A jednak..

29.10.16 Komentarze 0

Dlaczego jesienne liście zmieniają swoje barwy? Po co nam czerwone, żółte, pomarańczowe..?
Przecież mogłyby opaść zielone. Tak po prostu.
Zielone.
Bez naszych zachwytów, bez uśmiechu w drodze do pracy, bez kolorowych bukietów zbieranych na spacerze w parku.. i nikt by nie tęsknił.
Nikt z nas by nawet nie wiedział, że coś traci..

Dlaczego ptaki śpiewają? Takie są małe, a tak śpiewać potrafią, że nad ranem można się budzić bez żalu i słuchać.
Słuchać z wielką przyjemnością.
Słuchać i zachwycać się bez końca..
A mogłyby przecież nie śpiewać w ogóle. Tylko skakać by mogły po starym orzechu za kuchennym oknem..
Nikt by nie tęsknił przecież.
Nikt z nas by nawet nie wiedział..

A zapachy?..
Zapach bzu w maju zachwyca mnie co roku.
To zapach wiosny, słońca i pierwszych pikników w ogrodzie.
Zapach kwitnącej mirabelki u moich rodziców przed domem to obłęd- cudowny!
Nie sposób przejść obojętnie.
Zapach konwalii, ziół, powietrza po burzy..
Zapach dziecka. Nie znam piękniejszego. Kiedy przytulam Ją przed snem, wiem, że to jest właśnie dom.. gdziekolwiek bym nie mieszkała.
Ale tak sobie myślę, że gdyby bez i konwalie zapachu by nie miały, to też bym z pewnością przeżyła.
I ja, i ty, i każdy z nas.
Nikt z nas by nie tęsknił.
Nikt z nas by nie wiedział, jak cudownie pachnie maj..

Smak pieczonych w ogniu ziemniaków przywołuje mi na myśl dzieciństwo. Totalną beztroskę, ogniska u Babci i spotkania z przyjaciółmi, kiedy się miało lat naście.
Smak makaronu z cukrem na obiad i gorącej czekolady z ostatniej randki, to smaki niezapomnianych wspomnień.
Ale.. po co?
Po co czujemy smak? Po co rozróżniamy i kwaśny, i słony, i gorzki? Moglibyśmy czuć tylko smak słodki na przykład.. Moglibyśmy nie czuć nic.
Jedzenie mogłoby pozostać jedynie.. kalorią niezbędną do życia.
Bez przywoływania wspomnień, bez przyjemności, bez zwyczajnej radości jedzenia. Mogłoby nie być sztuką, a potrzebą.
Jak tabletka magnezu na skaczące powieki.
Mogłoby.. i zjadając obiad z obowiązku, odeszlibyśmy od stołu nie wiedząc zupełnie, ile tracimy.
Nikt by nie tęsknił za niedzielnym rosołem u mamy i kompotem z rabarbaru. Kaszą manną z powidłami i sokiem malinowym od Babci..
Nikt z nas nie wiedziałby nawet, że dzieciństwo może mieć smak.

Dlaczego Bóg postanowił budzić nas codziennie nie zwykłym, niebieskim niebem, a feerią barw? Bogactwem kolorów, najprawdziwszym dziełem sztuki malowanym palcem Mistrza.
Widok, na który warto zrywać się z łóżka o świcie.
A przecież bez tego i tak do pracy trzeba by było wstać, zęby umyć i twarz.
Bez tych zachwycających wschodów słońca, życie by się jakoś toczyło.. i nikt by nie tęsknił.
Nikt z nas nie dowiedziałby się nigdy, jak dobrze jest oczy rano otworzyć i widzieć ten fiolet, róż i pomarańcz rozlany na niebie.
Nikt z nas by nawet nie wiedział, jak wiele tracimy.

Życie bez truskawek w czerwcu, kolorowych motyli, sarny przebiegającej drogę do pracy, porannej mgły.. też byłoby życiem.
Moglibyśmy żyć bez barw, smaków i zapachów.
Moglibyśmy nie odczuwać przyjemnego ciepła zimą i orzeźwiającego chłodu w upały.
Pocałunki mogłyby nie smakować tak dobrze..
Nikt Stwórcy nie zmuszał.
Nikt nie mógł Mu rozkazać.
Nikt nie podpowiadał..

A jednak w moim ogrodzie wiosną zakwitną tulipany i hortensje. Ich zapach znowu będzie mnie drażnił, a moją Mamę tak bardzo zachwyci.
A jednak z przyjemnością sięgam po kawę wcześnie rano i przyznam, że kocham smak herbaty z sokiem malinowym po zimowym spacerze.
A jednak Bóg zechciał, żeby życie nie było tylko egzystencją, ale przygodą z pięknem w tle. Z zapachem majowego bzu, smakiem dzieciństwa i kolorami tęczy po deszczu.
I każdy dzień dla Boga, wart jest tej całej, niepotrzebnej, otoczki.

Jestem pewna, że lubi patrzeć na nasz uśmiech i zachwyt w oczach.
Chce, żebyśmy pokochali życie i pomaga nam cieszyć się nim każdego dnia, doceniając te drobiazgi, które drobiazgami wcale nie są..
Chce pokazać nam siebie w swoim doskonałym stworzeniu. To, że kocha, dba, troszczy się, zaopatruje.. to, że sam jest doskonały.

Moglibyśmy przeżyć tutaj na ziemi, doświadczając o wiele mniej.
A jednak...
Bóg zdecydował dawać nam o wiele więcej.



Aborcja

25.10.16 Komentarze 27

Nie mam w domu telewizora.
Nie słucham wiadomości i nie docierają do mnie informacje o molestowanych i bitych dzieciach, o politycznych aferach ani o kolejnej reformie edukacji.
Nie czytam, nie słucham, nie patrzę. Wielu rzeczy wolę po prostu nie wiedzieć.
Śpię przez to spokojniej. Nie śni mi się przeraźliwy płacz dziecka, nie myślę kilka kolejnych dni o bólu i krzywdzie niczemu niewinnych niemowlaków.. nie boję się wybuchu kolejnej wojny ani zła, które czyha za rogiem i mojej ulicy.

Niemożliwym było jednak nie wiedzieć o czarnym proteście i nie obserwować burzy, jaką wywołał w naszym kraju temat aborcji.
Naprawdę chciałam stać z boku i tylko się przyglądać.
Jest to dla mnie temat trudny, kontrowersyjny, a przede wszystkim, bardzo emocjonalny.

Nie mam ochoty na polemikę z święcie przekonanymi o swojej racji ludźmi, nie mam ochoty na hejt, na czytanie o tym, jak bardzo się mylę i dlaczego nie powinnam myśleć w ten staroświecki sposób.
Nie mam zamiaru nikogo umoralniać ani przekonywać do swoich racji.
Nie będzie kazania religijnej fanatyczki, która wierzy, że wszystko zawsze jest czarne, albo białe..
Bo nie zawsze takie jest.
Mam świadomość tragicznych i niewyobrażalnie trudnych sytuacji kobiet, które są zmuszone wybrać pomiędzy swoim życiem, a życiem nienarodzonego jeszcze dziecka.
Absolutnie nie będę wypowiadać się w kwestii tych skrajnych przypadków. Zresztą.. szacuje się, że tylko jeden procent wszystkich aborcji jest dokonywanych z powodu zagrożenia życia matki..
Ale nie o tym będzie ten tekst.

Na niektóre tematy po prostu nie piszę dla własnego dobra.
Słowne przepychanki i walki na argumenty pod takimi kontrowersyjnymi tekstami nie są warte ani minuty mojego cennego czasu spędzonego przed ekranem komputera.
Niektóre tematy są jednak zbyt ważne, żeby o nich nie pisać.
Milczenie jest zgodą, a ja się nie zgadzam.
Całą sobą nie zgadzam się na zabijanie nienarodzonych, niewinnych dzieci.
Dzisiejszy świat i ta nasza wszechobecna, niszcząca wolność, chcą zamknąć nam usta.
A wszystko to pod przykrywką biblijnego nie osądzania drugiego człowieka, postawy pokory i miłości..
Przykre to i słabe..

Pewien wywiad, na który natknęłam się całkiem przypadkiem, otworzył mi usta.. a raczej pobudził do pisania.
Wywiad z Natalią Przybysz.
Prawdopodobnie już cała Polska wie, o jakim wywiadzie piszę.. mam nadzieję, że nie chodziło w tym wszystkim o rozgłos. Byłoby to jeszcze bardziej przykre..

Ten wywiad męczy mnie do dziś.
Zdania czuję wielką ulgę, to najbardziej uskrzydlające przebudzenie, wszystko trwało pięć minut.. siedzą we mnie głęboko.
Starałam się nabrać dystansu, ale nie potrafię.
Chyba dobrze.
Chyba nie powinnam do niektórych rzeczy przywyknąć. Zaakceptować faktu, że są..

Pod szokującym dla mnie wyznaniem piosenkarki, posypały się komentarze:
'Brawo Natalia'
'Cóż za odwaga'
'Podziwiam Panią'
'Wspaniała kobieta'
...

Nie mogę zrozumieć, ani nawet przyjąć do wiadomości, że coś, co powinno być zupełną ostatecznością w wyjątkowych przypadkach, jest podziwiane, chwalone i akceptowane.
Jeden bije brawo, drugi klepie po ramieniu..
Nie mogę pojąć, w jak złym i zepsutym świecie żyjemy.
Złym i do granic egoistycznym.
Gdzie pożądanie jest usprawiedliwieniem dla niechcianej ciąży.
Gdzie wolne wieczory, przespane noce, osobisty rozwój czy małe mieszkanie mogą być wystarczającym powodem, żeby zabić.

Tak. Zabić.
Nie boję się tego napisać, bo nie znam powodu dla którego dziecko w łonie matki, nie powinno być nazywane dzieckiem, tylko płodem, zlepkiem komórek, embrionem, tkanką..
Kobieta, która poroni w 8 tygodniu, traci dziecko.
Kobieta, które dokonuje aborcji w 8 tygodniu, pozbywa się... tkanki?
Kiedy przestaje bić serce, mówimy o śmierci.
Kiedy serce zaczyna bić, mówimy o.. życiu. O początku nowego życia.
Proste.
Proste, a jednak żyjemy w świecie, w którym ludzie kłócą się o to, czy zabijanie dzieci jest złe..

Jeśli my, którzy powinniśmy mówić, będziemy unikać tematu, on nie zniknie. Stanie się jednak coraz bardziej przyjazny. Coraz bardziej normalny, oswojony.. aż w końcu dojdziemy do momentu, do którego doszła pewna Pani psycholog mieszkająca we Francji, pracująca w poradni dla dzieci.
Pani Justyna od lat styka się z problemem aborcji i obserwuje jej wpływ na psychikę człowieka. Na swoim facebookowym profilu jakiś czas temu napisała:

(...) Rozmawiałam kiedyś z pewną wykształconą kobietą, pani psycholog, nawiasem mówiąc, żadna tam bliska znajomość, koleżanka z pracy. Rozmowa kurtuazyjna o szkole i wakacjach, zapytałam ile ma dzieci. „Dwie córki i dwie ciąże usunęłam” – odpowiedziała.
(...)
Gdy rozmawiam z matkami o początkach ciąży, starają się zazwyczaj argumentować, dlaczego „zachowały” to dziecko. I nie mówię tu o patologicznych rodzinach, to taki standard. Po ujrzeniu dwóch kresek na teście w głowie Francuzki automatycznie pojawia się mniej lub bardziej świadome pytanie: urodzić to dziecko, czy nie?
(...)
Któregoś dnia, gdy rozmawiałam z matką, której odebrano trójkę dzieci, by umieścić je w rodzinach zastępczych, a ona oznajmiła mi, że znów jest w ciąży, przez głowę przemknęła mi myśl, że może jeszcze nie jest za późno, że może jeszcze zdecyduje się usunąć. I właśnie ta myśl najbardziej mnie przeraziła.

Mnie również przeraziła myśl, że zacznę myśleć o aborcji w dobry sposób. Że zacznie być dla mnie jedną z opcji lub nieuniknioną koniecznością, że zacznę ją sobie tłumaczyć na wygodne dla mojego sumienia sposoby.. że przesiąknę racjonalnymi argumentami.

Czasami nie powinniśmy wstydzić się mówić, ale wstydzić się milczeć.
I właśnie to moje milczenie nie dawało mi spokoju.
W sprawie tak ważnej nie mogę nie opowiedzieć się za życiem.

Zdaję sobie sprawę z tego, że czasami nowe życie, które się poczęło, może oznaczać problem. Jest kłopotliwe, niewygodne..
Z jednej takiej zupełnie niespodziewanej i nieplanowanej ciąży urodził się nam Zbawiciel. Ten, w którego podobno większość ludzi w naszym kraju wierzy..

Nie zawsze jest dobry czas na dziecko. Czasami pojawia się w najmniej oczekiwanym momencie. W najmniej odpowiedniej rodzinie. W najmniej odpowiednich warunkach.. jako dziesiąte. Jako chore. Jako zdeformowane. Jako trzecie na 60 metrach kwadratowych. W mieszkaniu wypełnionym już książkami i zabawkami..

Czasami myślę, że jeśli te zdesperowane kobiety postrzegają aborcję jako jedyną opcję i lekarstwo na swoje problemy, to chyba zawiedliśmy. Zawiedliśmy jako społeczeństwo, lekarze, chrześcijanie..
Zawiodłyśmy jako matki, siostry, przyjaciółki, koleżanki z pracy, położne..
Jeśli jedyną pomocą i wsparciem na które nas stać jest współczucie w autobusie na Słowację, trzymanie za rękę na czystym, wygodnym łóżku tuż przed usunięciem niechcianego dziecka.. to zawodzimy jako ludzie.
Bo w tych wszystkich gorących dyskusjach i zadawaniu pytań czy to ludzkie rodzić chore dzieci, najbardziej brakuje właśnie bycia człowiekiem.
Tak po prostu. Bez religijności w tle, kościoła i polityki..
Takim, który potrafi kochać, szanować, dla którego ludzkie życie jest drogie i cenne.
Nawet jeśli wymaga poświęcenia.

No tak.. łatwo mi mówić, bo mam troje zdrowych dzieci..
Kiedy jechałam na badania prenatalne, refundowane z powodu straty dziecka w pierwszej ciąży, nie interesował mnie wynik. Chciałam tylko zobaczyć mojego dzidziusia na dobrym sprzęcie.
Pobierano mi krew, obliczano prawdopodobieństwo urodzenia chorego dziecka, mierzono coś na USG.. przy Jasiu mail z wynikami nawet do mnie nie doszedł. Zapomniałam dopisać kropki w adresie.
Nie obchodziło mnie to. Nie dzwoniłam, nie upominałam się.. szczerze mówiąc, wyleciało mi to z głowy.
Urodziłabym, wychowała, kochała.. choć myślę, że ta miłość byłaby trudna.
Możliwe, że rodziłaby się w łzach nad dziecięcym łóżeczkiem. W poczuciu krzywdy, niesprawiedliwości.. ale zabić?
Nie było takiej opcji.

Dawca Życia, któremu staram się ufać, znał mnie i każde nienarodzone jeszcze dziecko, za nim w ogóle zostaliśmy poczęci. (Psalm 139;16)
Za nim pojawiły się magiczne dwie kreski na ciążowym teście, Bóg miał plan dla każdego człowieka.
Nikt nie jest tutaj z przypadku.
Dziecko Natalii również..

Nie mogę pisać o tym, że Bóg jest w centrum tego miejsca, a nie pisać o tym, że zabijanie nienarodzonych i zupełnie niewinnych dzieci jest złe, okrutne i nieludzkie.
Pan Jezus zawsze mówił wprost. Zło nazywał złem. Nigdy nie przejmował się zniesmaczonymi minami słuchających, kiedy nie wypowiadał prostych słów.
Pan Jezus potępiał grzech, nie człowieka. Człowieka kocha, daje szansę, nie obrzuca kamieniami, chociaż jako jedyny ma do tego prawo.

Ja też w nikogo nie chcę rzucać kamieniami, ale wybaczcie- nie zrozumiem. Nie polubię. Nie zaakceptuję. Nie wybiorę się na koncert.
Jak się okazało, wyznanie artystki otworzyło usta wielu kobiet w podobnej sytuacji. Nie jest sama, nie jest jedyna.
Niestety nie.
Nie czuję potrzeby hejtu, chociaż moją pierwszą reakcją była ogromna złość.
Teraz czuję żal. Żal mi tych kobiet.
Nie widziały perspektyw, nadziei, pomocy.. nie widziały siebie w nowej rzeczywistości.
Możliwe, że nie poznały źródła prawdziwej miłości, dlatego nie były wstanie kochać siebie mniej, albo pokochać to nowe, poczęte życie - bardziej..
Możliwe, że były same, a powinny być z kimś.

To motywuje mnie do jeszcze piękniejszego życia.
Do tego, żeby być tym kimś, kto poda rękę.
Chcę jeszcze głośniej mówić o Bożej miłości i o tym, że z Nim nie ma sytuacji bez wyjścia.
Że z Bogiem nawet 2 + 3 na 60 metrach można pogodzić. I niechęć do pieluch można przezwyciężyć.. albo poszukać rodziny, dla której ten tak bardzo niechciany maleńki człowiek, stanie się chcianym i kochanym najbardziej na świecie..

Wierzę, że nasz Niebiański Ojciec bierze te wszystkie dzieci, które nie miały szansy poznać świata, na swoje kolana. Trzyma je blisko swojego serca już tam, w niebie..
Wierzę, że każde jedno jest szczęśliwe i spokojne.
To moje, tak bardzo wyczekiwane i to jej, dla którego zabrakło już miejsca w mieszkaniu i w sercu..

Wolno mi wolno

21.10.16 Komentarze 0

Przyznaję, że dałam się wciągnąć w tą całą bieganinę.
W ciągły pośpiech. Wyścig mam, żon, kobiet.. w gonitwę za nie-wiadomo-czym, zupełnie nie wiadomo po co.
Żyję w przeświadczeniu, że ciągle coś muszę robić, czymś mieć ręce zajęte bez przerwy..
Jeśli siadam z kawą, to z niepokojem. Jedną nogą na wylocie..

To taki stan, w którym nawet prysznic wieczorem bierze się szybko. Mimo, że dzieci już śpią, zmywarka włączona, żadna praca na już nie czeka za drzwiami łazienki.
Ten pośpiech staje się stylem życia, zapisuje się w podświadomości..

Pewnie tak jak większość z was, jem zupę tak szybko, że parzę sobie język.
Często chodzę z kanapką w ręce po domu i krusząc na podłogę wkładam klocki do pojemników, a lalki do wózka.. zamiast usiąść i zjeść jak człowiek, a potem popić spokojnie ciepłą herbatą.
Zęby myję w sypialni. Ścielę przy tym łóżko, albo zbieram pranie z suszarki.
Ciągnę syna za rękę i prawie biegnę do szkoły chociaż wiem, że jeszcze 10 minut do dzwonka. Jeszcze zdąży przebrać buty i z kolegami się pośmiać pod klasą..
Przyspieszonym krokiem wracam do auta, szybko wyjeżdżam z parkingu i nie zauważam przy tym starszej pani z psem na smyczy. Przepraszam machnięciem ręki. Niepewnie się uśmiecham.
Też w pośpiechu.


Czasami jednak biorę Mili ze sobą i z nią do tej szkoły idziemy.
A ona, jak każde dziecko, ma swoje tempo. Swój rytm, swoje myśli i swoje zdanie- coraz częściej inne od mojego.
Dlatego najpierw wyrywa swoją małą rączkę z mojej i wolno idzie obok nas. Celebruje każdy krok na chodniku, wchodzi na mokrą trawę i podnosi sosnowe szyszki.
Podczas gdy ja poganiam Benia, ona zbiera żółte liście i kapsle od butelek. Wkłada je sobie w kieszenie i traktuje jak największe skarby. Obserwuje wrony i pochyla się nad rodziną ślimaków na płocie. Chce usiąść ze mną na ławce, choć pada. Chce śpiewać i tańczyć w kałużach na szkolnym boisku. Chce machać bratu przez szybę, posłać ostatniego buziaka.
Pozwalam jej na to i podziwiam, jak pięknie można się cieszyć zimnym, deszczowym, październikowym porankiem.

I kiedy tak na nią patrzę, to upewniłam się tylko, że to nie my jesteśmy dla dzieci, ale one są dla nas..
Potrzebujemy dzieci, żeby sobie przypominać, jak cieszyć się z małych rzeczy, tańczyć w deszczu i żyć wolniej, dokładniej, z namysłem.
Od nich się uczę, jak się zatrzymać. Dla nich codziennie się staram.
Bo kiedy, jeśli nie teraz?
Przecież teraz jest czas, żeby jak najwięcej dać im z siebie, jak najwięcej nauczyć i pokazać.
Jak najbardziej świadomie być. W ich tempie.
To jest ten czas, żeby zwolnić.


Bardzo chciałabym być kobietą, która nie żyje w ciągłym zabieganiu.
Nie chcę przegapić kolorowych liści jesienią i pierwszych krokusów wiosną.
Nie chcę iść do sypialni i nie wiedzieć, co stamtąd potrzebowałam kilka chwil wcześniej.
Nie chcę zaczynać zdania i z nadmiaru myśli nie pamiętać, co chciałam powiedzieć.
Nie chcę wychodzić z domu w dwóch różnych butach na nogach.
Nie chcę mylić terminu wizyty u dentysty.
Nie chcę iść z dziećmi na spacer i zostawiać je w tyle.. a potem poganiać, wołać, mamrotać pod nosem..
Nie chcę przebierać nogami w kolejce do kasy.
I kiedy to piszę, to sobie myślę, że chyba jednak nie dam rady tak żyć.. nie przy dzieciach, z firmą, marzeniami i wiecznie pustą lodówką.
A może ktoś nam tylko wmówił, że tak nie wolno.. że nie damy rady?
Może codziennie dajemy się wkręcić w wyścig super-ogarniętych kobiet, z domowym chlebem na stołach, nienagannym manicure i dziećmi, uwieszonymi przy nogawce firmowych skinny dżinsów..?
Może nam się tylko wydaje, że tyle musimy.. może jednak możemy lepiej i mniej planować, żeby wolniej i pełniej żyć?
Świadomie zwolnić kroku, zaczynając od dziś.


Ja wierzę, że taki był plan. Boży zamysł dla każdej z nas. Nie tylko dla tych siedzących w domach mam na pełny etat..
Spacer przez życie, z czasem na zachwyt, oddech i zbieranie jesiennych liści.
Plan doskonały.
Życie w rytmie slow.
Bo przecież biegnąc tyle można przegapić.. tyle cennych chwil nie zauważyć nawet.

Dlatego chciałabym być kobietą, matką i żoną, która odważy się pomyśleć i uwierzyć w to, że jednak wolno jej żyć.. wolno.
A nawet trzeba, żeby tych nieporadnych, niespiesznych dziecięcych kroków nie popsuć.
Nie zniszczyć w naszych dzieciach wizji rzeczywistości, jaką teraz mają w głowach. Gdzie na rozmowę i śmiech jest czas, na jedzenie kanapki dwadzieścia pięć minut..
Przy kuchennym stole.
Popijając niespiesznie ciepłą herbatą..





Nie bój się maleńka..

8.10.16 Komentarze 0

Można bać się śmierci i tego, co po śmierci.
Można bać się choroby, bólu i zapachu szpitalnej sali.
Igły, wyników i długiej rehabilitacji.

Można też bać się starości.
Nieporadnych kroków, wolnego myślenia, zależności od drugiego człowieka.
Samotnych i cichych wieczorów przed telewizorem.
Można bać się tego, że tego, którego przy sobie teraz mamy, zabraknie. Że On będzie pierwszy..

Można bać się o to, czy dziecko będzie zdrowe, czy mądre będzie i grzeczne. Czy w ogóle będzie.. czy pojawi się na świecie o czasie, czy nie za szybko pchać się będzie na świat.
Można się bać, że będzie trzeci chłopczyk, albo czwarta dziewczynka, a mąż tak chce odmiany. Babcia oczekuje wnuczki, a dziadek pragnie wnuka..
Można bać się o wszystko, co z dzieckiem związane. Tyle rzeczy jest do zamartwiania.. choroby, szkoła, alergie i to, że jeszcze nie mówi. A inne w tym samym wieku mówią już płynnie.
Można bać się o to, jak sobie poradzi. W jakie towarzystwo wpadnie i czy wstydu nie narobi u znajomych.
O pierwszy dzień w przedszkolu i ostatni egzamin w gimnazjum.
Pierwsze kłamstwo, przekleństwo, wezwanie do szkoły. Pierwszy obóz wakacyjny i pierwszą lekcja pływania.
Ostatnią noc przespaną w domu.
Można bać się pustego pokoju na piętrze i wolnej łazienki o siódmej rano.
Można nawet z niepokojem myśleć o ciszy w sobotę rano i spokojnie wypijanej kawie po pracy w każde popołudnie..


Można bać się przyszłości i tego, co przyniesie.
Można bać się zmian i spełniania tych najbardziej odważnych marzeń.
Można bać się dalekich lotów w egzotyczne kraje i krótkich podróży pociągiem.
Można bać się wyjścia ze strefy komfortu i ryzyka.
Można się bać, że popełni się błąd. Że człowiek drugiego człowieka zawiedzie i rozczaruje.

Można bać się o pracę, pieniądze i kredyt.
Można bać się o to, czy jutro nam wystarczy na chleb w osiedlowym sklepiku i czy rachunek za prąd nie przyjdzie za wysoki.
Można się bać, że nie będzie na studia dla dzieci.
Czy nas w sylwestra nie okradną i czy grad nie zniszczy nowego auta.
Można bać się wojny, biedy, nowego rządu i nie do końca przemyślanej ustawy.
Można bać się nieoświetlonej ulicy i ciemnego pokoju we własnym domu.


Można się bać, ale nie trzeba.
Z Bogiem już bać się nie musisz.

Możesz zaufać i mieć życie przepełnione Bożym pokojem.
Nie takim, który przychodzi, kiedy na koncie jest wystarczająco, dzieci zdrowe, a w domu ciepło w jesienne chłody.
Boży pokój przewyższa rozum. Przekracza nasz płytki i powierzchowny sposób myślenia, nasze 'a co zrobię jeśli...', wszystkie nasze  'ale'  i całkiem logiczne argumenty.
Boży pokój przychodzi pomimo wszystko.

Można się bać, a można przeżywać każdy dzień bez strachu.
Bać się na chwilkę, a potem ten strach oddać i iść dalej bez ciężaru prawdopodobnych wydarzeń. Bez czarnych scenariuszy w głowie.
Można się bać, a można wierzyć w nieograniczone Boże zasoby i Jego zaopatrzenie.


Ludzie zadbają o to, żebyś nie przestała się bać.
Szczególnie, jeśli jesteś mamą, zadbają o twój ciągły niepokój o wszystko- o przyszłość i kolejne, straszne etapy macierzyństwa i następne poziomy rozwoju twojego dziecka.

Kiedy tylko zajdziesz w ciążę, będą straszyć cię komplikacjami i porodem.
Kiedy dziecko pojawi się na świecie, będą straszyć cię kolkami, nieprzespanymi nocami i ząbkowaniem.
Kiedy będziesz szczepić, będą cię straszyć konsekwencjami.
Jeśli zdecydujesz nie szczepić, będą cię straszyć chorobami.
Kiedy zacznie chodzić, usłyszysz, że teraz to już na pewno za swoim skarbem nie nadążysz. Nie usiądziesz nawet na chwilę, nie zjesz śniadania i nie napijesz się ciepłej herbaty przez kolejny rok.
Kiedy pójdzie do szkoły, będą cię straszyć niekończącymi się zadaniami domowymi, siedzeniem nad książkami, złym towarzystwem, nauczycielką, której brak powołania, doświadczenia i cierpliwości.
No i standardowe zdanie, które usłyszysz za każdym razem, kiedy zdarzy ci się ponarzekać na swojego przedszkolaka: 'Teraz to nic.. zobaczysz, jak wejdzie w ten trudny, nastoletni wiek!'
No i chcąc nie chcąc się boisz.
Ja też często się boję.

Ale Kochana.. my nie musimy się bać!
Jesteśmy Bożą własnością.
Źrenicą Jego oka.
Jego miłością.
Jego księżniczkami.
Córeczkami Tatusia.

Jest taki werset, który czasami czytam sobie tak.. nie do końca.
Wierzę, że Bóg mówi to do każdej ze swoich córek.
Do Ciebie i do mnie też.

Nie bój się maleńka 
                                                                                                  Ew. Łukasza 12;32


Mówią, że 99% naszych obaw nigdy się nie sprawdza. Te czarne scenariusze prawie nigdy nie mają miejsca.
A nawet jeśli znajdziesz się w tym jednym procencie.. Bóg pomoże Ci dokładnie w tym momencie, w którym będziesz Go potrzebować.
Obdarzy cię siłą i mądrością na trudny nastoletni wiek twojego dziecka.
Zaopatrzy cię w potrzebne pieniądze na wysoki rachunek.
W samotności pośle towarzystwo.
Wypełni twoje braki.
On ma wpływ na rzeczy i sytuacje, w których my jesteśmy bezsilne i totalnie bezradne.

Strach zabiera radość.
Nie pozwól okraść się z radości dzisiejszego dnia, przez strach o jutrzejszy.

Można się bać.
Ale Ty się nie bój.
Nie bój się zaufać.



Dzień Bardzo Dobry # 4

2.10.16 Komentarze 0

Jeśli się powstrzymasz od łamania szabatu,
od własnych upodobań w moim świętym dniu,
i nazwiesz szabat swą rozkoszą,
świętość Pana dniem zasługującym na cześć,
i uczcisz go, wstrzymując się od własnych spraw,
od zaspokajania własnych przyjemności
i od prowadzenia pustych rozmów,

wtedy Ja, Pan, będę Twą rozkoszą,
zadbam o twoje pełne powodzenie 
i dam ci cieszyć się dziedzictwem twojego Ojca, Jakuba
gdyż tak usta Pana przyrzekły.

Księga Izajasza 58;13-14


Wiem, że często się zamartwiasz.
Słyszę chwytające za serce wołanie o więcej siły, by przejść przez kolejny dzień.

Ty, moja utrudzona Księżniczko, musisz mi zaufać we wszystkich Twoich zmartwieniach i obowiązkach.
Odpoczywaj, kiedy Ci to polecam. Jestem Twoim Ojcem Niebieskim i wiem, czego potrzebuje Moja dziewczynka.
Zatem posłuchaj Tego, który kocha Cię najbardziej i wszystko o Tobie wie.
Chcę, byś postawiła krok wiary, wyznaczając jeden dzień w tygodniu na odpoczynek od wszystkich Twych prac.

Jeśli będziesz mi w tym posłuszna, pomnożę Twój czas i dodam Ci nadnaturalnej siły, by wypełnić wszystko co zaplanowałaś w kolejnych dniach.
Przyjmij tę możliwość i daj swemu umysłowi, ciału i duchowi odpoczynek.

Rozważ ten dar Mojej miłości dla Ciebie i odpocznij we Mnie!

Z miłością,
Twój Król i Twój Odpoczynek

Sheri Rose