Sobota jak z internetu

26.11.16 Komentarze 2

Wasze soboty wydają się być idealne.
I nie mam pojęcia jakie są naprawdę.. ale zdjęcia sugerują spokój, harmonię i prawdziwy odpoczynek.
Zdjęcia porannych kaw wypijanych jeszcze w łóżku, z najnowszym bestsellerem w tle.
Zdjęcia niespiesznie jedzonych śniadań. Jakieś croissanty, chrupiące bułeczki, świeżo wyciskany sok z pomarańczy, domowa konfitura.. wszystko na pięknej zastawie.
Rodzeństwo bawiące się w zgodzie, a pod zdjęciem opis: zajmują się sobą już drugą godzinę plus serduszko, albo pięć..
Posprzątane domy.
Świeże domowe ciasta.
Godzina 11:00 na zegarze i tekst: jak dobrze jest porządnie się wyspać.
Spokojne spacery w prześlicznych, jasnych (!!!) płaszczykach i bucikach. Nieubłocone, niewysmarowane chrupkami kukurydzianymi..
Sielanka przy obiedzie w modnej restauracji.

Jedno spojrzenie na social media wystarczy, żeby włączył mi się tryb dążenia do ideału.
I nie chodzi wcale o to, że chcę czegoś, bo ktoś to ma.
Chcę czegoś, bo ktoś przypomniał mi, że można to mieć. I że to jest fajne, przyjemne, pomaga odpocząć..
Potem pytam samą siebie jak ona to robi!?
..a tak całkiem na końcu, czuję się po prostu gorsza.. i nie ukrywam- odrobinę zazdroszczę.
Też tak chcę!

Chcę idealnej soboty z facebooka.. ale prawda jest taka, że mi nawet zdjęcie kawy w łóżku by nie wyszło.
Leżymy w naszym łóżku w piątkę od wczesnych godzin porannych. I kocham to. Naprawdę to uwielbiam.. ale ostatnio wylałam dwa razy kawę na pościel, bo szturchali się zaraz obok mnie.. jeden drugiemu kawałek kołdry ukradł.
Panie Boże, cierpliwości!!!
A przecież to tak fajnie kawę w łóżku pić.. no fajnie, czy nie?!

Od pewnego czasu weekendy dla nas to walka.
Chłopcy kochają się na zabój.. więc biją się i kłócą na potęgę. No chyba, że akurat oglądają bajki.. ale ja, matka głupio-ambitna, nie daję tej radości naszym dzieciom na długo. Wymyślam jakieś gry planszowe, albo czytanie, albo inne takie.. spacery na przykład, lego, grę w statki..
Miewam idealistyczne wizje rodzinnie spędzonych weekendów.
Plany planami, ale rzeczywistość czasami zaskakuje..
Znasz to?

Instagram, facebook i pinterest, to miejsca, w których zawsze znajdzie się ktoś, kto na pierwszy rzut oka lepiej radzi sobie w życiu niż ja i Ty.
Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie bardziej zorganizowany, bardziej fit, lepiej ubrany.
W internecie zawsze czyjeś dzieci są grzeczniejsze, czyjaś praca jest bardziej ciekawa, a mamy kochają jakoś mocniej i mądrzej..

Jednak z doświadczenia wiem, że z drugiego planu idealnego zdjęcia, czasami trzeba usunąć leżące na podłodze skarpety, majtki, pampers.. albo kawałek bułki, wypluty przez półtoraroczną dziewczynkę.
Za podziwianą przez wszystkich rodzinną sesją zdjęciową, kryje się kilka godzin ciężkiej pracy, uspokajania dzieci, obiecywania lodów, przywoływania do porządku, błagania o choćby pół uśmiechu..
Za fenomenalnym efektem prostego DIY z pinterest, kryje się nie raz kilka nieudanych wcześniej prób.
Zdjęcia z social mediów pokazują tylko tyle, ile ludzie chcą pokazać. Jest to bardzo często pół prawdy..
Realne życie nie zawsze jest do zdjęcia. Nie zawsze nadaje się do pokazania światu. Czasami po prostu nie ma się czym chwalić.
Prawdziwa codzienność, to zazwyczaj ta poza obiektywem aparatu.

A jednak.. kilka razy dziennie dajemy się ograbiać z zadowolenia z tego, co mamy. Łapiemy się w pułapkę obserwowania czyjegoś życia. Życia, którego nigdy nie będziemy mieć!
Bo my żyjemy innym życiem. Ani lepszym, ani gorszym. Po prostu innym!
Nasze dzieci się różnią. Nasze domy są inne. Nasze wypłaty, wysokość rachunków za prąd..
Jedni mogą pozwolić sobie na spanie do 11:00 - ja na razie nie.
Jedni wyciskają sok z pomarańczy do śniadania - ja popijam chłodną herbatę.
Jedni wylewają kawę na pościel - inni robią tej kawie zdjęcia..

Jedynym miejsce prawdziwej satysfakcji są Boże ramiona. Zawsze!
Pisałam to nie raz i będę o tym pisać.. póki będę podpisywać się pod postami na tym blogu.
Ale nie może być inaczej, skoro..

Moim szczęściem jest być blisko Boga
                                                                        (Psalm 73;28) 

Wzrok wpatrzony w Boga, a nie w zdjęcia znajomych czy kolejną kłótnie dzieci, da nam odpowiednią perspektywę. Pomoże zmienić nastawienie i ukoi..
I to nie są tylko słowa.
Spróbowałam.. to działa.

Moje nie-facebookowe soboty są trudne, ale są moje. Moje i mojej rodziny.
Wymagają ode mnie pokładów siły i cierpliwości, o których nie miałam pojęcia, a jednak Bóg pomaga mi je odkopywać.. czasami wychodzę z domu na kilkanaście minut tylko po to, żeby w całym tym stresie zobaczyć.. cud codzienności.                                                          
Mam niepowtarzalną szansę rozwijać się duchowo. Nabywać cierpliwości, uczyć się wydobywać ją z nieznanych dotąd miejsc..
I nie, nie podoba mi się to, ale moje życie ukryte jest w Bogu, który wie co się dzieje w każdą sobotę mojego życia.
On wie o tym pierwszy i nic Go nie zaskoczy.

Może spróbuję wyciągać z tego czasu jak najwięcej..
Teraz jest idealny moment, na wprowadzenie w życie Biblijnej teorii.

Życzę Ci idealnego dnia. Takiego ze zdjęcia, do pokazania całemu światu..
Powolnego, poukładanego, pachnącego kawą i świeżymi croissantami od samego rana. Do tego uśmiechniętych dziecięcych buzi i przepysznych domowych ciast.
Ale jeśli Twoje plany pokrzyżuje rzeczywistość, to pamiętaj.. bądź blisko Boga mimo wszystko.
Wtedy ten dzień może nie będzie wyglądał jak ten z internetu, ale na pewno będzie szczęśliwy.
Bardzo szczęśliwy.



Chcę pamiętać

23.11.16 Komentarze 4

Postanowiłam zapisać to teraz, póki jeszcze jestem młoda.
Póki jeszcze wiem, jak to jest..
Póki jeszcze pamiętam dni, w których nie wiadomo czy środa jest, czy może już piątek. Tygodnie zlewają się ze sobą, a czas przecieka przez palce.. bezlitośnie pędzi jak oszalały.
Kiedy nie śpi się miesiącami, a nawet latami.
Kiedy nie ma się ochoty na makijaż, ładną sukienkę i szpilki. Kiedy nie ma się siły na umycie włosów nawet.. brakuje czasu na dwudaniowy obiad i dobry film.
Szybko można zapomnieć, że dzieci płaczą, tupią, biją i plują. Odgrywają histerię na środku supermarketu w sobotnie przedpołudnie i tak bardzo jest wtedy wstyd, kiedy wszyscy patrzą tym wzrokiem..
Boję się, że nie będę pamiętać jak to jest, kiedy sił brakuje i cierpliwości. I że w jednym momencie można płakać ze szczęścia głaszcząc jedwabiste włoski, a innym razem szlochać po cichu w łazience z bezradności. W tajemnicy przed całym światem, na kilka chwil czuć się po prostu źle z tym całym macierzyństwem..


Chcę pamiętać, czego się wtedy potrzebuje i o czym się marzy. Jakie słowa rozpamiętuje się po nocach, co może zaboleć i zranić, a co trzeba mówić młodej mamie często i głośno.
Chcę pamiętać, jakie gesty się wtedy docenia i wspomina po latach.
Chcę pamiętać, co pomaga ukoić nerwy i nie żyć wyrzutami sumienia. Co denerwuje do granic i wyprowadza z równowagi w sekundę. Chcę mieć w pamięci jak to jest, kiedy ze zmęczenia chce się czasami tylko płakać..
Chcę pamiętać wszystko ze szczegółami, żeby pewnych błędów nie popełniać.
Żeby nie oceniać i nie patrzeć z góry na tę młodą przy kasie, co dzieci nie potrafi utrzymać przy sobie. 
Żeby szepnąć potrzebującej mamie do ucha rozumiem, to minie, będzie lepiej, ciesz się chwilą, świetnie sobie radzisz.. 
Słowa, które sama potrzebuję dziś usłyszeć. Często i głośno.

Łatwo jest też zapomnieć, że bycie mamą potrafi do bólu spowszednieć.. i że się wtedy nie docenia bezcennego czasu z dziećmi, a tego przecież nikt nam nie wróci.
Dzieci rosną za szybko, dlatego chcę pamiętać, jaką głupotą jest biec, kiedy trzeba się zatrzymać. Przytulić, poczytać, pogadać.. pobyć.
Chcę kiedyś te młode mamy ostrzec przed błędami, które sama w swojej niewiedzy dzisiaj popełniam.. i będę z pewnością popełniać przez wiele kolejnych lat.
Dlatego chcę pamiętać.

Kiedy swój dom będę w stanie w końcu utrzymać w czystości, chcę pamiętać, że bałagan przy dzieciach to norma. Porozrzucane zabawki, okruchy na stole i pod. Pełny zlew i klejąca od soku podłoga... to moja rzeczywistość dzisiaj, więc nie mam prawa oburzać się na poplamiony obrus na jej stole, niespłukaną wodę w jej ubikacji, pampers leżący w jej salonie.. to codzienność w wielu domach wypełnionych miłością. Tam mamy kochają. Kochają bez granic.. i tego nie zmieni żaden bałagan.
Chcę móc powiedzieć tej mamie, która przeprasza za piasek w przedpokoju: No przestań dziewczyno, czy ja dzieci nie miałam?! I mieć te słowa na myśli.. tak szczerze.

A kiedy już moja kochana trójka będzie na swoim, to chcę pamiętać, że dzieci są różne. Jedno drugiemu nie równe.
Jedno biega bez końca, po fotelach skacze, a drugie siedzi i klocki przekłada godzinami. A nawet z tego samego domu mogą być, tych samych mieć rodziców, to samo nosić nazwisko.. nie ma jednej recepty na wszystkie dzieci. Nie ma złotej zasady, jak dobrze wychować.
Nie chce w przyszłości się mądrzyć.. udawać, że pozjadałam wszystkie rozumy, że ja wiem najlepiej. Chcę mówić, kiedy ktoś zapyta i poprosi o radę. Wtedy chętnie poradzić i podzielić się doświadczeniem.
I chcę też pamiętać, żeby nie używać słów musisz, powinnaś, trzeba.. bo wiem, że one nie budują relacji.. one budują mur.


Póki tylko zdrowia mi wystarczy, to mam wielkie marzenie, żeby w przyszłości być wspierającą mamą moich dorosłych już dzieci. Dzieci, które już same rodzicami zostaną..
Marzę, żeby dzielić z nimi troski i radości wychowania kolejnego pokolenia.. bo to nie jest zadanie dla jednej osoby. Ani nawet dla dwóch..
Chciałabym być kochającą teściową, która synową uściska serdecznie jak rodzoną córkę, kiedy przyjedzie na niedzielny obiad zmęczona, po tygodniu siedzenia w domu z dziećmi.. bo przecież dobrze wiem, że z dziećmi się w domu nie siedzi.
Chciałabym być taką mamą, która się domyśli. Wyjdzie na przeciw niewypowiedzianym marzeniom. Pragnieniom, które czasami wstyd ubrać w słowa.. bo przecież trzeba zgrywać twardziela.
Zawsze być silną.


Wiem, że łatwo zapomnę, więc muszę to teraz zapisać, jak wiele znaczy wyprasowanie sterty prania. Jak nieocenioną pomocą są umyte przed Świętami okna i opieka nad dziećmi na kilka godzin po ciężkim tygodniu. Jak bardzo potrzebna jest propozycja: idźcie na spacer, do kina, na kawę.. wyjedźcie na kilka dni sami, zajmiemy się dziećmi. Szaleństwo..!!
Jeśli już uda się na te kilka dni wyjechać, to na wagę złota jest świadomość, że dzieci nie stoją w oknie stęsknione i nie wypatrują mamusi, która zostawiła.. ale pieką ciasteczka, czytają bajki i robią domki z krzeseł i starego koca. Nie mają czasu tęsknić..
A kiedy czasu na siedzenie w kuchni będę miała więcej, muszę pamiętać, żeby zrobić pierogów z dwóch porcjibigosu jak dla wojska, gołąbków.. a potem podrzucić dzieciom i wnukom na obiad.
Muszę pamiętać.. koniecznie!

Bo moim marzeniem jest, żeby te moje wspomnienia młodości, móc kiedyś ubrać w gesty miłości i wsparcia.
Dlatego postanowiłam zapisać to wszystko teraz, póki jeszcze jestem młoda.
Żeby móc czytać, kiedy pamięć mnie będzie zawodzić..
Bo teraz wiem, jak to jest.. i chcę pamiętać.










Zdjęcia zrobiła Ciocia Monia :*




Mam na imię ...

17.11.16 Komentarze 2

Są takie myśli, które czasami po prostu przychodzą.
Wracają kiedy nikt nie patrzy, nieśmiało próbując rozgościć się w naszym życiu choć na kilka chwil.
Przychodzą wtedy, kiedy nikt nie przeszkadza. Nie woła, że ulubionego autka znaleźć nie może, nie prosi o wodę, nie zadaje pytań, nie wymaga uwagi i buziaka w odrapane kolano.
Wtedy możemy sobie tak po prostu w spokoju pomarzyć..


Te myśli na przykład w środku nocy potrafią przyjść. Kiedy obudzone bzyczeniem komara wstajemy, żeby przykryć kołderką małe stópki. I zasnąć z powrotem za nic w świecie nie potrafimy.. i kiedy deszcz tak spokojnie stuka o szyby.
Przychodzą też podczas tych kilku cennych minut pod prysznicem albo na spacerze z dziećmi. I w samochodzie też. W drodze do pracy, do której nie chciało nam się zrywać o piątej.

Wtedy wyobrażamy sobie jakby to nasze życie wyglądało, gdybyśmy jednak spróbowały. Jakby mogło być cudownie, gdyby się udało.
I nawet sobie w głowie zaczynamy plan cały układać- co, jak, gdzie i kiedy.. jak to wszystko można by było z wychowaniem dzieci pogodzić, z domem, pracą i ogródkiem. Żeby dalej ciepły obiad na stole codziennie mógł być i ciasto drożdżowe w soboty.. choć to ciasto można by było pominąć..
A wszystko po to jedynie, żeby zaraz zapomnieć. Wrócić do swojego kalendarza, swoich niecierpiących zwłoki spraw i żyć życie jak co dzień.
Bez rewolucji, bez najdrobniejszych nawet zmian, które przybliżyć by nas mogły do realizacji tych pięknych myśli, które marzeniami są nazywane.
A zmiany te przecież tak dokładnie są przemyślane, nie jeden już raz. I wydaje się nawet, że wszystko mogłoby dobrze zadziałać, a jednak tak bardzo brakuje odwagi, czasu, może i wsparcia.. odrobiny zrozumienia.

Dlatego dla tych marzeń znajdujemy miejsce na ostatniej pozycji listy postanowień noworocznych. Pełne zapału, chcemy rzeczywistość swoją odrobinę ubarwić i biec jednak za tymi skrytymi pragnieniami. Ale mija styczeń, potem luty i marzec.. aż w końcu budzimy się w listopadzie pełne żalu, że znowu nic z tych marzeń nie wyszło.
A one uparcie wracają, kiedy siedzimy wieczorami w fotelu pod ciepłym kocem, z kubkiem gorącej herbaty w dłoniach..


Niektóre z nas marzą, żeby książkę napisać, stworzyć bloga, albo nauczyć się szyć.
Może któraś zawsze chciała otworzyć kawiarnię, organizować spotkania dla samotnych mam, schudnąć i lepiej się poczuć ze sobą.
Pobiec w maratonie, zrobić doktorat, mieć więcej czasu dla dzieci, zrobić kurs fotografii..
Jedne marzą odważniej i bardziej, a drugie te swoje marzenia mają całkiem przyziemne.
Każda z nas marzy inaczej, ale większość z nas te myśli czasami nachodzą.. bo wiemy, że jest coś więcej.
Myślimy o tym każdej bezsennej nocy.
Coś, co Bóg włożył głęboko w nasze serca.
Coś, czym nas obdarzył i co wpisane było w nasze życie jeszcze przed narodzeniem.
Coś, co może sprawić, że codzienność stanie się jeszcze pełniejsza i piękniejsza.
Coś, co będzie radością i błogosławieństwem dla innych.

Ostatnio jedna z was napisała mi, że ma marzenia i chciałaby je realizować, ale czuje, że nie może.
Wszyscy wokoło podcinają jej skrzydła. Tłumią apetyt na więcej.. na to coś, co na razie tylko w myślach przychodzi nieśmiało, kiedy nikt nie patrzy..
Wmawiają jej, że nie powinna.
Nie- bo jest mamą.
Ma dwóch wspaniałych synów i nic jej do szczęścia nie może przecież brakować. Bo dzieci są zdrowe, bo mądre są i tylko czasami się kłócą. Niewysapana chodzi, ale to jedyny problem i z tego ma się cieszyć, a nie tam.. marzyć o głupotach.
A ona piękne ma marzenia. Oprócz tych matczynych, oczywistych - o zdrowie dzieci i ich świetlaną przyszłość- ma też inne. Całkiem swoje.
Ona marzy jak Dorota, a nie jak mama.
Bo na imię ma Dorota, a nie mama.. a już prawie o tym zapomniała, bo całe dnie właśnie mama ją nazywają.
Dorota marzy o własnym domu. Niekoniecznie białym, niekoniecznie z ogródkiem.. byle prąd był i ciepło zimą.
Marzy o wyjeździe do Zakopanego. Nie do Grecji, nie do Ameryki.. do Zakopanego.
Marzy o własnej firmie. O tym, żeby otworzyć salę zabaw dla dzieci i organizować dzieciom urodziny jak z bajki. Bo potrafi to robić, bo pomysłów ma mnóstwo, bo dzieci kocha- nie tylko te swoje.
Marzy, żeby coś robić dla innych. Coś dobrego. Bezinteresownie dawać coś więcej niż dobre słowo. Pomagać tym, którzy pomocy potrzebują.
Może gdyby tak te marzenia wpisała na listę ważnych spraw. Gdyby zdobyła się na odwagę i zrobiła pierwsze kroki w ich kierunku, to dziś inaczej by jej życie wyglądało. Inaczej by o sobie myślała. Inaczej postrzegała swoją wartość, tak przecież wielką w Bożych oczach.
Może nie borykałaby się z żalem, niezrozumiałym wewnętrznym smutkiem i depresją.


A ja mam na imię Nadia i nie chcę zapomnieć mojego imienia.. choć nazywanie mnie mamą to dla mnie ogromny przywilej i zaszczyt. Radość niewysłowiona..
Jestem przede wszystkim mamą, ale nie jedynie mamą.
Mnie też nachodzą te myśli nocami, bo ja też mam marzenia. Pozwalam sobie na nie i rozmyślam o nich kiedy dzieci spokojnie śpią, a ja kolację dojadam, i nad kubkiem kawy w sobotnie popołudnie rozmyślam..
Nie daję tym myślom uciec. Noszę je w sobie codziennie bo wiem, że jest coś więcej. Że może być coś jeszcze.
I chociaż mamą kocham być najbardziej na świecie, choć kocham nasze wspólne spacery, dorosłe rozmowy, czytanie książek, całowanie gołych stópek, śmiech do utraty tchu.. i mnóstwo innych rzeczy związanych z macierzyństwem też kocham, to jednak uwielbiam też siadać do komputera i pisać. Sprawia mi radość dzielenie się Bogiem w ten sposób.
I kiedy wstaję z tą kawą w dłoniach od kuchennego stołu to tylko po to, żeby zrobić kolejny krok do przodu. W stronę marzeń.
Czasami to krok milowy, innym razem tak drobny, że trudno jest dostrzec postępy.. ale idę.

Twoja pasja nie jest przypadkiem- jest twoim powołaniem.
To jest to coś, czym możesz zmieniać rzeczywistość.
Twoje marzenia mają znaczenie! Nie odkładaj ich w nieskończoność.
Odważ się marzyć z Bogiem.
Nie musisz znać wszystkich odpowiedzi już teraz.. zaufaj Mu w małych i wielkich sprawach i patrz jak działa.

A kiedy znowu te myśli przyjdą, pozwól im zostać na dobre.
Pozwól im rozsiąść się wygodnie, rozgościć, rozpakować walizki.
Dzięki temu nie zapomnisz, jak masz na imię naprawdę.






Dzień Bardzo Dobry # 5

10.11.16 Komentarze 0

Nie potrafię wybaczać.
Z wielką precyzją potrafię opisać co było nie tak, kiedy to się stało, gdzie i w jakich okolicznościach..
Pamiętam minę Benia, kiedy krzyczałam o taką bzdurę, że wstyd się przyznać.
Pamiętam, jak bardzo nie potrafiłam zaufać Bogu, kiedy leżałam w szpitalu z zagrożoną ciążą.
Pamiętam, jak się buntowałam, kiedy rodzina mi się sypała.
Pamiętam, okres dumy i wiecznego niezadowolenia z życia.
Pamiętam.
Bo ja nie potrafię wybaczać sobie.



Zły dba o to, żebym pamiętała.
Tamte słowa. Tamte myśli. Rzeczy, które zrobiłam i te, które mogłam zrobić, a byłam zbyt leniwa, nieczuła, stchórzyłam..
Błędy, które są już przeszłością, a których ja sama nie potrafię sobie wybaczyć.
I wtedy nie ważne jest dla mnie, ile razy mówiłam do dzieci z miłością- ważny jest ten raz, kiedy znowu zdarzyło mi się podnieść głos.

Nigdy się nie zmienisz!
Zawsze będziesz ...
Widzisz? Znowu to zrobiłaś!

Czy te myśli też czasami Cię okradają? Z radości, z poczucia wartości, którą mamy w Bogu, a nawet z pewności zbawienia..?
Nie daj się okradać! Zły przychodzi żeby kraść, ale Stwórca oferuje nam życie w obfitości (Jan 10;10). Nie pozwól diabłu ciągnąć cię w dół z powodu tego, co było.
Przeproś Boga. Proś o przebaczenie dzieci, męża, przyjaciółkę.. i żyj.
Czy potrafisz sobie wybaczyć i iść dalej bez oglądania się wstecz? Bez poczucia winy, wstydu i żalu do samej siebie?

Zapominam o tym, co za mną,
i uparcie sięgam po to, co przede mną; 
zdążam do celu, do nagrody..
Filipian 3;13-14


Pan Bóg chce dać nam przebaczenie.
Musimy uczyć się je przyjmować i zostawiać nasze grzechy tam, gdzie ich miejsce.. pod krzyżem.
Bóg chce wybaczać i wybacza, jeśli tylko o to prosimy. Nie ma takiej rzeczy, której nie mogłabyś Mu wyznać.
On wiedział o każdym naszym grzechu, zanim go popełniliśmy, a jednak oddał za nas życie, więc.. po co rozpamiętywać? To nie ma sensu, a jednak jesteśmy w tym bardzo dobre.. prawda?

Nasz Bóg zapomina.
Nigdy więcej nie wypomni nam naszych potknięć i upadków.
Nigdy nie wskaże na nas palcem krzycząc: Znowu to zrobiłaś!



Będę miłosierny mimo ich nieprawości 
i nie wspomnę więcej ich grzechów.

Hebrajczyków 8;12


Nasz Ojciec jest dawcą nowych początków i kolejnych szans.. więc wstań!
Otrzep kolana.
Podnieś swój wzrok na Jezusa, szukaj Bożego zaopatrzenia i pomocy w każdej sytuacji twojego życia.
Rób swoje. Najlepiej jak potrafisz, dając z siebie sto procent.
A jeśli znowu się potkniesz.. jeśli znowu popełnisz błąd, powiedz przepraszam i... wróć do zmywania naczyń.
Odpisywania na maile.
Układania wieży z klocków.
Idź na spacer, tak jak postanowiłaś przed tą felerną kłótnią..

Skoro Bóg wybaczył Ci i postanowił rzucić to w niepamięć, dlaczego Ty miałabyś żyć w poczuciu winy?
Pozwól się uwolnić od ciężaru wczorajszych niepowodzeń.
Zbyt proste?
Poznaj Bożą łaskę, Moja Droga..


Niewyczerpane są objawy łaski Pana, 
miłosierdzie Jego nie ustaje.
Każdego poranku objawia się na nowo, 
wielka jest wierność Twoja.
Treny 3;22-23


Pewien człowiek twierdził, że często miewa sny, w których rozmawia z Bogiem.
Kiedy opowiedział o tym swojemu pastorowi, ten nie do końca mu uwierzył. Potrzebował dowodu, dlatego poprosił:
'Kiedy następnym razem Bóg znowu odwiedzi cię we śnie, poproś Go, aby powiedział ci o największym grzechu, jaki kiedykolwiek popełniłem.'
Pastor miał bardzo bogatą przeszłość.. Bóg miał z czego wybierać.
Po pewnym czasie, pastor znowu spotkał tego mężczyznę. Zapytał go więc: 'Czy Bóg znowu rozmawiał z tobą we śnie?'
'Tak, oczywiście!', powiedział z uśmiechem.
'W takim razie, jaki grzech Bóg wymienił jako najgorszy ze wszystkich moich grzechów?'
Człowiek odpowiedział: 'Kiedy Go o to zapytałem, On popatrzył mi prosto w oczy i krótko odpowiedział:
'Nie pamiętam.'

Bóg zapomniał.
Może przyszedł czas, żebyś Ty też zapomniała?