Spacer po wodzie

22.6.18 Komentarze 2

Ten wpis miał nigdy nie powstać.
Nie planowałam zostać dziewczyną, która pakuje swoje życie w kartony i wyprowadza się na drugi koniec kraju zostawiając za sobą rodzinę, przyjaciół i trzydzieści lat wspomnień.
Nigdy bym nie przypuszczała, że to będzie moja historia.
Nigdy nie pomyślałabym, że będę w stanie to zrobić. Że będę miała wystarczająco dużo odwagi, siły.. wiary.

Miłość do dziecka i pragnienie dla niego tego, co najlepsze, zmusza nas czasami do decyzji, których normalnie nigdy byśmy nie podjęli.

Dzisiaj, przy końcu tej historii o nazwie przeprowadzka (i na początku zupełnie nowej...) chciałam wam napisać, że można wierzyć, a można żyć wiarą.

To zupełnie dwa różne światy, dwa inne doświadczenia, pomagające w zupełnie różny sposób poznawać Boga i to, jaki jest naprawdę.
Co tak naprawdę znaczy, że jest wielki? Dobry? Łaskawy?
Co to znaczy, że jest wszech-mogący?
Że zadba, zaopatrzy, zatroszczy się o każdy, najmniejszy szczegół...

Można wierzyć, że Bóg właśnie taki jest.
A można tego doświadczyć. 

Można poczuć orzeźwienie źródła wypływającego ze skały na samym środku pustyni.
Rozsmakować się w mannie spadającej z samego nieba każdego jednego dnia.
Niemal słyszeć Jego szept ze wskazówką,w którą drogę powinieneś teraz skręcić.
Dotknąć suchą stopą morskiego dna, albo... chodzić po wodzie.


Wiarę można zobaczyć.
Wiarę obserwuje się w działaniu.
Wiara to czyn.

Piotr chodził po wodzie.
Dzięki temu, że wyszedł z łodzi  zbliżył się do Jezusa (ew. Mateusza 14;29).
Był bliżej Zbawiciela, niż którykolwiek z uczniów, którzy pozostali w łodzi.

Ja też chodziłam po wodzie.
Już powoli kończę swój spacer i lada dzień dotknę stopami suchego miejsca... ale wiem, że kiedy tylko wiatr osuszy ostatnią kroplę z moich pięt, znowu będę mogła wyjść i chodzić po wodzie z moim Bogiem.
Nowe zaproszenie do wspólnego spaceru wiary już na mnie czeka.

Chodzenie po wodzie to 'żywienie nadziei, wbrew nadziei' (List do Rzymian 4;18)
To nie odpuszczanie walki o osobę, dla której niby nie ma już nadziei. Bo choroba, bo nałóg, bo więzienie i fatalna przeszłość.
Chodzenie po wodzie to wychodzenie ze swoich stref komfortu i sięganie po marzenia.
Chodzenie po wodzie to walka o lepszą jakość życia - bez strachu, bez poczucia winy, bez nałogów, bez przemocy. W pełnym zdrowiu fizycznych, emocjonalnych i duchowym.
Chodzenie po wodzie to wybaczenie osobie, której wybaczyć nie potrafisz.

Chodzenie po wodzie to ten moment, w którym poczucie bezpieczeństwa daje nam Boża obecność, a nie miejsce w którym jesteśmy.
To działanie zgodnie z Bożą wolą, która staje się ważniejsze niż strach i opinie innych ludzi.
Chodzenie po wodzie to bycie wykonawcą, a nie tylko biernym słuchaczem.

Wychodzenie z łodzi to krok wiary, który zmienia rzeczywistość i nas samych.

Bóg zaprasza nas do codziennego spacerowania wiarą u Jego boku i do osiągania rzeczy po ludzku niemożliwych, ale zupełnie realnych w Jego obecności.

Nawet jeśli przyjdzie dzień, w którym wokół ciebie zacznie wiać silny wiatr problemów i zmartwień, a ty na chwilę zwątpisz, zawahasz się.. to pamiętaj, że On jest blisko.
Twój Bóg nie będzie patrzył jak toniesz. Natychmiast poda ci swoją rękę i wyciągnie cię nawet z najbardziej beznadziejnej sytuacji (Ew. Mat. 14;31).

I nie udawaj bohatera. Nic o własnych siłach!
Ty decydujesz, żeby wyjść z łodzi, ale fakt, że dajesz radę iść wynika tylko i wyłącznie z mocy Wszechmogącego, a nie z twojej własnej niezwykłości.

Te bezpieczne, suche miejsca w naszym życiu to naprawdę wspaniałe miejsca, ale to nie są miejsca rozwoju.
Tam niczego się nie uczymy, niczego nie doświadczamy.. stajemy się obserwatorami żyjącymi świadectwami innych ludzi.
Nie zazdrościsz im czasami? Ja zazdrościłam nie raz.

Są świadectwa, które tylko ty możesz opowiedzieć.
Masz swoje?

Wyjdź z łodzi.
Zakosztuj Boga w inny, nieznany dotąd sposób.
Sam się przekonaj jak to jest.. jak może być.

Nie piszę tego po to, żeby pochwalić się moją wiarą. Oj nie..
Tylko Bóg wie, ile razy chciałam z powrotem wejść do bezpiecznej łodzi i dalej przypatrywać się tym, którzy odważyli się wyjść.
Tylko Bóg wie, ile razy paraliżował mnie strach, ile razy tonęłam wołając Go o pomoc.
A On był.
Zawsze.

Dzisiaj wiem, że choroba naszej Córeczki była tylko narzędziem w Bożych rękach.
Dzisiaj wiem, że w tym wszystkim zupełnie nie chodziło o samą przeprowadzkę ale o proces, który został w nas zapoczątkowany w momencie tej najtrudniejszej decyzji naszego życia.

Nie cel był najważniejszy, ale wszystko to, czego nauczyliśmy się w trakcie tej podróży.

Choroba naszego Dziecka była wymierzona w nas po to, żeby nas osłabić. Mimo wszystko, dzisiaj jesteśmy silniejsi.
To, co miało oddalić nas od Boga sprawiło, że jesteśmy jeszcze bliżej Niego.
Z Bogiem WSZYSTKO jest możliwe!

Już za kilka dni będziemy w nowym miejscu fizycznie, ale to ten duchowy nowy teren cieszy nas najbardziej.
Właśnie dlatego było warto.

Wyszłam z łodzi.
Chodziłam po wodzie.
Czekam na więcej...

2 komentarze

Napisz komentarze
Anonimowy
AUTOR
25 czerwca 2018 08:40 skasuj

Życzę powodzenia na nowym miejscu Waszej ziemskiej wędrówki, zdrowia dla Maleńkiej, niech się Wam wiedzie jak najlepiej
pozdrawiam stała bywalczyni Magdalena

Odpowiedz
avatar