Jak dobrze Cię widzieć...

11.8.16 Komentarze 0

Cały dzień ich nie widziałam.
Dziadek zgarnął ich spod domu już o ósmej rano, jeszcze przed śniadaniem.
Jak tylko zadzwonił, że po nich jedzie, ubrali się w dwie minuty i zanim się obejrzałam, już stali przed domem. Czekali na kochanego Dziadzia.
Zdążyłam tylko wybiec i pomachać. Nawet nie wiem czy zauważyli.. chyba nie. Pewnie byli zajęci opowiadaniem Mu o swoich planach i czego to razem nie będą dziś robić..


Kiedy wieczorem zobaczyli mnie wychodzącą z auta, nie było radości. Nie było uśmiechu, wyciągniętych rąk, biegu w moją stronę, żeby wszystko opowiedzieć, pokazać.. nie było nawet zwykłego 'cześć mamo'.
Co więcej, moi synowie byli nieszczęśliwi, że mnie widzą. Jeden zaczął nawet płakać.
Byli rozczarowani, że przyjechałam i zepsułam im całą zabawę.
Że przerywam im bardzo ważną pracę w założonej kilka godzin temu firmie na podwórku dziadków. Taką fajną, pod starym orzechem..
Że chcę ich zabrać do domu i położyć do łóżek.
Że będę wymagać umycia zębów i posprzątania zabawek, bo rano nie było już na to przecież czasu..

Poczułam się jak.. poczułam się źle. Tak bardzo było mi z tym źle, że łzy same napłynęły mi do oczu.
W tamtym momencie sygnał był dla mnie bardzo jasny:
Nie jesteś nam potrzebna, lepiej nam było bez ciebie.
Możesz jechać do domu, dobrze nam tutaj bez ciebie.
Poradzimy sobie doskonale.
Bez ciebie.

Teraz wiem, że żadna z tych rzeczy nie jest i nigdy nie będzie prawdą, ale wtedy było inaczej.
Wtedy czułam się odrzucona, niepotrzebna i niechciana.
Całkowicie zbędna.

Od tego czasu zaczęłam się zastanawiać nad sobą.
Nad tym, jak ja reaguję na moje dzieci wracające ze szkoły, przedszkola, z piaskownicy, z basenu, od kolegi..
Jak się czują, kiedy przekraczają próg naszego domu?
Kiedy przerywają swoją obecnością moją bardzo ważną pracę, chwilę przy kawie lub ciszę?
Kiedy zaczynają ode mnie wymagać- uwagi, czasu, odpowiedzi- stojąc jeszcze w kurtce, ubłoconych butach i brudną od jagodzianki buzią..
Co widzą w moich oczach?
Co słyszą z moich ust?
Co mówią im moje gesty?

Czy całą sobą krzyczę 'Tak się cieszę, że jesteś' czy może, 'Jak dobrze mi było bez ciebie..' ?


Na początku wakacji coś sobie obiecałam.
Zawzięłam się bardzo, chociaż wiedziałam, że łatwo nie będzie.
Dałam sobie słowo, że moje dzieci będą przekonane o tym, że ich mama cieszy się z ich towarzystwa w te wakacje.
A wakacje to nie tylko basen, słońce i zapas lodów w zamrażarce. To nie tylko dobre dni, uśmiech i odpoczynek na leżaku. Nawet na krześle najzwyklejszym nie mam czasami kiedy usiąść..
Wakacje to wyzwanie.
Dla mam zajmujących się dziećmi na co dzień.
Dla wysyłających projekty do klientów pomiędzy lepieniem pierogów, a czytaniem bajki.
Dla tych, które co rano ubierają szpilki i dojeżdżają do biurowca kilkadziesiąt kilometrów od domu..
To dla każdej z nas wyzwanie. Przybiera tylko inne oblicza.


Z doświadczenia wiem, że dzieci widzą i doceniają każde, dla nas może mało znaczące gesty.
Takie drobne sygnały, które mówią: lubię, kiedy jesteś blisko.
I w te wakacje, możesz wiele takich sygnałów wysyłać..
Możesz jechać do sklepu sama, a możesz wziąć je do auta i zrobić zakupy razem z nimi. W roku szkolnym znowu będziesz je robić w spokoju..
Możesz poprosić o pomoc w małych rzeczach, chociaż doskonale poradzisz sobie sama. Szybciej, sprawniej.. ale czy wtedy poczują się tak bardzo niezbędne?
Możesz realizować ich małe marzenia. Macie teraz przecież troszkę więcej czasu dla siebie. My pojedziemy pociągiem. Trasa potrwa 15 minut, ale już doczekać się nie mogą!
Możesz zostawić upominek na poduszce, w dniu ich powrotu z obozu czy od dziadków.
Możesz iść na dawno obiecane lody. Z jednym dzieckiem na raz.. to wyjątkowy czas.
Możesz... co tylko zechcesz możesz.


Uparłam się, że moje dzieci będą wiedzieć na sto procent, że chcę mieć je obok w wakacje..  i w ferie, i w każdy weekend, i w wolny od zajęć szkolnych dzień.
W każde długie, nudne, jesienne popołudnie.
W każdy (za) wczesny poranek.
Za każdym razem, kiedy będą wracać do domu po szkole i po dniu spędzonym w przedszkolu.
Chcę, żeby Milenka po swojej popołudniowej drzemce, czasami tylko 15-minutowej, zobaczyła mój uśmiech i wyciągnięte ręce. Nie żal w oczach, że znowu tak szybko się widzimy..

Obiecałam sobie, że moje dzieci będą czuły się chciane wcześnie rano, kiedy otworzą drzwi naszej sypialni i późnym popołudniem, kiedy wysiądę z pociągu zmęczona po całym dniu..
Obiecałam sobie, że chociaż będę na ostatnich nogach, wyszepczę każdemu z nich do ucha: Tęskniłam.
I wieczorem, kiedy wejdą do domu brudne, zmęczone i głodne, będą czuły, że są w domu. Swoim domu. Ciepłym, otwartym i pełnym miłości.
Ktoś zawsze będzie na nich czekał z uśmiechem.


Obiecałam sobie, że będą słyszeć 'Jak dobrze cię widzieć Kochanie!' częściej niż do tej pory.
Chcę, żeby wiedziały, że lepiej mi z nimi, niż bez nich.
Chcę zrobić wszystko, żeby nigdy nie poczuły się jak ja, w tamto popołudnie.. kiedy przyjechałam po nich do dziadków.
Postanowiłam, że moje dzieci nigdy nie poczują się odrzucone, niepotrzebne i zbędne.
Że będę słuchać każdego szczegółu minionego dnia, dopóki chcą mówić..
Wierzę, że za kilka lat nadal będą chciały mówić.. i to więcej, niż większość nastolatków.


Nie udaje mi się codziennie. Nie jest idealnie, bo ja idealna nie jestem.
Czasami przychodzą z lekcji pływania i nie chce mi się wychodzić z kuchni zapytać jak było. A wiem, że znowu nauczyli się czegoś nowego, że tyle przeżyli i aż ich skręca, żeby się pochwalić.
Czasami mała rzeczywiście budzi się o wiele za szybko, a ja idę po nią do łóżeczka niezadowolona..
Czasami piszę do was posta i mam normalnie taki flow, że tylko pisać.. a tu wchodzą i znowu coś chcą. Przerywają. Wołają i do tego budzą najmłodszą.. a ja sobie te 'Jak dobrze cię widzieć Kochanie' obiecałam..


Ale wiem jedno.. że chociaż często muszę się zmuszać i zdobyć się na uśmiech i kilka ciepłych słów, a wcale nie chce mi się mówić.
Chociaż muszę czasami w tę całą radość z ich obecności włożyć wiele wysiłku, to mam nadzieję, że to ma sens i kiedyś zaprocentuje w ich dorosłym już życiu. Przyniesie korzyść im samym, ich rodzinie, może nawet i mnie..
Tak bardzo chciałabym przecież móc za jakiś czas pojawić się w drzwiach ich własnego domu i poczuć się.. dobrze.
Chciana, potrzebna i kochana.
Chciałabym, żeby przywitali mnie uśmiechem i szczerą radością, choć być może w czymś właśnie im przeszkodziłam.. inne mieli plany niż z mamą pić kawę, a jednak tę kawę wypiją. Tym samym pokażą, że jestem ważniejsza, niż najpilniejszy telefon. Niż pranie i wyjazd do sklepu.
Znajdą czas, siłę i chęci, tak jak ja znajduję je dzisiaj.
Przecież tak bardzo chcę na starość usłyszeć:
'Jak dobrze cię widzieć... Mamo.'