Śmierć w świecie dziecka

30.10.15 Komentarze 3

         Śmierć… Trudny temat dla nas, dorosłych. Wydaje się jeszcze trudniejszy, kiedy mamy przed sobą dziecko, które styka się z tym, co nieuniknione.

           Co mówić dziecku o śmierci i jak można mu pomóc, kiedy się z nią zetknie?



Zależy to głównie od wieku dziecka.
Małe dziecko – do około czwartego roku życia, ma jeszcze znikome pojęcie o śmierci, jeśli więc nie spotyka ona osoby jej szczególnie bliskiej (jak rodzic lub… ulubione zwierzątko), to reakcja jest zazwyczaj bardzo słaba. Dzieci czteroletnie z zasady nie wyrażają jeszcze specjalnych uczuć, chociaż mogą słowami ujawnić świadomość, że śmierć łączy się ze smutkiem i żalem.
Dla dzieci pięcioletnich śmierć przybiera już konkretniejszą formę i kojarzy się ze słowem „koniec” i z bezruchem. Zdarza się, że unikają one martwych zwierząt i ptaków. Wprawdzie pięciolatki często uważają, że będą żyły wiecznie, to jednak pojawia się wtedy obawa, że może umrzeć mama. Nasila się ona w wieku sześciu lat – w tym wieku pojawia się także większa wrażliwość związana ze śmiercią. Często pięcio i sześciolatki wierzą w odwracalność śmierci – jesteś martwy, ale za chwilę znów wracasz do życia.
Siedmiolatki, które już ze swojej natury mają skłonność do przygnębienia i melancholii, wykazują duże zainteresowanie śmiercią i jej przyczynami: chorobami, przemocą, podeszłym wiekiem. Pojawia się u dziecka myśl, że i ono może umrzeć. Dzieci w tym wieku mówią, że chciałyby umrzeć – jest to jednak typowe dla tego wieku i z reguły nie musimy brać tego zbyt poważnie.
Ośmiolatek zaczyna interesować się już nie tyle cmentarzami, czy pogrzebami, ale raczej tym, co dzieje się po śmierci.
Większość dzieci w wieku dziewięciu i dziesięciu lat podchodzi do śmierci rzeczowo. Dzieci w tym wieku potrafią już wiele zrozumieć. Rodzice muszą już sami zdecydować, jak wyczerpujące i szczegółowe ma być tłumaczenie – warto iść przy tym tropem zadawanych przez dziecko pytań i brać pod uwagę stopień wykazywanego przez nie zainteresowania.

Bardzo trafne rady Grollmana są następujące:
  1. Zawsze mówcie dziecku prawdę. Nie wolno mówić nic, o czym później musiałoby zapomnieć.
  2. Bądźcie gotowi spokojnie przyjąć gwałtowne wybuchy i niezgodę dziecka na to, co mu powiecie.
  3. Nie oczekujcie, że wystarczy powiedzieć wszystko raz na zawsze. Ta sprawa wymaga powtarzania.
  4. Powiedzcie zupełnie jasno, że śmierć danej osoby (jeśli był to ktoś bliski) – nie została w żaden sposób zawiniona przez dziecko.
          Kiedy ktoś umiera dorośli chcą czasem chronić dziecko przed smutkiem i innymi przykrymi uczuciami. Nie jest to jednak dobre wyjście. Spotkałam raz tatę, który prawie rok po śmierci żony nadal mówił trzylatkowi, że jego mama wyjechała. Twierdził, że syn jest zbyt młody, alby powiedzieć mu prawdę, nie wiedział jednak, kiedy będzie właściwy czas, by dziecko dowiedziało się o śmierci matki. To nie jest właściwe podejście, gdyż poczucie porzucenia, odrzucenia i osamotnienia wcale nie jest łatwiejsze do przeżycia niż żałoba. Dodatkowo jest ogromna szansa, że chłopiec będzie czuł się oszukany, kiedy dowie się prawdy (najczęściej prawdy dowiadują się przypadkowo i od obcych osób) i będzie miał problem zaufać ojcu.

        Czy zabierać dzieci na pogrzeby? Zabieranie ruchliwego, małego dziecka nie ma sensu. Tym bardziej, że małe dzieci mogą być dosyć przerażone samym faktem składania ciała do grobu. Pamiętam, jak mój syn wraz ze swoim kuzynem (cztero i pięciolatek) po pogrzebie cioci przyrzekli sobie, że w przypadku śmierci i pogrzebu jednego z nich – drugie wróci i go odkopie.
Sześcio- i siedmioletnie dziecko potrafi się już odpowiednio zachować w miejscach i sytuacjach publicznych, tak więc zabranie go na pogrzeb może być dla niego samego bardzo ważne, zaś dla dorosłych być źródłem pociechy. 
         Zawsze jednak rozeznanie co do możliwości reakcji dziecka musi być podstawą decyzji.


Kiedy dorosną..

27.10.15 Komentarze 4



Kiedy moje dzieci dorosną, nie będą pamiętać ile miały zabawek.
Będą pamiętać, czy znalazłam czas, żeby się z nimi bawić.

Kiedy moje dzieci dorosną, nie będą pamiętać czy w kuchni było czysto.
Będą pamiętać, że razem piekliśmy w niej ciasteczka.

Kiedy moje dzieci dorosną, nie będą pamiętać, czy w Wigilię na stole co roku znalazło się 12 potraw.
Będą pamiętać atmosferę, która towarzyszyła przygotowaniom do tych szczególnych świąt.

Kiedy moje dzieci dorosną, nie będą pamiętać, jak wyglądał nasz ogród. Czy trawa była idealnie przystrzyżona, rabaty wyplewione, gdzie rosły iglaki a gdzie hortensje.
Będą pamiętać, że grali tam w piłkę z tatą, a mama przygotowywała pikniki na trawniku.

Kiedy moje dzieci dorosną, nie będą pamiętać, ile czasu dla nich gotowałam, ile czasu dla nich sprzątałam, ile czasu spędziłam zarabiając pieniądze na ich potrzeby.
Będą pamiętać ile czasu dla nich byłam.

Kiedy moje dzieci dorosną, nie będą pamiętać bajek, które teraz oglądają czy gier, które tak lubią.
Będą pamiętać wspólne wycieczki rowerowe, noce pod namiotem i ogniska z pieczonymi ziemniakami.

Kiedy moje dzieci dorosną, nie będą pamiętać czy malowałam się każdego dnia.
Będą pamiętać, jak często na mojej twarzy malował się uśmiech.

Kiedy moje dzieci dorosną, nie będą pamiętać wszystkich kazań, które głosił ich tata w niedzielę rano.
Będą pamiętać, jak wyglądało jego życie od poniedziałku do soboty.

Kiedy moje dzieci dorosną, nie będą pamiętać nawet najbardziej wyszukanych dań jedzonych w samotności.
Będą pamiętać makaron na słodko w czwartek i niedzielne poranki z pastą jajeczną, które jedliśmy wspólnie.

Kiedy moje dzieci dorosną, nie będą pamiętać kiedy zaczęły przesypiać noce, w jakiej pościeli czy łóżku spały.
Będą pamiętać wieczorne przytulaki, buziaki na dobranoc, wspólne modlitwy i czytanie Biblii. Będą pamiętać, że zasypiały nie bojąc się niczego, bo byliśmy obok na każde zawołanie.

Kiedy moje dzieci dorosną, nie będą pamiętać ilu ludzi mogliśmy gościć w naszym domu.
Będą pamiętać, że goście są błogosławieństwem, a dom jest po to, żeby się nim dzielić.

Kiedy moje dzieci dorosną, nie będą pamiętać ile razy musiały być karcone.
Będą pamiętać, że kochaliśmy je za bardzo, żeby tego nie robić.

Kiedy moje dzieci dorosną, nie będą pamiętać ile razy rozlały, spaliły, zrzuciły, zepsuły..
Będą pamiętać, że mogły próbować i uczyć się samodzielności.

Kiedy moje dzieci dorosną, nie będą pamiętać jak często musiały wstawać do szkoły o świcie.
Będą pamiętać, jak wyglądały nasze poranki.

Kiedy moje dzieci dorosną, nie będą pamiętać, jakich używaliśmy słów, gdy ktoś obcy stał obok.
Będą pamiętać, jakie to były słowa, kiedy nikt inny nie słyszał.

Kiedy moje dzieci dorosną, nie będą pamiętać ile mówiliśmy o Jezusie.
Będą pamiętać, czy żyliśmy tak jak On.


Kiedy moje dzieci dorosną, nie będą pamiętać wielu rzeczy.
Będą pamiętać to, co ważne.
Moim zadaniem jest pamiętać o tych ważnych rzeczach dzisiaj, żeby one miały szansę pamiętać je w przyszłości... kiedy dorosną.


Post zainspirowany TYM blogiem.

Oswoić jesień

26.10.15 Komentarze 1

Mamy jesień.
Dni są krótkie, jest mokro, przez większość czasu szaro i ponuro. Brakuje słońca, a temperatury są coraz niższe.
Generalnie, nie jest to ulubiona pora roku większości z nas.

Ja jednak uwielbiam jesień za wiele rzeczy, ale przede wszystkim za klimat.
Klimat jesienią jest niepowtarzalny. Poranna mgła i przebijające się przez nią słońce, deszcz uderzający w szyby, te kolory, charakterystyczny zapach powietrza..jest cudnie.
Klimat jesienią można sobie również samemu stworzyć. Niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju.
Jesienią jakoś szczególnie czuję atmosferę rodzinnego ciepła. Przypominam sobie na nowo czym ono jest i jak bardzo jest w życiu potrzebne.

Chciałabym, żeby nasze dzieci nauczyły się doceniać każdą porę roku.
Żeby lubiły długie, letnie wieczory, ale również wiosenne deszcze.
Żeby korzystały ze słonecznych letnich i jesiennych dni, ale również z tych szarych i ponurych.
Żeby tak samo jak pierwsze krokusy wiosną, cieszył je pierwszy śnieg zimą.
Chciałabym, ale wiem, że najpierw sama muszę im to pokazać. Pokazać piękno w każdej porze roku, w czasie każdej pogody. Pokazywać ogromne możliwości, jakie niesie za sobą każda pora roku.

Dzisiaj kilka sposób na to, jak zaprosić jesień pod swój dach i jak ją polubić.

1. Zwolnij
Jesień to taka pora roku, w czasie której natura wokół nas zwalnia tempo. Może i ty spróbujesz?
Kiedy ostatnio pozwoliłaś sobie na długą kąpiel z pianą przy blasku świec?
Kiedy w wolny dzień zjadłaś śniadanie w łóżku czy chociaż wypiłaś poranną kawę?
Może na reszcie znajdziesz chwilę, żeby przeczytać książkę lub pochylić się nad Bożym Słowem na dłużej niż zazwyczaj.
Pomyśl, posiedź w ciszy, spotkaj się z kimś, z kim od tak dawna próbujesz się spotkać,a nie masz na to czasu.
Ty wiesz, czego potrzebujesz, czego od dawna ci brakuje. Zrób to!
Przyjemności nie muszę dużo kosztować. Większość z nich jest za darmo :)
Przestań biec. Jesień, to pora na życiowy spacer.

2. Postaw na rodzinę
Wiosną i latem moje dzieci większość czasu spędzają na dworze. Nie mają dla mnie czasu! W czasie jesiennej szarugi zdecydowanie częściej jesteśmy razem w domu. Jest to dobry moment żeby budować szczególne więzi z naszymi najbliższymi i popracować nad niezwykłymi wspomnieniami dla naszych dzieci.
Wyłączmy telewizory i komputery. Spędzajmy czas razem rozmawiając, grając w gry, czytajmy naszym dzieciom. Pozwólmy sobie na trochę wspólnego nicnierobienia, na długie wieczory z Biblią czy książką, odpowiadanie na tysiące nurtujących nasze dzieci pytań.
Opowiadajmy najmłodszym przeróżne historie..jesień to zdecydowanie czas rodzinnych opowieści pod ciepłym kocem czy przy kominku.
Co powiesz na 'bazy' zrobione z koców i krzeseł w salonie czy jesienny piknik na środku pokoju? Możliwości jest mnóstwo!
Nie bójmy się też spacerów. Wiem, że czasami na prawdę trudno jest wyjść z ciepłego domu na zimno. Co z tego że kałuże, że deszcz.. Skakanie do kałuż to dla dzieci najlepsza zabawa- przynajmniej moich ;)
W domu możemy tworzyć kasztanowe i ziemniaczane stwory (ziemniaki + zapałki to był mój osobisty hit, kiedy byłam pod opieką babci Anusi), jarzębinowe korale, kolorowe bukiety z liści.
Jesień nie jest nudna, ogranicza nas tylko nasz sposób myślenia i powiedzmy sobie szczerze- często po prostu lenistwo :)

3. Poszalej w kuchni
Latem zazwyczaj mniej gotujemy, mniej kulinarnie eksperymentujemy, mniej czasu spędzamy w kuchni. Jesienią jest zupełnie inaczej. Te smaki, zapachy.. to wszystko tworzy właśnie TEN klimat, o którym pisałam wcześniej.
Jesień nierozerwalnie kojarzy mi się z szarlotką i zupą z dyni. To czas rozgrzewających zup i deserów na ciepło. Czas pysznej owsianki na śniadanie i jajecznicy z grzybami prosto z lasu. Jesienią możemy cieszyć się bogactwem letnich zbiorów. Wykorzystaj to i ciesz się nowymi przepisami wykraczającymi poza standardy, które do tej pory królowały w twojej kuchni.
Domowy chleb? Pyszny rosół z kury? Pasztet wege? Czemu nie!
Niech w naszych domach pachnie jedzeniem. Zachęcam Cię do kulinarnych szaleństw.
Kolejne fajne przepisy już niedługo na blogu.

4. Kawa, herbata czy...?
Latem piliśmy w naszym domu głównie wodę. Woda nadal jest u nas nr 1, ale oprócz tego pogoda skłania mnie do powrotu w świat ciepłych napojów. A możliwości jest mnóstwo!
Po pierwsze herbata. Poszukaj nowych smaków. Wybierz się do najbliższej herbaciarni i kup coś, co zachwyci cię swoim aromatem. Jeśli nie masz możliwości, nawet w supermarkecie możesz sięgnąć po herbatę inną niż zwykła czarna. Zainwestuj w taką, która nie tylko nazywa się 'malinowa', ale w składzie na prawdę ma maliny! Może cię zaskoczę, ale to rzadkość. Czytaj etykiety.
Nasz domowy hit ostatnich miesięcy to zielona herbata liściasta w torebkach Big-Active pigwa + granat lub sama pigwa. Kto lubi zieloną herbatę na prawdę polecam. Jest na prawdę pyszna!
Spróbuj herbatę posłodzić miodem lub w ogóle nie słodzić. Dodaj cytrynę, może imbir lub przyprawy korzenne. Wypróbuj białą herbatę, kwitnącą herbatą zaskocz gości czy rodzinę, dodaj sok domowej roboty.. Baw się smakiem :)
Jeśli chodzi o kawę, jej rodzajów też jest mnóstwo. Można ją przyrządzić na wiele sposobów- dodając specjalne syropy, przyprawy typu cynamon, kardamon, gałka muszkatołowa, wanilia. Można pić latte, inni wolą czarną bez cukru..Znam też takich, którzy gryzą i zjadają ziarna prosto z opakowania..ale tego raczej nie polecam ;)
Oprócz tych dwóch oczywistości, mamy jeszcze do wyboru kawę zbożową, prawdziwe kakao, gorącą czekoladę- nie taką z proszku, ale z najprawdziwszej czekolady! Jestem pewna, że coś wybierzesz.
Kiedy za oknem szaro i zimno, rozgrzej się pysznym, gorącym napojem. Zrób to w inny niż do tej pory sposób. Herbata z cytryną i miodem to klasyk, ale czasami na prawdę fajnie spróbować czegoś nowego.

5. Udekoruj
Jesienią dekoracje są za darmo i można je znaleźć praktycznie wszędzie. Nie musimy mieć ani szczególnych zdolności, ani nawet specjalnych narzędzi czy materiałów, żeby pięknie udekorować dom lub mieszkanie. Ja zrobiłam swoje 'dekoracje'  w kilka minut. Mam nadzieję, że troszkę was zainspiruję.















Orzechy, szyszki, żołędzie, kasztany, liście, owoce dzikiej róży czy innych krzewów. Do tego kilka świeczek, które można obwiązać wstążką jutową z kawałkiem sznurka i dekoracja gotowa.
Możesz kupić kilka dyni i postawić je przed drzwiami wejściowymi czy gdziekolwiek w domu.

Jeśli macie ochotę na jakieś bardziej zaawansowane DIY, jesienne przepisy i mnóstwo pięknych pomysłów, odsyłam was do mojego ulubionego internetowego czasopisma:
Green Canoe Style 2012
Green Canoe Style 2013
Green Canoe Style 2014
Green Canoe Style 2015

Tymczasem w naszym domu pachnie cynamonem i domową szarlotką. Chłopcy łapią ostatnie chwile na podwórku, Mili spokojnie zasnęła. Za chwilę przyjdzie zmrok, napalimy w kominku, zapalimy świece. Pogadamy, pośmiejemy się trochę..pobędziemy.




Zdecydowałam

23.10.15 Komentarze 1

Długie lata czekałam.

Długie lata tęskniłam.

Czekałam na randkę.
Czekałam na maturę.
Czekałam na niezależność.
Czekałam na nowy początek.
Czekałam na wyjazd.
Czekałam na powrót do domu.
Czekałam na własny dom.
Czekałam na ciąże, dziecko, na poród.
Czekałam aż zacznie siedzieć, raczkować, chodzić.
Czekałam aż skończy 3, 6, 12 miesięcy. Aż w końcu te 3 latka skończy i do przedszkola pójdzie..czekałam.
Czekałam na noc przespaną.
Czekałam na dzień w samotności.
Czekałam na pracę.
Czekałam na urlop.
Czekałam na piątek.
Czekałam na dzień z dziećmi.
Czekałam na koniec choroby.
Czekałam aż mnie będzie stać.
Czekałam na wieczór, porę spania. Na ciszę.
Czekałam na odpowiedni moment.
Czekałam na jutro, za tydzień, za 10 lat.
Czekałam.

W tym samym czasie tęskniłam.

Tęskniłam za starymi czasami.
Tęskniłam za beztroską.
Tęskniłam za rodziną.
Tęskniłam za tamtą atmosferą.
Tęskniłam za tamtymi ludźmi.
Tęskniłam za wakacjami.
Tęskniłam za dziećmi.
Tęskniłam za rozmowami do rana.
Tęskniłam za pójściem do kina.
Tęskniłam za tym, co było.
Tęskniłam za tym, co miałam.
Tęskniłam.

Ciągle w poczekalni.
Ciągle pogrążona w smutku tęsknoty.
Ciągle obecna, ale nie do końca. 
Niby tu, ale nie teraz.

Niby normalne, że tęskniłam za tym, co było. Ludzie czasami tęsknią.
Niby normalne, że na coś czekałam, nowe cele sobie wyznaczałam i do nich dążyłam. Ludzie też tak robią.
Niby normalne, ale czekając i tęskniąc życie tam i wtedy przespałam.
Najzwyczajniej w świecie zmarnowałam te dni. 

Zaprzepaściłam niejedną szansę na szczęście, bo czekałam aż...
Zmarnowałam możliwość na przeżywanie cudu codzienności, bo tęskniłam za..

A gdyby tylko można było cofnąć czas, gdyby można było jeszcze raz te dni przeżyć, to na pewno inaczej bym żyła. 
Bardziej bym się starała, częściej śmiała, mniej narzekała.
Częściej bym przytulała, mniej krzyczała, bardziej miłość okazywała.
Czas jeszcze bez męża i dzieci, lepiej bym wykorzystała.
Mniej bym mówiła, więcej mądrzejszych od siebie słuchała. Z pokorą.
Nie denerwowałabym się o ten piasek na świeżo wymytej podłodze i zgubioną czapkę.
O bzdury.
Częściej bym czas znajdowała, nie mówiłabym ,nie teraz', ale 'już kochanie'.
Bardziej bym każdy dzień doceniała.
Gdyby tylko można było cofnąć czas..

W końcu się obudziłam. Zdecydowałam, że będę inaczej żyła. Że można inaczej.

Zdecydowałam, że nawet kolki, okres brudnych pieluch i bezsennych nocy będzie mnie cieszył.
Zdecydowałam, że choć fajni ludzie kiedyś obok mnie byli, teraz też mam cudownych przyjaciół.
Zdecydowałam cieszyć się drogą do celu, a nie celem samym w sobie, bo ta radość zawsze na chwilę tylko trwa.
Zdecydowałam te małe, delikatne, pachnące Cuda będę przytulać i przytulać i przytulać..kiedy tylko będą w zasięgu ręki.
Zdecydowałam, że skoro każdy dzień, to dzień, który Pan uczynił, to będę każdy dzień świętować po prostu. Świętować każdą darowaną chwilę. (Psalm 118;24
Zdecydowałam celebrować, a nie egzystować.
Zdecydowałam, i o siłę codziennie Boga proszę, bo od Niego przecież moje życie zależy.
Zdecydowałam bo wiem, że tylko dzisiaj do mnie należy. Jutro może nie nadejść. Bo życie jest jak para, która jest na krótko, a potem znika. (List Jakuba 4;14)
Życie jest kruche i ulotne.
Zdecydowałam, bo to decyzja którą codziennie, chwila po chwili, każdy podejmować musi.



O szczęściu i łapaniu chwili wielu już pisało, wielu jeszcze napisze.
Ja jednak wiem, że tylko w Bogu i z Bogiem moja radość jest zupełna.
Tylko On, daje szczęście które trwa, którego wytłumaczyć się nie da. Trzeba je przeżyć.
Ono nie zależy od emocji, od sytuacji w jakiej jesteśmy, okoliczności czy pogody.
Bo z Wszechmogącym Bogiem w sercu, nawet jak jest źle, to jest dobrze.
Wtedy cieszenie się chwilą ma sens, wtedy ma znaczenie i wieczny wymiar.

Zdecydowałam, że Bóg będzie w centrum moich małych i większych radości bo przyszedł, aby dać mi życie. Życie w obfitości i całej pełni, (Ew. Jana 10;10) i chcę z tego korzystać.

Od jakiegoś czasu już nie tęsknię. Już nie czekam.
Żyję z Bogiem u boku dzisiaj, tu i teraz obecna.
Jest mi łatwiej. Innym żyć ze mną też jest chyba łatwiej..
Na dzień dzisiejszy mam dosyć sił, o jutro martwić się nie muszę. (Ew. Mateusza 6;34)

I dzisiaj wiem, że szczęście największe w tej mojej codzienności to wiedzieć, że choć jutro dla mnie może nie nadejść, ja wiem gdzie i z Kim całą wieczność spędzę.

To szczęście jest dla każdego na wyciągnięcie ręki, za darmo.
To szczęście codzienne i to szczęście wieczne.
Wystarczy zdecydować i wziąć.
Wystarczy chcieć być szczęśliwym.







Jak to ogarnąć? Słów kilka o..

22.10.15 Komentarze 4

Lubię organizować i planować.
Lubię zapisywać co i kiedy musi być zrobione, czuję się wtedy spokojniejsza.
Lubię też wiedzieć jak podejść do pewnych spraw, żeby mój wysiłek był jak najbardziej efektywny.
Wierząc, że nie jestem w tym osamotniona, planuję co jakiś czas zamieszczać posty-poradniki, które mam nadzieję też ułatwią wam życie.

Kto mnie zna ten wie, że uwielbiam porządek, ale przy trójce małych dzieci trudno ogarnąć nasz duży dom, ogród i jeszcze mieć z tego radość. Kocham, kiedy wszystko ma swoje miejsce, kurzu nie widać, a z podłogi można jeść. I jeszcze kocham, kiedy w naszym domu pięknie pachnie czystością.
Trudno byłoby mi jednak pisać o byciu Perfekcyjną Panią Domu, ponieważ nią nie jestem. Do perfekcji mi daleko, ale staram się i na prawdę lubię sprzątać, szczególnie kiedy mam okazję robić to w spokoju i muzyką w tle.
Zaczęłam jednak coraz bardziej stresować się porządkiem w moim domu- w sumie jego brakiem.. i postanowiłam zmienić podejście i system zajmowania się domem.

Mam dla was kilka rad, które mam nadzieję, pomogą wam 'ogarnąć' temat porządku.
U mnie się sprawdzają.



1. Nie dąż do perfekcji
Nieskazitelnie czyste i perfekcyjnie zorganizowane domy po prostu nie istnieją- bez względu na to, czy są w nich dzieci, czy nie. Taka jest rzeczywistość, mimo, że czasami wydaje nam się, że jest inaczej.
Jeśli w domu mieszkają ludzie, zawsze jest coś do zrobienia i to jest normalne.
Jeśli w domu mieszkają mali ludzie, wtedy na bank zawsze jest coś do zrobienia i to też jest normalne. Pamiętaj- dom jest dla nas, a nie my dla domu. Przesadne dążenie do czystości i porządku prędzej czy później stanie się męczące nie tylko dla ciebie, ale również dla twoich najbliższych.
Sprawdziłam.
Pewnie już nie raz słyszałaś, że kluczem do sukcesu jest dobra organizacja. Ja powiedziałabym, że dobra organizacja i realistyczne cele.
Mierz siły na zamiary. Dostosuj wymagania wobec siebie do możliwości, sił i czasu którymi dysponujesz.
Pomyśl, czy pościel rzeczywiście musi być zawsze idealnie wyprasowana? Może w niewyprasowanej ty i twoja rodzina wyśpicie się tak samo dobrze, a nie będziesz musiała stać na ostatnich nogach prasując kolejny komplet?
A co z podłogami? Może wystarczy włączyć odkurzacz, a generalne mycie podłóg odłożysz na inny, bardziej dogodny czas?
Mycie okien raz na miesiąc? U mnie nie ma mowy..przy tylu oknach w domu, odpuściłam sobie idealnie czyste szyby. Wolę iść na spacer z dziećmi lub spędzić z nimi czas w inny sposób. A okna? Poczekają.
Jestem pewna, że niektóre rzeczy też możesz sobie 'odpuścić'. Warto to przemyśleć.

2. Zmień swoje nastawienie
Po co robić coś, czego efekt potrwa kilka minut lub godzin? Za chwilę i tak będzie trzeba zmyć podłogę, umyć ubikację i odkurzyć dywany po raz kolejny..jaki to ma sens?
Na pewno nie raz czułaś, że twoja praca w domu jest pozbawiona większego znaczenia, nudna, uciążliwa i nigdy się nie kończy. Stale robisz to samo i zdaje się, że tak na prawdę nikt tego nie docenia.
Praca w domu nigdy się nie skończy, jednak nagrodą za nasz wysiłek jest dom będący błogosławieństwem i prawdziwym azylem dla ciebie i twojej rodziny. Naszą zapłatą jest uśmiech dzieci i zadowolenie męża. Przy odpowiednim nastawieniu, właśnie to nam wystarczy.
Zacznij patrzeć na te często nudne czynności, jak na okazywanie miłości swojej rodzinie i.. Bogu!
'Cokolwiek czynicie, czyńcie z duszy jak dla Pana, a nie dla ludzi' List do Kolosan 3,23
Bóg postawił cię w roli kobiety, żony czy matki. To na prawdę przywilej! Kobieta w domu to ktoś, kto tworzy atmosferę, klimat domu i swoją pracą niszczy lub buduje szczególne miejsce w życiu rodziny.
Tak- nawet 'zwykłym' dbaniem o czystość i zaspokajaniem podstawowych potrzeb twojej rodziny, tworzysz dom. I wcale nie chodzi o budynek.
Radość z obowiązków domowych prawdopodobnie nie pojawi się sama. Sama wiem, jak łatwo jest tą radość zatracić, nawet jeśli się ją ma. Dlatego każda z nas codziennie musi decydować, że zaczniemy robić to, co musimy, z uśmiechem na twarzy. Musimy zdecydować, że zmienimy nastawienie.

3. Sprzątaj z dziećmi
Wiem- żadne odkrycie. Często po prostu nie mamy wyboru- musimy sprzątać z dziećmi.
A gdyby tak sprzątanie stało się zabawą? Nie odpychać małych pomocników, a zachęcać ich do wspólnego sprzątania? Twoje dzieci będą miały niezłą frajdę, a ty pozbędziesz się wyrzutów sumienia, że nie spędzasz z nimi wystarczającej ilości czasu z powodu domowych obowiązków. Aktywne spędzanie czasu z dziećmi i sprzątanie na prawdę się nie wykluczają! Naszym zadaniem, jako mam, nie jest jedynie ciągłe zabawianie naszych dzieci i wymyślanie nowych zabaw. Nasze dzieci powinny uczestniczyć aktywnie w codziennych czynnościach, które wykonujemy. Powinny czuć, że są częścią tego, co dzieje się w naszych domach.
Dzieci dostaną od ciebie niepowtarzalną szansę nauki i trening samodzielności w dbaniu o czystość, której będziesz od nich oczekiwać za kilka lat. Nie raz w przyszłości sobie za to podziękujesz.
Muszę przyznać, że to kosztuje dużo cierpliwości i samozaparcia, jednak warto.
Mój najstarszy syn ma 6 lat, a już bez problemu odkurza- i to na prawdę dokładnie, sortuje pranie, potrafi włączyć pralkę i wytrzeć kurz w swoim pokoju.
Dzieci mogą uczestniczyć przy prawie wszystkich obowiązkach domowych. Daj dziecku jego własną szmatkę, wodny spryskiwacz do szyb, może zmiotkę i szufelkę. Pozwól włączyć pralkę, odkurzać. Bądź kreatywna! 
Czasami musimy zrobić coś, co na prawdę trudno pogodzić z raczkującym maluchem, np. przeglądanie dokumentów. Podziel wtedy swoją pracę na kilka etapów i pracuj wtedy, kiedy twoje dziecko śpi- rano, w południe czy wieczorem.
I najważniejsze- zawsze dziękuj, chwal, nagradzaj za wspólną 'pracę'. Niech nasze dzieci poczują się docenione i wyjątkowe! Nie ma dla nich nic lepszego, jak pochwała z ust ukochanej mamy.

4. Wybierz swój system
Istnieją różne systemy, które ułatwią utrzymanie czystości i porządku w domu. Myślę, że ważne jest, żeby wybrać odpowiedni dla siebie.
Pierwszy sposób, który stosuję, to generalne sprzątanie całego domu/mieszkania w jeden dzień tygodnia- najczęściej w sobotę.
Jeśli masz małe mieszkanie lub nie chcesz sprzątać w ciągu tygodnia, to może się udać w twoim domu. Jeśli jednak lubisz rodzinne, spokojne lub 'wyjazdowe' soboty, ten system może się nie sprawdzić.

Myślę, że i u mnie przyszedł czas na zmiany.
Postanowiłam zastosować system, który polega na podzieleniu domu/mieszkania na pomieszczenia, które dokładnie sprzątamy w kolejne dni tygodnia.
Jeśli lubisz dzielić swoją pracę na etapy, ten sposób jest dla ciebie. Od teraz generalne porządki będę się starała robić według poniższego planu. Możesz stworzyć swój własny, uwzględniający potrzeby twoje i twojej rodziny.
Ja dodałam do mojego schematu również inne obowiązki, które uważam, że warto z góry zaplanować. Na przykład nigdy nie pamiętałam, kiedy zmieniałam ręczniki czy prałam pościel. Teraz już będę pamiętać.

W planowaniu domowych obowiązków, posiłków i nie tylko, nieocenioną pomocą  są dla mnie tzw. plannery.
Używam 'rodzinnej organizacji' tworzonej przez Karolinę z bloga www.houseloves.com.
Niedawno znalazłam bloga Magdy www.mypinkplum.pl, która też tworzy piękne, darmowe grafiki do pobrania.
Na pinterest ogromny wybór różnego rodzaju plannerów do druku.. poszukaj i używaj! Będzie Ci dużo łatwiej ogarnąć codzienne obowiązki - gwarantuję.

5. Wybierz relacje ponad wszystko
Ja ciągle się tego uczę...każdego dnia. Każdej godziny bycia mamą swoich dzieci.
Wolisz mieć czysty dom, czy być z dzieckiem, które cię potrzebuje? Wybierzesz porządkowanie garderoby czy rozmowę z przyjaciółką, która przechodzi gorszy okres w swoim życiu? Ustal priorytety.
Ząbkowanie, choroba, zły dzień, czas ważnych decyzji, strata, może po prostu chęć dziecka do spędzenia czasu tylko z tobą.. bądź blisko. Bądź tylko dla swojego dziecka, przyjaciela, rodziny, kiedy widzisz taką potrzebę. To ludzie są najważniejsi. W życiu liczy się drugi człowiek i relacje, inne obowiązki mogą poczekać. Nie miej z powodu tego wyrzutów sumienia. Z czasem wszystko sobie poukładasz.
Możesz nawet zacząć już teraz, załóż- rękawiczki i ..chyba, że właśnie przytulasz swój kilkutygodniowy Cud lub układasz puzzle ze swoim starszym dzieckiem. W takim wypadku brudna podłoga?..może zaczekać ;)

Powodzenia!

Krasiejów

18.10.15 Komentarze 0

Co jakiś czas staramy się odwiedzać razem z dziećmi ciekawe miejsca, rodzinnie spędzając czas.

Od teraz, relacje z takich wyjazdów połączone z moimi osobistymi opiniami na temat danego miejsca, będziecie mogli znaleźć tutaj.

W Polsce powstaje coraz więcej ciekawych miejsc, zapewniających niezliczone atrakcje nam i naszym dzieciom. To miejsca, gdzie można świetnie spędzić czas i wypocząć. Oprócz zabawy niejednokrotnie jest okazja do nauki poprzez zabawę, można dotknąć i zobaczyć rzeczy, o których nasze dzieci uczą się w szkole.

Takie właśnie miejsca mam nadzieję z Maćkiem i dziećmi odwiedzać coraz częściej.
Może i wy zostaniecie zainspirowani do odkrywczych, rodzinnych wyjazdów?
Na to liczę.

Na początku października wybraliśmy się z rodziną do Parku Rozrywki w Krasiejowie, koło Opola.

Dzień był bardzo udany. Dzieci bawiły się świetnie, a my, dorośli, wcale nie gorzej :)

Trafiliśmy na cudowną pogodę. Mimo to, część atrakcji nie była już czynna ze względu na porę roku. Latem dostępne jest jeszcze kąpielisko z dużą plażą, można wypożyczyć rowerki wodne, organizowane są warsztaty paleontologiczne dla dzieci. Do tego karuzele, dmuchane zjeżdżalnie, euro-bungy, trampoliny, automaty do gier, stymulatory..

My mieliśmy okazję odwiedzić prehistoryczne oceanarium (robi wrażenie!), zobaczyć dwa krótkie seanse w kinie 5D, przejechać tunelem czasu, spacerować ścieżką edukacyjną, skorzystać z kilku karuzel oraz bawić się do upadłego na placu zabaw i w małpim gaju.

Początkowo myślałam, że nie jest to miejsce, w którym można spędzić cały dzień. Bardzo się myliłam.
Same dinozaury nie zrobiły na dzieciach zbyt wielkiego wrażenia, ale za to plac zabaw wręcz przeciwnie. Był ogromny, zrobiony z pomysłem, bezpieczny, z atrakcjami przeznaczonymi dla dzieci w różnym wieku. Dzieci nie można było wieczorem ściągnąć do domu!
Na miejscu można zjeść smaczny i świeży obiad, w przystępnej cenie. Kawa i lody też były dobre, ale przekąski i napoje warto zabrać ze sobą- przynajmniej poza sezonem. W sklepie to co było, było bardzo drogie, a praktycznie nie było za bardzo z czego wybierać.

Niestety Jura Park dosyć trudno znaleźć nawet z nawigacją. Brak reklam czy znaków skutecznie utrudniają sprawę. Dobrze, że są tzw. miejscowi, którzy poratowali nas i dobrze pokierowali ;)
Oprócz tego, nie znalazłam żadnego miejsca przystosowanego dla karmiących mam, przewijak ukryty był standardowo w ubikacji, więc nie skorzystałam.
Przy minusach nie mogę nie wspomnieć o Tunelu Czasu, na który moim zdaniem nie warto tracić czasu. Czekał na nas trudny naukowy język plus kompletne bzdury z perspektywy chrześcijanina (wielki wybuch i te sprawy).
Oprócz tych trzech drobnostek, miejsce jest na prawdę godne polecenia.

Zdjęcia robione na szybko, z trójką dzieci u boku, więc nie są powalające, ale.. są :)


























Nieubrana

16.10.15 Komentarze 0


Wyszła z domu nieubrana. Goła, naga, obnażona.

W najnowszych szpilkach i eleganckiej sukience, pewnym krokiem, w nowy dzień wkroczyła.
Była nieubrana mimo, że ciuchy najmodniejsze nosiła i nienaganny makijaż zdobił jej twarz.
Kompletnie niegotowa na dzień pełen dobrych możliwości.

Widziała cierpienie, ale odwróciła twarz z obojętnością. Śpieszyła się bardzo i czasu nie miała.
Nie okazała współczucia.

Życzliwości innym skąpiła, bo akurat humoru nie miała.
Uprzejmość była jej obca.

Usłyszała kilka słów prawdy o sobie. Prawdy z miłością powiedzianej, nie z nienawiścią. Ale ona się słuchać nikogo nie chciała. Zawsze przecież lepiej wie.
Nie okazała pokory.

Nie starała się zrozumieć. Twardą ręką postanowiła rządzić, krótko podwładnych trzymać.
Nie było w niej łagodności.

Coś nie poszło po jej myśli. Nie tak jak planowała sprawy się potoczyły. Nie zastanawiała się długo- wybuchła. Słów niepotrzebnych całą masę wylała.
Nie okazała cierpliwości.

Ktoś inny błąd popełnił, przykrość jej sprawił i bardzo żałuje, ale ona już ręki więcej nie poda! Nigdy więcej nie zaufa i cześć nie odpowie! U niej nie ma drugich szans.
Nie okazała przebaczenia.

W swoich decyzjach nie kierowała się miłością.
Miłością, która tak doskonale wszystko łączy i spaja w jedną, sensowną całość.
Nadaje smak, znaczenie, wprowadza harmonię.

Nie to, co mamy na sobie nas zdobi.
Nie te ubrania dzień wcześniej wyprasowane i starannie dobrane.
Nie biżuteria błyszcząca i modna fryzura.
Nie markowa torebka na ramieniu przewieszona.

Nie to, co zewnętrzne mówi innym jakimi ludźmi jesteśmy i czy Boga mamy w sercu.
Choć tak pięknie ubrani, całkiem nadzy możemy zostać znalezieni.
Nieubrani. Niegotowi na to spotkanie najważniejsze.

To od ciebie zależy, co na siebie dzisiaj włożysz.
Od nas zależy, kogo ludzie przez nasze życie zobaczą.
Od nas zależy czy to uśmiech ozdobi naszą twarz.
Od nas zależy.

Tą starą naturę zabijajmy w sobie codziennie..choć boli.
Rozbierzmy te schodzone, brudne łachmany i to, co nowe załóżmy.
Bóg nam całą szafę możliwości oferuje: dobroć, uprzejmość, życzliwość, cierpliwość, łagodność, wybaczenie, współczucie, radość, pokora..i miłość Kochani.
Miłość przede wszystkim.





Ubierzmy się dzisiaj, jutro, za tydzień.. kolejny rok cały chodźmy ubrani i lata następne.

Każdego dnia, dla Bożej chwały, bądźmy ubrani w Jezusa.



Post powstał na podstawie poniższych fragmentów Biblii:

List do Kolosan 3;12-14
1 List Piotra 5;5
1 List do Tymoteusza 2;9-10
Przypowieści Salomona 31;25
2 List do Koryntian 5;3
List do Rzymian 13;14




Żeby docenić

13.10.15 Komentarze 0

                                   Żeby docenić wartość jednego roku, zapytaj studenta, 
                                                   który oblał końcowe egzaminy.

                                       Żeby docenić wartość miesiąca, spytaj matkę, 
                                       której dziecko przyszło na świat za wcześnie.

                                  Żeby docenić wartość godziny, zapytaj zakochanych
                                               czekających  na to, żeby się zobaczyć.

                                         Żeby docenić wartość minuty, zapytaj kogoś, 
                                                        kto spóźnił się na autobus.

                                        Żeby docenić wartość sekundy, zapytaj kogoś, 
                                                            kto przeżył wypadek.

                               Żeby docenić wartość setnej sekundy, zapytaj sportowca,
                                            który  na olimpiadzie zdobył srebrny medal.

                                                         Czas na nikogo nie czeka.

                                 Łap każdy moment, który ci został, bo jest wartościowy.


Moje Macierzyństwo

9.10.15 Komentarze 10

Zaczęło się od pragnienia nowego życia. Życia, o które moglibyśmy dbać, troszczyć się, kochać.

Dwie kreski na teście, ogromna radość, podekscytowanie, milion myśli na minutę.
Za jakiś czas wielki strach, że Go stracimy, zanim wszystko tak naprawdę się zacznie..
Modlitwa. Dużo modlitwy.

Dzięki Bogu ciąża donoszona, wszyscy czekają, Benek się uparł i każe na siebie czekać.
W końcu ból nie do opisania, kilka miłych położnych, kilka mniej..szpital, pierwsze łzy, pierwsza próba sił, szczęście nie do opisania.
Za 3 trudne dni dom i nas troje.
Wszystko nowe, obce, szczególne i pierwsze.
Kolki, nieprzespane noce, odwiedziny, płacz, przewijanie, godziny karmienia.. między tym wszystkim ogromne szczęście.
Studia w tle.
Pierwszy uśmiech, łzy szczęścia, zmęczenie, koniec kolek, AZS, alergia, swędzenie, bezradność.
Ząbkowanie.
Modlitwa. Dużo modlitwy.

Dwie kreski na teście, ogromna radość i uśmiechnięty, rezolutny Benio na kocyku.
Ciąża i Benio. Ciężko.
Mnóstwo radości i strach: 'Jak ja sobie poradzę'?!
Modlitwa. Dużo modlitwy.

Jaś- śliczny, zdrowy, grzeczny. Idealny.
Bunt dwulatka, zmęczenie, karmienie, brudna podłoga, niewyprasowane, niedoczas, obrona, zwątpienie, łzy.
Syndrom Najgorszej Mamy Ever.
Modlitwa. Dużo modlitwy.
..i to szczęście nie do opisania gdzieś, ale trudno je zauważyć.

Macierzyństwo na całego. 24 h na dobę, 7 dni w tygodniu.
Monotonia, długie noce, astma, radość, piękne chwile, niewyspanie.

Praca na etacie, wreszcie ciepła kawa, zwolnienie, powrót do 'normalności'.

Marzenia o córce.
Modlitwa. Dużo..

Dwie kreski na teście, ogromna radość, zaskoczenie i dwóch wymagających chłopców u boku.
Ciąża i chłopcy. Ciężko.
Modlitwa. Dużo.

Będzie Milenka! Sukienki, róż, koronki, kokardki, przepadłam.

Wielki strach, że nie zdążymy jej poznać.. Szpital, modlitwa.
Dom, leżenie, łzy. Chłopcy dają mi siłę.
Donoszona ciąża, pierwszy kwiecień i nareszcie jest z nami.
Ta Trzecia, wymodlona.

Pierwszy miesiąc ciężki. To nie miało być tak! Miało być bez kolek, bez płaczu. Dużo spania, mały aniołek..przecież dziewczynki to niby inne są..
Szczęście nie do opisania i łzy bezradności. I to zmęczenie..
Modlitwa.

I przyszło dzisiaj. Takie nieidealne dzisiaj. Jedno z wielu.
Choroby się ciągną jak Moda na sukces. Do tego niegrzeczni od rana tacy, że ja nie mogę..
Nie ma magii, fajerwerków i cierpliwości.
Modlitwa, głęboki oddech i liczę do 100..

Nie będę pisać, że u nas tylko takie fajne dni są- w zgodzie, porządku, wypełnione miłością.
Niestety..
Nie będę pisać, że te cuda w codzienności zawsze dostrzegam.
Niestety..
Nie napiszę, że nerwy mam zawsze na wodzy i nigdy na dzieci głosu nie podnoszę.
Niestety..
Że słów niektórych nie żałuję, nocą nie rozpamiętuję dnia poprzedniego.
Nie napiszę niestety.

Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Nikt też nie mówił, że momentami będzie aż tak ciężko.
Macierzyństwo jest tak wyjątkowe i tak trudne za razem, że ciągle na nowo mnie zadziwia.
To szczęście nie do opisania. Łzy szczęścia i te inne łzy też. Taki emocjonalny rollercoaster.
Ty wychowujesz dzieci, a Pan Bóg przez dzieci wychowuje ciebie.
Codziennie tego bycia mamą trzeba się uczyć i walczyć ze sobą nie raz.
Zmierzać się z prawdą o sobie, bo dopiero w ogniu niektórych sytuacji poznajemy siebie na prawdę.
Uczyć się trzeba to szczęście w macierzyństwie na co dzień dostrzegać. To samo nie przychodzi.
Niestety.

Bóg obdarzył mnie zaufaniem dając mi dzieci. Dziecko, to przecież dar z samego Nieba.
Ja dostałam aż trzy.

Zmyję więc z siebie ten dzień pod prysznicem.
Przebaczę sobie popełnione błędy i poproszę o przebaczenie.
Zwrócę się do Tego, który daje ukojenie.
Odpocznę, w ciszy posiedzę, zasnę z nadzieją na dobrą noc.

A jutro wstanę gotowa do nowego dnia, kawę zaparzę, dzieci przytulę i sobie przypomnę, jak bardzo zawsze chciałam być mamą i jak bardzo kocham nią być..mimo wszystko.

Przecież ja wszystko mogę w Tym, który mnie wzmacnia. W Chrystusie.
I Ty też możesz droga Mamo. Ty też.









Motylek DIY

8.10.15 Komentarze 5

Było to jeszcze przed urodzeniem Milenki, kiedy szperałam w internecie wyszukując te wszystkie potrzebne i mniej potrzebne gadżety dla noworodka.
Pościel, kocyki, ubranka, łóżeczko, ozdoby do jej kącika w naszej sypialni..i pewnego dnia natknęłam się na TO.


Zakochałam się od pierwszego wejrzenia.
Genialny pomysł, piękna pamiątka i niebanalna dekoracja w jednym.
Wiedziałam, że kiedyś muszę zrobić to samo stópkami Milenki.
W dniu, kiedy skończyła 6 miesięcy, na reszcie udało mi się zrealizować te plany.

Mam dla was dzisiaj krótki DIY.
Nie było łatwo zrobić relację zdjęciową, bo półroczne dziecko + farby, to nienajlepsze połączenie.. ale kilka momentów udało mi się uwiecznić.

1. Na początku musisz przygotować wszystkie potrzebne rzeczy, żeby nie biegać po całym domu już w trakcie pracy.



Potrzebne będą:

  • biała kartka o gramaturze ok. 200g (może być ozdobna, do kupienia na sztuki w każdym sklepie papierniczym)
  • farby plakatowe
  • pędzelek lub patyczki do uszu
  • pojemniczek do mieszania kolorów, jeśli masz zamiar to robić (ja użyłam pokrywki ze słoika)
  • chusteczki higieniczne- najwygodniejsze będą takie wyciągane
  • nawilżane chusteczki- ja o tym nie pomyślałam 'przed' i było ciężko ;)
  • podkładka tekturowa, żeby nie ubrudzić podłogi
  • ołówek
  • ktoś do pomocy jest na wagę złota :) ja robiłam to sama i rzeczywiście momentami brakuje rąk

2. Wymieszaj farbki, aby uzyskać odpowiadający ci kolor.



3. Wszystko najlepiej robić na podłodze. Połóż więc dziecko na kocyku i odsłoń stópki. Jeśli jest na tyle duże, żeby bawić się zabawkami- miej ich kilka w pogotowiu. Smoczek również jest mile widziany. Najlepiej, żeby nasz pociecha była przewinięta i najedzona, w przeciwnym razie współpraca może być utrudniona- wiem z doświadczenia ;)




4. Pomaluj stópkę dziecka dosyć solidną warstwą farby. Ja robiłam to palcem- tak jest chyba najwygodniej i nie gilgocze tak bardzo.



5. Wyczuj odpowiedni moment do odbicia stópki. Musisz zrobić to pewnie, lekko dociskając. Stópki muszą być odbite odrobinę na ukos- lewa po prawej stronie, prawa po lewej.
Po odbiciu pierwszej, wymyj ją nawilżanymi chusteczkami, wytrzyj do sucha chusteczką higieniczną i pomaluj drugą stópkę.
Odbicie drugiej stópki jest o wiele trudniejsze. Powinno być podobne do pierwszego odbicia, żeby skrzydełka motylka były symetryczne. Musi być też odpowiednio umiejscowione- zwróć uwagę na to, żeby zostawić małą przerwę między odbiciem jednej i drugiej stópki na namalowanie korpusu motyla (domalujemy go później)
Nie zalecam szkicowania ołówkiem korpusu motyla. Ja tak zrobiłam, chcąc sobie ułatwić. Niestety po odbiciu stópki ołówek przebijał spod farby i nie można było go wygumować.

6. Jeśli udało Ci się odbić obie stópki- najtrudniejsze za Tobą.
Można troszeczkę ulepszyć odbicia stóp- uzupełnić braki itp, żeby było jak najbardziej symetrycznie. Czekamy aż farba wyschnie.

7. Ołówkiem dorysuj korpus motyla i czułki, uzupełnij kolorem.



Gotowe :)

Można pod spodem napisać imię dziecka, datę urodzenia lub co tylko chcecie, a następnie włożyć do ramki.

Nasze dzieło nie jest doskonałe, ale na pewno jest wyjątkowe.



Chlebek dyniowy

6.10.15 Komentarze 0

Dzisiaj podzielę się z wami jednym z moich ulubionych przepisów- przepisem na Chlebek dyniowy.
Sezon na dynie już się zaczął, więc nie powinno być żadnego problemu z kupieniem jej nawet w supermarkecie.

Chlebek robi się bardzo szybko i podobnie jak przy muffinach, do mieszania składników potrzebujemy jedynie łyżki. Mikser jest całkowicie zbędny.

Oprócz tego, że przepis jest bardzo prosty, chlebek jest na prawdę pyszny i zdrowy. Dla mnie połączenie tych trzech cech = przepis idealny. Z powodzeniem można wziąć kawałek ze sobą do pracy lub włożyć dziecku do plecaka na drugie śniadanie. Ja osobiście uwielbiam go z kawą o każdej porze dnia :)

Oryginalny przepis pochodzi z tego bloga:
http://www.kwestiasmaku.com/

Ja troszeczkę go zmodyfikowałam, bo kocham cynamon i mam alergię na miód.



Chlebek Dyniowy

Składniki:
150-200g pieczonej dyni*
2 szklanki mąki- po jednej szklance mąki razowej i białej
1,5 szklanki płatków owsianych
3/4 szklanki brązowego cukru (cukier można zastąpić miodem)
2 płaskie łyżeczki sody oczyszczonej
2-3 łyżeczki cynamonu
50 g roztopionego masła
1/4 szklanka oliwy z oliwek
2 czubate łyżki dżemu
2 jajka
1 duży dojrzały banan

pestki dyni
rodzynki lub orzechy

Przygotowanie:
- przygotowujemy tzw. 'keksówkę' (8,5 cm x 27 cm) wykładając ją papierem do pieczenia,
- nastawiamy piekarnik na 180 stopni,
- w misce rozgniatamy widelcem dynię oraz banana. Jeśli ktoś woli, można użyć blendera,
- dodajemy roztopione masło, oliwę, dżem i jajka, wszystko dokładnie razem mieszamy,
- w drugiej misce należy wymieszać suche składniki czyli mąkę, płatki owsiane, cukier sodę i cynamon,
- mokre składniki łączymy z suchymi i delikatnie mieszamy łyżką tylko do momentu, aż składniki się przemieszają,
- opcjonalnie można dodać do ciasta rodzynki lub posiekane orzechy,
- masę przełożyć do wcześniej przygotowanej formy, posypać pestkami dyni i wstawić do nagrzanego piekarnika,
- piec 45-60 minut, aż do tzw. suchego patyczka,
- po upieczeniu ciasto najlepiej zostawić do lekkiego przestygnięcia, następnie wyjąć z formy i studzić na kratce (jeśli zdążysz- my jemy jeszcze gorące).

*  są różne szkoły pieczenia dyni. Ja osobiście preferuję sposób, w którym:
- obieramy dynię, drążymy środek i kroimy w kostkę,
-  przekładamy do naczynia żaroodpornego lub na wyłożoną papierem do pieczenia blachę,
-  polewamy oliwą z oliwek, (można wymieszać, aby oliwa pokryła każdy kawałek)
-  pieczemy w 200 stopniach około 1 godziny.

Najlepiej jest upiec większą ilość dyni na raz, zmiksować blenderem na puree i zamrozić w porcjach, które później można wykorzystać np. do chlebka z dzisiejszego przepisu :)


Smacznego!









Taki tydzień

3.10.15 Komentarze 1

Dużo się działo w naszym domu przez ostatnie dni.
Trochę poprzestawiało nasze poukładane życie chorowanie moje i Milenki.
Do tego szkoła, przedszkole, praca ...ząbkowanie.
Taki gorszy tydzień się zdarzył i już.

Jednak dobry i taki tydzień, jeśli pomoże przypomnieć jak wiele się ma.

Bo takie cięższe dni sprawiają, że jeszcze bardziej doceniam mojego troskliwego męża. Doceniam, że mogę chorować jak człowiek, a nie jak mama trójki dzieci. Przecież wszyscy wiemy, że mamy nie leżą w łóżkach jak są chore..ja mogłam leżeć.
Jeszcze bardziej doceniam w te cięższe dni, że mam mamę zaraz obok. Dziękuję Bogu za ciepły obiad który zrobi, kiedy ja nie jestem w stanie. Dziękuję za to, że z Mili posiedzi i Jasia z przedszkola odbierze. U Niej słowa 'zadzwoń, jak będziesz czegoś potrzebowała', to nie tylko słowa. No i te bułki świeże rano. Jak do miasta jedzie, to zawsze pamięta.
Doceniam życzliwą sąsiadkę, co Benia do szkoły czasami podwozi i ze szkoły odbiera, choć wcale nie musi.
Doceniam, że z Mili do lekarza nie ma potrzeby się tłuc i w kolejce czekać jak mi przez ręce leci, bo taka słaba. Ja pediatrę mam na telefon. O każdej porze dnia i nocy. To taka Pani doktor, co by dla naszej Mili wszystko zrobiła- bo to babcia przecież.

Takie cięższe tygodnie uświadamiają mi, że szczęściara ze mnie, bo nie muszę żyć w bólu. Niektórzy z bólem spać idą i z bólem wstają. Z bólem cały dzień walczą i znowu spać idą i ... Niektórzy z bólu mdleją kilka razy w tygodniu, jak jest gorszy czas. Znam i takich. A mnie tylko brzuch trochę bolał przecież i że niby ciężko..
Nie wiem jak to jest chemię brać i dzięki Bogu tylko o tym słyszałam. W tej mojej małej chorobie tak Bogu dziękowałam, że nas od tego chroni. Że nie muszę się tak czuć, bo kolejną serię biorę, ale jakiś wirus mnie dopadł tylko. Teraz znowu pełna chęci mogę żyć. Zdrowa jestem i silna.

I za dzieci zdrowe dziękuję. Trudno słowami wyrazić, jak bardzo Bogu jestem wdzięczna. Bo kiedy tak patrzysz jak ci dziecko leży bez życia, takie słabe i blade w czasie zwykłej gorączki, to nie możesz sobie wyobrazić co rodzic przeżywa, jak dziecko z poważną chorobą się zmaga. I cierpi. Wtedy na pewno brakuje tego śpiewania od świtu, tysiąca pytań przy śniadaniu, biegania po całym domu. Nawet tego wrazidlactwa brakuje i fochów co wieczór przed pójściem spać.  Dlatego doceniam i z pokorą dziękuję.

Taki tydzień. W sumie dobry tydzień.
Wirus wreszcie odpuścił, w szkole i przedszkolu dzieci szczęśliwe, praca jest..a zęby kiedyś wyjdą.
I wszystko po staremu. Wszystko wróciło do normy.
Dziękuję Ci Boże.
Jak dobrze.