Uczę się
Nie lubię postów pisanych na jednej nodze.Nie do końca dopracowanych, nie przespanych i nie przemyślanych setki razy.
Nie lubię nie mieć czasu na poprawki i analizę każdego słowa.
Ale dziś nie mam, więc post właśnie taki będzie.
Wybaczcie.
Mili śpi, a ja próbuję ogarnąć myśli. Mam jakieś 10, w porywach do 20 minut. Pewnie skończę wieczorem. I kawę też zrobiłam. Piję właśnie z wczorajszą bułeczką cynamonową. Humor od razu mam lepszy muszę przyznać.
Mamy w domu szpital dziecięcy od kilku dni. Dwójka chora, trzeci się trzyma i pomaga zajmować się rodzeństwem. Tak na serio. Przynosi wodę, przykrywa kocem, czyta bajki, gra w gry, robi fryzury, trzyma za rękę i robi głupie miny w czasie inhalacji, żeby Malutka mogła wysiedzieć te 10 minut z maską na ustach. Po raz kolejny uświadamiam sobie, jakiego wyjątkowego mam syna.
Każda mama wie, że choroba dzieci to nie jest łatwy czas. Biegasz pomiędzy zatkanym nosem a gorączką. Dusznościami a wymiotami i bólem brzucha. Piekącym gardłem a płaczem bez powodu. Noce zazwyczaj też nie są kolorowe.
Ale wszystko mija. Powtarzam to sobie jak mantrę. Jeszcze tylko chwila i znowu będzie ok.
Już jest lepiej. Bogu dzięki.
W takim czasie człowiek się uczy. Jeśli tylko chce się czegoś nauczyć. Bo zawsze czegoś nauczyć się można.
Uczę się o sobie i swoich słabych stronach. Jak cierpliwa naprawdę jestem i jak podobna do Chrystusa w zmęczeniu, niedosypianiu i kompletnym braku czasu nawet na pójście do toalety. Podczas tych świętych chwil sam na sam z Bogiem jesteśmy przecież wszyscy pobożni jak mało kto. A na pewno bardziej niż Baśka albo Marek.. Wtedy jest łatwo. W praktyce trudniej.
Uczę się też o tym, jak bardzo muszę Bogu dziękować, że to tylko jelitówka. Tylko duszności i katar. Że tylko jeszcze chwila i znowu będzie ok. Od poprzedniej choroby znowu zapomniałam jak to dobrze.
A najbardziej się uczę odpuszczać. Widzę że to, co wczoraj było sprawą niecierpiącą zwłoki, teraz jest tylko dodatkiem do życia, które spokojnie poczeka na swoją kolej.
Że można się zatrzymać i że to wcale nie boli tak bardzo jak się wydawało..i świat się nie skończył. Ba! Wszyscy radzą sobie świetnie.
Odpuszczam więc głupoty i rzeczy dla mnie ważne.
Pieczenie ciasta, porządny manicure, mycie podłóg i sprzątanie zagraconej pracowni. Wyprzedaże też odpuszczam na razie..a może znowu wcale nie zdążę, zupełnie jak rok temu.
Odpuszczam siedzenie po nocach nad kolejnym postem i projekty Arte Deus.Chociaż niektórzy czekają na moje maile a inni na wpisy.
Odpuszczam to wszystko i jeszcze więcej, bo są rzeczy, których odpuścić nie mogę. Nie chcę.
Bo kiedy widzę, że moje buziaki i przytulanie działają cuda. Że uśmierzają ból brzucha i wywołują uśmiech na bladej buźce, to mi się chce.
I tak- burczę pod nosem, kiedy po raz setny wstaję, bo coś tam. I marudzę, i wzdycham, że tak mi źle. I nawet krzyczę, bo nie chce pić a musi, bo się odwodni przecież. A potem to sama się sobie dziwię, że na chore dziecko wrzeszczę.
Nie jest mi łatwo odpuszczać. Czytać Franklina i grać w chińczyka, zamiast tego, co zaplanowałam. I o tej wodzie co 5 minut przypominać i walczyć, żeby pił. Nie jest mi łatwo zmieniać plany.
Ale się uczę.
Wiem, że czekacie. Wiem, że wchodzicie i chcecie coś zastać..jak się uporamy z chorobami to napiszę. Bo na razie ani sił, ani czasu..
Na pewno napiszę, bo kocham to robić.
Ale jeszcze bardziej kocham być mamą swoich - nawet chorych i mega marudnych - dzieci.
Ps. Żeby nie było...wpis kończę o 21... ;)
9 komentarze
Napisz komentarzeNo właśnie! Jestem za i popieram! Wszyscy do domu,do dzieci,do działania! I prawda jest to wszystko co opisujesz..a przede wszystkim to,że łatwiej jest być świętym sam na Sam z Bogiem niż odzwierciedlić to później w życiu...więc znów ważne przypomnienie;-) Dobrze,że u Was trochę lepiej,ale oby było już wszystko w normie!
OdpowiedzOj nawet nie wiesz Moja Droga jak bliski jest mi ten stan rzeczy. Ostatnimi czasy mam wrażenie,ze moje dzieci więcej chorują niż są zdrowe.O tym ze zawalam wtedy wszystko pisać nie będę bo jest to stan oczywisty w momencie kiedy dzieci potrzebują mnie w każdej minucie a ja jako matka najzwyczajniej chce przy nich być,wspierać i tulić bo jak sama piszesz bliskość jest najlepszym lekarstwem .Boli mnie jednak brak empatii u ludzi a to juz inna sprawa.Pozdrawiam Was ciepło wracajcie szybko do zdrowia
OdpowiedzPozdrawiam Was cieplutko i doskonale rozumiem, bo u nas ostatnio to samo, też mamy szpital w domu. Dużo zdrówka życzę!
OdpowiedzPs. jak dla mnie to Twoje tempo pisania i tak jest bardzo dużo, jeszcze nie zdążę dobrze przemyśleć dawnego posta, a tu już nowy :)
moni
Dzięki :) dzisiaj dołączyć trzeci...
OdpowiedzBrak empatii.. no tak. Boli. zczególnie u 'przyjaciół'. Tych, którzy powinni pewne rzeczy najzwyczajniej w świecie zrozumieć.
OdpowiedzWiem Karolina, że u was nie najlepiej z tym zdrowiem. Wierzę, że z roku na rok będzie lepiej. Benio łapał zawsze wszystko pierwszy, a tym razem trzymał się aż do dziś ;) Więc już jakiś postęp!
Dziękujemy i pozdrawiamy :)
Pocieszyłaś mnie z tym tempem pisania ;)
OdpowiedzDzięki za życzenia i Wam też zdrowia!
No niestety..choroby w domu zazwyczaj idą lawinowo..ale nie mam wątpliwości i tym razem dasz radę;-)a dziękować możesz za to,że Ty jesteś zdrowa i możesz się opiekować swoją gromadka
OdpowiedzNie do końca zdrowa, ale nie rozłożyło mnie na amen więc dziękuję Bogu :)
Odpowiedz;-)
Odpowiedz