Dni skromnych początków

26.9.16 Komentarze 0

Dokładnie rok temu powstał pierwszy wpis.
Dokładnie 24 września 2015, odważyłam się zaryzykować i spełniać jedno ze swoich marzeń- pisać.
Nie do notesu, który wstydzę się pokazać nawet mojemu mężowi.
Nie do folderu w komputerze o nazwie Moje.
Nie dla siebie, do poczytania z nudów na stare lata.. ale do ludzi z krwi i kości.
Bałam się jednocześnie ogromnej odpowiedzialności za własne słowa.
Bo czy można pisać jedno, coś własnym nazwiskiem podpisać, a potem iść i robić drugie?
Żyć zupełnie na odwrót?
Niezliczoną ilość razy, te słowa spisane i opublikowane, do pionu mnie doprowadzały.. przywoływały do porządku..

Pamiętam jak dziś te emocje, podekscytowanie, niepewność.. ciągle to czuję.
Za każdym razem kiedy klikam opublikuj, kiedy zatwierdzam komentarze na stronie i czytam te na facebooku, albo kiedy znajdujecie chwilę czasu, żeby napisać dłuższą wiadomość i dać mi poznać siebie chociaż odrobinę..
To dla mnie ogromna nagroda i zaszczyt- że czytacie i chcecie czytać.
Że jesteście.
Bardzo Wam dziękuję.


Dzisiaj kilka postów napisałabym chyba inaczej.. lekkiego pisania o trudnych rzeczach trzeba uczyć się latami.
Ja jestem na początku drogi, dlatego wybaczcie, jeśli czasami czujecie się ciężko po jakimś tekście..
Zawsze powtarzam, że tematy na moim blogu nie biorą się znikąd. Wszystko, o czym piszę dotyczy w pierwszej kolejności mnie samej. Piszę o rzeczach, z którymi sama mam problem.
Przepraszam za egoizm- ale ja w dużej mierze piszę dla siebie.. wierząc, że może jakaś grupa kobiet będzie mogła się z danym problemem utożsamić. Będzie mogła zaczerpnąć garść inspiracji i nadzieję, że można.
Że z Bogiem można wszystko.
Przejść każdą dolinę i pokonać każdy problem.
Rozmawiać, pchając wózek z noworodkiem albo stojąc w korku w drodze do pracy.
Wychować dzieci i pokochać macierzyństwo takie jakie jest. Nie zawsze przecież proste..
Można z Bogiem przeżywać każdy dzień w relacji, której nie zastąpi żadna z tych ziemskich.
Można w Bogu być kobietą prawdziwie spełnioną.

Chciałabym teraz napisać, że dzięki blogowaniu przez ten rok poznałam wiele wartościowych osób i kilka wpływowych. Że nie dawałam rady odpisać na te wszystkie maile, w których dzieliliście się swoimi osobistymi historiami albo prosiliście o radę. Że było ich całe mnóstwo.. że nie nadążałam.
Chciałabym pochwalić się, że dzięki blogowaniu otworzyło się dla mnie całe mnóstwo możliwości. Drzwi, do których zawsze bałam się nawet zapukać, teraz stoją dla mnie otworem.
Chciałabym móc napisać o choćby najdrobniejszych sukcesach w ogólnopolskich rankingach, tysiącach odsłon strony dziennie, statystykach, które mogłyby zachwycić.
Chciałabym też napisać, że przez ten rok dawałam z siebie wszystko. Że ani przez chwilę nie zwątpiłam w sens tego co robię, ani jeden raz nie zadrżała mi ręka w trakcie pisania..
Chciałabym, ale nie mogę.

Prawda jest taka, że zamykałam bloga średnio raz na dwa tygodnie. Momentami nawet kilka razy..
Ten miniony rok był ciągłym balansowaniem pomiędzy ogromną satysfakcją, radością i poczuciem spełnienia, a walką ze zmęczeniem, wypaleniem, brakiem czasu i motywacji.

Zawsze myślałam, że najtrudniej zrobić ten pierwszy krok i zacząć.
Myślałam, że potem jakoś pójdzie i będzie odpowiednia ilość sił i czasu, i chęci będzie na pęczki..
Myliłam się.. bardzo się myliłam.
Zacząć było najprościej.
Najtrudniej było robić to pomimo przeszkód i rozczarowań.
Przeć do przodu nawet wtedy, kiedy przychodziło totalne zniechęcenie.
Kiedy oczekiwania okazały się zbyt wygórowane, a rzeczywistość nie tak kolorowa jak w moich wyobrażeniach.

Niby wiedziałam w co wchodzę.
Niby napisałam w swoim pierwszym wpisie, że:

Bóg tutaj będzie w samym środeczku. Pierwsze miejsce zajmie. I nie boję się tego napisać, chociaż niejednego to może zniechęcić. Bóg nie jest na topie, nie cieszy się zbyt wielką popularnością, ale nie mogę inaczej. Nie chcę. Musiałabym być jakąś hipokrytką żeby udawać, że bez Niego świetnie sobie radzę. Że On nie towarzyszy mi wszędzie i we wszystkim- nawet w tym, co wydawałoby się z Bogiem nic wspólnego nie ma. Hipokryzji nie lubię, a o popularność bić się nie zamierzam.. (więcej TUTAJ)

Niby wiedziałam, że ludziom bardziej po drodze z modą i najnowszymi trendami, niż z Bogiem. Bóg przecież trendy nie jest..
Ludzie lubią pooglądać piękne zdjęcia, a ja ich nie robię.
Ludzie lubią sensacje i kontrowersje, a tutaj ich nie znajdą.
Ludzie chcą wiedzieć co, gdzie, za ile.. gdzie taniej, ładniej i gdzie najnowsze kolekcje warte uwagi są.. a ja sama tego nie wiem, więc pisać o tym nie mogę.
Ludzie nie lubią, kiedy się ich do zmian prowokuje i obciąża sumienie, a ja często to robię..
Niby wiedziałam, że Bóg i świętość popularna nie jest, więc blog w tym klimacie nie może być wielkim sukcesem.. ale i tak, głupia, zaczęłam na liczbach się skupiać.

Zapomniałam o powodach, dla których chciałam stworzyć to miejsce. Zapomniałam, że ważne miały być dla mnie jednostki, a nie setki ani tysiące.
Zapomniałam, że nie miałam mierzyć sukcesu ilością odsłon kolejnych wpisów.. że dla Boga ważne nie są statystyki i liczby, a moje serce i nastawienie, które powinno mówić: dla Jego chwały- nie dla mojej.
Zapomniałam o wszystkim tym, co przynosiłam przed Boży tron w modlitwie na samym początku. Wtedy, kiedy wybierałam czcionkę i kolor tła na stronę, myślałam nad nazwą.. zanim napisałam pierwsze słowo.

Ja zapomniałam, dlatego jeśli jesteś na początku swojej drogi, albo już od dawna robisz to coś, co Bogu z twojego życia ma oddawać chwałę - weź kartkę papieru, zeszyt albo notes jakiś.. i pisz.
Napisz kilka zdań o tym, co chcesz osiągnąć i co tobą kieruje.
Ubierz w słowa swoje cele i marzenia.
Przemyśl jak, kiedy, po co i dlaczego. Oblicz koszty i przygotuj się na czas emocjonalnego dołka, zwątpienia.. bo taki przyjdzie na pewno.
Wtedy weźmiesz do ręki zapisaną kartkę i zaczniesz czytać. Przypomnisz sobie na czym miałaś się skupiać i co miało być dla ciebie na prawdę ważne. Na czym na prawdę ci zależało.
Przypomnisz sobie o Bogu, dla którego to robisz.
Musisz to wszystko wiedzieć i spisać, żeby nie zapomnieć tak jak ja.
Żeby nie dołączyć do wyścigu szczurów, w którym tak naprawdę wcale nie chciałaś startować.
Żeby nie iść za głosem wołającym, że tylko liczby i uznanie ludzi się liczą. Że prawdziwy sukces tymi liczbami jest mierzony..
A u naszego Boga sukces inną ma definicję.

Czasami Bóg daje swoim popularność, pieniądze i uznanie. Czasami jednak pozwala, żeby pracowali w ciszy, bez głośnych oklasków i aplauzu.
On widzi twoją wierność nad tym, co małe( Mateusza 25;21)
On ją docenia i wynagrodzi. Nie myśl, że jest inaczej!
Wszystko jedno, czy stoisz na piedestale czy za zamkniętymi drzwiami robisz to, co wiesz, że powinnaś i co jest tą twoją częścią tutaj na ziemi. Takim zadaniem od samego Boga..
Cokolwiek to jest, bądź w tym wierna.
Nie rozpamiętuj potknięć, nie oglądaj się wstecz, nie patrz na ludzi, liczby i niedociągnięcia.
A przede wszystkim nie gardź dniami skromnych początków. (Zachariasz 4;10), bo to, co tobie wydaje się mało ważną pracą, porażką czy stratą czasu, w Bożych oczach może być wspaniałym dowodem twojej wierności w małych rzeczach.
Nasze nastawienie do małego ujawnia prawdę o tym, czy zasługujemy na więcej i czy jesteśmy w stanie udźwignąć większą odpowiedzialność i wspanialsze, może bardziej spektakularne sukcesy.

Bóg pokazał mi, że pojedynczy człowiek jest ważniejszy niż liczby, statystyki, poklepywanie po plecach i łechtające ucho pochwały.
Ważny jest mój sąsiad i sąsiadka.
Ważna jest mama Michałka, z którym Benio chodzi do klasy, i mama tej drobnej dziewczynki z lokami, z którą Jaś bawi się w przedszkolu.
Ważna jest moja była nauczycielka. Jedna, druga, trzecia.. a może i czwarta, o której nawet nie wiem, że czyta..
Ważny jest każdy mężczyzna, który czasami wpadnie znajdując - o dziwo- coś dla siebie.
Ważna jest dziewczyna, która całkiem przypadkiem trafiła na bloga i ta, która zajrzała z polecenia przyjaciółki.
Ważna jest też moja znajoma sprzed kilkunastu lat i całkiem obca mama trójki nastolatków.
Ważna jesteś Ty.

Teraz wiem, że żadna liczba lajków, komentarzy ani żadne inne liczby, nie są w stanie dorównać wartości jednej osoby, dla której mój Niebiański Ojciec na nowo, a może zupełnie po raz pierwszy, staje się realnym, żywym Bogiem.
Wybaczającym, kochającym, bliskim..

Nic nie może się równać z tym:

Zawsze jak czytam, to sobie myślę, że przeżywam dokładnie to samo.. (...)

(...) czuję się tak, jakbym to ja sama mogła je napisać...mam dokładnie tak samo jak Ty, choć nie...ja mam tylko jedno małe dziecko a i tak mam poczucie, że z niczym sobie nie radzę... Gdy tu wchodzę i czytam kolejny wpis, który jest napisany prosto "do mnie" to bardzo mnie to pociesza, buduje, podnosi na duchu (...)

Jak zwykle kojąco. Łzy też normalka.. Dobrze tu wracać.I uczyć się wciąż i mądrze na rzeczywistość spoglądać i ducha umacniać!

(...) czuję się zachęcona, czytając o rzeczach mi bliskich, utożsamiam się z każdym prawie wpisem, widzę w nich swoje zmagania, problemy, radości.

Jestem mamą bardzo krótko, ledwie 5 miesięcy. Ale czasem mam dość wszystkiego. Chciałabym uciec,choć na chwilę. A zaraz potem zastanawiam się co ze mnie za matka?Teraz wiem, że nie jestem sama. I że czasem powinnam dać prowadzić się łagodnie :-) mieć chwilę wytchnienia. Dziękuję Ci za ten tekst.

... czytam te i inne komentarze i wtedy upewniam się, że Pan Bóg się do tej mojej pisaniny przyznaje.

Dlatego już tego nie robię.
Już nie gardzę dniami moich skromnych początków.
Ty też nie powinnaś.