Spokojniej
Tak się człowiek nie raz zdenerwuje, że aż potem wstyd.O pierdoły się szarpie, pięści zaciska, sztućce ostentacyjnie do zlewu wrzuca.. i nawet się zdarzy, że drzwiami walnie jak przedszkolak ..
No i normalnie wszystkim by nagadał! Każdemu, kto się tylko nawinie.
Wtedy dzieci przeszkadzają. Mąż przeszkadza. Brak męża też.
Hałas, śmiech, muzyka i cisza.
Błoto na wycieraczce i piąty brudny kubek na stole, choć zmywarka pusta.
Głupoty takie potrafią tak dzień popsuć, że zamiast żyć, to męczysz każdą godzinę.
Byle do wieczora.
Ja też tak mam. Nieraz cały dzień o coś mi chodzi.. bardzo mocno mi chodzi.
Najczęściej przez głupoty, żadne tam ważne sprawy..
Ale.. szkoda mi czasu.
I chyba się starzeję, albo co najmniej na jakiś inny poziom życia wkroczyłam, bo szkoda mi życia na te nerwy, napięcia i fochy..
Dlatego kiedy przychodzi wieczór, a dzieci wykąpane leżą w łóżkach, mam chwilę.
Robię wtedy taki szybki przegląd dnia. Przede wszystkim dla siebie.
Kilka minut zajmuje, a może zdziałać cuda..
Jeśli coś wyprowadziło mnie z równowagi, sprawiło, że krzyknęłam, powiedziałam za dużo, chodziłam rozdrażniona. Jeśli brakowało mi radości, albo wdzięczności, albo cierpliwości i dobrego słowa dla innych.. a może wszystkiego na raz, to pytam siebie: dlaczego?
Szukam powodu, bo większość tych nerwów, zupełnie przecież niepotrzebnych, ma jakieś swoje źródło. Od czegoś się zaczyna ten potok negatywnych myśli, słów, podniesiony głos i narzekanie, że już dłużej nie wytrzymasz, że już masz dosyć, że zawsze to samo..
To zaciskanie pięści, gdzieś ma swój początek.
Kiedy już znajdę odpowiedź to planuję, co dalej. Co z tą moją wiedzą zrobię.
Co mogę lepiej poukładać i zorganizować, czego unikać i zupełnie wykreślić z kalendarza.
Wszystko po to, żeby tych nerwów jutro mogło być mniej.
Bo wiesz.. można myśleć całe wieczory. Analizować godzinami, obiecywać sobie poprawę, ale bez wniosków i konkretnego działania, to będzie stracony czas..
Wyrzucam z naszej codzienności wszystko, co wyprowadza mnie z równowagi, co wywołuje złość, zabiera mi radość i wewnętrzny pokój.
Częściej mówię nie. Mniej wymagam od siebie i bliskich.
Pozwalam sobie na więcej swobody.
I ku mojemu zdziwieniu, świat się nie kończy.. nic się nie wali.
Nikt nie cierpi, a wszyscy korzystamy.
To jest proste. Prostsze, niż myślałam.
Podam kilka przykładów, takich z życia wziętych. Wcale nie wymyślonych na potrzebę posta. Po prostu życie.
Moje.
Wreszcie naprawdę wierzę, że mam wartość w Bożych oczach. Nareszcie widzę też prawdziwą wartość w byciu mamą. Nie muszę nadrabiać wszystkim innym, żeby czuć się lepiej sama ze sobą. To nadrabianie zawsze wprowadzało mnóstwo chaosu w nasze życie. Było powodem wielu słabych momentów..
Teraz skupiam się na niewielu rzeczach, dosłownie kilku.. Koncentruję się na tak zwanych priorytetach.
Przestałam tylko o nich gadać. Staram się nimi żyć.
To pomaga mi być spokojniejszą.
Obiad, a raczej jego brak.
Brak pomysłu, brak planu, zakupów i płaczące dziecko pod nogami- zmęczone, chore, albo takie, które ma zły dzień i najzwyczajniej w świecie chce mamę.. bo zabawa bez niej, to nie zabawa przecież.. I nic, absolutnie nic w tym dniu bez mamy, nie ma najmniejszego sensu.
Ten zestaw jest najczęstszym powodem moich nerwów na wszystko i wszystkich w zasięgu wzroku.
Dlatego od kiedy w końcu to zauważyłam, staram się planować z wyprzedzeniem i mieć w lodówce to, czego potrzebuję. To jest podstawa, na którą mam wpływ.
To pomaga mi być spokojniejszą.
Mam też wpływ na to, że nie piszę przy dzieciach. Staram się nie otwierać przy nich komputera, nie pracować, kiedy wymagają i potrzebują mojej uwagi.
To jest nasz czas.
Nauczyłam się, że jeśli im go zabieram, to zaczynają się kłócić, bić, marudzić.. ja i tak nie mogę pracować, a dodatkowo tracę cierpliwość.
Od kiedy piszę bez dzieci w pobliżu, bardzo dużo się zmieniło.
To pomaga mi być spokojniejszą.
Jeśli o siódmej rano denerwuje mnie nieposprzątana po kolacji kuchnia- sprzątam ją wieczorem, a rano mam wolną głowę. Wchodzę i robię śniadanie. Nie muszę najpierw zmywać sterty naczyń, ścierać okruchów ze stołu, zamiatać podłogi..
To pomaga mi być spokojniejszą.
Często denerwowałam się na chłopców, którzy zachowywali się głośno kiedy spała Milenka.
Próbowałam zajmować im jakoś czas, ale najczęściej i tak kończyło się bitwą.
Dlatego w tym czasie zaczęłam im puszczać bajki. Bez wyrzutów sumienia.
Zawsze walczyłam ze sobą, ze swoją głupią ambicją.. w końcu przestałam.
Oglądają bajki kiedy Milenka śpi w dzień. Jest zupełnie cicho, a ja, w tej zupełnej ciszy, obieram ziemniaki na obiad.
To pomaga mi być spokojniejszą.
To tylko kilka rzeczy, które przychodzą mi do głowy. A jest tego dużo, dużo więcej..
Może nie odkryłam niczego szczególnego, ale to, czego sama się ostatnio uczę, to piszę.. może komuś pomoże i oczy otworzy. Ułatwi..
I pamiętaj, że kluczem do sukcesu jesteś Ty. Ty sama!
Ty decydujesz. Ty planujesz swoje dni. Ty zapełniasz kalendarz.. i tylko Ty możesz zdecydować o tym, żeby pewne rzeczy z niego wykreślić.
Ty wiesz co można poprawić, co lepiej zaplanować, a gdzie po prostu odpuścić..
Wiele, naprawdę bardzo wiele możemy zmienić w swojej codzienności na lepsze.
Na spokojniejsze.
Zadaj sobie pytanie dlaczego?
Czasami źródło problemu leży zupełnie gdzie indziej, niż myślisz.
Jeśli cię gary w zlewie rano denerwują, to je wieczorem umyj.
Jeśli niedospana chodzisz bez przerwy, to idź spać wcześniej. Odmów sobie tego filmu, seriali, nie odpisuj na maile do późnej nocy.. i tak kilka dni pod rząd. Aż w końcu poczujesz różnicę.
Jeśli poranki są nerwowe, może wcześniej rano zaczniesz wstawać? O dziesięć minut chociaż.. może ubranie dzień wcześniej sobie i dzieciom przygotujesz, żeby rano z żelazkiem nie biegać..?
To jest proste. Prostsze niż myślisz.
To może pomóc Ci być spokojniejszą.
Wiem, że jeśli tylko będziesz chciała, to znajdziesz nie jeden powód niepotrzebnego napięcia.
A jeśli uda ci się wpleść do codzienności to coś, dzięki czemu nie dopuścisz do tych bezsensownych nerwów, to wygrasz lepsze życie.
Wygrasz więcej spokojnych dni.
Zrób to przede wszystkim dla siebie.
Kilka minut to zajmuje, a może zdziałać cuda..