych bez okazji.
Widzę to w tym, jak śpieszysz się do domu po ważnym spotkaniu.
Widzę to w drobiazgach i niepozornych gestach miłości którymi zasypujesz mnie każdego dnia.
Widzę to w tym, że w naszych rozmowach potrafisz usłyszeć moje marzenia i starasz się realizować każde jedno z nich.
Widzę to w zabieraniu dzieci na plac zabaw, żebym mogła usiąść i napisać kolejnego posta. Albo po prostu poczytać w spokoju książkę.. nigdy nie pytasz, co robiłam.

Dzięki Tobie wiem, że prawdziwa miłość to nie patrzenie sobie głęboko w oczy przy elegancko nakrytym stole. Można widzieć się tylko przelotem i kochać prawdziwie.. wystarczy te kilka krótkich sekund, w których łapiemy swój wzrok i wymieniamy uśmiechy.
Prawdziwa miłość to nie trzymanie się za ręce podczas spaceru. Można jedną ręką trzymać dwulatkę, drugą pchać wózek, a pod pachą nieść niechcianą już hulajnogę i nadal kochać do szaleństwa.
Prawdziwa miłość to nie rozmowy bez końca o rzeczach ważnych i tych mniej. Milczenie przy kubku herbaty z cytryną też jest prawdziwą miłością.
Najprawdziwszą jak dla mnie.

Jesteś mężczyzną, który nie znosi widoku krwi, a jednak trzymałeś mnie za rękę przy porodach wszystkich naszych dzieci. Siedziałeś przy szpitalnym łóżku w tą noc, kiedy straciliśmy nasze pierwsze Dziecko. W tą najdłuższą noc ze wszystkich w naszym wspólnym życiu.
Zapominasz kupić w Biedronce mleko, ale przywozisz mi ulubione różowe goździki.
Nie masz sił na wieczorny prysznic, ale zawsze znajdziesz siłę na zagranie z Nimi w chińczyka, na obejrzenie z Nią jeszcze jednej książeczki.
Nie masz pojęcia gdzie są piżamy dzieci, ale potrafisz doskonale ogarnąć całą trójkę, kiedy nie ma mnie w domu.
Mało mówisz, ale dużo słuchasz.
Potrafisz odgadnąć moje myśli i dokończyć niedokończone zdania..
To ciągle mnie zadziwia.

Dokądkolwiek ty pójdziesz i ja pójdę;
Gdzie Ty zamieszkasz i ja zamieszkam;
Lud Twój lud mój,
A Bóg Twój - Bóg mój.
(Ks. Rut 1;16)

Pamiętasz, kiedy mówiłam te słowa nie mogąc powstrzymać łez?
Wypowiedziałabym je jeszcze raz bez chwili zastanowienia. Bez cienia wątpliwości.
Wypowiedziałabym je z jeszcze większą pewnością niż jedenaście lat temu.
Zmieniło się tylko to, że już trochę rozumiem, co znaczy w zdrowiu i w chorobie, w radości i w smutku, w dostatku i ... nie. W biedzie nie.
Od biedy Bóg nas uchronił.

Kocham Cię.
Może w tym zwariowanym okresie naszego życia nie mówię tego wystarczająco często.. ale kocham Cię niewypowiedzianie.
Kocham Cię w natłoku zajęć i w spokojne wieczory przy kominku.
Kocham Cię kiedy mam dobry dzień i kiedy odliczam godziny do wieczora.
Kocham Cię w czasie trudnym i w tym z mnóstwem śmiechu, radości i łez wzruszenia.
Kocham Cię pośród wylanej herbaty, płaczących dzieci, przypalonych tostów i podkrążonych ze zmęczenia oczu.
Kocham Cię z porannym oddechem, nieogolonego, z koszulką na lewą stronę..
Szepczę czułe kocham Cię gotując Twój ulubiony obiad, wymieniając ręcznik w soboty, prasując dziesiątą koszulę, wkładając do koszyka Prince Polo gdzieś między brokułem, chlebem i masłem..
Jestem dumna z tego, że mogę być Twoją żoną.
To prawdziwy przywilej stworzyć rodzinę z najlepszym przyjacielem.

To życie które mamy dzisiaj, ten dom, który codziennie razem tworzymy, to więcej niż wszystko, o czym odważyliśmy się marzyć podczas tych romantycznych spacerów przy blasku księżyca.

Z miłością, na zawsze Twoja..


Czasami trzeba

20.10.17 Komentarze 4

Poszłam na długi spacer w góry.
Poszłam, bo Mąż dał mi urodzinowy prezent trochę wcześniej i zajął się naszymi dziećmi na dwa dni, a ja mogłam.. mogłam wszystko, co tylko chciałam.

No więc pojechałam w góry.
W ten najpiękniejszy i najcieplejszy dzień tej jesieni poszłam na spacer, na który tak bardzo czekałam i o którym marzyłam za każdym razem, kiedy w tych górach byliśmy całą rodziną.
Poszłam całkiem sama, z aparatem przewieszonym przez ramię, tysiącem myśli do ułożenia w kolejne blogowe teksty i kilkoma, którymi podzieliłam się tylko z Tatą.

Podziwiałam przepiękne widoki, odpoczęłam jak nigdy, a tekst, który w głowie się tworzył, niedługo będziecie mogli przeczytać.. ale nie to jest dla mnie najważniejsze.
Nie o tym chciałam napisać.

Najważniejsze dla mnie jest to, że dzisiaj wiem.
Wiem, że czasami trzeba pójść na ten wymarzony, samotny spacer w góry tylko po to, żeby uświadomić sobie, jak bardzo kocha się rodzinne spacery po dobrze znanych, polnych drogach.
Tam, w tym zadymionym mieście. Z tysiącem myśli, których nie sposób ułożyć nawet w jedno, sensowne zdanie, bo dziecko, które z całych sił ściska twoją dłoń, bez końca ci przerywa.
Dzisiaj wiem, że to te spacery kocham najbardziej.

Czasami trzeba wrócić zmęczonym do pustego pokoju hotelowego żeby uświadomić sobie, o ile bardziej wolimy wracać do ciepłych ramion męża.
O ile bardziej satysfakcjonujące jest zmęczenie po wspólnej zabawie z dziećmi, niż po całym dniu nicnierobienia, w swoim własnym towarzystwie.

Czasami trzeba zaznać ciszy i spokoju żeby przypomnieć sobie, że tak bardzo kochamy śmiech dzieci, nasze  rodzinne rozmowy przy stole i te tylko z Mężem zaraz przed snem, setne mama w ciągu dnia i on mi dokucza..

Czasami trzeba przez kilka chwil pożyć tak, jakby się tych wszystkich dzieciowych i domowych obowiązków nie miało żeby uświadomić sobie, że takie życie już nie jest dla nas.
Że już nigdy, przenigdy nie będzie tak samo jak przed: i że cię nie opuszczę aż do śmierci, nie będzie tak samo jak przed dziećmi..
Wtedy człowiek staje się jeszcze bardziej pewny, że za żadne skarby świata innej rzeczywistości by nie chciał. Chociaż czasem sobie pod nosem pomarudzi, to tylko tą swoją chce Żadnej innej.
Tylko tą, od której niby na chwilę chciał uciec..

Czasami trzeba mieć mnóstwo czasu na nadrobienie wszystkich zaległości żeby dowiedzieć się, że tak naprawdę z dziećmi pod nogami można zrobić dużo więcej.
Człowiek jakiś taki bardziej zorganizowany jest wtedy.. bardziej ogarnięty, zdeterminowany.
A na pewno bardziej kreatywny.

Czasami trzeba samemu podziwiać zapierające dech w piersiach widoki żeby uświadomić sobie, jak bardzo ważne jest mieć w życiu kogoś, z kim takie chwile można dzielić. Tak razem się pozachwycać, a potem mieć co razem wspominać po latach.

Czasami trzeba móc myśleć tylko o swoich potrzebach żeby zobaczyć, że już tylko o sobie myśleć nie potrafi. Że co krok to inna myśl, o tych najbliższych mojemu sercu.
Pod prysznicem się myśli, czy dzieci już wykąpane w łóżkach grzecznie leżą, czy może Tata pozwolił im pobawić się dłużej tym razem.
I podczas picia kawy myśli przychodzą, czy Maciek jeszcze przed czy już po.. bo zawsze około południa razem ją pijemy.
I w trakcie krojenia ogórka do śniadania, czy nie zapomniał czasem kupić pieczywa na dzień następny i czy kanapki Beniowi do szkoły zrobił.
I na ławce z książką w dłoni.
I wchodząc na szczyt z lekką zadyszką.
Zaraz przed pójściem spać i zaraz po otwarciu oczu wcześnie rano..

Czasami trzeba móc przespać całą noc bez płaczu, zatkanych nosów i wołania o siku żeby zatęsknić za ciepłem malutkiego ciałka, które nagle pojawia się między nami w środku nocy.

Czasami trzeba.

Bo niby człowiek wie to wszystko, ale kiedy ma szansę odrobinę zatęsknić, to wie jeszcze bardziej.

Taki czas tylko dla siebie jest potrzebny nie po to, żeby uświadomić sobie, że człowiek kocha.
Taki czas potrzebny jest żeby móc uświadomić sobie, jak bardzo.
Że aż tak..