Pomimo wszystko..

31.3.16 Komentarze 0


Ludzie są nierozsądni, 
nielogiczni i zajęci sobą, 
KOCHAJ ICH MIMO WSZYSTKO

Jeśli jesteś życzliwy, 
zarzucą ci egoizm i ukryte intencje, 
BĄDŹ ŻYCZLIWY MIMO WSZYSTKO

Jeśli osiągniesz sukces, 
zyskasz fałszywych przyjaciół i prawdziwych wrogów. 
OSIĄGAJ SUKCESY MIMO WSZYSTKO

Dobro, które czynisz dzisiaj, 
jutro zostanie zapomniane. 
CZYŃ DOBRO MIMO WSZYSTKO

Jeśli będziesz szczery i uczciwy,
ludzie mogą to wykorzystać przeciwko tobie.
BĄDŹ SZCZERY I UCZCIWY MIMO WSZYSTKO

To, co budujesz latami, 
może runąć w jednej chwili. 
BUDUJ MIMO WSZYSTKO

Jeśli znajdziesz wewnętrzny spokój i szczęście,
niektórzy mogą ci zazdrościć.
BĄDŹ SZCZĘŚLIWY MIMO WSZYSTKO

Ludzie potrzebują pomocy,
ale zaatakują cię, jeśli wyciągniesz do nich rękę.
POMAGAJ IM MIMO WSZYSTKO

Dawaj z siebie to, co najlepsze,
choć często usłyszysz, że to za mało.
DAWAJ Z SIEBIE TO, CO NAJLEPSZE
MIMO WSZYSTKO.

Widzisz.. w ostatecznym rozrachunku,
liczy się tylko to, co było między tobą, a Wszechmogącym Bogiem.

Matka Teresa z Kalkuty

Kartoteka

25.3.16 Komentarze 2

Na krawędzi dnia, gdzieś pomiędzy jawą a snem znalazłem się w pokoju. 
Jedyne, co tam zobaczyłem to niekończące się rzędy małych, prostokątnych szufladek. Kartoteka. Zajmowała całą ścianę. 

Podszedłem bliżej i zobaczyłem, że każda szufladka jest opatrzona odpowiednim napisem. 
Pierwszy, który przykuł mój wzrok brzmiał: Ludzie, których lubiłem
Otworzyłem szufladkę i zacząłem przeglądać kartki ze środka. Rozpoznawałem imiona umieszczone na nich: Ania, Andrzej, Marta... Zamknąłem szybko tą szufladkę. 

Nagle uświadomiłem sobie, gdzie jestem. Ten pokój, te martwe rzędy szufladek to brutalny katalog systemu mojego życia. Na tysiącach posegregowanych karteczek zapisane były wszystkie czynności, myśli i słowa mojego dwudziestoletniego życia; nawet te, o których sam dawno już zapomniałem. 

Uczucie niesamowitości i ciekawości mieszało się z przerażeniem gdy otwierałem kolejne szufladki. 
Jedne przynosiły radość, ciepłe wspomnienia inne uczucie tak wielkiego wstydu, że aż musiałem się obejrzeć za siebie by sprawdzić, czy nikt mnie nie widzi... Przegroda z napisem: Przyjaciele, była tuż obok: Przyjaciele, których zdradziłem
Niektóre napisy były mi znane, inne mniej, jeszcze inne były mi zupełnie obce. 

Książki, które przeczytałem
Kłamstwa, które mówiłem 
Dowcipy, z których się śmiałem 
Wstrząsająca była dokładność zawartych na kartkach informacji... 
Rzeczy, które robiłem w złości 
Rzeczy, które mruczałem pod nosem na moich rodziców 

Nie było mi do śmiechu. Wciąż zaskakiwały mnie czytane zdania. Niektórych kart było więcej, niż chciałem, innych mniej niż miałem nadzieję. Czy to możliwe, że podczas 20 lat życia zapisałem sobie te wszystkie karteczki? 
Jednak każda z nich była prawdą, każda zapisana moim pismem, opatrzona moim podpisem. Gdy wysunąłem szufladkę: piosenki, które słuchałem uświadomiłem sobie, że nie ma końca. Zamknąłem ją szybko. Wstydziłem się. Nie tego jakich piosenek słuchałem, tylko tego, ile czasu poświęciłem na ich słuchanie... Nagle mój wzrok padł na szufladkę opatrzoną napisem: pożądliwe myśli. Wysunąłem ją tylko na centymetr aby nie widzieć całej jej długości. Przeczytałem jedną karteczkę. Byłem zaszokowany jej dokładnością. Czułem się wręcz ohydnie wiedząc, że nawet tak krótki moment mojego życia został zarejestrowany. Poczułem w sobie obezwładniającą wściekłość, wręcz bezsilność... Wiedziałem tylko jedno - nikt nigdy nie może dowiedzieć się o istnieniu tego pokoju! Muszę go zniszczyć!!! 

W przerażającej złości szarpnąłem kartoteką. Jej rozmiar nie był ważny. Musiałem ją zniszczyć... a jednak nie udało się. Karteczki były niezniszczalne. Byłem bezradny. Włożyłem pojedyncze szufladki na swoje miejsca. Wiedziałem, że nie dam rady... Oparłem się o ścianę i ciężko westchnąłem. Dopiero wtedy zobaczyłem szufladkę z napisem: ludzie, z którymi podzieliłem się Ewangelią
Jej uchwyt był bardziej lśniący niż pozostałe, prawie nietknięty. Z przykrością stwierdziłem, że jej długość nie jest większa niż 4 centymetry. Mogłem policzyć jej kartki na palcach jednej ręki. Po moich policzkach potoczyły się łzy. Poczułem w sercu ból i zacząłem się trząść. Padłem na kolana i płakałem jak mały dzieciak. Płakałem ze wstydu, z przerażającego mnie wstydu... Rzędy szufladek rozmazywały się w moich oczach. Nie, nie, nikt nigdy nie może się dowiedzieć o istnieniu tego pokoju!!! Muszę go zniszczyć i zamknąć na klucz... Gdy otarłem łzy, zobaczyłem, że nie jestem sam. W kącie pokoju stał ON...
NIE, NIE, TYLKO NIE ON! NIE TU! KAŻDY, TYLKO NIE JEZUS!!! 

Bezsilnie patrzyłem, jak otwierał szufladki i czytał ich zawartość. Gdy wreszcie zmusiłem się, aby spojrzeć mu w oczy... zobaczyłem smutek. Smutek jeszcze większy niż mój własny. Dlaczego On musiał je wszystkie przeczytać? 
Wreszcie odwrócił się w moją stronę i popatrzył na mnie. Patrzył na mnie z wielkim współczuciem, nie było to jednak współczucie, które mnie denerwowało. Spuściłem wzrok i znów zacząłem płakać. Jezus podszedł do mnie i objął mnie. Mógł tyle powiedzieć - ale On milczał. Nagle zaczął płakać razem ze mną. Wstał i podszedł do kartoteki. Otworzył pierwszą z brzegu szufladkę, po kolei wyjmował z niej obciążające mnie kartki. Moje imię wpisane na nich przykrywał swoim podpisem. - Nie!!! - krzyknąłem. Chciałem wyrwać te kartki., - Nie!, nie!?- Jego imienia nie powinno tam być! Ale tak było. 
Pisane taką głęboką czerwienią, taką ciemną, taką żywą. Imię Jezusa zakrywało moje na coraz większej ilości kartek. Było pisane krwią.
 Jezus otwierał kolejne szufladki uśmiechając się do mnie smutno i podpisywał, podpisywał, podpisywał... Zamknął ostatnią szufladkę, podszedł do mnie, położył swoją rękę na moim ramieniu i powiedział: 
WYKONAŁO SIĘ... 

Wstałem i On wyprowadził mnie z pokoju. Nie było żadnych zamków w drzwiach. 
Żadnych zamków - gdyż jest jeszcze wiele pustych kart do zapisania... 
Nie ma już obciążających mnie kart w tamtym pokoju, a moje życie nie dobiegło jeszcze do końca...


Sekrety Dobrej Organizacji

17.3.16 Komentarze 0

Od dawna zachwyca mnie opis dzielnej kobiety z 31 rozdziału księgi Przypowieści Salomona. Opisana tam osoba jest pracowita, zaradna, podejmuje ważne decyzje, nie boi się wyrażać własnego zdania, zarabia, ma podwładnych – czyli jest szefową, jest osobą szanowaną, a przy tym pełną wdzięku, dostojności i jestem pewna, że jest szczęśliwą matką i żoną. 

Czytając taki opis można wpaść w kompleksy. Zastanawiałam się, czy w ogóle jest możliwe, żeby chociaż zbliżyć się do takiego ideału. Jeśli tak, to w czym tkwi tajemnica tej kobiety? Po prostu: Jak ona to robi??? Jestem pewna, że opis ten jest nam dany, drogie Panie, nie dlatego, żebyśmy zaczęły mieć problem z poczuciem wartości albo wpadły w pracoholizm, lub zniechęcenie. Każde słowo zapisane w Biblii ma spełnić konkretny cel: „Całe pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania sprawiedliwości” (2 Tym 3,16). Tak więc -czego możemy się nauczyć? Jaka lekcja wynika dla nas?

    Badając kolejno słowo po słowie, werset po wersecie, dotarłam do wersetu 27: „Czuwa nad biegiem spraw domowych…” Nagle wszystko zaczęło się układać: tak, ta kobieta doskonale wiedziała, czym jest organizacja czasu!



Dzisiejsze czasy są bardzo dziwne – mamy dużo ulepszeń, pomocy ze strony techniki, a wydaje się, że mamy mniej czasu, niż nasze mamy i babcie jeszcze 20, czy 30 lat temu, kiedy dostęp do urządzeń typu „oszczędzających twój cenny czas” był tylko marzeniem. 
Żyjemy w wielkim pędzie, stresie, często odczuwamy presję, zmęczenie, jesteśmy przytłoczone ilością pracy, która jest do zrobienia. Prawda jest taka, że każda z nas ma 24 godziny dane przez Stwórcę i to, w jaki sposób je zagospodarujemy i na co je przeznaczymy zależy tylko od nas. Jeśli nauczymy się dobrze zarządzać czasem, zasmakujemy wolności. Wymaga to jednak pewnej samokontroli i nauczenia się kilku zasad.

Nie ma jednej recepty na zarządzanie czasem, jest to sprawa indywidualna – każdemu coś innego służy zależnie od temperamentu, dominującej półkuli mózgowej, rodzaju pracy, czy nawet wieku. Są jednak pewne wytyczne, które w większości przypadków się sprawdzają.

1. Co masz zrobić – zrób od razu
Jeśli wiesz, że coś zajmie ci tylko kilka minut – zrób to od razu. Otrzymałeś rachunek – włącz komputer i zrób przelew, oderwał się guzik – przyszyj, dostałaś maila – odpowiedz na niego od razu, przełożyłaś mięso mielone na półmisek – umyj patelnie póki gorąca (dużo łatwiej się myje). Mamy nawyk odkładania czegoś na później, jednak często „później” zmienia się to na „nigdy”. Najchętniej odkładamy na później zadania trudne i te, których nie lubimy. W wykorzenieniu tego nawyku może pomóc myśl, że jest to po prostu nieefektywne (np.: odpisując na maila, którego wcześniej otrzymałaś, musisz go przecież ponownie przeczytać).

2. Planuj rzeczy do zrobienia
Jeśli czegoś nie możesz wykonać od razu- określ, kiedy to zrobisz. Listy spraw do załatwienia to naprawdę dobry pomysł. Spisz to, co masz do zrobienia. Bardzo dobrze sprawdzają się kalendarze i terminarze. Osoby bliżej zaprzyjaźnione z technologią mogą korzystać z komputerów lub ustawić przypomnienie w telefonie.
Bardzo ważne przy robieniu list jest umieszczenie w niej spraw możliwych do wykonania oraz ustalenie czasu, w jakim zostaną wykonane. Ważne jest też, żeby na liście nie było zbyt dużo wypisanych zadań.
Kiedy czekają nas ważne wydarzenia – warto z wyprzedzeniem zaplanować najważniejsze rzeczy, aby się nie okazało, że np. w ostatni świąteczny tydzień trzeba zrobić wszystko, co uważamy za konieczne – od wysłania kartek
z życzeniami (kolejki na Poczcie są ogromne), po mycie okien, wielkie sprzątanie, kupienie prezentów i robienie pierniczków. Niektóre rzeczy można zrobić wcześniej – zaoszczędzi nam to mnóstwo czasu i stresów, a czas świąt będzie dla nas odpoczynkiem w znaczeniu zarówno duchowym, jak
i cielesnym. W przeciwnym wypadku organizm po takiej dawce stresu może zareagować chorobą.

3. Trzymanie się terminów
Kiedy ustalisz terminy wykonania planu – trzymaj się ich. Warto jednak pamiętać o zostawieniu sobie marginesu czasu – np. 15 minut do każdego zadania. Będziesz miała wystarczająca ilość czasu, gdy wyskoczą nieprzewidziane sytuacje, jeśli zaś z jakimś zadaniem uporasz się wcześniej – będziesz miała czas na chwile odpoczynku – zrelaksuj się wtedy, zamknij oczy, oddychaj głęboko – będziesz mogła się przygotować do wykonania następnego zadania.

4. Rezygnacja z wielozadaniowości
Może nam się wydawać, że robienie kilku rzeczy naraz jest oszczędzaniem czasu, jest to jednak myślenie błędne. Nasz umysł pracuje dużo szybciej
i wydajniej, kiedy jest skupiony tylko na jednej rzeczy. Możemy spróbować przeprowadzić mały eksperyment - jeśli wymienimy wszystkie litery alfabetu, a później zaczniemy liczyć od 1 do 25 zajmie nam to dużo mniej czasu, niż, jeśli chcielibyśmy robić te dwie rzeczy naprzemiennie (A1B2C3 itd.).
Słyszałam kiedyś historię o człowieku, który był na początku swojej drogi biznesowej. Zapytał innego, doświadczonego biznesmena o jedną wskazówkę, której powinien się trzymać, aby odnieść sukces. Tamten przekazał mu to, co uważał za najważniejsze: „Nie zaczynaj drugiej sprawy, póki nie skończysz tej, nad którą właśnie pracujesz”.
Dbaj o koncentrację uwagi, a będziesz miała więcej czasu.

5. Delegowanie obowiązków
Jeśli jakieś zadanie może wykonać inna osoba, może bardziej kompetentna, niech ją wykona. Delegowanie obowiązków jest ważną umiejętnością, czasami kobietom trudno się dzielić zadaniami do wykonania, gdyż „kto tak dobrze zrobi, jak ja?”. Taka postawa może wynikać z tego, że potrzebujesz kontrolować rzeczywistość i trudno jest ci oddać władzę. Tak naprawdę wewnątrz możesz odczuwać mnóstwo niepokoju, jednak tłumienie go sprawia tylko, że nie jesteś skuteczna, za to czujesz się przepracowana i wypalona. W Biblii znajdziemy dużo przykładów ludzi, którzy przekazali pewne obowiązki innym po to, aby być bardziej efektywnym w tym, do czego ich Bóg powołał – chociażby Mojżesz, który rozstrzygał sprawy sporne w Izraelu, czy Apostołowie, którzy powołali diakonów. Delegowanie wcale nie jest oznaką słabości, raczej życiowej mądrości i tego, że ufasz innym.

6. Odpoczynek
Być może na pierwszy rzut oka odpoczynek nie do końca pasuje wśród wskazówek dobrej organizacji czasem, jednak jest on niezwykle istotny. Pierwszą rzeczą, którą Stwórca ustanowił po stworzeniu Ziemi był odpoczynek. Praca oraz dobra koncentracja uwagi wymaga odpowiedniej ilości odpoczynku. Naucz się robić sobie przerwy w pracy. Tak ustal harmonogram, aby relaks znalazł tam swoje ważne miejsce. Zaplanuj czas na hobby, spacer, nicnierobienie. Jeśli tego zaniedbasz – nie tylko będziesz mniej wydajna i efektywna, ale także doprowadzisz się do stanu wypalenia z powodu stresu.
Równie ważne jak dłuższy odpoczynek są krótkie przerwy pomiędzy zadaniami. Badania wykazały, że najefektywniejszy jest rytm –około godziny pracy – 7-10 minut odpoczynku.

7. Nagradzanie się
Każdy Twój sukces w organizacji czasu potrzebuje nagrody. Ciesz się z tego, że jakiś niedobry nawyk zmieniłaś w inny, lepszy. Nagradzanie się to najlepsza motywacja, żeby jeszcze skuteczniej panować nad czasem, który Bóg dla nas tu przeznaczył.

8. Uważaj na pożeraczy czasu:
Telewizja – myślę, że większość z nas się zgodzi z tym, że telewizja jest niesamowitym złodziejem czasu. Oglądając programy czasem wydaje się jakby ciągi reklam były przerywane filmem, a nie odwrotnie. Nie tylko reklamy są tutaj groźne. Łatwo można dać się wciągnąć w oglądanie różnych programów i skakanie po kanałach. Czasem trzeba wręcz heroicznego wysiłku, żeby wstać i wyłączyć telewizor.
Obijanie się – to jest taki stan, w którym nie robisz nic konstruktywnego, ale też nie odpoczywasz. Do tej kategorii możemy zaliczyć bezmyślne przeglądanie stron internetowych, przełączanie kanałów telewizyjnych, przekładanie papierów. Często obijanie się jest przejawem odwlekania, odkładania ważnych spraw na później. W takich momentach warto zadać sobie pytanie: „czego unikam?” – możemy wtedy skoncentrować się na tej czynności albo na świadomym odpoczynku.
Niezorganizowanie – dotyczy to zarówno braku organizacji w życiu, jak i otoczeniu. Działając bez planu tracisz czas na wielokrotne wykonywanie tych samych czynności i ciągłe bieganie w kółko. Żyjąc w bałaganie marnujesz czas na poszukiwanie kluczy, portfela, zagubionych dokumentów.
Plotkowanie – kiedy wdajesz się w dyskusję o innej osobie, o polityce i politykach – takie rozmowy bardzo szybko przeradzają się w plotkowanie, które nikomu nie służy i szkoda na nie czasu i energii.
Brak asertywności – najogólniej mówiąc asertywność jest to umiejętność mówienia „nie” bez poczucia winy w sytuacjach, kiedy jest to konieczne. Umiejętność stawiania granic jest czymś niezwykle ważnym. Jeśli mamy z tym problem możemy mieć także kłopot z dobrą organizacją czasu. Jednak nic straconego – tego można się nauczyć! Następnym razem, kiedy niezapowiedziana koleżanka wpadnie do nas bez uprzedzenia i będzie wyglądało na to, że zamierza zostać przez kolejne kilka godzin – warto zacząć praktyczne ćwiczenia nowej umiejętności, którą chcemy posiąść

Nasz Stwórca przewidział dla każdej z nas życie, które będzie błogosławieństwem dla nas samych, jak i innych osób. Czasem jednak same wszystko komplikujemy przez nasz pośpiech i brak organizacji.
Możesz wykorzystać zawarte tutaj sugestie, możesz także poszukać swojej własnej drogi do właściwego gospodarowania czasem.
Planujmy każdy dzień tak, żeby Bóg był przez nasze życie uwielbiony.





Egoistka

13.3.16 Komentarze 3

Przyprowadzając lub odbierając synka z przedszkola mam okazję spotykać wiele mam.
Różnych mam.
Raczej nie rozmawiamy. Mijamy się na korytarzu uśmiechając się do siebie albo mówimy sobie dzień dobry w przedszkolnej szatni.
Od czasu do czasu widzimy się też na przedstawieniach i zajęciach otwartych dla rodziców.
Wszystko takie na szybko, w przelocie, bez dłuższych rozmów i zaproszeń na kawę.

Nie mam w zwyczaju przyglądać się ludziom, analizować zachowań, podsłuchiwać o czym rozmawiają ze swoimi dziećmi przy ubieraniu kapci i jakim robią to tonem.
Ale pewne rzeczy po prostu zauważam.
Pewnych rzeczy po prostu nie da się nie słyszeć.

Spotykam mamy, które o 7 rano i o 4 popołudniu wyglądają tak samo- dobrze. Bez zarzutu.
Mają zrobiony makijaż, ładnie uczesane włosy i nienaganne paznokcie. Ubrania noszą kobiece, niezniszczone, starannie dobrane. Nie takie po domu. Zazwyczaj chodzą na obcasach, ale są i takie w wygodnych balerinach. Zapach ich perfum wypełnia całą szatnię.
Często się uśmiechają. Albo dobrze udają, albo są naprawdę zrelaksowane. Mówią do dzieci spokojnie, nawet jeśli widać, że bardzo się śpieszą. Znajdują chwilkę żeby poczytać co jest na śniadanko, podziwiać wywieszone na korytarzu prace plastyczne czy dać szybkiego buziaka.

Spotykam też inne mamy.
Czy jest 7 rano, czy 4 popołudniu, zawsze przebierają nogami kiedy tylko przekroczą próg przedszkola.
Zazwyczaj stoją nad swoimi dziećmi i ciągle je poganiają. Czasami słyszę jak wyciskają przez zęby nerwowe: pospieszysz się czy nie! Kiedy maluch prosi o przeczytanie menu, odpowiedź zazwyczaj jest krótka: daj spokój, nie mam czasu.
Niektóre na rękach trzymają młodsze dziecko, które ugotowane w zimowym kombinezonie, krzyczy wniebogłosy.
Nie widać makijażu, ale podkrążone, zmęczone oczy. Włosy niedbale spięte gumką w dziwnym kolorze.
Nie zwracają większej uwagi na ubranie, buty, paznokcie.
Może mają większe zmartwienia, a może im się nie chce po prostu. Jak ja to rozumiem..

Jednej z nich z torby wystawał pampers.
Daję głowę, że w środku znalazłby się jeszcze bidon z wodą, zapasowy smoczek i gumy owocowe. Może nawet zapasowe body i rajstopki.
Zamiast szminki w modnym kolorze- NIVEA na oblizane na sankach wargi.
Zamiast perfum- chusteczki nawilżane o zapachu lawendy.
Zamiast kremu do rąk- ten na odparzenia.
Ja taki zestaw w mojej torbie noszę prawie zawsze. Chyba, że właśnie zmieniłam torebkę i postanowienia mam inne oraz chwilowy porządek.
Do tego posmarkane chusteczki i papierek z wymamlaną gumą w środku..bo już smaku nie miała, więc oddał mamie jeden z drugim.
Trudno powiedzieć, gdzie te kobiety zawsze się tak śpieszą. Nie mam pojęcia, czy pracują w domu czy w sklepie spożywczym, a szef spóźnień nie toleruje. Może biorą nocne dyżury, żeby móc z najmłodszym w dzień w domu posiedzieć.. a może cały dzień spędzają na seriale.tv.
Może ledwo wiążą koniec z końcem i same są do wszystkiego.. albo mąż dobrze zarabia, a teściowa obiady gotuje.
Nie wiem czy lubią swoje dresy i odpryśnięty lakier na paznokciach. Nie wiem czy te nerwy od samego rana to ich wybór czy konsekwencja nieprzespanych nocy, nawału pracy, stresu, problemów z mężem.
Nie wiem.

Ale tak się ostatnio zastanawiałam, że może one po prostu zapomniały.. bo łatwo jest zapomnieć. Ja to wiem i może ty też..
Zapomniały o sobie.
Zapomniały jak to jest czuć się dobrze z samą sobą. Być zadbaną, zrelaksowaną, z perfumem na nadgarstku i błyszczykiem na ustach.
Od rana w dobrym nastroju, bo dzień zapowiada się cudny- choć taki zwyczajny..
Zapomniały jak to jest ukradkiem przeglądać się w sklepowych witrynach z uśmiechem na ustach i myśleć: fajnie wyglądam.
Zapomniały też, że lubią wykąpać się w wannie z pianą i gazetę poczytać. Też w wannie.
Włączyć ulubioną płytę i zrobić manicure z malowaniem na czerwono. A co!
Zrobić coś tylko dla siebie i nie być dla wszystkich w około na chwil parę..ze sobą się spotkać i pobyć. Zapomniały, jak bardzo to przecież potrzebne.


Ja nie jestem żadną znawczynią mody. Nie podążam za najnowszymi trendami, nie znam ich nawet..tyle co na ulicy zobaczę, w czym co druga kobieta chodzi.
Od siedmiu lat jestem przede wszystkim mamą. I tak będzie przez kolejne kilkanaście..i wcale mi to nie przeszkadza. Naprawdę nie. Zdecydowałam się na to świadomie i niczego nie żałuję.
Myślę jednak, że panuje takie ogólne przeświadczenie, że w macierzyństwie chodzi tylko o to, co robisz dla innych. O to co dajesz i ile dajesz- to jest wyznacznik dobrej matki.
Coś jest z tobą nie tak, jeśli wychodzisz na fitness, a niemowlak w domu z tatą zostaje.
Coś jest z tobą nie tak, jeśli lubisz kolację z mężem przy świecach- nie przy kuchennym stole z dzieciakami na piętrze.
Coś jest z tobą nie tak, jeśli masz ochotę wyjechać gdzieś sama. Zostawić dom, dzieci, obowiązki..już jesteś stracona, jeśli tylko to ci przejdzie przez myśl. Ile razy słyszałam: ja bym tak nigdy nie mogła jak ona..
Nie jesteś za dobrą mamą, skoro kupiłaś nową torebkę, a dziecko chce klocki lego albo najnowsze adidasy. Że niby kto jest ważniejszy?!
Będą też patrzeć z góry, jeśli postanowisz wrócić do pracy. Bo chcesz, bo musisz, bo masz kredyt..wszystko jedno. Już cię ocenili.
Jesteś egoistką.
Matka nie może chcieć.
Kobieta nie powinna myśleć o sobie. I kropka.

Czy mogę się nie zgodzić? Bo się wcale nie zgadzam!
Mama nie musi nosić zmechaconych swetrów i za dużych dżinsów.
Mama nie musi mieć cieni pod oczami i zmęczonej twarzy.
Dobra mama nie musi być każdego wieczora i popołudnia w domu.
Może nawet będzie lepszą mamą, jak jej te dwa wieczory w miesiącu nie będzie..albo kilka dni nawet.
Ile można tylko dawać? Jak długo kobieta jest w stanie radzić sobie z wszystkimi obowiązkami, jeśli nie znajdzie chwili dla siebie samej?
Jak może kochać innych nie akceptując siebie?
Czekaj, czekaj..jak tam jest napisane? 'Kochaj bliźniego swego..' jak?
'Jak siebie samego.' !
Serio?!
Bo żeby dawać innym, trzeba mieć. Z pustego i Salomon.... no wiecie.
 
Może nie pamiętasz już nawet co ci sprawia przyjemność. Co cię cieszy i motywuje do dalszego działania. Co sprawia, że chce ci się służyć z uśmiechem na ustach i radością w sercu.
Bo mów co chcesz, ale wszystkie jesteśmy tylko ludźmi i każda z nas potrzebuje oderwania się od codziennych obowiązków. Każda, bez wyjątku, potrzebuje poczuć się dobrze ze sobą i lubić siebie.
Możesz czuć się dobrze w sportowych butach albo w eleganckich szpilkach. W jeansach albo ołówkowej spódnicy. Możesz lubić patrzeć na siebie w lustro bez cienia do powiek i czarnej mascary, a możesz lubić właśnie z tą mascarą..mi jest wszystko jedno.
To tobie powinno zależeć. To ty powinnaś sobie przypomnieć jak to jest..czuć się dobrze ze sobą i z życiem, które masz.
Trzeba mieć odwagę sięgnąć po więcej. Po lepszą jakość życia, nabytą niekoniecznie za pieniądze.

Tu nie chodzi o wielkość portfela, chociaż część z was pewnie się nie zgodzi..
Nie chodzi o to ile masz kasy, a właściwie- na co jej nie masz. To tylko wymówka- możesz mi wierzyć.
Wiadomo, że za kosmetyczkę zapłacić czymś trzeba.. ale super maseczki sprzedają też w rossmanie. Takie za 1,5zł (złoty pięćdziesiąt inaczej..). Raz kupisz wodę zamiast coli i już masz na maseczkę. A potem wieczorem nakładasz, wchodzisz do wanny z taką wodą, że przez kilka chwil musisz się przyzwyczajać..i siedzisz. Aż będzie zimna. Obok zapalona świeczka, choćby tealight. Wszystko jedno przecież..
Albo ten manicure. Wymaga czasu, odrobiny wprawy i chęci- nie pieniędzy.
Spacer też jest całkiem darmowy.. a ile razy pozwalamy sobie na to, żeby pospacerować samotnie po okolicy? Pomyśleć, pomodlić się na przykład, posłuchać tylko swoich myśli..
Ostatnio chciałam, ale nie poszłam. Pierwsze co mi przyszło do głowy to: A co ludzie pomyślą jak mnie zobaczą na spacerze w południe?! Samą! Że leń jakiś ze mnie..że mi tak dobrze, bo cały dzień w domu siedzę i pachnę.
Potrzebowałam tego wtedy jak nie wiem. A potem żałowałam, bo jak malutka wstała to dalej byłam nerwowa. Zmywałam naczynia i myłam ubikację zamiast na ten spacer iść..głupia.


Dzisiaj wiem, że następnym razem pójdę.
Będę egoistką.
Jestem nią i to do granic możliwości, bo nawet listę rzeczy, które sprawiają mi radość sobie zrobiłam. Rzeczy, które zawsze chciałam zrobić, ale zawsze było coś ważniejszego niż ja. Albo takie, które po prostu lubię, a zapominam o tych małych przyjemnościach. I co więcej- ja za tą listą podążam..a ja niby nie działam według list. No popatrzcie, jak to się człowiekowi może w krótkim czasie pozmieniać..
Mam na tej liście czytanie książki w ciszy, w łóżku. Z kubkiem gorącej herbaty na nocnym stoliku. Nie z doskoku jak zawsze.
Samotne spacery lubię i wyjścia do kina.
Lubię wypić kawę na mieście, a nie pamiętam kiedy ostatnio to zrobiłam..
Lubię mieć ładną torebkę i porządek w garderobie. I mało ubrań, a dobrej jakości.
Lubię obcasy. Fantastyczne czarne szpilki leżą w szafie, na tej najniższej półce, już dobre dwa lata. Baleriny, płaskie obcasy, jakieś sportowe nike są ostatnio na fali. Tak jest wygodnie i bezpiecznie, szczególnie z niemowlakiem na rękach. Do takich co z wdziękiem podbiegają w szpilkach do autobusu nie należę.. a zawsze chciałam.
Lubię zapalić pachnącą świeczkę wieczorem i Biblię w spokoju poczytać. Napisać kilka zdań w notatniku.
Lubię sam na sam z Bogiem, które jest prawdziwie sam na sam.
Lubię też rozpuszczone włosy, zapach zapomnianych perfum i lekki makijaż.
I prysznic rano. Uwielbiam po prostu!
Lubię otwierać drzwi klientom naszej firmy i nie wstydzić się tego co mam na sobie i jak akurat wyglądam.
Kawę w domu też lubię. Z Maćkiem.
Zrobiłam też sobie paznokcie. Chciałam od jakichś dwóch lat..teraz mogłam, więc sobie zrobiłam. Bo lubię i sprawiło mi to wielką radość!!

Muszę powiedzieć, że ja też zapomniałam ostatnio..tak jak te mamy w przedszkolu.
Nieraz byłam jedną z nich, ale powoli odświeżam sobie pamięć.
Nawet do kina planuję iść. Z mężem nie mogę, ale kogoś znajdę i pójdę!



Chcąc nie chcąc słyszę gdzieś w środku siebie głos oskarżenia: to takie nieduchowe!!
'Tego co w górze szukajcie (...) O tym co w górze myślcie, nie o tym co na ziemi.'  (Kolosan 3;1-2)
'Kobiety powinny mieć ubiór przyzwoity, występować skromnie i powściągliwie, a nie stroić się w kunsztowne sploty włosów ani w złoto czy perły, czy kosztowne szaty..'  (I Tymoteusza 2;9)
Ten głos woła jeszcze:
'Jeśli chcesz mieć siłę do dawania otwórz Biblię i przeczytaj jakiś rozdział! Spędź czas z Bogiem, pozwól aby On cię wypełnił. Nie próbuj zastępować Bożej obecności ładnymi ubraniami czy relaksem z książką na kolanach. Pij ze  źródeł życia a nigdy nie będziesz już pragnąć! Przestań myśleć o sobie! Lepiej jest dawać aniżeli brać...'

To wszystko prawda.
Tak jest napisane i zgadzam się z tym w 100%. Jak mogłabym inaczej?
Każdemu człowiekowi, zawsze, bez względu na to co robi i jak wygląda jego życie- Jezus wystarcza.
Jego obecność pomaga przechodzić przez życie zwycięsko. On może wypełniać nasze braki i dać nam prawdziwe i trwałe odświeżenie. Tylko On, a nie nowa torebka!! Nieraz o tym pisałam..
Ale tak samo jak my lubimy dawać swoim dzieciom nagrody i sprawiać im przyjemność nie tylko samym przebywaniem z nimi - mimo, że to jest dla nich zawsze najważniejsze, tak samo nasz Ojciec w niebie chce dawać nam rzeczy, które sprawiają nam radość! Tak po prostu.
Masz pozwolenie.
To nie grzech polubić siebie! Przeglądać się w lustrze z uśmiechem na twarzy i cieszyć się z ładnych, zadbanych paznokci.
To nigdy nie powinno być najważniejsze, ale nikt mi nie powie, że nie jest ważne i fajne. Kobieta chrześcijanka nie musi nosić długiej do kostek spódnicy i rozciągniętej bluzki. Obcasy nie są światowe! Możesz o siebie zadbać, wyglądać pięknie i skromnie zarazem. A w tym wszystkim przynosić Bogu chwałę!
Twoje samopoczucie i siły które masz- albo ich brak..mają konsekwencje w tym jak reagujesz na stres, jak traktujesz swoją codzienność i dzieci, które wymagają od nas naprawdę dużo.

Możesz mieć pewność, że żadna rzecz, nie da ci nigdy wiecznego szczęścia. Żaden relaks, spa, wyjazd, wakacje..nic.
Każda z nich może jednak nieco rozjaśnić ciężki dzień lub dać wytchnienie w problemach.
Przynieść fizyczne ukojenie i przyjemność.
...czy to źle, że tego czasem potrzebujemy?

Daj sobie prezent.
Zrób listę rzeczy które lubisz, które sprawiają ci radość i wnoszą w twoje życie powiew świeżości. Pewnie za niektórymi zdążyłaś się już stęsknić albo o części dawno już zapomniałaś..?
Idź do fryzjera, pomaluj paznokcie, książkę dobrą poczytaj. Albo zwiąż włosy w kucyk i idź pobiegać! Z Chodakowską poćwicz..
Zrób coś dla siebie.
Sama zobaczysz, że oklepane przysłowie Szczęśliwa mama- szczęśliwe dzieci, to najprawdziwsza prawda.
A do tego i mąż szczęśliwszy, i wszyscy w około.. gwarantuję.
Jestem też pewna, że Bóg z radością na twój uśmiech będzie patrzał. Nawet uśmiech do witryn sklepowych. Ukradkiem, jak już włożysz te szpilki...
Spróbujesz?
Bądź egoistką przez kilka chwil i już więcej nie zapominaj, jak to jest...








Kurczak KFC

9.3.16 Komentarze 2

Co jakiś czas mamy na obiad fast-foody.
Jemy wtedy frytki, hamburgery, tortille, pizzę, zapiekanki, hot-dogi.. oczywiście wszystko w wersjach przyjaznych dla zdrowia.
O dziwo tylko wtedy mój młodszy syn jest w stanie zjeść porządną porcję świeżych warzyw!
Po takim obiedzie zawsze słyszę:
Mamo, trafiłaś w setkę!
Jesteś mistrzem kuchni!
Jesteś najlepszą kucharką!
Możemy jutro też mieć taki obiad?
Mogę nieskończoność milionów dokładek?

Czasami wszyscy mamy ochotę na kurczaka z KFC.
Wtedy ten przepis na chrupiące kawałki kurczaka przychodzi z pomocą- jest zdrowo, szybko i naprawdę smacznie.

Oryginalny przepis pochodzi z książki Julity Bator  'Zamień chemię na jedzenie'  o której pisałam TUTAJ.
Ja troszkę go zmodyfikowałam- składniki pozostały te same, za to sposób przygotowania jest nieco inny.

Pierś z kurczaka przygotowana w ten sposób sprawdza się na obiad, przyjęcie urodzinowe, spotkanie ze znajomymi.. gorąco polecam.


Kurczak KFC
Składniki:
1 podwójna pierś z kurczaka
2 szklanki płatków kukurydzianych
1/2 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki pieprzu
1 łyżeczka curry
1/2 szklanki mąki ziemniaczanej
2 jajka

Przygotowanie:
- filet z kurczaka umyć, osuszyć papierowym ręcznikiem, oczyścić z błon i tłuszczu, pokroić w niewielkie kawałki,
- pokrojoną pierś zasypać przyprawami (solą, pieprzem, curry) i dobrze wymieszać,


- płatki zawinąć w czysty ręcznik kuchenny / ściereczkę i zgnieść wałkiem do ciasta,


- przygotować 3 talerze z: mąką ziemniaczaną, rozkłóconymi jajkami i drobno pokruszonymi płatkami,


- każdy kawałek mięsa panierować w podanej wyżej kolejności,
- kłaść na wyłożonej papierem do pieczenia blaszce i piec w temperaturze 200 stopni ok. 20 minut- aż płatki lekko się zrumienią.




Podawać z sosem jogurtowym (czosnek, jogurt naturalny lub grecki, sok z cytryny, sól, pieprz, ew. musztarda) lub z keczupem i mnóstwem świeżych warzyw.

Smacznego!




Wypełnij mnie

6.3.16 Komentarze 3

Może to nie będzie tekst, który zainspiruje wielu z was.
Może nie będzie wart ani jednego komentarza, ani jednego udostępnienia, ani uwagi setek internautów- tak jak poprzedni.
Może będę się powtarzać.
Może będzie bez polotu, za to z błędami.
Może..ale chciałam napisać, bo bronię się nogami i rękami od zamknięcia tego miejsca. Szczerze mówiąc- było blisko.
Siadałam wieczorem do komputera i chociaż myśli kotłują się w mojej głowie cały dzień i mam pomysły na kilkadziesiąt kolejnych postów, nie potrafiłam napisać nawet jednego sensownego zdania. Nie miałam siły ani ochoty. Potrzeba snu wygrywała ze wszystkim co planowałam zrobić wieczorem.
Nie wiem jak to się nazywa. Spadek formy, przemęczenie, zniechęcenie, gorsze dni..cokolwiek to jest dopadło i mnie w ostatnich dniach.

Chorujemy. W sumie jesteśmy już prawie po..ale to były trudne dni. Dla dzieci, dla nas, dla mnie.
Każda choroba moich dzieci to dla mnie porażka.
Zaczynam się zastanawiać co źle zrobiłam, albo czego nie zrobiłam, że znowu zachorowały.
Zaczynam żałować, że zabrałam ich do centrum handlowego, do kina..
Zaczynam wątpić w swoją wiedzę, umiejętności, matczyną intuicję i ten cały zdrowy styl życia..
Zaczynam wątpić w cudowną moc karmienia piersią, suplementacji tranem i propolisem.
Zaczynam wątpić, że wygram z palonymi przez sąsiadów workami śmieci i plastików. Właściwie nie wątpię. Wiem, że nie wygram. Czuję ten smród codziennie.Za nim wyjdę na spacer zawsze zastanawiam się, czy jest sens narażać Benia na atak astmy. Może trudno w to uwierzyć, ale spacery po naszej okolicy często tak właśnie się kończą. Prawie cały okres jesienno-zimowy spędzamy w domu. Nie z wyboru- z przymusu.
I płakać mi się chcę, kiedy muszę podać mu kolejny wziew, kiedy ląduje u higienistki w czasie lekcji wychowania fizycznego z dusznościami. Płakać mi się chcę, kiedy inhaluję 11-miesięczną Milenkę kilka razy dziennie, a ona dalej nie potrafi złapać oddechu. Płakać mi się chcę i płaczę, bo czuję się totalnie bezradna. Nie mam nad tym kontroli, chociaż wydawało mi się, że chociaż część zależy ode mnie. Wydawało mi się, że kiedy zrobię co mogę, to będzie dobrze. Wydawało mi się..
Skończyło się na antybiotyku, a obiecałam sobie, że zrobię wszystko, żeby leczyć dzieci bez tego świństwa.
Mili bierze już drugi w swoim życiu. Ma niespełna rok.
Dla mnie to totalna porażka.

Z drugiej strony wiem, że chorujemy mniej więcej co miesiąc.
Nie zmagamy się z ograniczeniami związanymi z pobytem w szpitalu codziennie.
Nie walczymy z bólem i cierpieniem każdego dnia. Nie. Daję Panadol jak boli i boleć przestaje.
I to właśnie staram się docenić.

Przyjaciółka ostatnio napisała:

'Dziękuję Ci Boże, że od miesiąca mam szpital w domu, 
a nie dom w szpitalu...'

Powtarzam to sobie cały czas. Bo taka w tym prawda, że do pionu mnie stawiała nie raz przez ten cały okres chorób.

Mamy jakieś dwa-trzy tygodnie spokoju między kolejnym zapaleniem ucha, jelitówką, grypą.. Możemy wykorzystać je na tysiące sposobów.
Chodzić do parku, na zakupy i do kina. Możemy umawiać się z przyjaciółmi i odwiedzać rodzinę. Moje dzieci mogą zaśpiewać babci Sto Lat patrząc jej w oczy, a nie przez telefon. Możemy łapać pierwsze promyki wiosennego słońca i szukać przebiśniegów w ogródku.
Możemy!!

Wiem, że niektórzy nie lubią filozofii 'Musi mi być dobrze, bo inni mają gorzej'. A mi ta filozofia czasami pomaga popatrzeć na sytuację z odpowiedniej perspektywy.
Zawsze wtedy nie podoba mi się uczucie, że jestem za bardzo rozpieszczona dobrobytem i wygodnym życiem, skoro narzekam na nieprzespaną noc. Co z tego, że kolejną?! Albo płaczę nad koniecznością podania antybiotyku.. dziewczyno- to nie chemia! To tylko antybiotyk..
Nie lubię tej świadomości, że nie mam na co narzekać. Że nie ma mi prawa być źle w tym ciepłym, dużym domu z kochającym mężem u boku i roześmianymi dziećmi.
Nie lubię, ale wiem, że to prawda.
Że to normalnie grzech być niezadowoloną. Mieć ten spadek formy czy coś tam..
A ja się przyznaję, że ten grzech popełniłam.

Kilka dni praktycznie całe spędziłam spacerując z Milenką wtuloną w moje ramię. Nie mogłam jej odłożyć. Od razu płakała. Chciała być blisko mnie i wcale się nie dziwię. Zmagała się z utrudnionym oddychaniem, 40-stopniową gorączką, katarem i zmęczeniem. Prawie wcale nie mogła spać. Spacerowałam po naszym domu i myślałam rozglądając się dookoła. Walczyłam z poczuciem marnowanego czasu. Lista kolejnych zadań rosła w mojej głowie w zastraszającym tempie..
Widziałam niedoklejone listwy w sypialni, niedomalowane od trzech lat framugi i upalcowane ściany w przedpokojach. Widziałam każdą pajęczynę i plamy na podłodze. Mijałam kilkadziesiąt razy mały pokoik u góry nazywany biurem. Zupełnie nie wiem dlaczego, bo jak na razie to po prostu rupieciarnia w której nie widać podłogi. Widziałam zawaloną garderobę i dwie miski zdjętego jedną ręką prania, które trzeba wyprasować, poskładać i włożyć do półek. I kosz na brudne ubrania, który od kilku dni się nie zamykał. Do tego wiszące jeszcze śnieżynki w oknach i okna..po zimie wymagają zawsze szczególnej uwagi. Kuchnia i duży pokój były obrazem nędzy i rozpaczy. A tyle razy wmawiałam sobie, że chociaż stół w salonie zawsze będzie czysty.. nie było gdzie usiąść, ani położyć kawy. Totalny chaos i syf. Dosłownie. No i były ferie. W domu biegało dwóch ruchliwych chłopców mających gdzieś zamiecioną właśnie podłogę.
Oprócz tego, od tygodnia czekało na mnie nieskończone zamówienie z Arte Deus, obiecane i nietknięte projekty dla kilku osób, wpis na blogu..
Widziałam wszystko co złe. Wszystko, co brzydkie, niedokończone i wymagało mojej uwagi, czasu i wysiłku. A ja nie miałam czasu!!! I nie stać mnie było na wysiłek..Ledwo dałam radę usmażyć naleśniki na obiad.

I wtedy się zaczęło. Męczyłam się poczuciem, że nie potrafię tego wszystkiego ogarnąć i pogodzić ze sobą dzieci, domu, pracy, bloga..że to za dużo.
Chciałam kilkoma kliknięciami w komputerze przekreślić wiele lat mojej pracy, długie godziny wysiłku i setki złotych zainwestowanych w to wszystko, czym się zajmuję.
Miałam zamiar kilkoma kolejnymi ruchami, zamknąć miejsce, które daje mi tyle satysfakcji i radości. Które- mocno w to wierzę- przynosi chwałę Najwyższemu i jest Jego pomysłem dla mojego życia na teraz.

Nie mogę. Nie dam rady- powtarzałam sobie w kółko. Modliłam się tymi samymi słowami.
Moje serce było przeciążone niekończącymi się listami rzeczy do zrobienia i niedokończonymi projektami.
Przeciwnik całymi dniami wbijał mi do głowy:
nie możesz
nie dasz rady
nie podołasz

Znowu widziałam swoją wartość w wypełnionym zajęciami kalendarzu i w odhaczaniu kolejnych osiągnięć, a nie w chodzeniu z moim Bogiem każdego dnia.
Znowu widziałam źródło mojego wewnętrznego pokoju i radości w tym, co zdołam zrobić sama, a nie w tym, co On zrobił dla mnie.
Bóg znowu musiał przypomnieć mi, żebym wszystko oddała Jemu. Cały ten bajzel w głowie i w domu, choroby, zatrute powietrze i wyrzuty sumienia. Moje dzieci, męża i dom. Bloga, firmę i strach o naszą przyszłość. Bo wszystko zależy od Niego i w Nim muszę położyć moje zaufanie i nadzieję.
Tylko w Nim.

Za bardzo rozglądałam się dookoła. Patrzyłam na sytuację, a nie na Tego, który wszystko trzyma w swoich rękach. To On ma moc i ostatnie słowo.
Miałam rację. W 100%. Nie radziłam sobie. Sama- nie radziłam sobie zupełnie.
Nie mogłam być wszędzie i wszystkim. Nie mogłam gotować obiadu, zmywać podłogi, pakować zamówienia i nosić chorej Milenki.
Nie mogłam być najlepszą mamą, żoną, panią domu, przyjaciółką..nie dałam rady być kreatywna i pracować do późnej nocy.
Nie mogłam robić tego wszystkiego o własnych siłach. Dawałam z siebie wszystko- ale to było i zawsze będzie za mało.
Bóg chce w moich słabościach okazywać swoją moc. Chce pomagać i wspierać. Dawać siły i obdarzać pokojem, którego nie może pojąć żaden rozum..w środku totalnego chaosu, chce dać swoje ukojenie.
Jeśli Bóg jest na właściwym miejscu, wtedy wszystko jest na właściwym miejscu. Dopiero wtedy mogę widzieć prawdziwy obraz sytuacji w której jestem i siebie samej- niezdolnej, a jednak mogącej wszystko w Nim.

Nikt nie powiedział, że zniechęcenie nigdy nie przyjdzie. Można je jednak pokonać szukając Bożej twarzy. Patrząc w górę, a nie wyliczając braki i koncentrując się na własnych słabościach.
Nie pozwól myśli  nie dam rady zniechęcić cię do dalszego działania, ale użyj jej, do tego, żeby przypomniała ci o Bogu, który może.
Może wszystko.



Podczas tych moich domowych spacerów mogłam modlić się. Mogłam powtarzać tak dobrze znane mi Boże prawdy. Zagłuszać głos przeciwnika Bożym Słowem. Wylewać przed Bogiem obciążone serce.
Znaleźć pokój w ramionach Ojca. A jednak..wolałam rozglądać się dookoła. Szukać powodu, a nie wyjścia.
Ile razy pisałam, że zawsze mamy wybór? Że to od nas zależy, czy będziemy leżeć i płakać czy wstaniemy i zaczniemy zauważać dobro wokół siebie?
Ile razy pisałam, że to wszystko siedzi w naszej głowie i szczęśliwi nie będziemy jeśli, ale pomimo?
...

Potrzebujemy Bożej odwagi, żeby zmieniać rzeczy, na które mamy wpływ i siły, do zaakceptowania tego, czego nie możemy zmienić. Potrzebujemy Bożej mądrości, żeby potrafić ocenić daną sytuację i zobaczyć ją Jego oczami.
Czasami nasze pragnienia, plany i wizja życia, jakie chcemy mieć - nie stają się rzeczywistością. Życie przynosi wiele niespodzianek, a na naszej drodze pojawiają się rzeczy, z którymi nigdy nie planowaliśmy się zmierzyć. Ale gdyby nigdy nic w naszym życiu nas nie rozczarowało, moglibyśmy pokusić się o myśl, że możemy być całkowicie usatysfakcjonowani bez Jezusa.
Nie byłoby żadnej pustki, którą musiałby wypełnić.
Nie odczuwalibyśmy potrzeby Jego bliskości.
Nie mielibyśmy potrzeby Jego prowadzenia w naszym życiu.

Zamiast poddawać się zniechęceniu i rozczarowaniom, możemy zbliżyć się do Boga i prosić o to, żeby nas wypełniał.
Kiedy pokłócę się z mężem- Jezu, wypełnij mnie.
Kiedy jestem zawiedziona zachowaniem moich dzieci- Jezu, wypełnij mnie.
Kiedy czuję się przemęczona i fizycznie obciążona- Jezu, wypełnij mnie.
Kiedy ktoś bliski rani mnie- Jezu, wypełnij mnie.
Kiedy dzieci wyleją sok na świeżo wymytą podłogę- Jezu, wypełnij mnie.
Kiedy remont ciągnie się w nieskończoność- Jezu, wypełnij mnie.
Kiedy tracę wszystkie zdjęcia z mojego aparatu- Jezu, wypełnij mnie.
Kiedy muszę zrezygnować z moich planów- Jezu, wypełnij mnie.
Kiedy mam ochotę krzyczeć z bezsilności- Jezu, wypełnij mnie.

Panie, zwróć moje duchowe oczy na Ciebie. 
Pomóż mi widzieć rozczarowania i trudności które przechodzę jako tymczasowe i nie warte moich łez. 
Pomóż mi widzieć moje życie przez pryzmat wieczności.
Kiedy czuję się duchowo pusta, proszę, wypełnij mnie, Jezu.
Pomóż mi oddać Tobie chwałę i być wdzięczną we wszystkim. 
Zabierz moje słabości i dodaj mi sił.
 Amen


Muszę przyznać, że znowu powoli mi się chce.
Że zrobię kopiec kreta i wypijemy z Maćkiem popołudniowe latte.
Że zagramy z dziećmi w chińczyka i poczytamy Pana Kuleczkę.
Że jak wydobrzeją znowu będziemy łapać promyki słońca i szukać wiosennych kwiatów.
Pozbieramy bazie, na które patrzę od trzech tygodni z kuchennego okna i zrobię porządny obiad.
I porządny post powstanie i posprzątam. Śnieżynki w oknach jeszcze zostawię.. w końcu zima jest jeszcze..
A jutro napiszę maila z przeprosinami za opóźnienie w projekcie mając nadzieję, że po drugiej stronie też jest człowiek.
I będzie dobrze.
Na pewno.