Postanawiam

31.12.16 Komentarze 7

Przed nami 365 niezapisanych jeszcze stron.
Białych.. bez jednego słowa, kropki, wykrzyknika.. bez błędów i pomyłek. 
Nikt z nas jeszcze nie zdążył się potknąć. Podjąć złej decyzji, stracić cierpliwości albo za dużo o te kilka słów powiedzieć..

Te strony są zupełnie czyste. 
Nie widać na nich, nieuniknionych przecież, plam codzienności. Brudnych dziecięcych paluszków, śladu tłustego kremu do rąk, odbitego kubka z poranną kawą..
Bo najwięcej zapisujemy w zwykłe dni.
Przy robieniu obiadu, podczas rozmowy z dziećmi, pijąc kawę z koleżanką.. stąd te ślady.
Ale to treść jest najważniejsza. Na plamy nikt nawet nie spojrzy, jeśli treść będzie piękna, ciekawa, inspirująca..
I co roku mam nadzieję, że w każdym kolejnym zdaniu mojego życia, będzie można wyczytać Boga jeszcze wyraźniej.
Bo tylko życie blisko Niego, jest zadziwiająco piękne, niezwykle ciekawe i prawdziwie inspirujące.


Idzie nowe.
I niby życie można zacząć zmieniać każdego dnia, ale nowy rok zawsze niesie ze sobą jakiś napływ sił. Świeżość i energia, zupełnie inne od tych przy poniedziałku i z początkiem miesiąca.
Większość z nas coś postanawia. Cele, decyzje, marzenia.. jak zwał, tak zwał. 
Jeszcze dzisiaj wierzymy, że wszystko w naszych rękach.
Że nam się uda i tym razem będziemy pamiętać dłużej, niż do lutego.
A za rok z dumą spojrzymy wstecz.

Każdy z nas ma przed sobą 365 nowych szans.
12 rozdziałów, które może zapisać jak tylko chce..

I wiem.. wiem, że pewnych rzeczy nie zmienimy. Niektóre rzeczy po prostu nie zależą od nas. ale możemy zmienić perspektywę. Postarać się popatrzeć inaczej, zauważyć więcej niż do tej pory.. bardziej docenić.
Bo to akurat, zależy tylko od nas.
Nikt za nas nie zobaczy dobra, w tym, co złe..

Różnie podchodzimy do noworocznych postanowień.
Ja bardzo cenię sobie początki. Takie jak nowy rok właśnie i .. postanawiam.
Daję sobie trochę czasu sam na sam ze sobą i z moim Bogiem.
Myślę o ostatnich dwunastu miesiącach, analizuję i z modlitwą szukam.
Szukam rzeczy, które chciałabym zmienić. Sytuacji, których wolałabym uniknąć, słów, których już nigdy nie chcę wypowiedzieć, relacji, w których nie chcę tkwić, pożeraczy czasu, które nie pozwoliły mi oddać się temu, co naprawdę ważne.
Szukam też tego, co dobrze wspominam. Co pomagało mi żyć w mijającym roku bardziej. Bliżej Boga i tych, których kocham.
Żyć piękniej.
Żyć w gotowości.
Zapisuję czego chciałabym w przyszłym roku mniej, a czego więcej.
Pytam Boga o zdanie.
Robię przegląd priorytetów.
Jestem ze sobą szczera. Z Bogiem też.
I to jest chyba szczególnie ważne w tym całym postanawianiu.. szczerość względem siebie.
Bo Stwórcy i tak nie oszukasz..

I to nigdy nie jest tak, że postanowimy coś dzisiaj, a pierwszego stycznia, w jakiś cudowny sposób, będziemy innymi ludźmi. Inaczej będziemy zaczynać dzień, inaczej mówić, zdrowiej jeść, bardziej kochać..
Postanawiając, decydujemy się na pracę. Systematyczną, żmudną.. bez względu na pogodę, humor, okoliczności i ludzi.
Nieraz ciężką, bo praca nad samym sobą do łatwych wcale nie należy.

I najprościej będzie, jeśli po prostu zaczniesz. Bez wielkiej pompy, wielkich przygotowań, zbędnych słów, ogłaszania wszystkim wokoło..działaj. Niech rezultaty mówią same za siebie.
Ciągle sobie powtarzam, że kupienie firmowych butów do joggingu nie zrobi ze mnie biegacza.. a jedynie właścicielkę firmowych butów do joggingu.
Muszę ubrać na nogi to co mam, wyjść z domu i biec.
Wtedy będę mogła powiedzieć, że biegam.. jak biegać wreszcie zacznę.
Nie prędzej.
Słowa, w przypadku noworocznych postanowień- to tylko słowa. Choć zapisane w nowym, kolorowym kalendarzu, najładniej jak tylko można ujęte.. to dalej jedynie słowa.
To słowa w działaniu mają moc.

Wielkie zmiany, to suma drobnych, codziennych, ale przemyślanych czynności.
Żeby móc oglądać, jak marzenia stają się rzeczywistością, będziesz musiała przejść pewną drogę.
Realizacja nawet najpiękniejszych, najbardziej wzniosłych celów, to ścieżka wypełniona zwykłą codziennością i zwykłymi obowiązkami, oddanymi w ręce niezwykłego Boga.

Planuję kilka wpisów na temat mojej własnej drogi. O tym, co postanawiam na nowy rok, na kolejne lata.
Muszę to wszystko zapisać, poukładać, jakoś zgromadzić w jednym miejscu..
Od pewnego czasu wiele się zmienia. Głównie we mnie. W podejściu do życia, w moich oczekiwaniach względem świata i Boga, w postrzeganiu ludzi. 
Nie czekałam na styczeń, żeby pewne rzeczy wprowadzić w życie.
Jestem zaskoczona wielkimi efektami, małych zmian.

Im dłużej jestem mamą, im bardziej uświadamiam sobie, jak bardzo kruche jest życie, im więcej rozumiem, doświadczam i obserwuję, im szybciej mijają mi kolejne dni, im bardziej poznaję naszego Ojca, tym bardziej chcę.. mniej.
Mniej, prościej, wolniej, dokładniej.
Całą sobą staram się stawiać na jakość, a nie ilość. W każdej sferze mojego życia- zaczynając od zakupów w galerii, po relacje z moim Bogiem. 
Bylejakość już mnie nie interesuje.
Coraz bardziej rozumiem, że coś za coś. Bo żeby gdzieś było więcej, gdzie indziej musi być mniej. Zawsze. I nie ma szans, żeby we wszystko jednocześnie włożyć tyle samo serca, tyle samo uwagi.. jeśli chce się wszystko na raz.
Uczę się odmawiać, odpuszczać i mieć więcej dystansu do siebie, życia.
Uczę się żyć w perspektywie wieczności.
Mam wrażenie, że w pewnym sensie odgruzowuje swój świat..

Miałam zamiar napisać o tym, żebyś nie wymagała od siebie na ten nowy rok zbyt wiele. Nic ponad Twoje siły.. ale przecież Bóg chce, żebyśmy sięgali wyżej. Ponad nasze ograniczenia, słabości i strach!
Tam, gdzie kończą się nasze możliwości, zaczynają się Jego. Niczym nieograniczone.

Zapisz postanowienie, do którego nie czujesz się wystarczająco silna. Dzisiaj myślisz, że nie dasz rady.. ale z Bogiem niemożliwe, staje się możliwe!
Kiedy wychodzimy ze strefy naszego komfortu i robimy krok wiary, dopiero wtedy zaczynamy żyć wiarą tak naprawdę. W pełni zależni od Bożej mocy.
Spróbuj.

On według mocy działającej w nas 
może uczynić o wiele więcej ponad to wszystko, 
o co prosimy lub o czym myślimy. 
                                                                          ( Efezjan 3;20 )

Dlatego na progu tego nowego roku, życzę Wam Kochani, sięgania po więcej i odważnych planów.
Takich, które wykraczają poza dzisiejszą normalność..
Życzę wam, żeby te wszystkie, jeszcze czyste strony nowego roku, wypełniły się treścią, która ogłasza Bożą wierność każdego, zwykłego dnia.
365 stron.
365 dni.
365 szans.
Postanawiam.. wykorzystać każdą z nich.















Na co dzień i od święta..

23.12.16 Komentarze 0

Na ulicach ogromny ruch. W sklepach nie można docisnąć się do kasy, trudno przepchać się z wózkiem do działu z nabiałem.. a mleko musi być. Bo trzy dni bez kawy nie wytrzymam.. a ja kawę, to tylko z mlekiem.
Często słyszę jak się mówi, że ci wszyscy ludzie to jacyś są dziwni, bo wszystko tak na ostatnią chwilę. Do sklepów jeżdżą, jakby wcześniej nie można było.. a przecież wszyscy się w tym sklepie za pięć dwunasta spotykamy. I ja, i ty, i sąsiadka.. bo tego zabrakło, tamtego trzeba dokupić.. więc po co tak biadolić nad każdym autem na parkingu, nad tymi kolejkami..?
Tak tylko mi przyszło.. bo ja nie o tym dzisiaj.


Na dworze mróz, śniegu nadal nie ma.. i mówią, że w tym roku Święta znowu białe nie będą. No trudno..
Byle wszyscy zdrowi. Byle w domu ciepło, lodówka pełna.. lubię też jak pachnie choinką i cynamonem, migdałami, moczką.. czy czymkolwiek, co Święta nam przypomina.

W naszej kuchni był dzisiaj świąteczny rozgardiasz. Robiłam chałwę. Naszą rodzinną, tradycyjną..
Na piecu bulgotał zagrodowy z warzywami na pyszną galaretę. Bo my wolimy z kurczakiem, a nie z rybą.
Mandarynki i pomarańcze czekają na stole dla chętnych, najlepszy chleb w okolicy zamówiony. Odebrać jutro wystarczy. I trzy bułki do tego..
Dom ogarnięty. Jeszcze tylko sernik upiekę, spakuję ostatnie prezenty, wyprasuję koszule moich mężczyzn, przygotuję sukienkę Królewny.. jak dobrze znowu w tym roku iść w gości.
Może w następnym to my innych będziemy gościć..?

Kocham tę atmosferę, to zwalnianie tempa w świąteczne dni, spotkania, rozmowy przy makówkach, pierniczkach misternie zdobionych..
Uwielbiam po prostu.. i ruch na ulicach tak bardzo mi nie doskwiera.. domowe zamieszanie też niespecjalnie. Ten gwar bardzo mnie nawet cieszy.. bo tak dobrze wiem, jak źle byłoby mi bez niego. Bez biegających dzieci, bez ich kolęd śpiewanych z pełną buzią przy śniadaniu..


I tak dobrze mi się robi na sercu kiedy pomyślę, że świętować można okrągły rok.
Każdego poniedziałku, czwartku i soboty.. możemy mieć Święta codziennie, jeśli tylko chcemy.
Mamy taki przywilej, że nasz prezent to nie rzecz, która dzisiaj jest, a jutro jej nie ma.. która znudzić się może, wyblaknąć, zmechacić, rozczarować nawet..
To nie kolejna torebka, ulubione perfumy czy srebrne kolczyki..

Naszym prezentem jest sam Pan Bóg.
A z Nim mamy przecież wszystko..

Jego zbawienie
.. łaskę i przebaczenie. Śmierć nie musi wiązać się ze strachem, a koniec, staje się tak naprawdę lepszym początkiem.

Jego radość
Niezależną od okoliczności. Ona jest.. po prostu jest w nas. Pomimo wszystko.

Jego pokój
Który przewyższa wszelki rozum. (Filipian 4;7)

Jego obecność
Dzisiaj, jutro, za miesiąc.. przez cały kolejny rok. Aż do skończenia świata. (Mateusza 28;20)
Zawsze bliżej niż nasz oddech. Zawsze o modlitwę stąd.. o jedno westchnienie.

Jego mądrość
.. która przede wszystkim jest czysta. Kocha pokój, dąży do zgody. Jest uprzejma i łagodna. Ta mądrość potrafi ustąpić i daje się przekonać, gdy trzeba. Nie ma w sobie obłudy.. i dobrze wie, że wszystkich trzeba równo traktować. A na końcu.. pełna jest dobrych owoców i współczucia, które przekłada na działanie. Bo nie tylko gada.. a słowa potwierdza w czynie. (Jakuba 3;17)

Jego moc
Ta, która okazuje się w naszych słabościach. Niewyczerpana. I już bać się nie trzeba o jutro, bo wszystko możemy w Tym, który nas wzmacnia. (Filipian 4;13)

Jego zaopatrzenie
Nie ma za trudnych spraw, nie ma zbyt błahych.. Bóg kocha szczegóły, interesują Go drobiazgi naszego życia i zadba o każdy z nich.

Jego miłość
Nie ma większej.. i nic, absolutnie nic, nie może nas od niej odłączyć. (Rzymian 8;38-39)


Życzę Wam, moi Kochani, świętowania Bożej obecności.
Każdego dnia.
Rozpakowywania tych niezwykłych prezentów na nowo, i na nowo.. i jeszcze raz.
Cieszenia się nimi, korzystania z nich, doceniania ich niezwykłości.. na co dzień i od święta.
One są dla Ciebie i dla mnie.. bez wyjątku.
Nie znajdziesz ich pod choinką, ale w ramionach Ojca.

Otwórz i świętuj.. przez cały rok.





Wyloguj się do życia

21.12.16 Komentarze 0

Podobno jeśli kogoś nie ma na fejsie, to tak, jakby nie żył.
I tak jakoś chyba jest, że jeśli ktoś nie ma fajnego profilowego, kilku zdjęć uśmiechniętych dzieci, albo fotek z wakacji na Cyprze.. nie napisze od czasu do czasu 'co słychać' na swojej tablicy, nie udostępni fajnego teledysku, artykułu, przepisu.. to jakoś tak dziwnie. Jakby nie istniał, jakby nie z tej epoki się wydaje.. taki oderwany od świata, newsów ważnych i tych mniej..
No bo jak to tak.. nie wiedzieć co nowego u Aśki z liceum? Ile już ma dzieci, i czy te dzieci to bardziej do taty podobne, czy może do niej. Jak można nie poczytać setnego artykułu o szkodliwości szczepionek i o tym, jak wielkie koncerny powoli nas zabijają..?
Albo czy nie kusi tych ludzi czasami pochwalić się sobą, rodziną, obroną magisterki na piątkę?
Trochę szumu wśród znajomych narobić czwartą ciążą, albo tym, że teraz na głowie blond.. wszyscy wtedy podziwiają, ślą serduszka, gratulują.. fajne to takie.. nieszkodliwe.
I miło jest. Szczególnie w dzień urodzin. Taka moc życzeń nie często zdarza się w realu..

Bo czy można dzisiaj nie mieć facebooka i setek znajomych?
Czy można nie scrollować insta na iPhonie w autobusie? Nie odpisywać na maile w poczekalni? Nie rozmawiać przez telefon w kolejce do kasy? Nie sprawdzać co pięć minut liczby lajków i komentarzy pod najnowszym selfie?
Czy można wyjść z domu bez telefonu, bez wielkiej przy tym tragedii..? Telefonu, który dawno telefonem już nie jest tak naprawdę..
Czy można się wyłączyć? Pobyć offline na chwilę.. a bardziej pobyć w realnym świecie?
Świecie prawdziwych ludzi, realnych potrzeb, nieudawanych uczuć, szczerych przyjaciół..
Tu i teraz..


Można.
I warto.
Warto obserwować swoje dzieci bawiące się na placu zabaw dzieci. I zamiast pisać smsy, pokręcić córeczkę na karuzeli. Nie robić dziesiątek zdjęć, a posłuchać jak się przy tym zaśmiewa..
Zamiast lajkować zdjęcia obcej osoby, przyjrzeć się uważnie skomplikowanemu pojazdowi z lego. Takiemu, co i auta wozi, przyczepę ciągnie, koparkę ma z przodu, i lata jeśli trzeba. Powiedzieć czekającemu na Twój werdykt siedmiolatkowi, że tak bardzo ci się podoba taka maszyna. Że lubisz, kiedy taki jest pomysłowy.
Podglądać, kiedy lepią ludziki z ciastoliny we trójkę.. a nie biec szybko do laptopa sprawdzić, zobaczyć, poklikać.. bo chwila jest spokoju.
Wykorzystać czas z dzieckiem w poczekalni u lekarza. Pogadać, pomarzyć razem o wakacjach i powspominać te ostatnie, nad polskim morzem. Pośmiać się cicho z jego żartu, zaplanować wspólne popołudnie.. nie przeglądać, odpisywać, nie dzwonić..
Warto świadomie wylogować się do życia.


Warto pielęgnować prawdziwe przyjaźnie. Zabiegać o spotkania przy kawie w realnym świecie, odłączeni od tego wirtualnego.
Podać rękę, zapukać do drzwi, patrzeć głęboko w oczy, przytulić, poklepać po ramieniu, powiedzieć, a nie napisać..

Bo wiecie.. takie są czasy, że wszyscy z telefonem przy uchu, wzrokiem wlepionym w ekran.. czasy kryzysu prawdziwych relacji.
No bo jeśli siedzi czterech nastolatków w McDonaldzie, i wszyscy patrzą w telefon.. palcami po ekranie tylko jeżdżą.. taka cisza przy ich stoliku, żadnych śmiechów, żartów, rozmowy żadnej.. to coś nie gra.
Nie chcę tego dla siebie, nie chcę tego dla swoich bliskich.


I kiedy tak przedświątecznie porządkujemy kolejne szuflady i półki, kiedy polerujemy ostatnie już okna.. może znajdziemy chwilkę, żeby pomyśleć o porządku w wirtualnym świecie?
Spojrzeć na swoje życie całkiem obiektywnie i zobaczyć, gdzie ucieka nam cenny czas. Czy może nie za bardzo czasami jesteśmy niby tu, a jednak najchętniej gdzieś indziej..
Może czas wyznaczyć sobie granice, dokonać najlepszych wyborów.
Przypatrzeć się treściom, którymi się karmimy, stroną na które wchodzimy, blogom, które czytamy.
Zastanowić się co wnoszą w nasze życie i czego nas uczą.. i czy uczą w ogóle..
Co motywuje do zmian, co inspiruje, stawia do pionu, pomaga z miłością i radością iść przez życie- na tym się skupić.
A śmieci wyrzucić..

Ostatnio zdałam sobie sprawę, jak często włączam komputer z zamiarem napisania ważnego maila, a kończę na przeglądaniu zdjęć na portalu społecznościowym. Potem w końcu budzi się Mili.. albo chłopcy wracają ze szkoły.. a ja wtedy nadrabiam tego maila. W nerwach, stresie.. bo biją mi się zaraz obok.
Wiecie ile godzin zmarnowałam przeglądając te wszystkie social media, oglądając nic nie wnoszące w moje życie filmiki, czytając komentarze zupełnie obcych ludzi, czytając artykuły, które nie wniosły w moje życie nic więcej, oprócz niepokoju i strachu o przyszłość..?
Zdecydowanie za często nie ma mnie tu i teraz, mimo, że jestem. Niby siedzę na kanapie obok Małej. Oglądamy książeczki, rysujemy kotka.. ale ja drugą ręką piszę posta, albo przeglądam coś, maile sprawdzam.. jestem, a jakby mnie nie było.
Jestem na spacerze z chłopcami, a głowa w chmurach. Myślami błądzę zupełnie gdzie indziej.. wymyślam kolejne zdania do posta, zamiast rozmawiać z tymi, którzy rozmowy ze mną potrzebują bardziej, niż myślę..


I to nie jest tak, że skasowałam wszystkie swoje konta, przestałam czytać moje ulubione blogi i sprawdzam pocztę raz w miesiącu.
Nie przestałam dodawać zdjęć na Instagramie i czasami podglądam, co nowego u znajomych.
Nadal chcę wykorzystywać nieograniczone możliwości naszych czasów i pisać o Wszechmocnym. Bo ten zły wirtualny świat, może stać się naprawdę potężnym narzędziem w Bożych rękach.. jeśli tylko będziemy dobrze wybierać słowa, pod którymi widnieje nasze nazwisko.
Staram się więc robić to wszystko bardziej świadomie. Z rozmysłem.. żeby nie dać się wciągnąć za bardzo.
Żeby mieć czas na realne życie i mówienie moim własnym dzieciom o Bogu.
Żeby nie musiały przebijać się przez dziesiątki znajomych na FB, których przecież ledwo znam.. konkurować z czytelnikami tego miejsca, których najczęściej nie znam wcale..
Żeby nie musiały walczyć o moją uwagę, widzieć mnie ciągle przy komputerze, z telefonem w dłoni, zajętą i zamyśloną.

Jakiś czas temu słyszałam, że nasz umysł rano jest jak sucha gąbka.
To, czym go nakarmimy w pierwszych momentach dnia, wsiąknie głęboko i całkowicie, nie zostawiając zbyt wiele miejsca na cokolwiek innego..
I kiedy tak kolejne godziny dnia będą mijać, może w końcu przyjść moment, który wyciśnie wszystko to, co siedzi w nas najgłębiej.. a co to będzie, zależy od nas samych.


Dlatego właśnie nie chcę, żeby pierwszą rzeczą którą robię rano i ostatnią, którą robię przed snem, było odbieranie maili, czytanie wiadomości, przeglądanie instagrama, facebooka..
Chcę się karmić Bogiem. Zawsze najpierw Bogiem.
Zaczynać z Nim dzień i z Nim go kończyć.
Jego uwidaczniać w najtrudniejszych chwilach dnia.. kiedy życie zechce wycisnąć ze mnie wszystko, do ostatniej kropli.
I chociaż zdarza mi się sięgnąć po laptopa, zamiast po Biblię, to zawsze czuję to samo.
Laptopa zamykam pusta.
Biblię zamykam wypełniona.
Gotowa, żeby stawić czoła życiu, które chociaż nie zawsze łatwe, to jednak moje. Najprawdziwsze.
O wiele lepsze, niż to wirtualne.










Gwarantuję, że ten krótki filmik jest wart waszego cennego czasu.



Grudzień jakiego nie znam

14.12.16 Komentarze 4

Z grudniem to jest tak, że budzimy się pierwszego, a potem od razu są Święta.
Zapach pierników, choinki, mandarynek i goździków.
W centrach handlowych słychać kolędy.
Kupuje się chleb w pobliskim sklepiku, a Pani woła Wesołych Świąt na pożegnanie..

W grudniu częściej przebieramy nogami w kolejce na poczcie, częściej trąbimy w korkach, bardziej spieszymy się do domu po pracy.. niby więcej w nas życzliwości, a rozpychamy się łokciami przez świątecznie zatłoczone sklepy.
Sprzątamy, jakby tylko w grudniu pod łóżkiem leżał kurz. Jakby jedynie wtedy można było trzepać dywany, prać firany, porządkować kuchenne szafki..

W grudniu czasu jest jakby mniej..
Innym razem.
Nie teraz.
Jak tylko skończę.
Daj mi chwilkę.
Po Świętach.
Tatuś Ci pomoże.
Poczekaj sekundkę Kochanie..
Czy nie to najczęściej słyszą nasze dzieci właśnie z grudniu?
Moje tak.

Zawsze biłam się z myślami, nie wiedziałam co wybrać..
Co odpowiedzieć, kiedy pytali, czy zagram z nimi w chińczyka.. a ja akurat ściągnęłam firany i okna miałam zamiar myć.
Albo kiedy prosili, żeby na sankach z nimi pojeździć, póki śnieg jeszcze na górce.. a ja w planach miałam zakupy.
Kiedy chcieli we wszystkim pomagać, a ja wolałam sama. Szybciej, dokładniej, po swojemu.. odhaczyć kolejną rzecz, podgonić trochę z robotą.. bo lista nie miała końca.
W grudniu wybór zawsze był jakiś trudniejszy.
Priorytety niby oczywiste, decyzje takie niby proste, ale jakoś nie.. nie w grudniu.
Nie dla mnie.

Niektórzy uważają, że bez pośpiechu Świąt zwyczajnie nie ma.. a przynajmniej nie takie, jakie powinny być. Że ta atmosfera okupiona jest godzinami stania przy garach, piekarniku, szorowania podłóg..
Wydaje mi się jednak, że trochę się w tym wszystkim zapędziliśmy.

Z założenia, w centrum miał być Bóg. 
Bóg w ciele człowieka. Ten, dla Którego to wszystko.. i obrus biały, i dom wysprzątany, wianek przed drzwiami z napisem Chrystus się rodzi. Kolędy i radosny śmiech dzieci.
W samym środku miał być Chrystus właśnie.. to Jego mieliśmy świętować.
Zbawiciela świata.
Cudownego Doradcę.
Mocnego Boga.
Odwiecznego Ojca.
Księcia Pokoju.

Tak całkiem szczerze muszę przyznać, że prawdziwego pokoju w tym przedświątecznym czasie miałam w sobie zawsze bardzo mało.. malutko. Odrobinkę tylko..
To, co miało sprawiać przyjemność, powoli stawało się obowiązkiem.
To, co miało być radosnym oczekiwaniem, zamieniało się w pracę i niekończącą się listę niezałatwionych spraw.
To, co miało być tylko otoczką, stało się zbyt ważne i często męczyło, zamiast cieszyć.
Nie wszystko i nie zawsze.
Ale jednak..

Postanowiłam, że w tym roku będzie inaczej.
Grudzień będzie zupełnie inny. Taki, jakiego nie znam..

Będzie mniej, a nie więcej.
Bo w tym przypadku zdecydowanie mniej, znaczy więcej.
Więcej tego, czego więcej być powinno..


Postanowiłam, że będę prawdziwie świętować mojego Boga. Jego pierwsze przyjście na świat i obietnicę powrotu. Rzeczywiście o tym myśleć, rozważać i oczekiwać.. nie tylko symbolicznie.

Postanowiłam, że Pan Jezus zajmie pierwsze miejsce przy naszym stole nie tylko w Wigilijny wieczór.. ale każdego dnia tego wyjątkowego miesiąca, kiedy czasu na wszystko tak bardzo brakuje.

Postanowiłam, że w tym roku wystarczy nam jeden rodzaj ciasteczek. Zrobimy je razem, wspólnie ozdobimy i powkładamy do pudełek, żeby nie nawilgły. Będzie mąka na podłodze w kuchni, pewnie rozsypany cukier, a Benio wszędzie wsadzi swoje ubrudzone lukrem palce.. ale będziemy się dobrze bawić, a potem zajmiemy się resztą..

W tym roku nie będę zmieniać Ich dziecięcej wizji naszej choinki. Nie będę ukradkiem przewieszać powieszonych przez nich bombek.. a kiedy ze szkoły przyniosą ozdoby z kolorowego papieru, to zawiesimy je w honorowym miejscu. Choć do niczego znowu nie będą pasować..

W tym roku nie przesunę każdej szafy i łóżka, żeby zetrzeć kurz. Raczej nie wszystkie okna będą umyte. Nie wszystkie ozdoby wyjęte..
Chociaż uwielbiam porządek w każdym kącie naszego domu i śnieżynki wiszące w czystych oknach, w tym roku nie to stworzy moje Święta.
Nie tym razem.

Postanowiłam, że ten przedświąteczny czas będzie spokojny. Nie będzie biegu. Nie będzie poganiania, odpychania moich dzieci, włączania kolejnej, i kolejnej, i kolejnej bajki.. nie będzie dążenia do perfekcji, niepotrzebnych nerwów i stresu. Postaram się trzymać na wodzy moje ambicje i charakter, który niewiele pozwala mi odpuszczać..
Mój spokój, to tegoroczny prezent dla naszych dzieci.
Zabawki to tylko dodatek.

Nie będę mamą z doskoku, tak jak w grudniu zazwyczaj bywało.
Po prostu będę.

Dam się namówić na mroźny, grudniowy spacer i bitwę na śnieżki.
Zamiast grudniowej gorączce, dam się ponieść głośnemu śpiewaniu kolęd.
Będę piła wieczorami gorącą czekoladę z mężem, przy zapalonym kominku.
Popatrzę w ogień.. odpocznę, kiedy będzie trzeba.


Kochane, musimy mądrze wybierać. Lepiej wybierać.
Może z kilku rzeczy zrezygnować, żeby inne móc zrobić z nieudawaną przyjemnością?
Musimy nauczyć się stawiać granice i słuchać siebie uważniej.
A przede wszystkim, musimy  utkwić wzrok w Jezusie  (Hebrajczyków 12;2).
JA muszę na pewno..

W naszej rodzinie, ten grudzień jest zupełnie inny, niż mnie nauczono. Inny, niż ten, który znam i pamiętam.
Jest mniej.. ale za to o wiele więcej miłości, uśmiechu, spokoju, wewnętrznego pokoju..
Więcej wzajemnej życzliwości i czasu, żeby świętować naszego Boga.

I wierzę, że dzięki temu, Boża obecność wypełni nasz dom nie tylko w Święta..




Książki nie jak z marketu

8.12.16 Komentarze 2

Mówią, że wszystko, co rozdają za darmo, to bubel. Że za darmo to nie ma nic.. a przynajmniej nic wartościowego.
Dzisiaj mogę napisać, że się nie zgadzam.
Dostałam ostatnio za darmo dwie książki kucharskie, a ja kucharskie uwielbiam.. mogłabym przeglądać, oglądać, wertować i zdjęcia podziwiać godzinami.. a potem gotować, próbować nowe smaki i połączenia, o których nigdy nawet nie słyszałam.. no raj!


I chociaż trzeba przyznać całkiem szczerze, że tak całkiem za darmo to one wcale nie były, to dla większości z nas na wyciągnięcie ręki na pewno. Przy okazji codziennych zakupów, bez dodatkowych kosztów.. aż się sama zdziwiłam, kiedy Pan podał mi przy kasie dwie naklejki. Bo ja generalnie nie zbieram naklejek z supermarketów.. ale jak już dał, to wzięłam.
I jakoś się udało nazbierać na aż dwie pięknie wydane, genialnej jakości i treści, książki kucharskie Kuchnia Polska z Lidla.


Te przepiękne zdjęcia oglądałam już chyba milion razy. Takie są nasze, polskie, swojskie.. babcine. Tu okruchy, tam kwiatek, stare i wysłużone blaty, koronki, niedoprasowane, bawełniane ściereczki. Wszystko jakby przypadkowe, a jednocześnie dokładnie przemyślane.. no kocham!





Od kilku dni, kiedy tylko mam minutkę, to zerkam do tych książek, podziwiam i czytam.
Tak, czytam! Bo one mają treść i to nie byle jaką! Trafioną w mój gust w stu procentach, niebanalną.
Dla mnie najpiękniejsze książki kucharskie to te, które oprócz przepisów maja również słowo pisane. Szczerze żałuję, że nigdzie nie mogę się doszukać, kto to wszystko stworzył.. w głowę zachodzę jak można  tak  pisać o.. rabarbarze?!

'Obcy znad Wołgi' - takie właśnie jest dosłowne znaczenie słowa rabarbar. A przecież jaki on obcy, skoro w kuchni polskiej od zawsze - swój?! To on rumieni się na wiosnę na domowej grządce, pnąc się do słońca pod zielonym parasolem.(...) Skądkolwiek dotarł - niekoniecznie musimy o tym pamiętać, łapczywie wypijając drugą szklankę rabarbarowego kompotu babci. (...) I wcale nie ma znaczenia, że to warzywo, kiedy prosimy o kolejną dokładkę rabarbaru pod kruszonką, koniecznie z dodatkową porcją lodów. I cóż z tego, że to barbarzyńca (barbarum oznaczało barbarzyńcę), skoro tak pysznie i pokojowo potrafi zaprzyjaźnić się z ciastem drożdżowym. Albo z kruchym, w dodatku z pianką.




Lubię też, kiedy przepisy nie są przypadkowe, ale 'wyszperane ze starych brulionów, wyniesione z podwieczorków u babci, zapamiętane z dzieciństwa' do tego 'również nowe, uwspółcześnione wersje tradycyjnych receptur.'
Takie właśnie są przepisy z Kuchni Polskiej. I już nie mogę doczekać się smaku barszczu czerwonego z grzybami, na zakwasie z dodatkiem śliwek i jabłek.. albo dziecinnie prostych ciasteczek bakaliowych..

No i ludzie oczywiście.. na stronach tych książek można poznać ludzi. Tacy są prawdziwi, jakby zza płotu. Ludzi z pasją i talentem. Zwyczajnie niezwyczajni.. Pani Krystyna, Pan Grzegorz, Piotr, Kinga, Ania..



Podobno promocja trwa do 14 grudnia. Może jeszcze zdążysz, jeśli masz ochotę na naprawdę wartą uwagi książkę kucharską. Taką, która przetrwa w domowej biblioteczce wiele lat, do której będzie się wracać po domowe, polskie przepisy. I kiedy się zatęskni za dzieciństwem, babcią i wspólnym zbieraniem jabłek w sadzie.. bo taki właśnie ma klimat.
A jak nie zdążysz, to na pewno na allegro gdzieś się kilka sztuk znajdzie za niedługo.. albo i już są..

Do dziś nie wiedziałam, że można tak bardzo polecać książkę z supermarketu. A jednak.
Z całego serca polecam.

Moja Os

6.12.16 Komentarze 4

Mąż jest moim najlepszym przyjacielem.
To taka przyjaźń największa z możliwych.. wie o mnie wszystko. Kończy moje zdania i zna moje myśli. Kocham Go niewypowiedzianie. Lubię, jako człowieka, ale.. mój mąż to facet. Facet z krwi i kości.
A ja od lat marzyłam o przyjaźni z kobietą.. która może i wie o mnie odrobinę mniej, ale zareaguje jak kobieta, zrozumie jak kobieta, odpowie jak kobieta.. bo kobieta kobiecie jest przecież niezbędna, prawda?

Marzyłam o takiej przyjaźni, która nie zastanawia się długo, zanim sięgnie po telefon w środku nocy. Czy siedemnasta, czy druga w nocy.. zawsze mogłabym dzwonić w potrzebie. Nawet w potrzebie pogadania tylko..
Chciałam przyjaźni bez humorów, niewypowiedzianych żalów, bez zamykania się w sobie i wstydu.
Chciałam pewności, że mnie na boku nie obgada, a stanie za mną murem w każdej sytuacji.
Modliłam się o przyjaciółkę, która postawi mnie do pionu, kiedy zacznę panikować, narzekać na męża, mówić o sobie kłamstwa..
Która pójdzie ze mną na zakupy i do kina, a potem na kawę do naszej kawiarni.
Która zacznie ze mną wyzwanie Chodakowskiej i razem byśmy się wspierały, dopingowały, razem robiły planka..
Która nie będzie pytać co chciałabym dostać, bo ona prezent kupi już w czerwcu, choć dopiero w październiku mam urodziny.
Która myślałaby podobnie i czuła tak samo.

Od dawna marzyłam o przyjaciółce, która byłaby blisko Boga.
Na którą mogłabym patrzeć i inspirować się do najlepszego.
W której gestach, słowach i w cierpliwości, z którą traktuje swoje dzieci, mogłabym widzieć Jezusa.
Taka przyjaciółka zawsze by pamiętała, żeby mnie wspomnieć w modlitwie. Mnie, te moje problemy i problemiki.. i wcale by nie powiedziała, że to bzdury.
Bo skoro dla mnie coś jest ważne, to i dla niej.. choć może rzeczywiście bzdura by to była największa..
O: Nana Kochana, jak żyjesz mateczko najdroższa...?

Lepiej trafić nie mogła.. znowu Pan Bóg ją zesłał. No zesłał jak nic!

N:  Właśnie karmię małą kaszką, więc tak z doskoku będę pisać.
      No żyję..ale proszę o modlitwę, jak mogę.
O:  Jasne.. coś konkretnego?
N:  Samolubnie. O mnie. Generalnie o wszystko Os.. o wszystko.
O:  Wszystko, to Boża specjalność.
N:  Ostatnio leci, bo leci.. a ja tak nie chcę.
      Czasami wydaje mi się, że wszystko o czym piszę na blogu to kłamstwo. Że oszukuję..
O:  Ale czasami tak jest Kochana i to jest bardzo potrzebny czas..
      Od tego zaczynają się zmiany.
N:  Jakiś trudny czas mam ostatnio.
O:  Związany z relacją z Bogiem, z byciem żoną, mamą, czy kobietą?
N:  Chyba z każdą z tych rzeczy po trochu..
     Czuję, jakbym starała się zbawić świat, a nie daję rady we własnym domu, z tymi, którzy są                mi najbardziej bliscy, ze sobą.
O:  Może właśnie czas pomyśleć o sobie?
     Czego byś chciała w tym momencie?

Kurcze.. ktoś pyta czego bym chciała! Dziwnie..
Zawsze chcą dzieci, albo Pani przedszkolanka, albo znajoma, mama, mąż, koleżanka, Pani w urzędzie, księgowa.. a Ona pyta czego ja chcę.
Ja!!
Tak oprócz uporania się z prasowaniem, pomysłu na obiad i croissanta na śniadanie, to...

N:  Nie wiem.. w sumie, to chyba najbardziej dawać sobie radę. Lepiej.
A:  Rozumiem. Mam chyba to samo.. ciągle się czuję nieogarnięta.
      ...
      Czyli chciałabyś być bardziej?
N: ...

No i masz..
Odpisuję długo, łzy się leją, a mała patrzy zdziwiona jak matka niemalże szlocha nad klawiaturą..

O:  Słuchaj. To teraz tak.
      Wstań, otrzep kolana, zrób sobie najpyszniejszej kawy pod słońcem i nie analizuj za bardzo.. 
      To trudne, wiem.. ale możliwe.
      Nie daj się okraść Nana. Diabeł przychodzi, żeby kraść.
      Jesteś bogata w Bogu i nic tego nie zmieni. Nawet Twoje samopoczucie.
N:  No daję się.. na całej linii.
      Mam wszystko o czym zawsze marzyłam.. co się ze mną dzieje?!
O:  A czy szczęście zależy od tego co masz?
N:  No nie..
O:  Nie jesteś sama!
      Jezus wstawia się za Tobą cały czas.. i inni, którzy cię kochają.
      Jesteś w Bożych rękach, nawet jeśli się poddajesz.
N:  Dzięki Os.. 
O:   Kocham Cię Nanu kochana!

A za jakiś czas od tej rozmowy przyjechała, żeby porwać mnie na kawę w niedzielne popołudnie.
I chociaż ta kawa nie smakowała mi tak do końca, ciasto nie było warte swojej ceny, a kawiarnia wcale nie jest jakaś nasza, to jej słowa dały mi więcej, niż jest w stanie sobie wyobrazić.
Dałam wam namiastkę.. bo może ktoś dzisiaj też potrzebuje takiej Os, jak moja.
Takich słów wsparcia, jak jej.

Bo z moją Os poznałam inny wymiar przyjaźni.
To nie taka przyjaźń od dziecka, ani ze szkolnej ławki.
Ja tu, a Ona tam. Ona baletnica, ja tańczyć nie potrafię.. inne, a jednak podobne.
Ja do niej Os, chociaż jest Ania, ona mi Nana.. jak kilkanaście lat temu.
Wielu rzeczy o sobie musimy się jeszcze dowiedzieć, nie robimy sobie prezentów na urodziny, nie piszemy do siebie codziennie.. ale jedno wiem na pewno.
Że gdyby świat mi się walił i potrzebowałabym kogoś, do potrzymania za rękę w najgorszym, to zostawiłaby wszystko i była ze mną.
A zanim by to wszystko rzuciła i odwołała ważne spotkania, to cały czas miałaby mnie w myślach i modlitwach.
I dzwonić mogę o każdej porze.
Zawsze! I nie usłyszę słucham z wyrzutem, jeśli Ją obudzę..

Już nie są dla mnie tak bardzo ważne te wszystkie drobiazgi i dodatki. Bo kino i wspólne zakupy są do nadrobienia.. ale przyjaciółka, która kocha Boga ponad wszystko, nie zdarza się często. A mi się zdarzyła..
Bóg wsłuchał się w moje marzenia i odpowiedział, dając mi Ją.
Moją Os.

Bóg widzi też Twoje marzenia.
Słyszy modlitwy, wsłuchuje się w pragnienia Twojego serca.
I jeśli tęsknisz za taką przyjaźnią, to proś! Proś usilnie, tak jak ja jeszcze niedawno.
Rozglądaj się dookoła i nie szukaj ideałów. Może Ona już jest, zupełnie blisko.. i też marzy, żeby Cię bliżej poznać, na zakupy iść i wypić pyszną kawę..

Wiem, że Bóg Ci odpowie, tak jak mi.
Jestem pewna, że da Ci Twoją Os.